Autor Wiadomość
Keth
PostWysłany: Sob 20:17, 25 Wrz 2010    Temat postu:

Czuwający w Mroku brzmią jak najbardziej poprawnie i tego zresztą przekładu starałem się używać jeszcze w prastarych czasach gildiańskich. Tym razem pozwoliłem sobie na mały eksperyment, ponieważ Czuwający w Mroku nieodparcie zbytnio kojarzyli mi się z ludźmi, a przynajmniej formą życia bardzo do ludzi zbliżoną. Czuwacze miały w sobie jakiś taki posmak obcości, całkowicie zresztą uzasadnionej zważywszy na fakt, kim naprawdę są... ale potwierdzam, że eksperyment się nie udał, bo nawet mnie się ta forma przekładu nie podoba i w przyszłości już nie wystąpi! Laughing
Corey
PostWysłany: Pon 20:42, 20 Wrz 2010    Temat postu:

Keth napisał:

Czując szaleńcze tempo bijących jednocześnie serc Zahariel przesuwał spojrzeniem po dziedzińcu szukając śladu Czuwaczy w Mroku. Niebieska poświata i wściekły eteryczny wiatr zniknęły w ułąmku chwili, a kiedy bibliotekarz odzyskał jasność widzenia, ujrzał stojącego opodal w bezruchu Luthera. Mistrz Calibanu spoglądał na Zahariela czujnym wzrokiem.

.


Czuwających w Mroku - brzmi lepiej i chyba poprawniej.

Śledzę temat i z niecierpliwością zawsze oczekuje kolejnych odcinków.
Keth
PostWysłany: Nie 10:46, 19 Wrz 2010    Temat postu:

Horus Heresy #11 - FALLEN ANGELS by Mike Lee

ROZDZIAŁ IV - KWESTIONOWANE ZAUFANIE

Caliban, 200 rok Wielkiej Krucjaty Imperatora

ZŁY WIATR wiał w korytarzach Aldurukhu, ale Zahariel lękał się, że tylko on jeden czuł na sobie jego podmuch. Wewnętrzny dziedziniec wyglądał tak samo jak za czasów jego młodości; białe kamienie utrzymywane były w nieskazitelnej czystości, swą barwą podkreślając kontrast między sobą i ciemnoszarymi kamieniami tworzącymi wkomponowaną w dziedziniec setki lat temu spiralę. Bractwo korzystało z niej w formie instrumentu nauczania fechtunku, czyniąc z łukowatych linii spirali podstawę w nauczaniu walki na broń białą, ale brat-bibliotekarz Israfael twierdził, że starożytny wzór miał dużo istotniejsze znaczenie. Wędrujcie Labiryntem I dziennie medytujcie – powtarzał swoim uczniom – Koncentrujcie uwagę na ścieżce, a ona przeistoczy się w pryzmat waszych umysłów.

Zahariel stąpał po spirali powolnymi krokami, z głową okrytą ciężkim kapturem i dłoniami wsuniętymi w rękawy komży. Jego oczy przesuwały się wzdłuż łuków pozornie nieskończonego wzoru, ale przesłaniała je leciutka mgiełka nieobecności. Umysł bibliotekarza zwrócony był w stronę eterycznego wymiaru, uginając się pod naporem niewidzialnego sztormu.

Legionista czuł chłoszczące go uderzenia mocy Osnowy, przesycone gniewem i niepokojem. Israfael nie omieszkał przestrzec go podczas podróży z Sarosh na Caliban, że pływy Osnowy są na tym świecie znacznie silniejsze, niż na którymkolwiek z dotychczas odwiedzonych światów; poświęcił też ogromną część swego czasu na studiowanie tego fenomenu od chwili lądowania na Calibanie. Sam Zahariel nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że w przeciągu ostatnich kilku miesięcy eteryczna energia otaczająca ogromną fortecę przybrała na intensywności. Anioł wiedział, że Osnowa była niezmiernie wrażliwa na silne emocje, zwłaszcza zaś te pochodzące z mrocznej części ludzkiej natury: lęk, rozpacz i nienawiść. Biorąc pod uwagę niepokojące wydarzenia mające miejsce za murami Aldurukhu przybierający na sile niewidoczny wiatr zdawał się przepowiadać nadchodzące szybko nieszczęścia.

Cywilne niepokoje szerzące się na powierzchni Calibanu budziły coraz większe zatroskanie Zahariela, tym bardziej, że zrodziły się tak dawno temu. Bibliotekarz był głęboko poruszony świadomością tego, że od początku można było wykryć owo zagrożenie. Po rozmowie z Lutherem spędzał każdą wolną od inych obowiązków chwilę na przeszukiwanie ogromnych fortecznych archiwów. Imperialne instytucje monitorowały każdy element rozrastającej się w błyskawicznym tempe calibańskiej sieci telekomunikacyjnej i każda transmisja danych – od prywatnej poczty elektronicznej po komunikaty prasowe – była archiwizowana w ramach standardowej procedury magazynowania danych. Zahariel zdążył do tej pory przejrzeć zapisy z ostatnich kilku lat, a jego trening Astartes pozwalał w niebywałym tempie odnajdywać te właśnie informacje, które były mu potrzebne. Ich ukryte znaczenie było doskonale widoczne dla umysłu, który przeszedł niebywałą edukację w dziedzinie militarystyki.

Na Calibanie działał ruch wyzwoleńczy. Był dobrze zorganizowany, dobrze wyposażony i rósł w siłę z każdym kolejnym dniem. Sytuacja ta miała miejsce nie od miesięcy czy kilku lat jak zakładał wstępnie Luther, lecz od co najmniej dekady. Ktokolwiek stał za tym spiskiem, działał w sposób niezwykle ostrożny, rozpoczynając od niewielkich niepokojów społecznych w oddalonych od centrum władz społecznościach i szerząc się w miarę pozyskiwania doświadczenia. Rozliczne raporty na temat wypadków przemysłowych w fabrykach uzbrojenia i innych zakładach o znaczeniu strategicznym niezmiennie wskazywały na nieszczęśliwe wypadki powodowane zbyt agresywnymi normami produkcyjnymi, ale teraz Zahariel zastanawiał się ustawicznie, ile z tych przypadków miało za zadanie tuszować kradzież nowoczesnej broni oraz inego ekwipunku wojskowego. Dochodzenia prowadzone przez urzędników Munitorium oraz lokalne konstabulatorium pozostawiały wiele do życzenia, ale imperialna administracja na Calibanie była drastycznie przeciążona pracą i nie dysponowała dostateczną ilością pracowników, by sprawować nad planetą całkowitą kontrolę. Służby porządkowe Calibanu bez wątpienia schrzaniły robotę i zakonik odnalazł dostatecznie wiele dowodów na to, że przez wiele lat urzędnicy śledczy skuteczni ukrywali swą nieudolność, ale… jak cudem Luther o tym nie wiedział?

Upiorne wrażenie ucisku przez moc Osnowy zelżało niczym niczym zdmuchnięta świeca. Zahariel zatrzymał się na chwilę, wziął głęboki oddech i podjął ponowną próbę skoncentrowania swego umysłu. Z trudem akceptował fakt, że Luther tak długo pozostawał nieświadomy zajść na powierzchni planety. Dowódca Aldurukhu był geniuszem, jednym z naprawdę nielicznych śmiertelników mogących konwersować z Jonsonem niczym równy z równym. Zahariel wiedział, że Luther monitorował raporty Administratum, lokalnej milicji i konstabulatorium na zasadzie ustawicznej kontroli – był to jeden z jego codziennych obowiązków jako gubernatora Calibanu. Jeśli ukryte pomiędzy zdaniami niebezpieczeństwo było widoczne dla bibliotekarza, w oczach Luthera powinno wręcz płonąć jaskrawym blaskiem. Implikacje takiego, a nie innego rozwoju sytuacji były co najmniej niepokojące.

Zahariel szczerze żałował, że nie miał przy sobie nikogo, z kim mógłby się podzielić swymi troskami. Kilka razy rozważał możliwość wyjawienia obaw bratu Israfaelowi, ale zdecydowany i bezkompromisowy charakter starszego bibliotekarza wciąż Zahariela przed tym powstrzymywał. Jedynym innym członkiem Legionu darzonym przez niego zaufaniem był mistrz Remiel, a on już odszedł.

Młody bibliotekarz skierował spojrzenie ku przestworzom po raz kolejny żałując w duchu, że Nemiel też nie został wysłany z powrotem do domu. Zahariel wiedział, że jego kuzyn bywał czasami przesadnie cyniczny, ale akurat teraz desperacko potrzebował pomocy kogoś równie pragmatycznego jak Nemiel. Chociaż legionista z całych sił pragnął wciąż postrzegać Luthera za honorowego i godnego lojalności rycerza, posiadał też obowiązki wobec Legionu, swego Primarcha oraz – ponad wszystko – wobec Imperatora. Jeśli w szeregach jego braci rodziła się korupcja, musiał podjąć odpowiednie kroki bez względu na to, kto mógł być w te wydarzenia zamieszany, lecz wpierw chciał pozyskać w tej kwestii całkowitą pewność. Morale wśród calibańskich legionistów i tak było już dostatecznie nadwerężone. Po raz kolejny odetchnął głęboko i podjął próbę skoncentrowania się na medytacjach. Zamknął oczy przywołując z pamięci mentalne mantry wyuczone pod ręką brata Israfaela, by z ich pomocą oczyścić umysł z rozpraszających go myśli. Odświeżył głowę ogniskując się na bezgłośnej recytacji.

Niewidoczny wiatr omiótł go ponownie, tym razem z zaskakującą siłą. Niedostrzegalny dla zwykłych śmiertelników i pozbawiony materialnego wymiaru, mimo to dosłownie napierał na bibliotekarza. Siła jego oddziaływania niemal cofnęła mężczyznę z miejsca, toteż legionista otworzył mimowolnie oczy i znalazł się pośrodku zdumiewającego zjawiska.

Bladoniebieska poświata kąpała w swym blasku dziedziniec, podobna do księżycowego blasku, ale poruszająca się na podobieństwo rozlanego oleju. Strumienie eterycznej mocy krążyły wokół Zahariela tworząc smugi czerni i szarości; kiedy zbytnio koncentrował na nich swą uwagę, przybierały niepokojące kształty wywierające ucisk w umyśle mężczyzny. Pod sklepieniem jego czaszki zdawał się wibrować odległy, dysharmoniczny jęk przywodzący na myśl zawodzenie. Intensywność tego zjawiska na ułamek chwili pozbawiła młodego bibliotekarza pewności siebie. Utracił koncentrację… a mimo to wizja miasto zelżeć przybrała na mocy.

Niskie postacie w kapturach zdawały się poruszać na krańcu jego pola widzenia, a potem w umyśle Anioła rozległ się jakiś głos, nieludzko obcy, a zarazem przerażająco znajomy.

Pamiętaj o złożonej przysiędze.

Zahariel wydał z siebie zduszony okrzyk i obrócił się na pięcie szukając źródła tego głosu. Jego umysł wypełnił się natychmiast wspomnieniami z polowania na calibańskiego lwa, które miało miejsce pięćdziesiąt lat temu. Wciąż pamiętał doskonale wędrówkę po odległej części lasu bardziej nawiedzonej i przesiąkniętej prastarym złem niż kiedykolwiek mógłby się spodziewać i spotkanie z przedziwnymi zakapturzonymi istotami, które go tam zatrzymały.

Czując szaleńcze tempo bijących jednocześnie serc Zahariel przesuwał spojrzeniem po dziedzińcu szukając śladu Czuwaczy w Mroku. Niebieska poświata i wściekły eteryczny wiatr zniknęły w ułąmku chwili, a kiedy bibliotekarz odzyskał jasność widzenia, ujrzał stojącego opodal w bezruchu Luthera. Mistrz Calibanu spoglądał na Zahariela czujnym wzrokiem.

- Coś się stało, bracie? – zapytał cicho Luther, głosem zdradzającym troskę, ale z kamienną twarzą. Zahariel opanował się błyskawicznie, kontrolując wydzielanie adrenaliny do krwi i obniżając puls za pomocą kilku oddechów.

- Brat-bibliotekarz Israfael udzieli mi reprymendy, kiedy się dowie, że ktoś mnie zaskoczył podczas medytacji – odpowiedział czując jednocześnie zszokowanie na samą myśl o tym jak gładko kłamstwo przeszło przez jego usta.Na dziedzińcu zapadła na chwilę cisza. Luther spoglądał na Zahariela przez długą chwilę w milczeniu, potem uśmiechnął się bez cienia wesołości.

- Sporo mamy na głowie w tych ostatnich czasach, prawda?

- Więcej niż zazwyczaj – odpowiedział naprędce Zahariel.

Luther skinął głową. Przemierzył dziedziniec szybkim krokiem, wciąż skrywając prawiwe uczucia pod kamienną maską.

- Szukałem cię w całej fortecy – oznajmił.

- Dlaczego nie wywołałeś mnie przez radio? – zmarszczył czoło Zahariel.

- Ponieważ pewnych rzeczy nie powinno się omawiać przez radio – odpowiedział cicho Luther – Mam zamiar odbyć bardzo prywatne spotkanie i chciałbym, żebyś mi towarzyszył.

- Oczywiście – odpowiedział natychmiast legionista, chociaż jego zdziwienie jeszcze się pogłębiło – To bardzo późna pora, bracie. O co chodzi? Czy coś się stało?

- Godzinę temu powstańcy uderzyli na kuźnie, fabryki i budynki Administratum na całym Calibanie – oblicze Luthera pociemniało wyraźnie – Zaraz potem wybuchły zamieszki w niektórych arko logiach, również w tej nowej w Northwilds – mężczyzna skrzywił gniewnie usta – Konstabulatorium nie radziło sobie z utrzymaniem porządku, więc wprowadziłem do akcji dziesięć regimentów Jagerów.

Zahariel znieruchomiał porażony tymi wieściami. Znienacka wcześniejsza niezrozumiała decyzja Luthera o wstrzymaniu transferu posiłków dla Legionu wydała się błogosławieństwem. Powstanie na Calibanie weszło w niebezpieczną nową fazę. Jego umysł zaczął pracować w gorączkowym rytmie analizując poziom gotowości bojowej, czasu niezbędnego do mobilizacji oraz procesów logistycznych dotyczących legii Astartes oraz jednostek pomocniczych na powierzchni planety.

- Będzie to spotkanie operacyjne czy strategiczne? – zapytał – Potrzebuję kilku minut na zebranie odpowiednich danych.

- Ani jedno ani drugie – odparł Luther przyjmując ponownie kamienną minę – Przywódcy rebeliantów skontaktowali się z lordem Cypherem. Chcą spotkać się ze mną pod flagą posłów, a ja się zgodziłem. Przybędą tu za godzinę.
Keth
PostWysłany: Śro 16:17, 18 Sie 2010    Temat postu:

- ZWIĘKSZYC PRĘDKOŚC - polecił Jonson obserwując zmieniające się ustawicznie parametry na ekranie taktycznym. Zgrupowanie floty znajdowało się mniej niż ćwierć miliona kilometrów od Diamatu, w zasięgu sensorów szerokopasmowych okrętów przekazujących na mostek flagowej jednostki dane w czasie rzeczywistym.

Od chwili starcia z eskadrami patrolowymi minęła godzina z okładem. Stormbirdy zostały podjęte na pokłady, przezbrajano je pośpiesznie przygotowując do następnego startu. Nemiel oczekiwał, że lojalistyczne eskortowce zostaną wycofane na tyły formacji, ale Jonson pchnął nadwerężone eskadry kursem mającym wyprowadzić je na daleką lewą flankę nieprzyjacielskiej formacji tworzącej zaporę pomiędzy siłami Primarcha i planetą. Rebelianckie transportowce wciąż tkwiły na wysokiej orbicie Diamatu, chronione przez kordon ośmiu krążowników.

Nemiel czuł pomruk olbrzymich sekcji napędowych wprawiający w wibracje pokłady Invincible Reason, kiedy barka przyśpieszała do swej maksymalnej prędkości. Okręt flagowy i osłaniające go dwa krążowniki szturmowe przyjęły szyk grotu, czyniąc z siebie główne cele dla nieprzyjacielskich sekcji ogniowych. Okręty Astartes, skonstruowane z myślą o przebijaniu się przez pierścienie planetarnych systemów i zrzucie desantu prosto na powierzchnię globu, były jeszcze ciężej opancerzone niż klasyczne okręty liniowe. Jonson zakładał, że wróg skupi ostrzał właśnie na barce, kupując pozostałym jednostkom dość czasu, by zdążyły wejść w zasięg efektywnego ognia.

- Odpowiedź na nasze wezwania? – zapytał kapitana Steniusa Primarch. Obsada mostka próbowała nawiązać łączność radiową z imperialistami na Diamacie od momentu wejścia w zasięg nadajników. Kapitan pokręcił przecząco głową.

- Jeszcze nie – odpowiedział – Wykryliśmy ślady silnej jonizacji w atmosferze, toteż obawiam się, że nie zdołamy wyemitować dostatecznie silnego sygnału, dopóki nie znajdziemy się na orbicie.

- Broń atomowa? – spytał Jonson. Kapitan kiwnął głową.

- Rebelianci wykonali prawdopodobnie kilkunastu bombardowań nuklearnych wymierzonych w strefy koncentracji wojsk oraz instalacje obronne.

- Zdołali się wedrzeć do kuźni? – zapytał Nemiel.

- Jeśli nie, muszą być bardzo blisko osiągnięcia celu – odparł Jonson – W przeciwnym przypadku te transportowce zeszłyby z orbity natychmiast po odkryciu naszej obecności w systemie – Primarch wskazał na ikony identyfikujące pozycje krążowników eskorty – Nie zostawiliby też przy nich tak silnej osłony, gdyby w ładowniach nie było już czegoś cennego, więc musimy przyjąć, że nieprzyjaciel zdołał przejąć co najmniej część pomniejszych kuźni. Jeśli na dole wciąż pozostają aktywne jakieś lojalistyczne jednostki, będą skoncentrowane wokół kompleksu głównej kuźni oraz fabryk Tytanów.

- Tytanów? – powtórzył Nemiel – Na Diamacie stacjonuje jakieś legio?

- Legio Gladius – odpowiedział Jonson – Pechowym zbiegiem okoliczności ich machiny zostały przydzielone do Dwudziestej Siódmej Floty Ekspedycyjnej, operującej daleko na galaktycznym południu. Śmiem dodać, że z rozkazu Horusa.

- Jakimi siłami dysponowali obrońcy?

Jonson milczał przez krótką chwilę, analizując w pamięci dane.

- Osiem regimentów Tanagrańskich Dragonów, dwa regimenty pancerne oraz kilka batalionów ciężkiej artylerii.

Nemiel kiwnął w odpowiedzi głową. Był to całkiem pokaźny planetarny garnizon, redemptor zastanawiał się jednak jak wiele jednostek wciąż jeszcze istniało.

- A siły wewnętrzne kuźni?

- Nieznana liczba żołnierzy Mechanicum – wzruszył ramionami Jonson – Słudzy Marsa nie są zobligowani do przekazywania nam tego rodzaju wojskowych informacji – Primarch ponownie umilkł studiując wzrokiem obraz na taktycznym wyświetlaczu, potem wyprostował się i potrząsnął głową – Nie sądzę, by rebelianci oddelegowali ze swego zgrupowania jakiekolwiek jednostki mające przechwycić nasze eskortowce. Będą wierzyli, że krążowniki eskorty na wysokiej orbicie bez trudu je odpędzą, a to oznacza, że my będziemy się musieli zająć dwunastoma jednostkami liniowymi wroga.

- Dziesięć minut do nawiązania kontaktu bojowego, panie – powiedział Stenius – Rozkazy?

- Stormbirdy gotowe do następnego lotu?

- Dwie eskadry gotowe u nas, Amadis zgłasza gotowość jednej. Na Adzikelu mają pożar w hangarze po kraksie uszkodzonej maszyny. Przewidują czternastominutową przerwę przed odzyskaniem zdolności operacyjnej.

- Bitwa zacznie się za dziesięć – mruknął Jonson – Dobrze. Nawiążcie kontakt z eskortowcami. Niech przygotują wyrzutnie torped i będą gotowi na polecenie zmiany kursu. Przekierunkować ten sam sygnał do reszty okrętów z zastrzeżeniem, że nikt nie może otworzyć ognia bez mojego rozkazu.

Stenius ukłonił się nieznacznie i zaczął wydawać stosowne rozkazy. Wyświetlany na ekranie taktycznym dystans pomiędzy obiema flotami malał w ogromnym tempie, pierwsze jednostki miały się za chwilę znaleźć w zasięgu ekstremalnym broni. Nemiel przypomniał sobie zaciekłość starcia z eskadrami patrolowymi i zesztywniał gotując się na kolejną konfrontację.

Rdzeń nieprzyjacielskiego zgrupowania skoncentrowany był na czterech krążownikach liniowych. Przy tej odległości do wroga oficerowie na pokładzie flagowego pancernika lojalistów zidentyfikowali je definitywnie jako krążowniki liniowe klasy Avenger Forinax i Leonis oraz klasy Vengeance Castigator i Vindicare. Na każdej flance tej potężnej eskadry znajdowała się grupa czterech mniejszych krążowników, będąca kombinacją uzbrojonych w ciężkie baterie burtowe Crusaderów oraz szybkich, wyposażonych w lance Armigerów. Mroczne Anioły mogły im przeciwstawić bojową barkę i dwa krążowniki szturmowe oraz krążowniki liniowe klasy Avenger Iron Duke i Duchess Arbellatris oraz ciężki krążowniki klasy Infernus Flamberge i Lord Dante. Chociaż rebelianci dysponowali większą ilością okrętów i wyraźną przewagą ogniową, nie posiadali już żadnych jednostek mogących wystrzelić torpedy – niewielki szczegół, na bazie którego Jonson zamierzał skapitalizować swe zwycięstwo.

Mijały kolejne sekundy. Kapitan Stenius nie odrywał spojrzenia od ekranu taktycznego.

- Znajdujemy się w zasięgu broni torpedowej – oznajmił w pewnym momencie.

- Jeszcze nie – odpowiedział Jonson obserwując okręty zwiadowcze wymijające rdzeń floty nieprzyjaciela i wciąż przyśpieszające na kursie przechwytującym tkwiące na orbicie Diamatu transportowce.

- Dwie minuty do wejścia w zasięg ekstremalny baterii pokładowych – dodał kapitan.

- Jakakolwiek forma łączności z powierzchni planety? – spytał Primarch.

- Brak – zaprzeczył krótko kapitan.

- W porządku – Jonson odwrócił się w stronę Nemiela – Jeśli nie nawiążemy łączności z gubernatorem lub jego zastępcami do chwili wejścia na orbitę, zamierzam zrzucić oddziały szturmowe na teren wokół głównej kuźni. Waszym rozkazem będzie jej zabezpieczenie i eliminacja wszystkich rebelianckich jednostek w strefie działań. Jasne?

- Tak jest, mój panie! – odpowiedział natychmiast redemptor.

Lojalistyczna flota przyśpieszyła zmierzając wprost na lufy rebelianckich baterii. Dwie minuty później jeden z oficerów wykrzyczał ostrzeżenie, które przecięło ostrym dźwiękiem przestrzeń mostka.

- Pod ostrzałem!

- Wszystkie okręty, przygotować się na ostrzał! – wyrzucił z siebie Primarch.

Słupy laserowego światła wystrzeliły z dziobów rebelianckich krążowników rozpalając ciemność kosmosu oślepiającym blaskiem. Większość z nich uderzyła w dziobowe segmenty Invincible Reason i krążowników szturmowych budząc do życia ich pola siłowe, skrzące się kopułami migotliwej energii. Fioletowe światło migotało na powierzchni pancernych okien mostku, a odgłos potężnych uderzeń przetaczał się przez pokłady flagowca.

- Przebicie kadłuba, pokład dwunasty, przedział sześćdziesiąt trzy! – krzyknął jeden z oficerów – Brak informacji o ofiarach!

Kapitan Stenius przyjął raport kiwnięciem głowy, obejrzał się w stronę Primarcha.

- Mamy odpowiedzieć ogniem, panie?

- Jeszcze nie – odparł Jonson studiując w skupieniu ekran taktyczny – Sygnał dla grupy eskortowej. Przejście na kurs jeden dwa zero i atak torpedowy na nieprzyjacielskie krążowniki liniowe.

Okręty Astartes przemknęły przez rosnące chmury plazmy i zatomizowanych fragmentów zewnętrznego poszycia kadłubów zbliżając się coraz bardziej do nieprzyjaciela. Rebelianci zaczęli powolny zwrot obracając w kierunku napastników swe najeżone mrowiem baterii artyleryjskich burty. W tej samej chwili, kiedy buntownicy rozpoczęli ten manewr, Nemiel zauważył na ekranie zmianę kursu okrętów eskortowych. Zatoczywszy niewielki łuk niszczyciele i lekkie krążowniki znalazły się dokładnie za wrogimi okrętami, ukryte przed ich sensorami dzięki zakłóceniom generowanym przez sygnatury energetyczne napędów.

Rebelianci wpadli w pułapkę. Na twarzy Jonsona pojawił się chłodny uśmiech.

- Sygnał do Amadisa i Adzikela. Namierzyć wrogie krążowniki liniowe i wystrzelić torpedy. Kapitanie, ostrzał wedle uznania.

Z pokładów rebelianckich okrętów wystrzeliło jeszcze więcej promieni laserowej energii, do ostrzału zaczęły się jednocześnie włączać ich baterie burtowe miotające w lodowatą przestrzeń gigantyczne pociski. W tej samej sekundzie okręty Astartes wystrzeliły torpedy, pospołu z niszczycielami ostrzeliwując nimi największe jednostki nieprzyjaciela. Barka dygotała ustawicznie pod wpływem kolejnych trafień, klaksony alarmowe wyły nieustannie.

- Liczne trafienia, pokłady piąty do dwudziestego! – padło głośne ostrzeżenie – Pożar na dwunastym!

- Sygnał dla głównej floty – polecił chłodnym tonem Jonson – Nowy kurs, trzy zero zero. Wszystkie jednostki, cel krążowniki na bakburcie. Ognia.

Skąpane w blasku aktywnych pól siłowych, imperialne jednostki zaczęły obracać się w bok, uchodząc przed rdzeniem rebelianckiej floty i biorąc na cel zgrupowanie lżejszych krążowników na jego flance. Umieszczone w dziobowym segmencie flagowca ogromne wieżyczki artyleryjskie zaczęły przesuwać lufy w kierunku krążownika klasy Armiger. W tej samej chwili ogień otworzyły baterie na bakburcie zasypując nieprzyjacielski okręt gradem ciężkich pocisków wybuchających na powierzchni pola siłowego wrogiej jednostki. Tarcze siłowe Armigera migotały przez chwilę szaleńczo, po czym zgasły wieszcząc eksplozje skrajnie przeciążonych generatorów mocy. Załoga Armigera przez cały czas walczyła, baterie lanc punktowały obrys kadłub barki na całej jego długości, tu i ówdzie snopy czystego światła przebijały osłabione pola siłowe wnikając w głąb ciężko opancerzonego kadłuba.

W następnej chwili Invincible Reason odpowiedział stopniowaną salwą ze swoich najcięższych dział. Odgłos wystrzałów wprawił ogromny okręt w drżenie, narastające w miarę jak strzelały baterie położone coraz bliżej mostka. Rozpalone do czerwoności pociski wbiły się w pancerny kadłub krążownika. Nemiel spoglądał w nabożnym milczeniu na serię gigantycznych eksplozji wykwitających na pokładach nieprzyjacielskiego okrętu do momentu, w którym Armiger zniknął w ogromnej kuli plazmy.

Znajdujące się nieco dalej krążowniki liniowe tworzące rdzeń rebelianckiej formacji były sukcesywnie uszkadzane trafieniami imperialnych torped. Forinax wypadł z szyku z płonącym mostkiem, natomiast Castigator stracił praktycznie wszystkie baterie na sterburcie po symultanicznym trafieniu trzech torped. Imperialne niszczyciele zmniejszyły prędkość trzymając się ruf większych okrętów wroga i nie przerywając ostrzału z pokładowych baterii.

Imperialne krążowniki weszły pomiędzy okręty wroga rozpoczynając wymianę salw z baterii burtowych. Mniejsze jednostki rebeliantów otrzymały z marszu najcięższe ciosy: jeden Crusader został ostrzelany w tej samej chwili przez Amadisa i Iron Duke, przeistaczając się w rozpruty płonący wrak. Inny Armiger wyleciał w powietrze, kiedy imperialna salwa ugodziła go w kadłub na wysokości reaktora. Laserowe lance i gigantyczne pociski artyleryjskie zbierały też krwawe żniwo wśród lojalistów. Ogień wroga koncentrował się w przeważającej mierze na flagowcu i obu krążownikach szturmowych, kadłuby lojalistycznych jednostek poznaczone były śladami przebić. Duchess Arbellatris nie wytrzymała ostrzału, jej naprędce wyremontowane poszycie kadłuba uległo pociskom wroga, a sam okręt zmienił się w targany wewnętrznymi eksplozjami wrak sunący bez kontroli poprzez próżnię. Flamberge i Lord Dante zostały ciężko uszkodzone, ich górne pokłady i mostki przeorały salwy rebelianckich makrodział, ale boczne baterie obu okrętów nie przerywały ognia nawet na chwilę.

Konfrontacja trwała zaledwie piętnaście sekund, ale Nemielowi wydawało się, że bitwa ciągnie się w nieskończoność. Czerń kosmosu usiana była kawałkami zniszczonych okrętów. Statki i ludzie zginęli w dosłownie ułamku chwili koniecznym do tego, by walczące ze sobą zgrupowania wyminęły się wzajemnie zmierzając w przeciwnych kierunkach. Niszczyciele i lekkie krążowniki imperialistów wciąż trzymały się tyłu rebelianckiej formacji, zataczającej wielki łuk z zamiarem ponownego wejścia w pole ostrzału wroga.

- Raport uszkodzeń! – zażądał Jonson. Invincible Reason dygotał niczym zranione stworzenie pędząc w kierunku Diamatu. Kłęby dymu spowijały mostek dowodząc istnienia pożarów na pobliskich pokładach flagowca. Kapitan Stenius przechylił się nad konsoletą jednego ze swoich oficerów.

- Wszystkie okręty meldują od średnich do ciężkich uszkodzeń – odpowiedział – Duchess Arbellatris nie odpowiada na wezwania. Flamberge i Lord Dante zgłaszają wysokie straty w załogach. Iron Duke i Amadis mają uszkodzone sekcje napędowe, dodatkowo na Amadisie wysiadł cały system obrony przeciwrakietowej. Naprawy już w toku.

- A co z nami? – zapytał Primarch – Jak mocno oberwaliśmy?

- Pancerz zatrzymał większość trafień – skrzywił się nieco Stenius – Ale mamy liczne przebicia na wielu pokładach i pożar w trzech sekcjach. Obsada sekcji torpedowych zgłosiła uszkodzenie przednich wyrzutni, próbują je naprawić. Nie wygląda to dobrze, ale mogło być znacznie gorzej.

- Nie kuś losu, kapitanie – uśmiechnął się posępnie Jonson – Jeszcze tutaj nie skończyliśmy. Sygnał dla głównej floty. Zmiana kursu na trzy trzy zero i wyrzucenie w przestrzeń Stormbirdów. Polecimy prosto na te transportowce i sprawdzimy, czy uda się je przegonić z orbity. Idę w zakład, że zgrupowanie rezerwowe raczej odskoczy w Osnowę niż zaryzykuje ich utratę.

Primarch odwrócił się w stronę Nemiela.

- Czas, żebyś udał się do kapsuły zrzutowej, bracie. Za dziesięć minut będziemy nad Diamatem.
Blaster
PostWysłany: Śro 22:33, 28 Lip 2010    Temat postu:

Keth napisał:

Blasterze, zapewniam Cię, że cały czas pracuję nad „Fallen Angels”, tylko chwilowo ugrzązłem w rozbudowanym opisie kosmicznej bitwy pomiędzy flotą Jonsona, a główną armadą rebeliantów i nie jest to niestety stworzone lekkim piórem, co oznacza, że nie wychodzi mi tzw. „przekład w locie”. Nowe odcinki niebawem![/color]


Czekam z niecierpliwoscia Cool
Keth
PostWysłany: Śro 20:59, 28 Lip 2010    Temat postu:

Drogi Peacemakerze, w Twoim przypadku było wszak jeszcze inaczej – czyżbyś nie pamiętał, że miałeś zamiar pochłonąć we własnym zakresie cały herezyjny cykl po tym, jak wszedłeś w posiadanie angielskojęzycznych oryginałów? Wink Swoją drogą, trochę za szybko wydają kolejne odcinki – ledwie co zdążyłem kupić „Tysiąc Synów”, a na stronie BL już reklamują 13. tom (Nemezis)! Skąd na to wszystko brać kasę?!

Aaron Dembski i „Soul Hunter” – jeśli macie sposobność, polecam lekturę. Wierność ostrym klimatom czterdziestki zachowana, a przy okazji trafia się okazja do rzucenia okiem na drugą stronę barykady jako, że bohaterami tej powieści są Władcy Nocy. Co więcej (co bardzo cenię), autor zadał sobie trochę trudu, by jego dzieło było kompatybilne z wydaną kilka lat temu powieścią „The Lord of Night” i chociaż rzecz traktuje o zupełnie innych postaciach i zupełnie innych bohaterach, jest w niej dostatecznie dużo nawiązań do drugiego tytułu, by sprawiać wrażenie tematycznej całości.

Blasterze, zapewniam Cię, że cały czas pracuję nad „Fallen Angels”, tylko chwilowo ugrzązłem w rozbudowanym opisie kosmicznej bitwy pomiędzy flotą Jonsona, a główną armadą rebeliantów i nie jest to niestety stworzone lekkim piórem, co oznacza, że nie wychodzi mi tzw. „przekład w locie”. Nowe odcinki niebawem!
Peacemaker
PostWysłany: Pon 14:23, 26 Lip 2010    Temat postu:

No chyba żartujesz Kethu, a moje zachwyty, to co? Razz
Keth
PostWysłany: Wto 20:48, 20 Lip 2010    Temat postu:

Drogi Blasterze, wiedz, że Twoje pytanie sprawiło mi wielką przyjemność, albowiem szczerze byłem już przekonany, że nikomu z naszego grona czterdziestkowców ta akurat powieść nie przypadła do gustu i stąd nikt nie zapytał o dalsze kawałki tekstu. Skoro jednak jest przynajmniej jedna osoba, która chętnie przeczytałaby całość, postaram się jak najszybciej wygospodarować trochę czasu, aby przygotować następne rozdziały (myślę, że wkleję coś dłuższego już w niedzielę).
Blaster
PostWysłany: Pon 12:07, 19 Lip 2010    Temat postu:

Ketch kiedy ciag dalszy FALLEN ANGELS? Szczerze mówiac liczylem na tlumaczenie calej powiesci. Rolling Eyes
Keth
PostWysłany: Pią 21:41, 11 Cze 2010    Temat postu:

KIEDY tylko zgrupowanie floty Mrocznych Aniołów pojawiło się w systemie Gehinnon, dokonało natychmiastowego podziału formacji. Sześć z szesnastu lojalistycznych okrętów było szybkimi małymi niszczycielami, wysuniętymi na rozkaz Primarcha do przodu razem z trzema lekkimi krążownikami. Eskortowce szybko oddaliły się od większych i powolniejszych krążowników, przeczesując pustkę kosmosu czujnikami dalekiego zasięgu i próbując pozyskać dokładniejsze dane na temat sił nieprzyjaciela. Kiedy ich detektory zlokalizowały pozycje wrogich eskortowców, pomiędzy dwoma kluczami niszczycieli i trzema krążownikami zaczęły krążyć transmisje radiowe. W czasie, gdy nieprzyjacielskie niszczyciele – w sile piętnastu jednostek lecących w trzech dużych eskadrach – przyjęły formację rozciągniętego półksiężyca, lekkie krążowniki Jonsona włączyły dopalacze w próbie połączenia sił z eskortowcami.

Tysiące kilometrów w tyle główne zgrupowanie lojalistów też przystąpiło do zmiany szyku. Invincible Reason oraz krążowniki szturmowe Amadis i Adzikel wysunęły się przed dwa krążowniki liniowe i dwa ciężkie składające się na resztę sił ekspedycyjnych. Wielkie pancerne wrota na dziobach trzech okrętów Legionu otworzyły się powoli i eskadra za eskadrą Stormbirdów wystrzeliwała w przestrzeń niczym słane z wnętrza okrętów strzały. W ciągu kilku minut w akcji znalazło się siedem eskadr ciężko uzbrojonych kanonierek, pędzących z dużą prędkością w stronę odległych eskortowców grupy zwiadowczej, zamierzając dotrzeć do własnych niszczycieli, zanim nieprzyjaciel zbliży się na odległość umożliwiającą nawiązanie walki.

Cztery minuty przed przewidywanym nawiązaniem walki nieprzyjacielskie eskortowce znienacka przyśpieszyły; albo ich dowódca odkrył obecność Stormbirdów albo po prostu uległ przemożnej chęci jak najszybszego otwarcia ognia, ale zareagował troszkę za późno. Kanonierki Jonsona przemykały pomiędzy niszczycielami w tej samej chwili, w której wrogie eskortowce otworzyły ogień.

Rebelianci rozpoczęli starcie zgodnie z przewidywaniami Primarcha, wystrzeliwując z dziobowych wyrzutni salwę torped. Trzydzieści ogromnych pocisków – zdolnych w pojedynkę rozerwać na strzępy jednostkę rozmiarów niszczyciela – pomknęłu ku lojalistom w szerokiej fali, która nie pozostawiała imperialnym okrętom możliwości ucieczki poprzez manewr unikowy.

Pokładowe czujniki kanonierek natychmiast zarejestrowały odpalenie torped i piloci Astartes rozproszyli swój szyk przystępując do akcji przechwycenia pocisków. Przelecieli pomiędzy torpedami w ciągu kilku sekund, przetapiając ich obudowy jaskrawymi wiązkami laserowej energii i detonując ogromne zasobniki paliwowe. W ciemności kosmosu za Stormbirdami migotały przez moment potężne eksplozje, przeistaczające się w chmury rozżarzonego gazu rozchodzące się szybko w próżni. Prawie połowa torped uległa zniszczeniu, reszta pędziła nadal w kierunku imperialnych eskortowców z prędkością zbyt dużą, by kanonierki zdążyły zmienić kurs i podejść do drugiego ataku przechwytującego. Astartes pozostali na dotychczasowym kursie, od razu wybierając sobie cele pośród coraz bliższych niszczycieli buntowników.

Eskortowce zaczęły strzelać z pokładowych baterii, kiedy tylko torpedy znalazły się w zasięgu ich ognia. Ciężkie działa cząsteczkowe i szybkostrzelne megalasery wypełniły przestrzeń przed niewielkimi okrętami istną ścianą ognia. Laserowe lance trysnęły snopami oślepiającego światła z dziobów lekkich krążowników. Kolejne eksplozje zapłonęły w próżni tuż przed formacją eskortowców zlewając się w jedną gigantyczną chmurę parującego metalu i radioaktywnego gazu.

Pięć torped przebiło się przez tę chmurę. Pokonały dzielącą ich od celu odległość w przeciągu niecałej sekundy, wpadając na drugą, tym razem mniejszą zaporę ogniową postawioną przez baterie obrony antyrakietowej niszczycieli. Obsługujący działka serwitorzy zdołali zniszczyć jeszcze dwie z nich.

Trzy z trzydziestu torped dotarły do celu. Jedna uderzyła w dziób niszczyciela Audacious, ale niezwykłym zbiegiem okoliczności nie wybuchła. Hotspur i Stiletto nie miały tyle szczęścia: plazmowe głowice torped unicestwiły swymi wybuchami lekko opancerzone niszczyciele zmieniając je w ułamku sekundy w powiększające się szybko kule gazu i drobnych szczątków. Rebelianci Horusa przelali pierwszą krew.

Pozostałe lojalistyczne okręty przeleciały przez chmurę gazów będących pozostałością po zniszczonych torpedach, pławiąc się w blasku aktywnych pól siłowych. Elektromagnetyczne zakłócenia sparaliżowały na chwilę pracę ich pokładowych układów namierzających. Żądni zemsty, oficerowie sekcji ogniowych ślęczeli nad swoimi stacjami roboczymi szukając pośród nakładających się na siebie fikcyjnych sygnałów echo nieprzyjacielskich sygnatur. Minęło kolejnych kilka sekund; znienacka pośród morza zakłóceń pojawiły się pulsujące energią odczyty. W ułamku chwili dokonano odpowiednich kalkulacji, przekazanych dowódcom sekcji torpedowych, ci zaś wprowadzili je do wyrzutni. Podczas gry rebelianci wciąż przeładowywali własne torpedowe wyrzutnie, lojaliści wystrzelili swoją salwę.

Obie formacje znajdowały się już w dalekim zasięgu pokładowych baterii i nieprzyjacielscy kapitanowie stanęli znienacka przed istotnym dylematem: otworzyć ogień do zbliżających się Stormbirdów, do nadlatujących torped lub samych lojalistycznych niszczycieli. Dowódca buntowniczych eskortowców podjął decyzję w ułamku sekundy, nakazując obrać za cel głównych baterii imperialne okręty i pozostawiając kanonierki oraz torpedy obronie antyrakietowej.

Było to odważne, ale kosztowne w ostatecznym rozliczeniu posunięcie. Stormbirdy dopadły nieprzyjacielskie eskortowce jako pierwsze, dokonując skonsolidowanych nalotów z pełną prędkością w sile eskadry na każdy cel. W ich kierunku pomknęły rozpryskowe pociski i wiązki multilaserów, ale ciężko opancerzone Stormbirdy przebiły się przez tę ścianę ognia. Tu i ówdzie obrona antyrakietowa odnotowała sukces: w kilku maszynach eksplodowały trafione silniki albo zniszczeniu w efekcie bezpośredniego uderzenia uległy kokpity kanonierek, ale reszta dokończyła atak. Maszyny przemknęły pomiędzy niszczycielami, dehermetyzując ich kadłuby i nadbudówki pociskami działek cząsteczkowych i rakietami termicznymi. Cztery rebelianckie eskortowce wypadły z szyku ze zniszczonymi mostkami i pożarami na pokładach.

Kilka sekund później do celu dotarły imperialne torpedy. Siedem z nich unicestwiło nieprzyjacielskie niszczyciele. Cztery ostatnie rebelianckie okręty parły wciąż do przodu, wymieniając salwę za salwą z lojalistycznymi jednostkami. Ich tarcze siłowe płonęły jaskrawym blaskiem pod deszczem sypiących się w ich stronę pocisków i laserowych wiązek. Na tak bliskim dystansie nie sposób było chybić, toteż kolejne tarcze gasły jedna za drugą pod skoncentrowanym ostrzałem imperialistów.

Lecz okręty Horusa i ich załogi nie oddały łatwo życia. Rebelianci skupili ogień na jednostkach z dwunastej eskadry niszczycieli, ostrzeliwując zawzięcie eskortowce Rapier i Courageous. Pola siłowe obu niszczycieli uległy przeciążeniu: Courageous uległ zagładzie, kiedy jakiś pocisk przebił się przez kadłub aż do pomieszczenia reaktora. Rapier walczył kilka sekund dłużej, niszcząc swą ostatnią salwą jeden z nieprzyjacielskich okrętów i znikając w kuli ognia po trafieniu w pokładowy magazyn torped.

Od chwili oddania pierwszej salwy przez buntowników minęło zaledwie czterdzieści sekund. Kapitan Ivers, dowódca lekkiego krążownika Formidable, nadał na okręt flagowy krótki przekaz radiowy.

Droga do Diamatu została otwarta.
Keth
PostWysłany: Pią 8:57, 11 Cze 2010    Temat postu:

Horus Heresy #11 - FALLEN ANGELS by Mike Lee

ROZDZIAŁ III - MŁOT I KOWADŁO

Diamat, 200 rok Wielkiej Krucjaty Imperatora


- TRANSMISJA RADIOWA z dwunastej eskadry niszczycieli, panie – zameldował kapitan Stenius dołączając do stojącego przed głównym hololitem strategium Primarcha – Czujniki dalekiego zasięgu wychwyciły obecność około trzydziestu jednostek stacjonarnych na wysokiej orbicie planety. Sygnatury reaktorów i fal czujników pozwalają założyć, że jest to grupa złożona z okrętów liniowych i ciężkich statków transportowych.

Lion El’Jonson oparł dwe dłonie o wypolerowany metal obudowy urządzenia, delikatny uśmieszek błąkał się w kącikach jego ust.

- Wstępna identyfikacja?

Stenius pokręcił w odpowiedzi głową. Kapitan był kolejnym weteranem najwcześniejszych kampanii Legionu i z dumą obnosił się ze swoimi bliznami. Zamiast oczu miał obramowane srebrem optyczne soczewki barwy zadymionego szkła osadzone głęboko w pociętych szramami oczodołach. Obrażenia układu nerwowego, odniesione po uszkodzeniu twarzy kapitana szczątkami eksplodującego hololitu, przeistoczyły jego oblicze w posępną sztywną maskę.

- Żadna z jednostek na orbicie nie ma włączonego transpondera – odpowiedział Stenius – Ale komandor Bracchius z Rapiera twierdzi, że sygnatury reaktorów dwóch większych okrętów odpowiadają matrycom krążowników liniowych Forinax i Leonis.

Primarch pokiwał głową.

- Dobre okręty, ale już nieco przestarzałe. Tego się właśnie spodziewałem. Horus wysłał na Diamat drugorzędną ekspedycję złożoną ze zbuntowanych okrętów Floty i oddziałów Imperialnej Armii z misją splądrowania planety, zatrzymał natomiast swoich Astartes dla potrzeb fortyfikowania Isstvanu V.

Stenius spojrzał na obraz hololitu, na którym nastąpiła aktualizacja danych. Diamat tkwił pośrodku trójwymiarowego obrazu, wyświetlany w barwach będących odmianami rdzy, ochry i żelaza. Niewielkie czerwone ikony dostrzegalne na tle planety oznaczały przybliżone pozycje nieprzyjacielskiego zgrupowania floty na orbicie globu. Dwie z nich zostały wstępnie sklasyfikowane jako krążowniki liniowe, niepotwierdzone sygnatury pozostałych bazowały na analizie ich rozmiarów i emisji napędów. Bieżąca aktualizacja ujawniła istnienie co najmniej dwudziestu jednostek o rozmiarach krążownika rozmieszczonych wokół dziesięciu innych sygnatur, wskazujących na ciężkie statki transportowe.

Stojący u lewego boku Jonsona Nemiel dostrzegł troskę ukrytą w rysach twarzy kapitana. Drugorzędna czy nie, rebeliancka flota liczyła dwukrotnie więcej okrętów liniowych od Aniołów. W tej chwili legioniści korzystali wciąż jeszcze z czynnika zaskoczenia, a nieprzyjaciel dopiero rozwijał swe możliwości manewrowe, ale nie miało to trwać wiecznie.

W ciemnym pomieszczeniu operacyjnym panowała pełna napięcia i zdenerwowania atmosfera. Nemiel dostrzegał te symptomy u większości oficerów Floty w przeciągu ostatnich tygodni, odczytywał w ich zgarbionych sylwetkach i ściszonych dyskusjach. Podczas dwumiesięcznej podróży z Gordii świadomość zdrady marszałka wojny Horusa i natura misji spoczywającej na barkach ekspedycji odcisnęły niezatarte piętno na kadrze oficerskiej Floty.

Stracili swoją wiarę, pomyślał Nemiel. I dlaczego mieliby jej nie stracić? Stało się coś niewyobrażalnego. Marszałek wojny Horus, faworyt wśród synów Imperatora, odwrócił się od swego ojca doprowadzając do tego, że bracia stanęli przeciwko braciom. Redemptor studiował twarze stojących w strategium ludzi i wszędzie dostrzegał ten sam lęk ukryty w głębi oczu. Nikt z nich nie wiedział, komu mógł zaufać. Skoro ktoś taki jak Horus dopuścił się zdrady, kto mógł to uczynić jako następny?

Dwustu Astartes lecących na flagowym okręcie radziło sobie z własnym zwątpieniem i szokiem w zwyczajowy sposób: ustawicznie ćwicząc i doskonaląc swe bojowe umiejętności. Już na początku tranzytu Jonson wydał szereg rozkazów formujących wybrane ręcznie pododdziały w dwie kompanie i wdrażających w życie intensywny program szkoleniowy mający scementować poszczególne drużyny w dwie efektywnie walczące jednostki.

Jako jedyny redemptor na pokładzie barki, Nemiel został wyznaczony przez Jonsona na głównego instruktora legionistów oraz oficera odpowiedzialnego za ich fizyczną i psychiczną sprawność. Ponieważ praktycznie wszyscy oficerowie sztabowi Legionu pozostali na Gordii IV, obowiązki Nemiela błyskawicznie rozszerzyły się na kwestie logistyki oraz operacji pokładowych Floty. Przyjął te dodatkowe wyzwanie z dumą, ale i sporą dozą niepokoju, ponieważ im dłużej pracował bezpośrednio z El’Jonsonem, tym mniej sensu w jego oczach miała operacja przejęcia Diamatu. Tak niewielka ekspedycja nie mogła nawet marzyć o utrzymaniu pozycji przez dłuższy czas w obliczu ataku czterech rebelianckich Legionów i Nemiel nie potrafił w logiczny sposób uzasadnić decyzji Jonsona o przystąpieniu do tej akcji. Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej utrwalał się w przekonaniu, że Primarch kierował się motywami, które pozostawały wyłącznie jego tajemnicą. Odpychając natrętne myśli na bok oficer skoncentrował się ponownie na obrazie hololitu.

- Rebelianci znacząco przewyższają nas liczebnością, panie – oświadczył. Jonson zerknął na niego z ukosa.

- Potrafię przeprowadzać obliczenia matematyczne w pamięci, bracie – odparł z leciutkim uśmiechem – Co więcej, potrafię wykonywać te obliczenia w zakresie od zera do trzydziestu bez czyjejś pomocy.

Nemiel natychmiast poczuł się zakłopotany.

- Oczywiście, mój panie – wyrzucił z siebie – Nie miałem zamiaru podkreślać oczywistego faktu, byłem po prostu ciekaw strategii…

- Spokojnie, bracie – zaśmiał się Jonson klepiąc Nemiela dłonią po ramieniu – Wiem, co miałeś na myśli – Primarch wskazał palcem grupę transportowców orbitujących nad Diamatem – To ich słabe ogniwo. Sukces albo porażka ich misji są uzależnione od przetrwania tych ociężałych wielkich statków i będą one wisiały u szyi ich admirała niczym kotwica – Jonson przeniósł spojrzenie na Steniusa – Jakieś jednostki patrolowe?

- Bracchius zgłosił obecność trzech eskadr patrolowych w rozproszonym szyku – zameldował kapitan kiwając głową – Już wykrywli obecność naszych eskortowców i zajmują pozycje wyjściowe do walki. Przy obecnej prędkości i kursie do nawiązania kontaktu ogniowego dojdzie za godzinę i piętnaście minut.

Kapitan wyprostował się na całą swą wysokość składając dłonie za plecami.

- Jakie są twoje rozkazy, mój panie? – zapytał oficjalnie Primarcha.

Zgrupowanie Aniołów dotarło do punktu zwrotnego. Znajdując się w odległości ponad półtorej jednostki astronomicznej od Diamatu lojaliści wciąż jeszcze mieli czas i przestrzeń manewrową umożliwiającą wycofanie się z systemu bez nawiązywania walki, gdyby jednak Jonson zdecydował się na dalszy lot w kierunku planety, konfrontacja stawała się nieunikniona. Primarch nie wahał się nawet chwilę.

- Wykonać plan Alfa – powiedział opanowanym głosem – I wysłać rozkaz startu dla wszystkich Stormbirdów. Bracchius ma utrzymać swoją prędkość i związać ogniem eskortowce nieprzyjaciela, kiedy tylko znajdą się w zasięgu jego jednostek. To jemu przypadnie zaszczyt zadania pierwszego ciosu rebeliantom Horusa.

Stenius ukłonił się Primarchowi, po czym odszedł wydając rozkaz za rozkazem swoim oficerom. Jonson przeniósł spojrzenie z powrotem na hologram taktyczny.

- Bracie Nemielu, poinformuj dowódców kompanii o pełnej gotowości do zrzutu orbitalnego – powiedział Primarch – Spodziewam się wejścia na odpowiednią pozycję za trzy godziny.

- Tak jest, mój panie – odpowiedział Nemiel podnosząc dłoń do mikrokomunikatora i przekazując rozkazy drogą radiową. Obraz hololitu uległ kolejnej aktualizacji, tym razem ukazując przybliżone pozycje trzech niewielkich eskadr zwiadowczych zgrupowania. Przed ich dziobami wyświetlone były trzy znacznie większe eskadry, pulsujące jaskrawą czerwienią, ustawiające się z wolna w formację półksiężyca. Ramiona rozciągniętego szyku wymierzone były we flanki imperialnych eskortowców, niczym zaciskające się szczypce. Niebieskie i czerwone dane numeryczne, zdradzające zasięg, kurs i szybkość wszystkich eskadr, zmieniały się z coraz większą częstotliwością.

Lion El’Jonson studiował te wskaźniki ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami, z twarzą zastygłą w głębokiej zadumie. Nemiel ponownie dojrzał cień ulotnego uśmiechu w kącikach ust Primarcha i znowu zdusił w sobie wrażenie dziwnego niepokoju. Dałby wiele, by dowiedzieć się, co takiego Jonson w tej chwili w obrazie hololitu dostrzegał.
Keth
PostWysłany: Wto 9:23, 08 Cze 2010    Temat postu:

ODNALAZŁ LUTHERA w najwyższej fortecznej wieży, pracującego w komnatach wielkiego mistrza. Jonson i Luther dzielili w starych dobrych czasach ogromny gabinet, kształtując wspólnie przyszłość wpierw bractwa, później zaś Legionu. Liczni adiutanci i oficerowie sztabowi uwijali się w sąsiednich pomieszczeniach, umacniając niezliczonymi codziennymi pracami rządy Imperium.

Biurko Luthera było masywnym bastionem z polerowanego dębu pochodzącego z Northwilds, dostatecznie wytrzymałego, by mebel zatrzymał swą masą boltowy pocisk jeszcze przed zainstalowaniem w jego wnętrzu ciężkiego holoprojektora i kogitatorów. Mistrz Calibanu często żartował, że biurko było jego fortyfikacją umożliwiającą trzymanie biurokratów na zasięg wyciągniętej ręki. Tuż za meblem znajdowało się wąskie łukowate przejście wiodące na niewielki odkryty balkon. Zahariel dostrzegł stojącego w promieniach słońca Luthera, spoglądającego w głębokim zamyśleniu na bezchmurne niebo. Kronikarz okrążył biurko i przystanął na krawędzi przejścia, nie chcąc zakłócać zwierzchnikowi spokoju nawet w tak poruszających okolicznościach.

- Czy mogę prosić na chwilę, bracie?

Luther zerknął ponad swym ramieniem, przywołał Zahariela do siebie ruchem ręki.

- Domyślam się, że usłyszałeś o zmianach w harmonogramie transferów – stwierdził.

- Co się stało? – zapytał Zahariel – Czy przyszły jakieś wieści od Primarcha?

- Nie – odpowiedział Luther – Tym bardziej szkoda. Zaszły pewne… komplikacje tutaj, na Calibanie.

- Komplikacje? – zmarszczył czoło kronikarz – Co dokładnie masz na myśli?

Luther nie odpowiedział w pierwszej chwili, przechylając się ponad poręczą balkonu i spoglądając w dół na industrialne kwartały dostrzegalne tysiące stóp poniżej. Zahariel dostrzegał wyraźnie zatroskanie swego rozmówcy.

- Przyszły meldunki o niepokojach społecznych w Stormhold i Windmir – powiedział – Strajki robotników, protesty. W niektórych przypadkach nawet akty sabotażu w zakładach zbrojeniowych.

- Akty sabotażu? – Zahariel nie zdołał ukryć swego zaskoczenia – Od jak dawna coś takiego ma miejsce?

- Od kilku miesięcy – oznajmił posępnie Luther – Być może nawet od roku. Zaczęło się od kilku odizolowanych incydentów, ale niesnaski rozeszły się po prowincjonalnych terytoriach niczym chwasty, wnikając głęboko w każdą szczelinę. W obecnej chwili obniżają naszą efektywność w setce różnych miejsc. Strajki przy taśmach obniżyły produkcję amunicji o piętnaście procent.

Zahariel potrząsnął przecząco głową, podniósł trzymaną w dłoni tubę pocztową.

- To niemożliwe, sam osobiście przygotowuję raporty. Wykazujemy nadprodukcję.

Luther uśmiechnął się na poły pobłażliwie, na poły przepraszająco.

- Tylko dlatego, że uzupełniłem bieżące braki poprzez opróżnienie rezerw strategicznych fortecy. Znajdujemy się obecnie na niebezpiecznie niskim ich poziomie.

Kronikarz wypuścił z płuc powietrze.

- Rezerwy strategiczne są przeznaczone do obrony przed agresją pozaplanetarną. Jonson wpadnie we wściekłość, kiedy się dowie, że część z nich zużyliśmy. A co z konstabularium? Dlaczego oni temu nie zapobiegli?

- Konstabularium okazało się mniej niż efektywne – powiedział Luther spoglądając na Zahariela znacząco.

- Sugerujesz, że oni wspomogli tych… rebeliantów?

- Pośrednio, tak – odparł Luther – Nie ma na to dowodów, ale nie sądzę, by można to było wyjaśnić w inny sposób. Podjęto tylko kilka dochodzeń, a ich wyniki okazały się mierne.

Zahariel rozważył w myślach implikacje słów zwierzchnika.

- Wyższe stanowiska w konstabularium są obsadzone przez wielu rycerzy z rozwiązanych bractw – powiedział przygryzając usta i czując ponownie złe przeczucie. Kronikarz przycisnął palce prawej dłoni do czoła.

- Myślałem o tym samym – powiedział Luther – Jest tam wielu niegdyś wpływowych i szanowanych rycerzy, którzy odwrócili się od naszego bractwa, kiedy złożyliśmy lenno Imperatorowi. Spora ich część wciąż posiada rozległe kontakty i posłuch w swoich dziedzinach.

- Ale czego ci rebelianci chcą?

Luther obejrzał się w stronę kronikarza, a w jego oczach zalśnił zimny ogień.

- Jeszcze tego nie wiem, bracie, ale zamierzam się dowiedzieć – odpowiedział – Będę też potrzebował wszystkich ludzi, którym mogę zaufać, dlatego odwołałem na czas nieokreślony wszystkie transfery frontowe.

Zahariel oparł się o poręcz balkonu. Decyzja Luthera posiadała logiczne uzasadnienie, ale oficer obawiał się, że podejmując ją Luther przekroczył swe kompetencje.

- Primarch potrzebuje tych legionistów na Światach Tarczy – odparł – Jeśli będziemy opóźniali ich tranzyt, może to pociągnąć za sobą katastrofalne skutki.

- Gorsze od pogrążenia Calibanu w anarchii? – skontrował Luther – Nie obawiaj się, bracie, długo to rozważałem. Wyślemy do akcji w pierwszej kolejności Jagerów. Jeśli dojdę do wniosku, że poradzą sobie z sytuacją, natychmiast wyślę Astartes na front.

Zahariel kiwnął głową, wciąż głęboko niespokojny.

- Musimy zidentyfikować prowodyrów – powiedział – Ujawnić tożsamość i postawić przed sądem. To ukręci łeb tej rebelii.

- To już się zaczęło – przytaknął ruchem głowy Luther – Lord Cypher już ich szuka.
Keth
PostWysłany: Sob 11:44, 29 Maj 2010    Temat postu:

Po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach winda dowiozła Zahariela do podstawy masywu, na poziom ogromnych parków maszynowych Legionu. Plazmowe palniki syczały w rękach Techmarines i serwitorów naprawiających ciężko uszkodzone Rhinosy i Predatory odesłane na Caliban z linii frontu. Kiedy tylko legionista wysiadł z windy, podjechał do niego czterokołowy samochód, który wysunął się z pobliskiego parkingu. Zahariel wstąpił na otwartą platformę pasażerską, wystarczająco dużą, by pomieściła dwóch Astartes w pełnych pancerzach.

- Sektor czterdziesty siódmy, legia treningowa piąta, plac musztry – rzucił w kierunku siedzącego za kierownicą serwitora i samochód ruszył natychmiast, nabierając prędkości i kierując się ku jednemu z podziemnych tuneli tranzytowych. Myśli Zahariela błądziły w jego głowie, kiedy pojazd mijał kolejne rzędy czołgów i transporterów opancerzonych. Kronikarz obracał w dłoni przenośny dysk, wciąż nie potrafiąc się pozbyć złego przeczucia gnieżdżącego się w jego podświadomości. Nawet techniki medytacyjne, których nauczył się od Israfaela nie pomagały w złagodzeniu tego wrażenia, przywodzącego na myśl wbitą pod skórę szklaną drzazgę, która kłuła boleśnie przy każdej próbie jej usunięcia.

Zahariel nie potrafił do końca jednoznacznie stwierdzić, dlaczego Luther tak desperacko pragnął wrócić do boku Jonsona. Wszyscy instruktorzy znosili swe zesłanie ze stoickim opanowaniem i oddaniem służbie, wedle standardów obowiązujących Astartes, i Luther nie był tutaj wyjątkiem, lecz przykładem dla wszystkich. Kronikarz wiedział rzecz jasna, dlaczego jego zwierzchnik poświęcił się całkowicie realizacji swej misji: zastępca Primarcha szukał sposobu odkupienia swej winy za to, czego nieomal dokonał na pokładzie Invincible Reason. Luther odkrył bombę przemyconą na barkę Mrocznych Aniołów przez delegację Saroshi i nic z tym nie zrobił. Przez krótką chwilę pozwolił, aby jego zazdrość wobec Primarcha wzięła górę nad dobrą naturą, lecz w ostatniej chwili odzyskał rozsądek i podjął próbę naprawy swego czynu. Razem z Zaharielem omal nie zginęli pozbywając się bomby Saroshi, lecz Primarch zdołał w jakiś sposób odkryć wcześniejsze wahanie Luthera i zesłał go na Caliban. Teraz wielki mistrz pracował nieustannie po to, by zmyć z siebie piętno tamtego zdarzenia, ale jego tytaniczne wysiłki pozostawały niezauważone.

Lecz jaki inny wybór mu pozostawał? Co mógł zrobić, gdyby zamierzał przeciwstawić się woli Jonsona? Miałby złożyć wniosek o uczciwe osądzenie i przywrócenie do służby liniowej? Aby to uczynić, musiałby wpierw opuścić Caliban i odszukać Primarcha, w akcie otwartej niesubordynacji wobec rozkazów Jonsona, to zaś mogło być uznane za bunt. Luther nigdy nie postąpiłby w taki sposób, to po prostu nie leżało w jego naturze. Lecz jeśli Jonson nie zamierzał niczego zrobić, jeśli chciał pozostawić tych lojalnych wojowników na Calibanie podczas gdy Krucjata zbliżała się do swego końca, naznaczyłby tym samym swój Legion głęboką ranę, która nie miała się nigdy zabliźnić. Takie rany się nie goiły, lecz powiększały z czasem zakażając gangreną cały organizm. Zdarzało się to na Calibanie wcześniej, w starych czasach rycerskiej chwały. Zahariel podniósł dłoń i potarł nią czoło w tej samej chwili, kiedy samochód opuścił tunel wpadając na rozświetloną światłem dnia drogę. Legionista nie potrafił wyobrazić sobie rozłamu w łonie Legionu, ale zalążek tej wizji ciągle powracał w jego myślach uporczywie oficera dręcząc.

Kronikarz ścisnął z całej siły pocztową tubę. Jeśli miał ściągnąć na siebie gniew Primarcha, niechaj by się i tak stało, lecz jego przesłanie było ważniejsze.

Przejazd z Wieży Aniołów do kompleksu treningowego legii w sektorze czterdziestym siódmym trwał prawie godzinę, samochód mijał kolejne pierścienie kompozytowych fortyfikacji i punktów kontrolnych, docierając w końcu na skraj wielkiego dziedzińca otoczonego z trzech stron budynkami koszar, strzelnic i symulatorów bojowych.

Zahariel wyprostował się machinalnie, kiedy samochód stanął w miejscu, zmarszczył w grymasie niezrozumienia czoła. Plac muszty był pusty. Kronikarz sprawdził błyskawicznie chronometr. Zgodnie z harmonogramem wylotu na placu powinno się było znajdować tysiąc Astartes w pełnym opancerzeniu, czekających na przybycie kanonierek mających przewieźć ich na orbitę planety.

- Zaczekaj tutaj – rzucił w stronę serwitora zeskakując z platformy samochodu i zmierzając szybkim krokiem do kwatery mistrza legii. Otworzywszy zewnętrzne drzwi Zahariel przeszedł czym prędzej do sali odpraw napotykając tam mistrza legii prowadzącego nieformalną rozmowę ze świeżo mianowanymi dowódcami pododdziałów taktycznych. Młodzi Astartes odwrócili się w stronę nadchodzącego kronikarza, nie do końca skutecznie ukrywając wyraz zdumienia na swych twarzach.

- Mistrzu Astelanie, co to ma oznaczać? – powiedział spokojnym, ale twardym tonem Zahariel – Twoi Astartes powinni być całkowicie przygotowani do wylotu, ale plac wciąż pozostaje pusty.

Astelan zmrużył oczy. Był jednym z nielicznych terrańskich Aniołów służących na Calibanie, przybyłym do Aldurukhu piętnaście lat po przylocie Luthera i jego kadry. Należał do grupy bardzo doświadczonych oficerów Legionu, który bardzo szybko piął się w górę łańccha hierarchii w latach po objęciu przez Jonsona komendy nad Aniołami, toteż jego nieoczekiwane przeniesienie na Caliban szczerze Zahariela dziwiło. Kronikarz podejrzewał, że Luther znał okoliczności towarzyszące temu transferowi, lecz nawet jeśli Astelan został wydalony z frontowej jednostki na podobieństwo kadry instruktorskiej, Mistrz Calibanu nigdy tego publicznie nie wyjawił. Przeciwnie, natychmiast przeniósł Terranina na stanowisko dowódcy jednej ze świeżo sformowanych legii treningowych, traktując go z szacunkiem i estymą równą tej, jaką darzył swych calibanickich braci. Charyzma i bezpośredni styl dowodzenia Luthera szybko zjednały mu poważanie Astelana i Zahariel miałby kłopot, gdyby ktoś poprosiłby go o nazwisko legionisty bardziej wobec Mistrza Calibanu lojalnego.

- Przygotowania do wylotu odwołano dwie godziny temu – wyjaśnił głębokim tonem Astelan. Miał kanciastą twarz o regularnych rysach i głęboko osadzone oczy przesłonięte łukami brwiowymi. Przecinająca prawą brew biała blizna zmierzała poprzez czoło oficera ku jego skroni. Kiedy przyleciał na Caliban, nosił włosy zaplecione w długie warkoczyki, ale po kilku pierwszych dniach ogolił gładko skórę czaszki na wzór calibanickich Aniołów.

- Z czyjego rozkazu? – zapytał Zahariel.

- Luthera rzecz jasna – odpowiedział Astelan – A kogo innego?

- Nie rozumiem – kronikarz zmarszczył czoło – Twoi legioniści zostali certyfikowani do przydziału liniowego. Sam widziałem ten meldunek.

- To nie ma nic wspólnego z moimi Astartes, bracie – Astelan skrzyżował ramiona na piersiach - Luther zawiesił wszystkie transfery międzyplanetarne.

Zahariel uświadomił sobie znienacka, że wciąż ściska w lewej dłoni pocztową tubę.

- Coś się nie zgadza – powiedział – To niemożliwe.

Astelan uniósł leciutko prawą brew.

- Luther wydaje się być innego zdania – odparł. Jeden z dowódców pododdziałów zaśmiał się cicho, ale mistrz legii uciszył go surowym spojrzeniem – To on tutaj dowodzi, prawda?

Zahariel zignorował dyskretną zaczepkę dźwięczącą w tonie Astelana.

- Dlaczego odwołał transfery? Flota ekspedycyjna jest od nich uzależniona.

- Sam musisz go o to zapytać, bracie.

Z trudem powstrzymując się przed ostrą odpowiedzią Zahariel zawrócił natychmiast w miejscu.

- Tak też uczynię, Astelanie – oświadczył zmierzając w stronę drzwi – Możesz być tego pewien.
Keth
PostWysłany: Pią 21:52, 28 Maj 2010    Temat postu:

Horus Heresy #11 - FALLEN ANGELS by Mike Lee

ROZDZIAŁ II - TYRANIA ZANIEDBANIA

Caliban, 200 rok Wielkiej Krucjaty Imperatora


NIEWIELKIE podzespoły kodujące wypełniające wnętrze odlanego z brązu holoskryptora mruczały cicho zapisując dane na przenośnym układzie pamięci. Zahariel umilkł czekając na zresetowanie bufora, wykorzystując krótką przerwę na jeszcze jedną analizę zgromadzonych w myślach danych. Kiedy kontrolka na obudowie urządzenia zmieniła barwę z bursztynowej na zieloną, legionista podjął nagrywanie swego raportu.

- Poczynione na skalę globalną wysiłki rekrutacyjne brata Luthera przyniosły trwały dwudziestoprocentowy przyrost dla każdego cyklu treningowego. Po raz trzeci z rzędu zdołaliśmy powiększyć rozmiar legii treningowych, a Magos Apothecarium raportuje, że nasz nowy system selekcji drastycznie zredukował przypadki odrzutu organów progenoidalnych. W ciągu ostatnich dwóch cykli treningowych nie odnotowaliśmy ani jednego takiego incydentu, a magos wierzy, że trend ten ma charakter trwały.

Zahariel wyprostował się nieznacznie, ściskając palce trzymanych za plecami dłoni i trzymając wysoko głowę – spoglądając w okular holoskryptora wyobraził sobie siebie samego przemawiającego wprost do Primarcha i jego oficerów sztabowych.

- Z dumą deleguję do czynnej służby cztery tysiące dwustu dwunastu nowych Astartes, gotowych podjąć swe obowiązku w legiach frontowych. Oznacza to certyfikację na poziomie dziewięćdziesiąt ośmiu procent i jest wyjątkowym osiągnięciem nieporównywalnym z wynikami innych Legionów. Melduję też, że Magos Logistum certyfikował dwa tysiące pancerzy siłowych nowego typu Mark IV, sto nowych pancerzy terminatorskich oraz dwieście plecaków odrzutowych nowego wzorca Thyrsis, gotowych do relokalizacji z fabryk Marsa do zbrojowni floty. Zakłady zbrojeniowe na Calibanie przygotowały do transferu dwa tysiące nowych mieczy łańcuchowych oraz dwanaście milionów pocisków do bolterów. W przeciągu dwóch miesięcy spodziewamy się dostawy pojazdów pancernych z Mechanicum i zostaną one odesłane do floty natychmiast po zakończeniu certyfikacji. Jeśli wszystkie przebiegnie zgodnie z planem, razem z pojazdami wyekspediujemy również dwie dywizje Jagerów, które kończą w tym miesiącu ostatni etap szkolenia.

Zahariel umilkł na chwilę sprawdzając w myślach wszystkie dane i upewniając się, że niczego w raporcie nie pominął. Zadowolony z kontroli posłał w kierunku okularu holoskryptora lekki ukłon.

- Konkluzja raportu, mój panie. W chwili, kiedy otrzymasz ten raport, będziemy już realizować dziewiętnasty cykl treningowy. Brat Luther i jego instruktorzy doszli do wniosku, że dalsza redukcja czasu niezbędnego na zaliczenie pełnego cyklu wpłynie w negatywny sposób na stopień wyszkolenia rekrutów, tak więc zamierzamy oprzeć plan treningu na cyklu dwudziestoczteromiesięcznym, kładąc zwiększony nacisk na przyśpieszoną implantację. Wstępne szacunki pozwalają przyjąć, że w drugiej połowie roku 315 będziemy mieli pięć tysięcy nowych Astartes. Mechanicum zapewnia nas, że nowy ekwipunek będzie nadsyłany zgodnie z przyśpieszonym harmonogramem, chyba że wydasz inne rozkazy, panie – twarz Zahariela sposępniała, kiedy legionista dotarł do ostatniego punktu swego meldunku – Jako postscriptum ze smutkiem muszę cię poinformować, panie, że mistrz Remiel opuścił Legion w wieku stu dwunastu lat. Z dumą pragnę podkreślić, iż odjechał w siodle, udając się w dół Drogi Rycerzy z lancą w dłoni. Wszyscy ciężko przeżyliśmy jego odejście, w szczególności brat Luther. Ludzi jego rodzaju nie będzie nam już dane poznać. Żywię nadzieję, że ten raport dotrze w twe ręce na pierwszej linii Krucjaty, odpędzającego precz koszmary Wieczystej Nocy i powiększającego z każdą bitwą chwałę naszego Legionu. Pozdrawiam cię w imieniu Luthera i kadry instruktorskiej, pozostającej niezmiennie lojalnymi i oddanymi towarzyszami broni.

Legionista skłonił się ponownie przed okularem holoskryptora.

- Victoria ut Imperator. Mówił brat-kronikarz Zahariel.

Zahariel wyciągnął przed siebie rękę i wyłączył urządzenie naciskając pojedynczy guzik. Holoskryptor zamruczał transferując resztę przekazu do przenośnego układu pamięci. Nasłuchując odgłosów pracujących podzespołów, legionista zaczął rozważać w myślach ewentualny dodatkowy przekaz. Czy miał z jego powodu sprowadzić na siebie gniew Primarcha? Nie mógł tego jednoznacznie przesądzić, z drugiej jednak strony zastanawiał się posępnie jak jeszcze konsekwencje mogły go spotkać. Urządzenie zakończyło swą pracę. Kronikarz zastygł na chwilę w bezruchu, układając w myślach słowa, potem zaś przestawił kilka przełączników na obudowie urządzenia. Kiedy maszyna zaklekotała metalicznie przygotowując bufor do zapisu nowej wiadomości, Zahariel stanął ponownie przed okularem rejestratora. Zaczął mówić, gdy pomarańczowa kontrolka mignęła dwukrotnie.

- Dodatkowy załącznik, klasyfikacja tajności alfa cztery, standardowy wzorzec. Odbiorca: Primarch Lion El’Jonson, Pierwszy Legion.

Kiedy lampka zmieniła kolor na zielony, Zahariel odetchnął głęboko i rozpoczął nagrywanie przekazu.

- Proszę cię o wybaczenie mej śmiałości, mój panie i wierzę, że nie uznasz mego przesłania za wykraczające poza granicę przyzwolenia, lecz nie dopełniłbym swych obowiązków, gdybym nie dołożył wszelkich starań w dbałości o dobro naszego Legionu – kronikarz urwał na chwilę dobierając jeszcze staranniej swe słowa – Nasza kadra instruktorska pracowała ciężko przez ostatnie pół wieku, doskonaląc w każdym szczególe programy rekrutacyjne i treningowe po to, byśmy sprostali stawianym nam przez Imperatora wymaganiom. Wierzę, że moje regularne raporty oraz ustawiczne transfery legionistów i zaopatrzenia dobitnie dowodzą naszego oddania sprawie i stopnia naszego sukcesu. Osiągnęliśmy szybkość i efektywność szkolenia nieporównywalną z wynikami jakiegokolwiek innego Legionu i słusznie jesteśmy z tego dumni. Na obecnym etapie dokonaliśmy pełnej implementacji procedur treningowych i stworzyliśmy wysokiej jakości zaplecze infrastrukturalne. Legion potrzebuje teraz powrotu do domu weteranów, którzy mogliby przekazać rekrutom swe doświadczenie zdobyte przez pięćdziesiąt lat wojen. Jednocześnie bracia stacjonujący na Calibanie świadomi są swojej ograniczonej wiedzy praktycznej i niecierpliwie pragną doszlifować swe umiejętności w zwalczaniu wrogów Imperatora na linii frontu. W szczególności dotyczy to brata Luthera, który w mej opinii dużo bardziej przyda się Legionowi u twego boku, mój panie, niż nadzorując proces rekrutacji na Calibanie.

Zahariel starał się zachować kamienną twarz, chociaż jego umysł pracował rozgorączkowany szukając najbardziej odpowiednich argumentów

- Uważam za zasadne stwierdzenie, że uczyniliśmy tutaj wszystko, co było w naszej mocy i w najlepszym interesie Legionu leży nasza rotacja z powrotem do macierzystych legii. Najbardziej zasługuje na to brat Luther, którego talenty wojownika i dyplomaty nie podlegają przecież dyskusji. Jeśli miałbyś przyzwać z powrotem do siebie jedynie jednego z nas wszystkich, niechaj będzie to właśnie on, mój panie.

Schowane za plecami legionisty dłonie zacisnęły się mimowolnie w pięści. Kronikarz chciał powiedzieć znacznie więcej niż dotąd na holoskryptorze nagrał, ale obawiał się szczerze, że już przekroczył dozwoloną granicę argumentacji i skłonił się przed okularem urządzenia.

- Wierzę szczerze, że przeczytawszy moje raporty uznasz zasadność tej prośby, mój panie. Wszyscy mamy obowiązki wobec Imperatora, prosimy jedynie o to, byśmy mogli je spełnić, unicestwiając jego wrogów i odzyskując dla ludzkiego gatunku utracone światy.

Ukłoniwszy się raz jeszcze, pomimo przemożnej chęci do podjęcia dalszego wywodu kronikarz wyciągnął przed siebie rękę i wyłączył rejestrator. W niewielkim biurze zapadła cisza, zakłócana jedynie pomrukiem podzespołów urządzenia i gwarem ludzkich głosów dobiegających z sąsiedniego centrum operacyjnego. Westchnąwszy lekko młody kronikarz odsunął się od maszyny i przesunął wzrokiem po pomieszczeniu, w którym stał tylko połyskliwy szary moduł hololitu i starannie ustawione rzędy półek, na których tkwiły przenośne dyski pamięci zawierające pełne dane od szczegółów programów szkoleniowych po wykazy norm produkcyjnych amunicji. Za wkomponowanym w hololit biurkiem znajdowało się wysokie wąskie okno oferujące panoramę południowych sektorów Wieży Aniołów i znajdujących się w nich zbrojowni, koszar i poligonów. Wysokie maszty i wieże wyrastały ponad chmury popołudniowego smogu migając czerwonymi i zielonymi światełkami. Legionista spoglądał na gwarne, pełne ruchu kwartały wojskowych instalacji zastanawiając się jednocześnie nad losem starego mistrza Remiela.

W pokoju rozległ się głośny terkot rejestratora i kończący przetwarzanie danych holoskryptor wyrzucił ze swego wnętrza zapisany dysk pamięci. Zahariel podniósł ostrożnie niewielki cylinderek z wyrzutnika maszyny i wsunął go do zdobionej metalowej tuby pocztowej noszącej insygnia Legionu. Sprawdzają swój chronometr oszacował w myślach, że ledwie wystarczy mu czasu na dotarcie do ekspediowanej na front legii, zanim opuści ona koszary. Włączył osobisty moduł łączności i przywołał środek transportu, po czym nałożył na głowę kaptur swej komży i ruszył w kierunku wind usytuowanych po przeciwnej stronie centrum operacyjnego. Kiedy wsiadał do najbliższej z nich, dopadło go niewytłumaczalne złe przeczucie, towarzyszące legioniście uparcie podczas zjazdu w sztolnie górskiego masywu.

Zahariel nie potrafił dokładnie powiedzieć, kiedy właściwie brzemię mijających lat zaczęło odciskać na nim zauważalne piętno. Większość pięciu ostatnich dekad przemknęła niezwykle szybko, wciągając kronikarz w wir ustawicznej aktywności i pozornie niekończącej się pracy nad doskonaleniem strategii rekrutacyjnych, procedur szkoleniowych i ekspansji industrialnej. Luther uświadomił sobie od razu, że realizacja postawionego przed nim zadania nie wiązała się wyłącznie z przyśpieszeniem szkolenia rekrutów; wypełnienie misji Primarcha wymagało stworzenia gigantycznej struktury pomocniczej rozciągającej się na całą planetę. Było to niezwykle skomplikowane zadanie i w pierwszych latach pracy Zahariel pewien był, że składając je na barki kadry instruktorskiej Jonson wyjątkowo ich wyróżnił.

Luther angażował się w każdy aspekt globalnej administracji, od definiowania stóp podatkowych po programy industrializacyjne i budowę arkologii, a wspierający go Zahariel został siłą rzeczy wciągnięty we wszystkie te projekty. Z biegiem czasu Luther powierzał mu coraz więcej obowiązków, pozostawiając kronikarzowi rozstrzyganie zagadnień, które wpływały pośrednio na życie dziesiątek milionów ludzi dziennie. Na początku ciężar odpowiedzialności kryjącej się za tymi decyzjami wręcz Zahariela przerażał, lecz młody oficer starał się za wszelką cenę sprostać zadaniu, zdecydowany zyskać uznanie Primarcha. Puszcze Calibanu znikły zastąpione głębinowymi kopalniami, rafineriami i zakładami produkcyjnymi. Wielkie arkologie rosły niczym stworzone ręką człowieka góry, liczebność calibańskiej populacji wzrastała zaś wraz z nimi. Cywilizacja sięgała do wszystkich zakątków planety, a szeregi Legionu stawały się coraz liczniejsze, kiedy Luther znalazł sposoby na redukcję cyklu treningowego z ośmiu do zaledwie dwóch lat. W międzyczasie na Caliban docierały wieści o sukcesach Jonsona napełniając dumą serca kadry instruktorskiej. Statki transportowe przybywające z setek odległych systemów słonecznych przywoziły do Aldurukhu trofea i bitewne zdobycze, dowodzące niezbicie męstwa Primarcha i frontowych legii Legionu. Instruktorzy oglądali z szacunkiem każdy z nadsyłanych przez swych braci artefaktów, wymieniając między sobą żartobliwe uwagi na temat czynów, których sami mieli dokonać po powrocie na front, a które przyćmiłyby wszystkie dotychczasowe osiągnięcia ich braci.

Lecz kolejne dekady mijały, a na Caliban nie dotarło żadne wezwanie do powrotu na front. Jonson nigdy nie wrócił na planetę; dwie zaplanowane wcześniej wizyty zostały odwołane w ostatniej chwili, usprawiedliwione nowymi rozkazami Imperatora lub nieoczekiwanymi zwrotami sytuacji w prowadzonych wówczas kampaniach. Z każdym mijającym rokiem obietnica złożona instruktorom przez Luthera na dziedzińcu Aldurukhu stawała się mniej realna, ale żaden z legionistów nawet nie pomyślał o tym, aby go o to winić. Wręcz przeciwnie, ich lojalność wobec Luthera wyraźnie wzrosła podczas długich lat zesłania. Luther dzielił z nimi ten ciężar i troskę, doceniał i chwalił sukcesy, inspirował przykładem ciężkiej pracy, skromności i osobistej charyzmy. Chociaż każdy Anioł zaprzeczyłby natychmiast spytany o to wprost, Zahariel podejrzewał skrycie, że wielu jego braci pokładało więcej wiary i oddania w Lutherze niż swym odległym Primarchu i świadomość ta z biegiem czasu coraz bardziej kronikarza martwiła.

Tylko w rzadkich chwilach prywatności, podczas podróży pomiędzy calibańskimi zakładami lub spędzając z Lutherem długie godziny w gabinecie wielkiego mistrza Zaharielowi zdarzało się dostrzegać smutek ukryty w oczach swego zwierzchnika.

W ostatnich latach wiadomości docierały coraz rzadziej na Caliban, ponieważ floty ekspedycyjne podążały coraz dalej i dalej w głąb galaktyki. Konwoje przywożące wojenne łupy przybywały sporadycznie lub przez długie okresy czasu nie było ich wcale. Potem, znienacka, legioniści otrzymali informację, że Imperator wyniósł Horusa Lupercala do rangi marszałka wojny i opuścił prowadzące Krucjatę Legiony wracając na Terrę. W pierwszej chwili Luther żywił nadzieję, że utrzyma te wieści w tajemnicy, ale szybko uzmysłowił sobie ukryte w tym posunięciu niebezpieczeństwo. Wkrótce potem nominacja ta stała się tematem przewodnim rozmów wszystkich calibańskich Aniołów, świadomych tego, co oznaczała ona dla nich samych. Nie byli głupcami. Widzieli, że Wielka Krucjata zbliża się do swej finalnej fazy, a im samym umyka z rąk ostatnia szansa na zdobycie wojennej sławy.
Keth
PostWysłany: Nie 15:34, 16 Maj 2010    Temat postu:

- Kiedy tylko wieści o rebelii dotarły na Terrę, Imperator rozpoczął konsolidację sił mających spacyfikować zbuntowane Legiony oraz aresztować Horusa – kontynuował posępnym tonem Jonson – Z otrzymanych przez nas meldunków wynika, że w drodze na Isstvan jest siedem pełnych Legionów pod wodzą Ferrusa Magnusa i Żelaznych Dłoni, ale przybędą tam nie wcześniej jak za cztery do sześciu miesięcy. W międzyczasie Horus przemieścił swoje siły na Isstvan V i koncentruje wysiłki na fortyfikowaniu planety w oczekiwaniu na zbliżający się kontratak.

Kątem oka Nemiel dostrzegł sierżanta Kohla krzyżującego na piersiach ramiona. Spoglądając na terrańskiego sierżanta redemptor dostrzegł wciąż wstrząśnięty wyraz jego twarzy przyklejony do pociętego bliznami oblicza legionisty.

- Następnych kilka miesięcy będzie miało dla Horusa i jego Legionów krytyczne znaczenie – stwierdził Jonson – Marszałek wojny musi zdawać sobie sprawę z faktu, że Imperator zareaguje na ten akt zdrady wszelkimi dostępnymi środkami. Teraz mam już podstawy, by podejrzewać, że nasz przydział na Światy Tarczy był częścią sekretnego planu mającego rozproszyć najbardziej lojalnych wojowników Imperatora w maksymalnym stopniu, tak by ograniczyć siłę imperialnej kontry. Lecz ekspedycja złożona z siedmiu pełnych Legionów wciąż pozostaje dla Horusa poważnym zagrożeniem. Aby przetrwać planetarne oblężenie z ich strony, a co dopiero myśleć o ich pokonaniu, marszałek wojny musi przetransformować Isstvan V w potężny glob forteczny. To wymaga ogromnych zasobów zaopatrzenia dostarczonych w wyjątkowo krótkim czasie; zasobów, których dostarczyć może wyłącznie w pełni sprawny produkcyjnie świat zbrojeniowy.

Primarch wprowadził kilka poleceń na klawiaturze projektora i wyświetlany przez urządzenie obraz rozmył się w ułamku sekundy przechodząc na zbliżenie sektora Eriden i jego sąsiadów. Jeden system położony bardzo blisko Isstvanu, uparcie niebieski pośród morza czerwieni, został znienacka podświetlony dodatkowymi znacznikami.

- To system Tanagra, usytuowany na obrzeżach podsektora Ulthoris. Jak wszyscy widzicie, znajduje się zaledwie pięćdziesiąt dwa koma siedem lat świetlnych od Isstvanu i leży na stabilnym szlaku tranzytowym pomiędzy tą częścią galaktyki i Terrą. Jest to również jeden z najciężej zindustrializowanych układów w całym sektorze, posiadający świat zbrojeniowy typu I-Ultra o nazwie Diamat oraz kilkadziesiąt instalacji wydobywczych i rafineryjnych rozproszonych w obrębie całego systemu. W ujęciu historycznym, Tanagra została odkryta przez Legion Horusa i zaanektowana w bardzo wczesnym okresie Wielkiej Krucjaty. Od tego czasu stanowi strategicznie ważny punkt logistyczny dla całego regionu – Jonson skinął głową w kierunku podświetlonego znacznikami obrazu – Nie popadnę w przesadę, jeśli stwierdzę, że strona kontrolująca Tanagrę może przesądzić o losie całego Imperium.

Poprzez strategium przetoczyła się fala cichych pomruków. Dźwięczny głos Primarcha wzbił się z łatwością ponad gwar ludzkich głosów.

- Zdrada marszałka wojny całkowicie nas zaskoczyła, zgodnie zresztą z jego zamierzeniami – powiedział Jonson głosem przechodzącym w chłodny gniew – Na obecnym etapie operacji nasze siły są zbyt zaangażowane w kampanię na Światach Tarczy, by zareagować z pełną mocą na rewoltę Horusa. Wstępne szacunki mojego sztabu przyjmują, że potrzebujemy co najmniej ośmiu miesięcy, aby zakończyć działania operacyjne i dokonać relokacji sił na Isstvan. Nawet jeśli zdołamy zmieścić się w krótszym przedziale czasowym, agenci Horusa z pewnością zdołają go na czas ostrzec przed naszym kontruderzeniem.

Jonson urwał wypowiedź po raz kolejny wodząc wzrokiem po zszokowanych twarzach swych suchaczy, tym razem jednak na jego obliczu pojawił się lekki drapieżny uśmiech.

- Mała, starannie dobrana grupa uderzenia ma szanse dokonać czegoś, czemu cały Legion nie podoła. Kluczem jest Diamat. Jeśli zdołamy ochronić jego bogactwo zasobów przed zakusami Horusa, zdradzieckie Legiony nie będą miały szans na przetrwanie.

Wciąż słyszalne wokół pomruki przeszły znienacka w pełen ekscytacji gwar. Nemiel zrozumiał nagle znaczenie ożywionej aktywności na pokładach wielu okrętów zgrupowania oraz sens wezwania, które oderwało go od toczonej właśnie na powierzchni planety bitwy. Został wybrany, on oraz wszyscy inni przybyli na pokład pancernika Astartes. Legionista poczuł przemożne wrażenie bezgranicznej dumy wzbierające w jego piersi i rozglądając się wokół pojął, że identyczne emocje towarzyszyły pozostałym Aniołom. Jonson uniósł swą ukrytą w rękawicy dłoń przywracając w strategium przenikliwą ciszę.

- Jak niektórzy z was już wiedzą, wydałem szereg rozkazów dla eskadr rezerwowych nakazujących uzupełnienie zapasów i przygotowanie jednostek do natychmiastowego odlotu. Wezwałem też tutaj dwustu najbardziej doświadczonych weteranów, maksymalną ilość mogącą w moim mniemaniu zaprzestać udziału w bieżących działaniach wojennych na Gordii. Wiecie, że kampania na Światach Tarczy weszła w krytyczne stadium. Od miesięcy toczymy walki z Gordianami i ich ksenoskimi sojusznikami i właśnie teraz nadarza się okazja, by ostatecznie zniszczyć ten sojusz. Mój sztab dokona w przeciągu godziny transferu na pokład krążownika liniowego Decimator i pozostanie tutaj za zadaniem jak najszybszego zakończenia wojny na Światach Tarczy. Ja poprowadzę osobiście wyprawę na Diamat, zgrupowaniem w sile piętnastu okrętów. Będziemy lecieć szybko, pozostawiając za sobą powolne zaopatrzeniowce. Żywię nadzieję, że uzupełnimy nasze zapasy po dotarciu na Tanagrę. Moi Nawigatorzy wierzą, że przy obecnym stanie Osnowy znajdziemy się na Diamacie za dwa miesiące.

Jonson skrzyżował swe ramiona i przesunął wzrokiem po oficerach floty.

- Ważna uwaga. W chwili obecnej zarówno flota jak i uczestniczący w działaniach liniowych Legion pozostają w przekonaniu, że Invincible Reason i towarzyszące mu okręty odlatują w celach uzupełniania zapasów oraz remontu na Carnassus. W celu utrzymania tej przykrywki zabieramy ze sobą kilka uszkodzonych jednostek. Zachowanie tajemnicy jest teraz priorytetem absolutnym. Horus posiada bez wątpienia agentów działających w tym regionie i prowadzących również naszą obserwację. Nie mogą oni w żadnym przypadku przejrzeć naszego planu, dopóki nie wejdzie on w finalną fazę realizacji. Czy to jasne?

Oficerowie marynarki kosmicznej odpowiedziali natychmiast pomrukiem i kiwnięciami głów. Nemiel i inni Astartes nie wydali z siebie żadnego dźwięku, przyjmując do wiadomości bez zbędnych komentarzy bezwzględny nakaz zachowania dyskrecji. Primarch podziękował wszystkim krótkim ruchem głowy.

- Grupa ekspedycyjna opuści orbitę i wyruszy w stronę punktu skokowego systemu za dziesięć godzin i czterdzieści pięć minut. Wszystkie bieżące naprawy, transfery zaopatrzeniowe i testy diagnostyczne muszą być do tego momentu zakończone. Nie przyjmuję do wiadomości żadnych obiekcji.

Jonson spojrzał ponownie na hololityczny obraz.

- Zakładam, że marszałek wojny wysłał na Diamat zgrupowanie floty mające za zadanie przejąć tamtejsze zasoby surowców. Kiedy dotrzemy na Tanagrę, za osiem tygodni od dnia dzisiejszego, musimy być w pełni przygotowani do wojny.

Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin