Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Forteca Inkwizycji – zbrojownia, 440.830.M41, godz. 6.30
Droga wiodąca do zbrojowni fortecy okazała się dłuższa niż Lyra pierwotnie zakładała, bo łowczyni uwzględniła w swych szacunkach rozmiary Trójrożca widzianego z pokładu aerodyny, a tymczasem siedziba Officio Planetia sięgała swymi fundamentami głęboko w trzewia Kopca. Do podziemnego arsenału prowadził labirynt korytarzy, promenad, klatek schodowych i szybkobieżnych wind, w którym akolici niezawodnie by się pogubili, gdyby nie obecność serwoczaszek-przewodników oraz nieodłącznej w fortecy eskorty. Adept-kompilator Harasim odprowadził czwórkę agentów do wyjścia z sekcji Magenta, po czym przywołał dwóch ciężko opancerzonych żołnierzy Inkwizycji. Jeden z nich upewnił się, że akolici przypięli do swego wierzchniego odzienia karty z kodem identyfikacyjnym oraz zabrali otrzymane od inkwizytor Stane formularze rekwizycyjne, po czym cała grupa ruszyła poprzez ciemne korytarze w kierunku zbrojowni.
Mir pozostał w sekcji dochodzeniowej, ślęcząc ze zmarszczonym czołem nad wydrukami i rozważając coś ustawicznie w myślach. Lyra uśmiechnęła się w duchu widząc zawodowego żołnierza z barbarzyńskiego świata - wciąż noszącego na szyi kościany wisior i prezentującego w całej okazałości swe tatuaże – siedzącego w skórzanym fotelu z podpartą rękami brodą i poruszającego niemo wargami podczas mozolnego czytania tekstu, pełnego idiomów i sformułowań napisanych w całkowicie obcym dla Fedridańczyka dialekcie. Ku zdziwieniu innych agentów Mir nie wyraził żadnego zainteresowania zbrojownią – w opinii wszystkich pełną fantastycznych i godnych pożądania narzędzi śmierci – woląc widać polegać na własnej broni odzyskanej z posterunku Magistratum w Coscarli.
Lyra szybko się przekonała jak ogromne znaczenie miały noszone na prawej piersi karty identyfikacyjne. W rozległych korytarzach przez cały czas latały serwoczaszki strażnicze, wyposażone w skanery, implanty optyczne i laserowe karabinki wbudowane w poszerzone nienaturalnie szczęki. Dziewczyna czuła mimowolny dreszcz za każdym razem, kiedy jeden z tych okropnych w jej opinii obiektów podlatywał bliżej omiatając plakietki wiązką czerwonego lasera. Sepheryjka usłyszała kiedyś od Vernera, że do produkcji serwoczaszek wykorzystywano naturalne szczątki wyróżniających się obrońców wiary i że taka pośmiertna utylizacja ludzkich czaszek wiązała się w oczach wielu z ogromnym zaszczytem, ale prywatnie wolała żywić nadzieję, że jej nikt nie zechce w ten sposób po śmierci wyróżnić. Jak mogła stanąć przed Imperatorem bez głowy? Jak mogłaby w tak opłakanym stanie zasiąść u Jego boku?
Brakowało jej chwilami Vernera, będącego jak dotąd jedynym rodakiem w tym dziwacznym, obcym i nader często przerażającym miejscu. Po zakończeniu trwających tydzień przesłuchań w sprawie Coscarli duchowny został znienacka odseparowany od reszty komórki, rzekomo w celach zastępstwa chorego chórzysty w fortecznej świątyni. Lyra faktycznie miała go sposobność raz czy dwa zobaczyć podczas wizyt w sanktuarium, ale ani razu nie trafiła się jej okazja do zamienienia z Vernerem słowa, co skrycie ją przygnębiło.
Przestała myśleć o Vernerze i skupiła swój wzrok na jednym z żołnierzy Inkwizycji, uderzającym swymi ukrytymi w grubej rękawicy palcami w panel przywołujący windę. Obaj członkowie eskorty byli wyżsi od dziewczyny o głowę, a ciężkie karapaksy z narzuconymi na wierzch purpurowymi płaszczami nadawały im nadludzkich kształtów. Twarze skrywali pod czarnymi przyłbicami hełmów, toteż Lyra z żadnym nie zdołała nawiązać kontaktu wzrokowego; prawie wcale się też nie odzywali, krocząc z chrzęstem metalowych butów i dzierżąc oburącz wielkie ceremonialne ostrza o pozłacanych rękojeściach, które unosili wyżej w geście salutu na widok mijanych inkwizytorów.
Na korytarzach fortecy nie było dużego ruchu, chociaż akolici regularnie mijali zakapturzone postacie z plakietkami przyczepionymi do płaszczy, przemierzające szybkim krokiem twierdzę w asyście ochrony. Lyra domyślała się, że patrzy na miejscowych agentów, szpiegów i tajnych współpracowników Świętego Officjum, przybywających do Trójrożca na spotkania ze swoimi przełożonymi. Kilkakrotnie agenci natknęli się również na inkwizytorów, doskonale rozpoznawalnych dzięki bogatym strojom, odsłoniętym dumnie twarzom, roztaczanej wokół aurze władzy oraz złotym rozetom wkomponowanym w napierśniki z kunsztownym grawerunkiem przedstawiającym Calixiański Kielich – symbol Ordo Calixis. Tym natychmiast schodzono z drogi, czyniąc szerokie przejście i pokornie pochylając głowy. Żaden z inkwizytorów nawet nie raczył spojrzeć w stronę mijanych akolitów, mając widać na głowach sprawy dużo ważniejsze od tożsamości stojących pod ścianą maluczkich.
Lyra spróbowała sobie przez chwilę wyobrazić faktyczną władzę tych ludzi, ale zaraz zaprzestała takich dywagacji, bo momentalnie rozbolała ją głowa. Stąpający dostojnie mężczyźni i kobiety z Calixiańskimi Kielichami na piersiach skupiali w swych rękach władzę niemalże absolutną, mogąc w ułamku sekundy decydować o życiu lub śmierci setek tysięcy. Już sama świadomość tego, że przeznaczenie splotło ścieżkę życia Lyry z takimi ludźmi przyprawiała Sepheryjkę o zawroty głowy. Nawet Astrid Stane – uprzejma i prostolinijna inkwizytorka z Ordo Hereticus – samym swym statusem budziła uzasadniony lęk i rezerwę akolitów, któż bowiem mógł przewidzieć jak by się zachowała, gdyby nie daj Boże któryś ze znajdujących się w jej obecności akolitów popełnił jakąś sakralną gafę? Może pouczyłaby takiego nieszczęśnika ostrym tonem, a może by nakazała go stracić na oczach towarzyszy, aby dać im surową lekcję? Lyra wolała nie myśleć zbyt długo na ten temat.
Przywołana przez szturmowca winda zatrzymała się na piętrze pośród zgrzytu rozsuwanych drzwi. Akolici wsiedli do niej w milczeniu, kreśląc dyskretnie znaki Orła, kiedy klatka zaczęła opadać w dół pośród ogłuszającego łoskotu łańcuchów. Lyra przesunęła wzrokiem po twarzach swych kompanów, próbując odgadnąć ich myśli. Thorn opierał się o ścianę windy ze skrzyżowanymi rękami, z głębokim zamyśleniem na twarzy. Girwan spozierał na bogate w zdobienia pancerza żołnierzy, dumając nad czymś z lekkim uśmieszkiem na ustach, w ten swój charakterystyczny patrycjuszowski sposób. Kara sprawiała wrażenie równie niespokojnej jak Lyra, chociaż starała się wyglądać na rozluźnioną i pewną siebie. Sepheryjka pewna była, że wszystkim kołatały w głowie szaleńcze koncepcje na temat spopieleń arystokratycznych szczątków i powiązań mumii z tajemniczym jak na razie statkiem Wolnej Floty.
Lyra miała swoją własną hipotezę w tej kwestii, bo przyszło jej swego czasu rozmawiać w osadzie u stóp Icenholmu ze staruszkiem-kapłanem z frakcji misjonarzy, który rozanielony mocnym alkoholem oraz uwagą atrakcyjnej młodej kobiety zaczął jej w końcu opowiadać przyciszonym głosem o tematach, za których samo poruszenie pewnie zostałby wychłostany, a potem skazany na wielomiesięczny post, bez zmiłowania dla podeszłego wieku. Wówczas to chłonąca słowa misjonarza Sepheryjka miała sposobność usłyszeć niewiarygodne dla niej wówczas historie o inkwizytorach, którzy potrafili manipulować bluźnierczą mocą Osnowy w celu komunikacji z umarłymi. Teraz, w konfrontacji z tajemniczymi pożarami w nekropoliach Sibellusia, Lyra zaczęła się zastanawiać, czy aby ktoś nie niszczył zmumifikowanych ciał arystokratów po to, aby ostatecznie i nieodwracalnie pogrzebać jakąś mroczną tajemnicę, wciąż skrywaną w ich martwych od lat umysłach.
Winda zatrzymała się z metalicznym piskiem, serwomechanizmy rozsunęły ponownie jej masywne drzwi ukazując oczom zebranych wnętrze inkwizycyjnej zbrojowni.
Lyra otworzyła mimowolnie usta, zauroczona tym widokiem. |
|