Autor Wiadomość
LethosSkagss
PostWysłany: Pon 20:32, 07 Cze 2010    Temat postu:

Skoro napastników jest potencjalnie dwóch to staram się możliwie cicho i szybko dopaść tego w kuchni i załatwić go po cichutku, jednym uderzeniem noża. Jeśli tylko zaistnieje taka możliwość będę starał się pochwycić tego kogoś i sycząc mu cicho do ucha dać do zrozumienia, że nie ma sensu wykonywać głupich ruchów, bo ostrze może w takim wypadku bezzwłocznie znaleźć się w sercu pochwyconego.
Keth
PostWysłany: Nie 20:48, 06 Cze 2010    Temat postu:

Toya, poddystrykt Lanzerot, 20 julius 831.M41, godz. 5.51

Lethos Skagss przysunął się ponownie do drzwi swego mieszkania, ściskając rewolwer w opuszczonej wzdłuż prawego uda dłoni i sięgając jednocześnie po schowany w pochwie w rękawie sprężynowy nóż. Zza drzwi nie dobiegał go żaden podejrzany hałas, ale prawdopodobieństwo zasadzki było zbyt wysokie, by kleryk chciał zaryzykować otwarte wejście do środka.

Światło zgasło w jednym momencie, pogrążając korytarz habitatu w smolistych ciemnościach. Konstruktorzy budynku nie zatroszczyli się o okna, ponieważ uważano je za zbytek do niczego niepotrzebny mieszkającym w metalowym Kopcu ludziom, toteż w chwili odcięcia prądu wewnątrz habitatu nie było żadnego innego źródła oświetlenia. Skagss wykorzystał to natychmiast, naciskając niewidoczną w ciemnościach klamkę drzwi, uchylając je i wślizgując się błyskawicznie do środka.

Lethos znał swoje mieszkanie co do centymetra, potrafił się w nim poruszać bez źródła światła, bo przywykł już do sporadycznych zaników zasilania, które nie były w Lanzerot niczym szczególnym. Przyciskając plecy do ściany króciutkiego przedsionka duchowny podniósł przed siebie ciężkiego Gorgona, nacisnął lekko palcem spust rewolweru gotów posłać w każdej chwili kulę intruzowi dość głupiemu, by podnieść rękę na członka Ministorum.

Idąc bezszelestnie wzdłuż ściany Skagss dotarł po kilku sekundach do progu wiodącego ku pokojowi mieszkalnemu, po swej prawej stronie mając zaś pozbawione drzwi przejście do miniaturowej kuchni, z której kleryk praktycznie wcale nie korzystał, woląc posilać się wraz z wiernymi w robotniczych stołówkach, w domu zaś poszcząc regularnie.

Dwa dziwne szelesty zbiegły się w czasie w tej samej sekundzie: jeden dobiegł z wnętrza kuchenki, drugi zaś gdzieś z tylnej części pokoju mieszkalnego. Skagss poczuł zimny dreszcz na plecach uświadamiając sobie znienacka, że intruzów mogło być więcej i że być może na własne życzenie wszedł w przygotowaną na niego pułapkę.

Światła wciąż nie było, ale Uli mógł w każdej chwili przywrócić zasilanie.
LethosSkagss
PostWysłany: Wto 22:53, 25 Maj 2010    Temat postu:

Po wdarciu się do środka wykorzystam swoją największą przewagę. Znam ten teren niemal jak własną kieszeń. Instynktownie wybiorę jak najlepszą kryjówkę i poczekam. Jak już wcześniej pisałem nie zależy mi na zabiciu napastnika.
Keth. Mam może nóż, albo coś podobnego? To wezmę w drugą łąpę, a jeśli nie mam przy sobie nic takiego to trudno.
Ale najmniejszy nawet ruch spowoduje, że wypalę. Jeśli nie będzie innego wyjścia zastrzelę drania.
I spróbuję użyć straszaka. Wiesz Keth, rzucę w drugą stronę pokoju jakąś książkę, czy coś. Jeśli gość będzie zdenerwowany i uda się zrobić to jeszcze jak będzie ciemno może wypali i zdradzi gdzie jest.
Dzięki za poprawienie wypowiedzi mistrzu.
Keth
PostWysłany: Wto 21:42, 25 Maj 2010    Temat postu:

Peacemaker, Makotto, gospodarz był u siebie, zapasowe klucze już sobie załatwiliście, gość zaraz je przyniesie. Całej palety standardowych pytań jeszcze nie użyłem, bez problemu mogę to przenieść do następnej scenki pod warunkiem, że odpowiecie mi na pytanie, czy bierzecie Enzo ze sobą do mieszkania Granta czy też załatwiacie całą rozmowę z nim na parterze? I jeśli macie jakieś dodatkowe pytania, zapodajcie je jak najszybciej.

Lethosie, Ulli za chwilkę wyłączy korki na Twoim piętrze, więc musisz być gotów do szybkiego działania. Co właściwie zamierzasz zrobić? Zakładam, że otworzysz błyskawicznie drzwi, wślizgniesz się do środka... i co dalej? Po kilku sekundach Ulli znowu przerzuci wajchę, więc na korytarzu zapalą się lampy, a co z Tobą?
Keth
PostWysłany: Wto 21:39, 25 Maj 2010    Temat postu:

Toya, poddystrykt Lanzerot, 20 julius 831.M41, godz. 5.48

Lethos kiwnął głową w stronę Holstruma, przyciągnął drzwi z powrotem do siebie zamykając je natychmiast i uśmiechając się jednocześnie fałszywie.

- Nic poważnego się nie stało – oznajmił kapłan tak wsuwając Gorgona pod płaszcz, by sąsiad nie zauważył broni – Zapomniałem czegoś, to wszystko. Nie widziałeś tu może kogoś podejrzanego? Szukam jednej osoby.

Ulli spoważniał momentalnie, rozejrzał się uważnie po korytarzu zerkając ze szczególną podejrzliwością w stronę schodów wiodących na wyższe piętra.

- Myśli ojciec, że kręcą się tutaj jacyś złodzieje? – zapytał podchodząc bliżej i wyciągając z kieszeni spodni sprężynowy nóż – Nikogo nie widziałem, ale ojciec wie jak często przyłażą tutaj jakieś męty. Kogo ojciec szuka?

Skagss postąpił kilka kroków do przodu, ujął niespokojnego Holstruma pod ramię odciągając go od swoich drzwi, lecz cały czas nie spuszczając ich nawet na chwilę z oczu.

- Mam do ciebie małą prośbę, dobrze? – zapytał oddaliwszy się na kilka metrów od wejścia – Może ci się wydać dziwna, ale to dla mnie bardzo ważne.

- Oczywiście, ojcze – pokiwał gorliwie głową robotnik – Przecież ojciec wie, że my tutaj dla ojca wszystko zrobimy.

- Idź na koniec korytarza, policz do dziesięciu, a potem przestaw na chwilę wajchę od oświetlenia – wyjaśnił Lethos dokładając wszelkich starań, by jego głos brzmiał tak spokojnie i naturalnie jak to tylko było możliwe.

- Mam zgasić światło? – zawahał się Ulli Holstrum – Ale tam jest plomba, proszę ojca... jak ją zerwę, mogą mnie wyrzucić z mieszkania...

- Nikt cię nigdzie nie wyrzuci – zapewnił mężczyznę Lethos, starannie maskując swą narastającą niecierpliwość i irytację – Przecież wiesz, że wezmę całą winę na siebie, niczego nie musisz się bać.

- Dobrze – kiwnął raz jeszcze głową robotnik, po czym poszedł szybkim krokiem w głąb korytarza, oglądając się co chwila niepewnie za siebie. Skagss zawrócił pod swoje drzwi i zastygł w bezruchu z lewą ręką na klamce, w prawej zaś ściskając wyjąty spod płaszcza rewolwer, ułożony tak wzdłuż nogi, by oddalający się ku skrzynce z bezpiecznikami Holstrum go nie zauważył.
Keth
PostWysłany: Wto 21:33, 25 Maj 2010    Temat postu:

Toya, dystrykt Shannon, Little Hole, 20 julius 831.M41, godz. 7.58

Thorn Slade spoglądał przez krótką chwilę na zamknięte drzwi, potem zaś schował Talona z powrotem pod płaszcz.

- Trzeba z pokorą znosić próby, które zsyła na nas Bóg-Imperator – oświadczył śmiertelnie poważnym tonem, ale Venner zaczynał już rozpoznawać ów charakterystyczny błysk oczu swego zwierzchnika pojawiający się w chwilach, kiedy Scintillijczyk pozwalał sobie na żart – Pokora to cnota, a upodobanie do kryminalnych filmów to słabość, która wieść może do lenistwa. Chcesz zgrzeszyć lenistwem, mój przyjacielu?

- Niech mnie Imperator strzeże – odpowiedział Ganfańczyk chowając czym prędzej własną broń – Jestem gotów harować jaki dziki groks, byle bym tylko zadowolił moich wymagających przełożonych.

- Doskonałe podejście do sprawy, agencie – skwitował odpowiedź zabójcy Thorn, zawracając w kierunku schodów – Skoro tak, zejdziemy teraz na parter i poszukamy miejscowego gospodarza, on powinien mieć zapasowe klucze do mieszkania Granta. Tylko jedna prośba, Brachus...

Venner spostrzegł od razu, że Scintillijczyk po raz pierwszy od nawiązania znajomości z zabójcą zwrócił się do niego po imieniu, ale udał, że nie wywarło to na nim żadnego wrażenia, spoglądając w stronę przełożonego z pytającą miną na twarzy.

- Nie wyciągaj od razu na wstępie noża, dobrze? Może wystarczą nasze odznaki.

- Szef wystawia moją cierpliwość na ciężką próbę, ale niech będzie – mruknął z udawanym rozczarowaniem Brachus – Obiecuję, że zaciukam go dopiero po rozmowie.

Obaj agenci zeszli z powrotem na parter habitatu, tym razem mijając na schodach parę mieszkańców przypominających wracające z wydawki darmowych posiłków małżeństwo, dźwigające pod pachami jakieś kartony pełne przebarwionych szmat. Oboje odprowadzili obcych podejrzliwym wzrokiem, mężczyzna zaś schował na krótką chwilę prawą rękę za pazuchą znoszonej kurtki, być może zaciskając palce na rękojeści noża lub kolbie pistoletu w obawie przed napadem.

Zdezelowana tablica informacyjna wywieszona opodal wejścia do habitatu zdradziła agentom tożsamość człowieka odpowiedzialnego za porządek w budynku oraz numer jego mieszkania. Ruszywszy w głąb brudnego korytarza Thorn odszukał wzrokiem drzwi z numerem trzy, po czym walnął w nie kilka razy pięścią. Z wnętrza mieszkania dobiegł dźwięk zduszonych wyzwisk i odgłos zbliżających się kroków, potem zazgrzytał masywny metalowy rygiel osadzony po wewnętrznej stronie wejścia. Zablokowane łańcuchem drzwi uchyliły się na kilka centymetrów odsłaniając brodatą męską twarz i zmrużone nieprzyjazne oczy.

- Czego, kurwa? – warknął gospodarz – Żadnych pustostanów nie mam, idźcie pytać do urzędasów z Administratum w centrum.

- Enzo Varkas? – zapytał spokojnie Thorn, podstawiając jednocześnie pod nos mężczyzny swą fałszywą odznakę. Gospodarz przyjrzał się jej uważnie, westchnął ciężko, a potem zamknął na chwilę drzwi zdejmując z nich łańcuch. Po kilku dalszych sekundach wyszedł na próg mieszkania wycierając brudne od jakiegoś smaru ręce prosto w przepocony podkoszulek.

- Panowie wybaczą – powiedział zupełnie innym niż wcześniej tonem, kłaniając się grzecznie i strzelając na gości pełnymi niepokoju oczami – Pełno się tutaj hołoty kręci, nie nadążam z meldowaniem wszystkiego władzom, czasami człowiek musiałby się chyba rozerwać...

- Andre Grant – przerwał Varkasowi Thorn – Kiedy widziałeś go ostatni raz?

- A, o Granta chodzi – kiwnął głową gospodarz – Już myślałem, że panowie w sprawie tej wczorajszej strzelaniny. Jacyś klansterzy się popstrykali na klatce schodowej, walili tu z maszynówek tak, że mało mi tynek nie odleciał od ścian, klnę się na Złoty Tron!

- Andre Grant – powtórzył wciąż spokojnym tonem Slade, ale w jego oczach pojawiły się niepokojące iskierki, które Varkas natychmiast spostrzegł.

- Przedwczoraj go widziałem koło południa, chyba wyłaził do roboty. Niby nic, normalny jak zawsze, a potem nagle trach! Wpada tutaj ekipa regulatorów, w pancerzach i pod bronią, szumu narobili jakby chcieli cały gang zwinąć! Wymaglowali mnie o tego Granta strasznie, ale ja tam wiele nie wiem, mieszkał tu dłużej ode mnie, ja się tutaj dopiero pół roku temu wprowadziłem.

- Zapasowe klucze do jego mieszkania? – zapytał Thorn.

- Mam, mam! – zapewnił go Enzo Varkas – Zaraz przyniosę, mundurowi pożyczali, ale oddali.

Gospodarz zawrócił w miejscu i podreptał w głąb mieszkania pozostawiając gości samym sobie w progu. Zewnętrzne drzwi habitatu zatrzeszczały pchnięte do końca, na korytarz wspięło się po schodach dwóch spoconych mężczyzn dźwigających skorodowaną lodówkę.
LethosSkagss
PostWysłany: Pon 21:42, 24 Maj 2010    Temat postu:

Odchodzę od drzwi zamykając je.
-Nic poważnego się nie stało Ulli.-zwracam się do robotnika. Chowam rewolwer do kieszeni, cały czas gotów wypali, jeśli będzie to konieczne. Staram się wyglądać naturalnie i w miarę spokojnie.
-Zapomniałem czegoś, to wszystko.-dodaję obdarzając sąsiada uśmiechem.-Nie widziałeś może kogoś podejrzanego? Szukam jednej osoby.
Oddalam się od drzwi, kładąc robotnikowi rękę na ramieniu i pociągając za sobą na krótki spacer po korytarzu. Po chwili staję, twarzą zwrócony do drzwi swojego mieszkania. Poczekam na odpowiedź Holstruma, może naniesie ona trochę światła na moją sytuację.
Keth? Czy mój sąsiad będzie umiał na kilka chwil wyłączyc światło w tej części budynku, jeśli go o to poproszę?
Jeśli jest to możliwe zwracam się do niego:

-Mógłbyś coś dla mnie zrobić? Podejrzewam, że ktoś ukrywa się w moim domu. Widzisz szukam teraz osoby niespełna rozumu, która mogłaby mi zrobić krzywdę. Jeśli pojawię się teraz to z pewnością rzuci się na mnie, lub wystrzeli, bo na tle światła z korytarza będę doskonale widoczny. Mógłbyś na kilka chwil odciąć światło w korytarzu? A potem je włączyć. Pozwoli mi to ciche wejście do pomieszczenia i wprawi podejrzanego w zakłopotanie. Nie martw się jednak. To nic poważnego. Nic z czym nie dałbym sobie rady. Tylko proszę nie rób nic głupiego. Masz rodzinę, o którą musisz dbać.
To by chyba było na tyle. Jeśli Holstrum będzie chciał zrobić coś głupiego to będę starał się go za wszelką cenę powstrzymać, Już i tak zbytnio go mieszam w to wszystko.
Zapomniałbym. Do środka wejdę po cichutku, ale gotów do uniku w każdej chwili.
Imperator chroni!
Peacemaker
PostWysłany: Pon 21:28, 24 Maj 2010    Temat postu:

Uff, jestem Razz

Do gospodarza domu, jeśli go nie będzie, to wracamy na górę i dobijamy się do sąsiadów - może ktoś ma klucz, albo wie o co kaman. Jeśli i to nie podziała to but w drzwi, a gapiów blachą i ewentualnie też z buta Wink

Jeśli zastaniemy gospodarza, to blachy i ewentualna typowa seria pytań, co to za ludzie, z kim się zadawali, kto może wiedzieć coś ciekawego itp. Jeśli będzie trzeba, to gramy złego i dobrego. Zły wiadomo Wink Dobry, czyli ja MOŻE zaoferować drobną sumę, jeśli gospodarz powie coś ciekawego. Oczywiście ostrzeżenie - jeśli okłamał, to wrócimy Wink
Keth
PostWysłany: Pon 19:38, 24 Maj 2010    Temat postu:

No właśnie, i co teraz? Trzecie piętro jest co prawda puste, ale w każdej chwili ktoś może wyjść na korytarz, w końcu to bardziej ruchliwa pora doby niż w trakcie Waszej poprzedniej wizyty. Drzwi są zamknięte na klucz, a zapasowy klucz ma najpewniej gospodarz budynku (mieszkaniec habitatu zatrudniony na jedną piątą etatu przez Magistratum i dostający parę tronów miesięcznie za dbanie o porządek – a jaka pensja, taki i porządek, rzecz jasna). W zasadzie macie trzy opcje: wywalić drzwi z buta licząc się z narobienie rwetesu w sąsiednich mieszkaniach, zejść do gospodarza po klucze lub ponownie sobie odpuścić i pójść gdzieś indziej. Czekam na deklaracje.

Lethosie, ważna uwaga techniczna, chociaż zawarłem ją też w powyższej fabularce. Na korytarzu pali się światło, w mieszkaniu nie. Jeśli wejdziesz do środka, poruszając się jednocześnie powoli i ostrożnie, każdy ukryty w środku strzelec będzie miał przez kilka sekund autentyczną strzelnicę z prowadzeniem ognia do tarczy. Co więcej, jeśli ktoś jest w środku, na pewno zaalarmował go szczęk zamka, a donośne powitanie Holstruma nie pozostawiło zamachowcowi złudzeń co do tożsamości osoby stojącej właśnie za uchylonymi drzwiami. Jeśli zatem chcesz zmienić jeszcze swe deklaracje w stosunku do tych umieszczonych we wcześniejszym poście, teraz jest ku temu najlepszy moment.
Keth
PostWysłany: Pon 19:37, 24 Maj 2010    Temat postu:

Toya, dystrykt Shannon, Little Hole, 20 julius 831.M41, godz. 7.57

Brachus Venner rozejrzał się raz jeszcze po korytarzu i nie dostrzegając na nim chwilowo żadnego przypadkowego świadka wyciągnął spod płaszcza swojego Phobosa. Odsunięty bezpiecznik broni szczęknął metalicznie.

- Zróbmy to jak zawodowcy, szefie – zaproponował ściszonym tonem Ganfańczyk – Jeden z nas wchodzi pierwszy i kuca, a drugi go ubezpiecza, tak jak regulatorzy z prewencji. I dobrze by było blachy na wierzch wyciągnąć, jak kogoś odstrzelimy, przynajmniej zrobimy to od razu jako stróże prawa.

- Byle nie za szybko z tym odstrzeliwaniem – mruknął Thorn Slade wyciągając Talona i upewniając się raz jeszcze, że magazynek broni jest pełen – Obowiązuje zasada minimalizowania liczby ofiar aż do odwołania, jasne?

- Jasne, szefie – odszepnął nieco rozczarowany zabójca robiąc krok w stronę drzwi i kładąc dłoń na ich metalowej klamce – To ja pierwszy, a szef za mną, tylko niech mi szef na odcisk nie wlezie.

- Cicho bądź albo ci odcisków narobię, i to wcale nie na piętach, patałachu jeden – wycedził przez zęby Scintillijczyk, tonem bardziej rozbawionym niż przywołującym do porządku – Właź.

Ganfańczyk wciągnął głęboki oddech, a potem przekręcił klamkę i naparł na drzwi.

Drzwi jednak nawet nie drgnęły, witając intruzów poszczękiwaniem mechanizmu zamka.

- Zamknięte – zdziwił się Venner, mamrocząc pod nosem tonem pełnym sarkazmu – Dziw nad dziwy. Przecież w każdym serialu Magistratum w każdym odcinku drzwi są zawsze otwarte jak gliniarze przychodzą złapać bandziorów. I co teraz, wywalamy z zawiasów?
Keth
PostWysłany: Pon 19:36, 24 Maj 2010    Temat postu:

Toya, poddystrykt Lanzerot, 20 julius 831.M41, godz. 5.47

Lethos Skagss wyciągnął spod płaszcza rewolwer i upewnił się, że kurek broni jest odwiedziony, a w bębenku wciąż tkwi wszystkie sześć kul. Na co dzień kleryk żywił ogromne zaufanie do swej broni, ale w obliczu tak ewidentnego zagrożenia uznał, że dodatkowa zapobiegliwość może mu tylko wyjść na dobre.

Trzymając odbezpieczonego Gorgona w prawej dłoni duchowny położył lewą rękę na klamce i nacisnął ją lekko nadstawiając jednocześnie bacznie uszu. Zamek zaszczękał przerażająco głośno i serce mężczyzny przyśpieszyło swój rytm zaalarmowane tym dźwiękiem. Popchnięte delikatnie drzwi uchyliły się nieznacznie odsłaniając niewielką szczelinę, za którą czaił się nieprzenikniony mrok. Ten widok jeszcze bardziej zaniepokoił Skagssa, ponieważ wychodząc do przytułku kapłan pozostawił w domowym ołtarzyku zapalone świece ustawione w podstawkach pod metalową podobizną Imperialnego Orła.

Ktoś wszedł pod jego nieobecność do mieszkania i zgasił świece pogrążając niewielkie pomieszczenia w ciemności. Lethos wiedział, że na wyciągnięcie ręki za progiem znajdował się na ścianie niewielki włącznik elektrycznych lamp, ale wciąż zastanawiał się w duchu, czy ryzykować wejście do całkowicie ciemnego mieszkania w sytuacji, kiedy przez krótką chwilę musiał się znaleźć na tle otwartych drzwi i oświetlonego – mętnie, bo mętnie, ale zawsze jakoś tam – korytarza. Jeśli w mieszkaniu czaili się nieznani mordercy, przez kilka sekund gospodarz stanowiłby dla nich doskonały cel.

Mężczyzna drgnął mimowolnie słysząc znienacka zgrzyt otwierających się drzwi w głębi piętra. Dwa mieszkania dalej na korytarz wyszedł Ulli Holstrum, czterdziestopięcioletni operator maszyny w hucie Skaelen-Har w dolnej części Wieży i ojciec siedmiorga dzieci, z których najmłodsze nie ukończyło nawet roku, a dwoje najstarszych włóczyło się z ulicznymi gangami.

- Witam ojca – powiedział robotnik uśmiechając się szeroko na widok kleryka – O tej porze jeszcze w domu? Źle się ojciec poczuł?

Pomimo uśmiechu w oczach mężczyzny pojawił się wyraz nieudawanej troski, charakterystycznej dla wszystkich bez mała mieszkańców habitatu, bardzo do swojego duszpasterza przywiązanych i zachowujących się w stosunku do Skaggsa czasami wręcz nadopiekuńczo.
Makotto
PostWysłany: Nie 14:10, 23 Maj 2010    Temat postu:

Proponuje osłaniajace sie wejscie w stylu SWAT, jeden otwiera drzwi i wchodzi jako pierwszy w przykucu, drugi zas za nim, w progu, osłania go. Ewetualne niebezpieczenstwo ostrzelic, odznaki regulatorów na wirzechu. Ostatnie co nam potrzeba to kolejna strzelanka z władzami
Keth
PostWysłany: Pią 20:54, 21 Maj 2010    Temat postu:

Agenci Ordo, jesteście już pod mieszkaniem poszukiwanego. Jak wspomniałem w opisie fabularnym, po wczorajszej strzelaninie praktycznie nie ma śladu, a życie w habitacie toczy się dalej: prawdopodobnie wszyscy miejscowi przeszli już do porządku nad tym incydentem, bo podobne rzeczy dzieją się w Kopcu dość często, zwłaszcza w tych mniej cywilizowanych strefach. W budynku kręci się sporo ludzi, widać stopa bezrobocia w Shannon jest wysoka.

Na trzecim akurat piętrze teraz nikogo nie widać, gromadka dzieci goni się po drugim, ścigają je wyzwiska jakiegoś sąsiada, któremu chyba ich szczebiot zakłóca drzemkę. Drzwi mieszkania są zamknięte i chociaż ogólnie sprawiają opłakane wrażenie, nie widać na nich śladów brutalnego traktowania. Sam zamek zaklejony jest policyjną taśmą, którą najpewniej pozostawili tam regulatorzy szukający Granta krótko po wypadku w tłoczni – użyli oni zapewne zapasowych kluczy zabranych dozorcy, dzięki którym oszczędzili sobie wyłamywania drzwi z zawiasów.

Lethosie, nie ma co przepraszać za opóźnienia w postowaniu, ja sam jestem na tym forum Mistrzem Lagowania, więc na pewno się do Ciebie nie przyczepię Wink Grunt, żebyś pamiętał o zgłaszaniu dłuższych nieobecności w topiku „Absencja” w Dziale Technicznym.
Keth
PostWysłany: Pią 20:54, 21 Maj 2010    Temat postu:

Toya, dystrykt Shannon, Little Hole, 20 julius 831.M41, godz. 7.53

Udając całkowity brak zainteresowania otoczeniem i zerkając jednocześnie bardzo dyskretnie na boki, obaj agenci wspięli się po brudnych schodach ku otwartemu wejściu do habitatu. Chociaż poprzedniego wieczoru, po nieszczęśliwej w skutkach przypadkowej strzelaninie, w budynku musiało się roić od mundurowych w uniformach Magistratum, teraz jedynym śladem po ich obecności były strzepy zerwanej taśmy policyjnej wiszące wzdłuż futryny drzwi. Proktor Valdeemer spisał się wzorowo, choć zapewne gryzł ze złości palce tusząc wpadkę swoich inkwizycyjnych kolegów po fachu. Thorn Slade nie miał pojęcia jak młody oficer ujął strzelaninę w publicznym meldunku, ale zakładał przykrywkę pod postacią wymiany ognia pomiędzy konkurencyjnymi gangami.

Obaj mężczyźni weszli na parter budynku, nadal kiepsko oświetlony i cuchnący wciąż nikłą nutą krwi. Służby porządkowe odpowiedzialne za usunięcie ciał wyczyściły jednocześnie silnymi chemikaliami plamy krwi, ale zapach wciąż się unosił w ciasnej przestrzeni klatki schodowej wyczuwalny zwłaszcza dla bardzo czułego powonienia Ganfańczyka.

- Nawet ładnie wymiecione – kiwnął głową Brachus – Widać to tutaj normalka. Ktoś kogoś kropnie, to przyjeżdża patrol, sprząta trupy, ktoś myje podłogę i życie toczy się dalej. Ciekawe, co się robi tutaj ze zwłokami? Do worka i do pieca?

- Żywność jest dobrem luksusowym w Kopcu – odpowiedział ze śmiertelnie poważną miną Thorn – Zmarłych pozbawionych statusu obywatela poddaje się przetworzeniu w reproduktorach prepaku.

- Robi się żarcie z umarłych? – Venner zatrzymał się w miejscu zaskoczony wyjaśnieniem zwierzchnika – Szef chyba żartuje?

- Żartuję – przyznał Slade uśmiechając się kącikami ust – Zabawnie czasami popatrzeć na minę człowieka z peryferiów sektora, który trafia na stołeczny świat i na każdym kroku umacnia się w przekonaniu, że znalazł się pomiędzy istnymi barbarzyńcami.

- Ja tam źle o szefie nie myślę – odburknął samozachowawczo Brachus – Jak miałem siedem lat, podczas oblężenia przez orasów Endrigo ludzie z tamtej osady musieli przez kilka miesięcy wykrawać mięso z trupów swoich ziomków, bo zielonoskórzy zniszczyli wszystkie uprawy i spalili spichlerze. Podobno nawet niektórzy próbowali jeść padłych orasów, ale takich regulatorzy od razu rozstrzeliwali i słusznie. Jak ktoś żre ksenosa, to popełnia ciężki grzech, tak nas kaznodzieje uczyli, do dzisiaj pamiętam...

Venner urwał swą prowadzoną półgłosem opowieść, omiótł wzrokiem starszą kobietę schodzącą po schodach z kilkuletnim dzieckiem. Mieszkanka habitatu omiotła obcych czujnym wzrokiem, przyśpieszyła kroku ściskając mocniej trzymaną w dłoni rączkę chłopczyka. Thorn kiwnął jej na powitanie zdawkowo głową, gest ten jednak pozostał nieodwzajemniony, co wcale agenta nie zdziwiło. Ludzie mieszkający w tej dzielnicy nie słynęli z życzliwości i otwartości, oduczyło ich tego twarde i brutalne życie. Przyjrzawszy się uważniej krążącym na pierwszym i drugim piętrze ludziom, rozmawiającym ze sobą przez otwarte drzwi mieszkań lub popalającym skręty na końcu korytarza, Scintillijczyk wspiął się na trzeci poziom habitatu, mijając po drodze gromadkę ganiających się po schodach małych dzieci, brudnych i zaniedbanych, ale noszących na szyjach na rzemykach malutkie amulety pod postacią Imperialnego Orła.

- Mieszkanie numer siedemnaście – powiedział cicho Venner, odprowadziwszy wpierw wzrokiem rozwrzeszczaną dzieciarnię i wciągając w nozdrza ostry zapach przypalonego tłuszczu dolatujący zza pobliskich drzwi – To tam, szefie.

Thorn skręcił we wskazanym kierunku, zatrzymując się przed odrapanymi, od lat niemalowanymi drzwiami z plastiku, na których widniała tabliczka z nazwiskiem Andre Granta.
LethosSkagss
PostWysłany: Pią 15:52, 21 Maj 2010    Temat postu:

Powoli, ostrożnie zamykając drzwi za sobą wchodzę do środka. Cały czas patrząc w głąb pomieszczenia z rewolwerem gotowym do strzału. Starannie wszystko przeszukuję zachowując maksimum ostrożności. Jeśli dostrzegę jakiś ruch to przed wystrzałem postaram się cicho podkraść i sprawdzić kto to. Może włamał się ktoś całkowicie niepowiązany z zamachem, albo ktoś złożył mi niespodziewaną wizytę w celach służbowych? Nic nie można wykluczyć, ale w razie bezpośredniego zagrożenia najpierw strzelam, potem pytam. Będę starał się postrzelić ewentualnego napastnika najpierw w rękę z bronią, a potem w nogę. Zachowuje się trochę jak członek SWAT, mówiąc obrazowo o sposobie w jaki przeszukuję habitat. Ponieważ się włamano zabiorę ze sobą wszystkie przedstawiające sentymentalną i materialną wartość przedmioty (bez przesady oczyswiście)
Emperor protect's!

Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin