Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Dystrykt Sunk Dump, w rurze, 24 martius 831.M41, godz. 11.27
Mordeci Haveloc przełknął ślinę, a potem ujął Aleada w jedną rękę i opierając się drugą o krawędź dziury wskoczył do niej jednym ruchem.
Opadł na dno kanału i natychmiast przylgnął do przeciwnej ściany, dokładając wszelkich starań, aby znaleźć się poza mętną poświatą rzucaną przez leżącą na ziemi latarkę Paxtona. Na dole wciąż panowała dzwoniąca w uszach cisza, a wytężone zmysły arbitratora nie wyczuwały w pobliżu niczyjej obecności prócz Dominga.
- Co z twoim tłumikiem? - szepnął Mordeci - Nie działa?
- Chyba starty gwint - wycedził przez zęby Paxton - Gdzieś mi spadł po drodze, ześlizgnął się z lufy. Szkoda, bo bym go wsadził Sammy'emu w dupę i to bez kremowania...
- Co to było? Do czego waliłeś?
- Nie wiem - odszepnął agent - Wydawało mi się, że coś się poruszyło, ale może to tylko było złudzenie.
Mordeci ugryzł się w język, chociaż miał zamiar wspomnieć z sarkazmem, że chwilę wcześniej sam słyszał jakieś pluski i wcale nie kojarzył ich ze złudzeniami. Przesunął się na kuckach nieco do przodu, z karabinem gotowym do strzału i gotową do włączenia własną latarką. Gdzieś z tyłu, w górze, donośne szuranie i zdyszane oddechy zdradziły obecność Malcolma i Dekaresa.
- Co jest grane? - rzucił ledwie słyszalnie psionik, ostrożnie wystawiając głowę przez dziurę w sklepieniu odnogi - Co macie?
Domingo wzruszył niemo ramionami. Nie słysząc odpowiedzi i praktycznie nic w dole nie widząc, N'Gore otworzył usta chcąc powtórzyć pytanie, ale nie wyrzekł ani słowa.
Gdzieś daleko w tyle, za swoimi plecami, Metallicanin usłyszał nagle ciche stęknięcie, a potem basowy szum przechodzący w niski pomruk. Mężczyzna obejrzał się błyskawicznie przez ramię, okulary jego implantów zaszczękały metalicznie.
W głębi rury pojawiła się znienacka jaskrawa poświata, w pierwszym ułamku sekundy zaledwie jarząca się pomarańczowym blaskiem, z każdą kolejną chwilę coraz jednak jaśniejsza i coraz bliższa, zdająca się wypełniać ognistą pożogą ciasne wnętrze rury. |
|