RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Dzikie Pola -> DP - W cieniu Beskidów Idź do strony 1, 2, 3 ... 11, 12, 13  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
DP - W cieniu Beskidów
PostWysłany: Czw 21:05, 09 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Chociaż pogoda w maju potrafiła bywać dokuczliwa, tego akurat dnia aura dopisywała wyśmienicie. Ciepłe promienie słońca kąpały w swym blasku szumiące na lekkim wietrze zagajniki drzew, uprawne pola i dachy Żywca. Czterech jadących leniwie konnych w podniszczonych, ale noszących jeszcze ślady dawnej świetności strojach rozkoszowało się spokojem przedpołudnia, wspominając spożyty nie tak dawno wyśmienity posiłek i wyobrażając sobie nabite gotówką trzosy, które miała im przynieść zlecona przez żywieckich rajców misja.

Przez pierwsze kilkanaście mil drogi na południe konwersacja obracała się wokół rozejmu w Dywilinie, podpisanego przez króla Zygmunta Trzeciego Wazę i cara Michała I Romanowa prawie pół roku wcześniej, w grudniu 1618 roku. Sprawa dość świeża i kończąca wieloletnią wojnę z Rosją, stała się z miejsca zarzewiem ożywionej dyskusji, bo czterej Polacy mieli na jej temat dość rozbieżne opinie.

- Azaliż nie okazał car Romanow pychy domagając się od króla zarzucenia praw do carskiego tronu przez królewicza Władysława? – dowodził pan Krzysztof Zieliński, marszcząc gniewnie czoło i kładąc co rusz dłoń na swej przytroczonej do pasa szabli – Toż to haniebne i wcalem tutaj nie ukontentowany wieścią, że Najjaśniejsza Rzeczpospolita tak wiele ziem pozyskała.

- Nie można od Boga oczekiwać wszystkiego, bracie – odparł łagodnym tonem pan Tomasz, jadący obok wzburzonego dyskutanta na pięknym srokaczu – Pomyśl sam, czyż to naprawdę tak niewiele, że się wciąż unosisz, a wzdymasz, iście jak ten indor, cośmy go dzisiaj w kuchni tak chwacko sprawili? Ziemie czernihowska i siewierska dla Korony, a smoleńska dla Królestwa Litewskiego. Traktat pokojowy na lat czternaście i pół, wymiana jeńców, a nadto nie zwrócimy Rosjanom łupów z Kremla wywiezionych. Królewscy emisariusze dobrze się spisali, godni są, by ich złotem obsypać.

- I prawa do carskiego tronu przy Koronie pozostały, co pewnikiem Romanowom w gardle stoi jakoby ość rybia albo drzazga w oku – zaśmiał się wesoło najstarszy w grupie, bo blisko czterdziestoletni Vagnus, obnoszący się z dumą w wypolerowanej na błysk kolczudze, ale podróżujący dla odmiany na wychudzonej i wyraźnie osowiałej kobyle – Poczekajcie, panowie bracia, jeszcze dziesięć lat z okładem, a w Moskwie polski król będzie zasiadał!

- A potem na bisurmana! – zakrzyknął czwarty szlachcic, Radosław Bronisz, czarnowłosy młodzian o dumnych rysach i gorącej bitnej krwi, które te rycerskie cechy w niczym nie szły w parze z jego mizerną majętnością – Będziemy gromić Turków, aż ich do Morza Czarnego zepchniemy, a potem dalej na południe, przez Anatolię ku Królestwu Niebieskiemu, na chwałę Bożą!

- Ale to dopiero potem – zastrzegł z pobłażliwym uśmiechem Tomasz – Najpierw udamy się do Żiliny i jak grzeczny obyczaj nakazuje, wymienimy tam listy rajców żywieckich na ichne i z powrotem je bezpiecznie odwieziemy. Jak już w trzosie monety zabrzęczą, gotów jestem choćby na bisurmana iść, albo każdego innego poganina.

Czwórka konnych minęła grupkę wracających z pól wieśniaków, bosonogich chłopów śpiewających ochrypłymi głosami nieco sprośną przyśpiewkę w drodze ku brzegom toczącej leniwie swe wody Soły. Na widok obcych wszyscy pomilkli, z miejsca dostrzegając broń jeźdźców i słusznie dochodząc do wniosku, że lepiej im będzie zejść z drogi. Kiedy szlachetni urodzeni mijali plebejuszy, ci kiwali z szacunkiem głowami i pozdrawiali przejezdnych mrukliwie, ale pan Tomasz dałby sobie głowę uciąć, że za końskimi chwostami wszyscy spluwali przez ramię.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 16:07, 10 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kiedy czterech jeźdźców dotarło do Czernej, słońce stało już wysoko na niebie, szykując się do powolnego szybowania ku linii widnokręgu. Trakt wił się pomiędzy porośniętymi gęsto zboczami beskidzkich gór, opadając w dół ku spienionej wartkiej rzece i oznakowanemu głazami brodowi. Od chwili opuszczenia zachodniego brzegu Soły posłańcy nie natrafili na żaden ślad ludzkiej obecności, toteż wszystkich bez wyjątku ucieszył niezmiernie widok małego drewnianego zajazdu wciśniętego w kawałek płaskiej przestrzeni opodal kamienistego brzegu, okolonego świerkami i kępami leszczyny. Z omszałego komina bił w niebo gęsty słup dymu, a krzątanina na zewnątrz budynku mile cieszyła spragnione już czyjegoś towarzystwa oczy szlachetków.

Korzystając z ciepłej aury właściciel wywlókł na trawiaste podwórze topornie ociosane drewniane ławy i stoły, na których tłoczyła się gromada hałaśliwych ludzi gór w przyodziewku bartników i drwali. Słysząc parskanie koni wszyscy obejrzeli się w stronę nadjeżdżających konnych, rozpoznali w nich z miejsca szlachetnie urodzonych, bo poszturchując się łokciami pozdejmowali czym prędzej czapy z głów.

Pan Tomasz pierwszy dojechał do krzywego, zbitego byle jak płotku, pozdrowił spoglądających w jego stronę chłopów zdawkowym ruchem ręki, zeskoczył z siodła. Powiadomiony uczynnie o przybyciu gości przez któregoś z górali, właściciel zajazdu wypadł zza progu wycierając ręce w fartuch i podchodząc śpiesznie do wiążących konie mężczyzn.

- Gość w dom, Bóg w dom – powiedział dźwięcznym głosem, kłaniając się całkiem gracko i przemawiając całkiem poprawną polszczyzną, nie zaś powszechnie słyszalną w okolicy żywiecką gwarą – Zapraszam w skromne progi, jeśli waszmościowie spoczynku spragnieni.

- Spragnieni jak najbardziej – roześmiał się zsiadający z siodła Gustaw – Choć może nie tyle spoczynku, co strawy i napitków.

- Wnet się coś naporządzi, choć troskam się, że nie znajdą tu waszmościowie zbyt wykwintnych wiktuałów – pokiwał karczmarz rozkładając bezradnie ręce – Kasza ze skwarkami, chleb z owczym serem, sarnina, pstrągi smażone, a piwo, toż to prawie hańba dla szlacheckiego podniebienia.

- Już ty się o nic nie troskaj, dobry człowieku – zaśmiał się dla odmiany Krzysztof Zieliński – Nie takie my smakołyki musieli pałaszować na moskiewskich podjazdach! Żebyś ty wiedział, ile bym ja wtenczas oddał za miskę kaszy ze skwarkami.

Skrzyknąwszy do pomocy kilku parobków karczmarz przepędził od jednego stołu grupkę drwali, wytarł mokrymi szmatami blat i ławy. Pobrzękujący szablami i ostrogami posłańcy usiedli z westchnięciami ulgi masując zdrętwiałe krzyże. Słońce przygrzewało mocno, niemalże przemocą zmuszając do rozpięcia żupanów i rozsznurowania koszul. Siedzący opodal górale poszeptali chwilę między sobą, śląc ku obcym ciekawskie spojrzenia, szybko im jednak ta ciekawość przeszła i wrócili do własnych rozmów, o czymś tam rozprawiając z ogromnym ożywieniem i gestykulując dla dodania swym racjom powagi.

Rozdawszy gościom parujące gliniane miski kaszy i drewniane łyżki, karczmarz przysiadł na skraju jednej z ław popatrując z zadowoleniem na zajadających się prostą wiejską strawą gości.

- Dużo lepsze od wojskowych apanaży – mlasnął z uznaniem pan Krzysztof, bo właściciel nie skąpił na omaście – Nigdy bym nie pomyślał, że na takim odludziu na taki zajazd człek może natrafić.

- A jakież to odludzie? – zaśmiał się karczmarz – Więcej tu ludu po lasach siedzi, niżby przejezdny mógł pomyśleć. I nie tylko górale, ale i cesarscy, Słowacy, a często Madziarów widujemy. Tym szlakiem wielu na Żilinę ciągnie albo na żywieckie ziemie. A waszmościowie dokąd zmierzają, jeśli wolno spytać? I jakie wieści przynoszą z Rzeczpospolitej?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 17:23, 10 Lip 2009
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Gustaw przełknął kęs chleba, który przez dłuższy czas zwykł żuć, po czym spojrzał na gospodarza wesołym wzrokiem.

- Ano, obowiązki, cny gospodarzu. A słyszeliście o podpisanym pokoju w Dywilinie? Toż to koniec wojny Rzeczpospolitej z Carstwem Rosyjskim! Choć tu na żywiecczyźnie to wojna odczuwalna nie jest.

Wyciągniętym przed chwilą puginałem, Gustaw odkroił kawał sera odrazu wkładając go do ust, dając do zrozumienia, że póki co zakończył rozmowę i chce zjeść.

Zaraz po tym, pociągnął łyk samogonu i spojrzał na towarzyszy.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 19:02, 10 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Karczmarz potrząsnął głową dając do zrozumienia, że i owszem, słyszał o pokoju z Rosją to i owo.

- Często tu kupcy wędrują, na obie Beskidu strony – oznajmił wyłamując sobie z trzaskiem palce – Oni to wieści o Dywilinie nam przynieśli. Aż się serca radują, choć Moskwa daleko od nas i trafnie prawicie, żeśmy tej wojny za bardzo nie odczuli. Lecz mus wam wiedzieć, waćpanowie, że w tych stronach wcale nie jest tak spokojnie, a urokliwie jak się w głębi Rzeczpospolitej niektórym zdawa. W Czechach wrze coraz bardziej, protestanty się szykują, aby przeciwko katolikom zbrojnie wystąpić. Jak szlachta czeska zeszłego roku cesarskich wysłanników przez okna zamku na Hradczanach wywaliła, wielki zatarg między nimi i Habsburgami się zrodził.

- Słyszelim – kiwnął głową pan Tomasz – Defenestracja praska i to po raz wtóry jak pomnę. Iście czeski to sposób wypraszania za próg niemiłych gości.

- Może i niemiłych, ale mocarnych – odparł z niewesołą miną karczmarz – Dwa miesiące temu z okładem zmarło się cesarzowi Maciejowi i Czesi z Habsburgami drapią się wielce o władzę w Pradze. Tylko patrzeć jak wojna zagorzeje i to wielką pożogą.

- Toż do Pragi stąd daleko – wzruszył ramionami Radosław, odkrawając sobie z bochenka wielką kromkę chleba i smarując ją serem – Czego się lękacie, że zagony tędy pójdą? Za blisko polskiej granicy, za bardzo husyty się naszego króla lękają i słusznie.

- Nie o Rzeczpospolitą tu idzie, a o Siedmiogród – wyjaśnił właściciel zajazdu przywołując jednocześnie ręką jakiegoś pachołka i każąc mu po raz wtóry napełnić piwem gliniane kufle gości – Toż ćwierć dnia drogi stąd na Górne Węgry, a Madziarzy Habsburgom wielce nienawistni. Tak sobie miarkuję, że jak się czeska szlachta z cesarskimi za łby weźmie, to Siedmiogród po jej stronie może stanąć, a wtenczas my się na granicy tej wojny znajdziemy.

- Bardzoś w świecie i polityce bywały, dobry człowieku – zauważył Gustaw ocierając z piwnej piany wąsy – Racz zdrożną ciekawość zapokoić i powiedz, gdzieś to nauki pobierał.

- We Wiedniu – odparł z lekkim uśmieszkiem karczmarz – Zwę się Anton Kunica, z głogowskiej rodziny kupieckiej. Na stare lata żem tu osiadł... bom osiadł i tyle trza rzec, nie więcej. Ale wyuczone za młodu uszy wciąż strzygą wieści z szerokiego świata żądne, to i wiem to i owo.

- I słusznie – kiwnął głową pan Tomasz – W dzisiejszych czasach człek w informacje zasobny bezpieczniejszym się może czuć. Zatem sądzicie, panie Kunica, że Siedmiogród się też do wojny sposobi?

- Może tak, może nie – wzruszył ramionami karczmarz – Od różnych kupców od strony Węgier ciągnących żem słyszał, że książę siedmiogrodzki Bethlen wielce w łaskach Turków pozostaje, a każden przecie wydedukować może, że jak przyjdzie do wojny z katolikami, to sułtan zaraz podjudzać zacznie swego wasala, by do rozlewu krwi chrześcijańskiej dołączył. Bisurmanie przebiegli są jak lisy, a tylko skorzystać na tym mogą jak się będą katolicy z protestantami własnymi rękami mordować.

- Skoro takie to czasy niespokojne na południe, to może niektórym jednak szczęście przyniosą – uniósł znacząco brwi pan Krzysztof – Obie strony pewnikiem zaciężnych będą szukać, a gdzie się bitny człek lepiej dorobi jak nie na wojaczce?

Rozprawiający opodal drwale zaczęli na siebie pokrzykiwać nie mogąc dojść w jakowejś sprawie do konsensusu, ktoś tam komuś pięścią wygrażał, ale srogi wzrok karczmarza szybko wszystkich przywołał do porządku.

- O i dowód znakomity, że tu u nas niepewne, a niebezpiecznie – oznajmił Kunica – Od paru dni w kółko te wieści słyszę, aż człowiekowi skóra cierpnie na karku. Podobno dwie setki zbójników najechały na dwór sędziego Kmity w Hańczówce, służbę mu wyrżnęli i porwali córkę-jedynaczkę, cudną niby pannę i na wydaniu. Niektórzy powiadają, że to dla tysiąca dukatów okupu, inni zaś, że w zmowie byli z jej lubym, przez sędziego precz przepędzonym. Od tygodnia się podobno rżną po górach z herbowymi i pachołkami starosty grodzkiego, trupy podług słów świadków idą w dziesiątki. A teraz zeszli z przecinek tamci drwale i powiadają, że pachołkowie starościńscy z gór się wycofali, że wrócili jak niepyszni do Hańczówki.

Karczmarz pokiwał głową smutnie, przeciągnął zatroskanym spojrzeniem po szlachetnie urodzonych gościach.

- I co na to rzekniecie, waćpanowie? Nadal zdawa się wam ta okolica dostatkiem, a spokojem malowana?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:18, 10 Lip 2009
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





- Nuże, jak to tak? Coby bandyci atakowali szlacheckie włości, to tupet trza mieć nie lada! - Gustaw pogroził w powietrzu drewnianą łychą drzymaną w dłoni, przez chwilę przybrał srogą minę, to znów zatopił ją w misie z jadłem.

- Gdyby książę na Żywcu się o tym dowiedział, głowy by poleciały, że ktoś mu wasala okrada a służbę w mak rozbija! A ładna ta córka chociaż? - tu pan szlachcic nachylił się konspiracyjnie w stronę gospodarza, przekrzywiając trochę głowę i podnosząc prawą brew.

- A, tak tylko żartowałem.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 22:34, 10 Lip 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- No przecież pan Kunica rzekł, że powabna. -szlachcic otarł dłonią z piany swe długie wąsiska zakładając lewego wąsa za ucho. - A dwie setki chłopa to w bród luda. Taką hałastrę niełatwo w górach pochować.

Miszczu a do tej Hańczówki to daleko? Jeśli Krzysztof wie to oświeć mnie tępego, jeśli nie to Kunicy pytam
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 23:10, 10 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Powiadają, że piękna, choć sam żem jej nigdy nie widział - potwierdził słowa Zielińskiego Kunica - Podobno gdzieś za Beskidem przebywa, u sióstr zakonnych dla edukacyji. A co do księcia, a królewszczyzny, zdawa mi się, że rychło więcej głów z karków spadnie, bo sędzia i starosta grodzki posłańców rozsyłają na wszystkie strony z prośbą o posiłki. Herbowi pono do Rycerki ciągną, żądni bitki i sławy.

- Wielkim tu utrapieniem górscy rozbójnicy? - zainteresował się pan Tomasz - Wielce wam dają się we znaki?

- Aż do tej hecy z córką nie bardzo - powiedział karczmarz - Ot, czasami gdzie na kupców napadli, a i nieczęsto zabijali, prędzej do naga odarli i precz gnali. Na szlachetnie urodzonych nigdy ręki nie podnosili... do teraz.

- A daleko do tej Hańczówki? - zapytał Krzysztof Zieliński spozierając badawczo na karczmarza.

- Ze dwie godziny jazdy konnej będzie - orzekł Kunica - Na drugi brzeg Czernej mus wam przejechać, a potem skręcić na wschód i przełęczami ku Rycerce... ooo, goście nadjeżdżają! I znajome to oblicza!

Faktycznie, na przeciwnym brzegu rzeki pojawili się nagle dwaj konni na spienionych wierzchowcach, w kontuszach i pod bronią, wpadli w nurt rzeczki pokonując galopem bród i rozpryskując wokół strugi wody.

- Czołem, czołem, panowie! - zakrzyknął jeden z jeźdźców, niski człek o okrągłej rumianej twarzy i wielkich wąsach, kiedy obaj przybysze wstrzymali zmęczone konie przy ławach - Panowie Mirski i Salwarski, w służbie starosty grodzkiego Rycerki, pana Ambrożego. A waszmościów miana?

- Krzysztof Zieliński! - odrzekł pierwszy ze skraju szlachcic, reszta zaś poszła w jego ślady pozdrawiając jeźdźców rękami. Obaj przybysze zeskoczyli z siodeł, oddali uzdy koni w dłonie nadbiegających pachołków.

- Zapraszam, zapraszam! - Kunica wskazał grodzkim wolne miejsca na ławach przy stole zajmowanym przez żywieckich posłańców - Czym chata bogata! Jóźwa, Maurycy! Kaszy donieście, a piwa, a żwawo!

- Waćpanowie też na rozprawę ze zbójnikami ciągną? - zapytał pan Mirski, szlachcic o okrągłej twarzy, odpinając ciążący mu pas i zdejmując przemoczone buty - Trzeba nam dobrych w szablach wielu, boć bandycka zaraza jeszcze nie wypleniona. Panie Kunica, nie uwierzycie, co wam rzeknę. Te psubraty ubiły najstarszego z braci Straszów, w sobotę wieczorem, w lasie na Oziernicy! A młody Gębicki ciężko posieczony, ledwie dycha, a cyrulik gada, że może w każdej chwili ducha wyzionąć.

- Dies ater to dla nas, ale zapłacą za to zbójcy krwią, zapłacą - warknął drugi grodzki, pan Salwarski, postawny mąż o gładko wygolonej głowie i piwnych oczach - Wyrżniemy ich w pień, choćby do zimy przyszło nam góry przetrząsać. Dura necessitas!

- Deus det - odparł grzecznie pan Tomasz dając dowód na to, że i on liznął w latach młodości nieco łaciny - Deus det!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 12:39, 11 Lip 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- A jest jakiś herszt tych bandytów co tak za skórę zaleźli staroście? - zainteresował się Krzysztof.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 15:17, 11 Lip 2009
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





- Panowie bracia, choćbyście i obławę na zbójców rok robili dokazać wiele trudno będzie. - Odezwał się Bronisz. - Wy tutejsi, wiecie ile tu w okolicy parowów i jarów po lasach w głuszy ukrytych. Banda po lasach zapadnie i szukaj wiatru w polu. Zuchwali są to i dobrze. Tacy łatwiej błędy popełniają. Pewnikiem muszą mieć gdzieś po wsiach znajomków swoich. Wywiedźcie się co za jedni a gdy z bandą się kontaktować będą to ich wyciąć będziecie mogli.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 0:15, 12 Lip 2009
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Gustaw milczał. Zazwyczaj gadatliwy i dowcipny, lecz w sprawach zwad i waśni to kłopotów szukać nie chciał, choć sam nie raz nie dwa w kłopoty znajomków wpędzał.
W końcu, gdy Bronisz skończył mówić, Leszcz zaczął powoli i spokojnie dobierać słowa.
- Dobrze prawisz, Radosławie. No i mamy sprawę do załatwienia, nie lza nam zostać tu dłużej.


Ostatnio zmieniony przez Dobro dnia Nie 0:16, 12 Lip 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 17:52, 12 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Słysząc wygłoszoną pewnym siebie głosem poradę Radosława Bronisza pan Salwarski nastroszył umoczone w piwie wąsy i uderzył pięścią w drewno stołu.

- Bóg mi świadkiem, wielce obeznani waszmościowie w taktykach walk w górach - powiedział z ogromnym przekąsem - Mus wam zatem wiedzieć, że czeladź po wioskach już dawno krąży, a wypatruje zbójnickich posłańców, coby się na nich zasadzić. Staroście nie taktycy potrzebni, jeno bitni herbowi, którzy się zbroczyć szabli nie lękają!

- I nader chętnie byśmy was stalą wsparli, gdyby nie nasza misja, która zwłoki nie ścierpi - odpowiedział wciąż spokojnym głosem Gustaw, chociaż ton Salwarskiego niezbyt mu się podobał - Mus nam do Żiliny, listy poufne tam wieziemy z Żywca.

- Wielka to szkoda - odparł pan Mirski łapiąc za rękaw Salwarskiego i niemym tym gestem przywołując naburmuszonego nieco kompana do porządku - My właśnie w drugą stronę, na Żywiec, zbierać szlachetnie urodzonych, by ciągnęli na Rycerkę z pomocą. Starosta Ambroży wielce z podstarościego niekontent, chociaż go jeszcze z funkcji nie zdjął, i cosik mi się widzi, że herbowi sami muszą tę sprawę w ręce wziąć. Wszyscy się do Boga modlimy, by sędziowski jedynak jeszcze żył.

- Sędziowski jedynak? - odezwał się pan Tomasz - Przecie chwilę temu żeśmy słyszeli, że te zbóje córkę sędziego porwały.

Mirski i Salwarski roześmiali się niewesoło, szybko na powrót marsowe przybrali miny.

- Gawiedź plecie niestworzone rzeczy - oświadczył niższy ze szlachciców - A co przełęcz dalej człek ucha nadstawi, tym cudaczniejsze opowieści usłyszy. Rzecz idzie nie o córkę, bo ta bezpieczna u sióstr urszulanek, jeno o syna sędziego Kmity, dwunastoletniego pachoła, co go Kmita tydzień temu na południe wyprawił, do szkół włoskich na nauki. Pół dnia jeno od dworu otrok odjechał jak go zbójcy napadli. Dziesięciu hajduków miał przy sobie, służącego, a przybocznego pedagoga i prawie wszyscy gardła dali w zasadzce. Ledwie czterech pachołków uciekło, do Rycerki wieści przynieśli o napaści.

- I dwustu ich zbójców napadło? - zdziwił się pan Krzysztof - Toż to kupa chłopa wielka, takiej się w górach skrywać trudna sprawa.

- Jakich dwustu? - przewrócił oczami Salwarski, upijając ponownie łyk piwa z glinianego kufla - Toć nie dawajcie wiary w to, co pospólstwo plecie, waszmościowie. Z sześć tuzinów ich było, nie więcej, a teraz już mniej, bośmy w lesie na Oziernicy się nie oszczędzali, też żeśmy paru usiekli w gęstwinie. A pani Gębicka we wściekłość wpadła taką, co iście białogłowie nie przystoi, jak się jeno zwiedziała, że jej syn ciężko ranny. Całą swoją czeladź pod broń zwołała i sama przy szabelce stanęła, w góry poszła.

- Nie tak do końca poszła - mrugnął do Krzysztofa porozumiewawczo pan Mirski - Mus wam wiedzieć, waszmościowie, że pani Gębicka swoje już ma lata, dobrodziejka, a swą wagą wdwakroć wiekowi dorównuje. Biedny ów koń, któren by ją musiał dźwigać, ale się sama nad zwierzęciem ulitowała, przeto obnosić się każe w lektyce.

- A jest jakiś herszt tych bandytów, co tak za skórę zaleźli staroście? - zapytał Zieliński.

- A jużci, że jest - odparł natychmiast Stawiarski - Oj, znany to tutejszy hultaj, choć dotąd przeciwko herbowym nie ważył się wystąpić, harnaś przeklęty! Jasiek Komoda się zwie, psubrat.

- Wybaczcie, waszmościowie, że się na chwilę oddalę - Anton Kunica podniósł się z ławy - Mam ci ja w ukrycie flaszkę czy dwie przedniego węgrzyna, rychło wrócę, to przy zacnym trunku dokładnie opowiecie, co się w górach wydarzyło.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 21:31, 12 Lip 2009
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Komoda? A co to za suczy syn? - Zapytał Radosław. - Któryś z ichmościów coś o jego rodzinie wie? Gdzie to on się chował? I mówicie Panie Stawiarski, że on od niedawna herbowych bije? A zawżdy co? Jak popadło?


Radziu ależ żeś se avatar piedolnoł! Aż ni forum powykrzywiało!


Ostatnio zmieniony przez Radziu dnia Nie 21:40, 12 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 21:38, 12 Lip 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- Czyli reasumując. Bandytów było z siedemdziesiąt, nie dwieście, porwano chłopca, nie młódkę, a tera jeno szabel do wycięcia zbójów, a nie do obław po lasach trzeba? - Krzysztof zakończył wyliczanie pytająca nutą po czym znów wąsy w kuflu unurzał.
- Znaczy wiecie mości panowie gdzie ten Janek ze swą hałastrą przesiaduje?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 10:02, 13 Lip 2009
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





- Mości Krzysztofie, chyba nie chcesz się gonić za tą bandą? - Gustaw syknął w stronę Zielińskiego.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 10:17, 13 Lip 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- Ganiać? Gdziesztam - odparł szlachcic - Ale jeśli wiadoma gdzie bez zbędnego błądzenia uderzyć można to czemu by nie?
Zobacz profil autora
DP - W cieniu Beskidów
Forum RPG online Strona Główna -> Dzikie Pola
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 13  
Idź do strony 1, 2, 3 ... 11, 12, 13  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin