RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Warhammer 40K -> In the Vermin Nest Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
In the Vermin Nest
PostWysłany: Sob 10:56, 12 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Zdyszany i olany potem, usłyszał nagle donośne chrupnięcie i zdławiony krzyk Cimbrii, wyraźny nawet w narastającym pomruku sejsmicznych wstrząsów. Obejrzał się momentalnie w stronę pary towarzyszy, zdjęty złym przeczuciem, które z miejsca zyskało potwierdzenie. Masywna bryła odpadła od sklepienia tunelu i runęła wprost na czaszkę Szczura, miażdżąc głowę górnika i obryzgując bladoskórą twarz Cimbrii strumieniem gorącej krwi. Albinoska zachwiała się na nogach pozbawiona oparcia, omal nie upadła. Doskoczył do niej bez wahania, wiedziony nawykiem, który w tropikalnym gąszczu Fedridu nakazywał bezwarunkowo ratować z opresji towarzysza polowań.

- Szybciej! Szybciej! – wychrypiał z dziką desperacją, wlokąc dziewczynę za sobą i starając się jednocześnie nie upuścić bezcennego karabinu – Szybciej!

Sklepienie i ściany tunelu buchnęły chmurą sproszkowanej skały, pokryły się pajęczyną szczelin zdradzających pogłębiające się pęknięcia. Kolejny wstrząs okazał się tak silny, że ciągnący albinoskę mężczyzna stracił równowagę, uderzył głową w wykrzywiony w fantazyjnym kształcie wspornik...


Usiadł na łóżku dysząc ciężko, oblany zimnym potem, rozejrzał się wokół szeroko otwartymi oczami uświadamiając sobie z wolna, że padł ofiarą kolejnego nocnego koszmaru. Uspokoiwszy się nieco otarł podkoszulkiem czoło i twarz, upił nieco wody z postawionej przezornie przy łóżku butelki. W malutkim pokoju o surowych kamiennych ścianach i skąpym umeblowaniu było bardzo ciemno, blade księżycowe światło wpadające do środka przez wąskie zakratowane okienko pozwalało zaledwie wychwycić wzrokiem zarysy stołu, krzesła i niewielkiej metalowej szafki, w której pozwolono mu schować ubranie.

Stracił dalszą ochotę na sen, wstał z łóżka krążąc bez większego sensu po pokoju. Wydarzenia ostatnich dni odcisnęły na nim piętno, zwłaszcza pobyt w posiadłości Inkwizycji. Zagryzł wargi przypominając sobie przerażenie i rozpacz w trzęsących się tunelach, a potem dziką radość na widok otwartego szeroko kopalnianego włazu i karapaksy obsadzających wejście szturmowców Ordo Hereticus... i ich wymierzone w głowę ciężkie lasery.

Mir parsknął mimowolnie wspominając krótką rozmowę ze śledczym Sandem, podejrzliwe spojrzenia członków jego świty, dwuznaczne szepty za plecami. Chociaż nikt w gwardyjskim obozie nie uczynił wobec dwójki ocalałych akolitów wrogiego gestu, Fedridańczyk wyczuwał wszechobecną rezerwę i dystans w stosunku do swojej osoby. Składane w habitacie Nihiliusa pierwsze zeznania, notowane pośpiesznie przez dwóch wiekowych savantów, przerywane były ustawicznie spływającymi do centrum dowodzenia radiowymi komunikatami, meldującymi „wygaszenie lokalnej aktywności Osnowy”, „objawy demonicznej materializacji” oraz bardziej skomplikowane zjawiska, których znaczenia Mir nie pojmował.

Przejęta przez kilku medyków Cimbria odleciała jako pierwsza do widocznego na horyzoncie Icenholdu, załadowana na pokład Walkirii w czarnych barwach Ordo. Mir nawet nie zdążył się z nią pożegnać, odseparowany od tracącej przytomność dziewczyny szeregiem milczących szturmowców. Później zastanawiał się często, czy aby to nie Cimbria wyciągnęła szczęśliwy los dzięki swym obrażeniom, unikając w ten sposób udręki przesłuchań, którym poddano Fedridańczyka. Od początku nie darzył albinoski sympatią, uważając ją za niezrównoważoną emocjonalnie fanatyczkę, a mimo to widok odlatującej aerodyny wywołał w nim mimowolny dreszcz i poczucie bezbrzeżnej samotności. Składając monotonnym, zmęczonym głosem zeznania spisywane przez savantów Sanda, przed oczami wciąż miał twarze Xanthii, Iorgo, Ishmaela i Jericusa – ludzi, których już nigdy nie miał ujrzeć ponownie.

Lecz przesłuchanie w gwardyjskim obozie okazało się zaledwie wstępem do ciągu fizycznych i psychicznych męczarni, które zgotowali Mirowi jego paranoicznie podejrzliwi i nieufni przełożeni.

Moi drodzy, ten wątek nie jest pełnowymiarową przygodą samą w sobie, tylko łącznikiem pomiędzy dwiema sesjami. Łącznik ów ma w zamierzaniu przedstawić pokrótce losy Mira i Cimbrii bezpośrednio po wydarzeniach mających miejsce w "Shattered Hope", a także pozwolić na wprowadzenie nowych bohaterów. Nastawcie się zatem na RPG-ową interakcję z otoczeniem (w sensie zawiązywania znajomości). Laughing


Ostatnio zmieniony przez Keth dnia Śro 16:50, 16 Kwi 2008, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 11:47, 12 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Mir wciągnął szybko spodnie oraz koszulę, zapiął pas i wyszedł na wąski ciemny korytarz budowli, zmierzając cichym krokiem w stronę najbliższego okna. W przeciwieństwie do pokoju Fedridańczyka, okna na korytarzu nie były zakratowane, toteż mężczyzna otworzył jedno z nich wdychając głęboko mroźne powietrze. Na zewnątrz temperatura spadła grubo poniżej zera, toteż urodzony na tropikalnym świecie mężczyzna momentalnie się wyziębił i zamknął okno pomstując na siebie samego w duchu za pomysł z jego otwarciem. W samym budynku też było zimno, wiekowe ogrzewanie ledwie zipiało generując tylko tyle ciepła, aby śpiący w jego murach ludzie nie pozamarzali przez noc. Mir zastanawiał się zresztą czasami, czy aby nie czyniono tego z premedytacją, ograniczając jak najbardziej wygody oferowane pod dachem siedziby Inkwizycji, by zmiękczyć każdego pochodzącego z zewnątrz gościa oraz hartować fizycznie mających nieszczęście tu przebywać akolitów.

Fedridańczyk skrzywił nieco usta zdając sobie sprawę, że mimo nocnej pory w budowli i tak niewiele osób mogło sobie pozwolić na spoczynek. Przywożeni dzień i noc więźniowie, niemal wszyscy w górniczych ubiorach i w stanie skrajnej grozy, wleczeni byli z miejsca do kazamat budowli, skąd echo niosło ich krzyki cierpienia aż na kondygnację zajmowaną przez gości pokroju Mira. Samemu gwardziście śledczy Sand oszczędził co prawda wizyty w złowieszczych lochach, ale prowadzone dzień w dzień surowe przesłuchania nie należały do przyjemnych wspomnień. Mir nie raz i nie dwa wpadł w szał słysząc zadawane po raz tysięczny te same pytania, nie raz i nie dwa aplikowano mu przemocą środku uspokajające. Kiedy popadał w farmakologiczne otępienie, śledczy poddawali jego umysł mentalnemu ekranowaniu, czuł bowiem mimo swego narkotycznego transu obce myśli prześlizgujące się badawczo poprzez jego umysł.

Miał wrażenie, że przesłuchania trwały prawie tydzień, chociaż chwilami mógłby przysiąc, że jest uwięziony w Icenholmie rok z okładem. Równo siódmego dnia pobytu w miejscu odosobnienia nagle zwrócono mu ubranie i rzeczy osobiste pozwalając pozbyć się szorstkiego więziennego kombinezonu, przestano też zamykać na noc jego pokój. Chociaż wiedział, że wciąż pozostawał pod dyskretną obserwacją, nikt nie czynił mu więcej przykrości, zyskał też dostęp do schowanej w depozycie broni, z którą pozwalano mu kilka godzin dziennie ćwiczyć w sali treningowej kompleksu – w tym przypadku zawsze pod czujnym nadzorem kilku uzbrojonych i milczących strażników.

Dwa razy w ciągu drugiego tygodnia pobytu odwiedził leżącą w izolatce Cimbrię. Albinoska wciąż wyglądała słabo, chociaż już godzinę po opuszczeniu kopalni poddano ją chirurgicznej operacji usuwając pomyślnie tkwiący w piersi pocisk. Doglądający jej medyk oświadczył Mirowi, że kobieta popadła w apatię ograniczając do minimum kontakt z otoczeniem, przez co śledczy musieli ją poddać leczeniu farmakologicznemu i intensywnym sesjom ekranowania psionicznego.

Czujny słuch mężczyzny wychwycił znienacka dźwięk cicho stawianych kroków. Mir obejrzał się przez ramię, zesztywniał dostrzegając idącą korytarzem ludzką postać w ciemnym płaszczu i naciągniętym na głowę kapturze. Mrok sprawiał, że Fedridańczyk nie dostrzegał żadnych rysów twarzy obcego, co dodatkowo pogłębiało jego dyskomfort psychiczny.

- Nie śpisz, to dobrze – odezwał się niskim męskim głosem przybysz – Śledczy Sand chce z tobą rozmawiać, natychmiast.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 23:41, 12 Kwi 2008
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





Mir popatrzył na przybysza. Odetchnął raz jeszcze zimnym, nocnym powietrzem.

- Chodźmy zatem. Nie nakazujmy czekać śledczemu Sand'owi.

Ruszył za "przewodnikiem".
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 13:12, 14 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Człowiek w kapturze nic nie odrzekł, odwrócił się bez słowa i podążył w głąb ciemnego korytarza, dając tym samym Mirowi do zrozumienia, aby ten udał się w ślad za nim. Po kilku minutach kluczenia w labiryncie opustoszałych korytarzy, przejść i klatek schodowych obaj mężczyźni znaleźli się w jaśniej oświetlonej części budowli. Fedridańczyk zauważył natychmiast wyższą temperaturę powietrza, co znaczyło, że starsi rangą agenci Inkwizycji najwyraźniej nie poczuwali się do obowiązku hartowania ciał i serc spartańskimi warunkami zakwaterowania. Na korytarzach panował też niecodzienny ruch – w przeciwieństwie do skrzydła, w którym mieszkali Mir oraz bliżej nieokreślona liczba anonimowych akolitów, w tej części gmachu mimo nocnej pory nikt nie myślał o śnie. Zakapturzeni kopiści i skrybowie uwijali się pomiędzy pokojami dźwigając sterty papierowych wydruków i elektrokart, ustępując bez słowa drogi kręcącym się wszędzie żołnierzom Ordo Hereticus w hełmach z przyciemnionymi przyłbicami i szkarłatnych płaszczach narzuconych na czarne karapaksy. Kwestia rewolty w południowej części masywu Gorgonidy wciąż pozostawała otwarta, a to oznaczało ciągły napływ więźniów i całodobowy system przesłuchań. Z rozmów przeprowadzanych przez cały poprzedni tydzień ze śledczymi Mir wywnioskował, że tłumienie ostatnich zarodków buntu wciąż trwało, a delegatura Inkwizycji podporządkowała sobie w tym celu nie tylko prywatne armie lokalnych baronów, ale i osławionych Królewskich Dragonów, na co dzień podlegających wyłącznie rozkazom królowej Larychmy. Zakłócenia w procesie wydobycia minerałów władze Sepheris Secundus traktowały ze śmiertelną powagą – śmiertelną w dosłownym tego słowa znaczenia, czego dobitnie dowodziły odgłosy wystrzałów dobiegające przez całą dobę, z regularną częstotliwością, z zewnątrz budynku. Mir nie zapuszczał się nigdy w pobliże wewnętrznego dziedzińca, na którym dokonywano egzekucji, ale sama kanonada wystarczała mu w zupełności, by oszacować liczbę wydawanych dziennie wyroków śmierci.

Wyroków wydawanych w tym jednym gmachu. Ilu uczestników buntu rozstrzelano na mocy polowych rozkazów w robotniczych obozowiskach Gorgonidy, tego Mir mógł się jedynie domyślać.

- Przejście, przejście – czyjś podniesiony głos wyrwał Fedridańczyka z posępnego zamyślenia. Z przeciwnej strony korytarza nadchodziła przedziwna dla Mira trójka osobników. Przewodził jej niski człowieczek w burym płaszczu z kapturem i z metalową laską herolda w ręku, służącą mu do wystukiwania na posadzce regularnego rytmu. Tuż za nim stąpał opleciony kablami i przewodami mężczyzna o pustych oczodołach i pociętej setkami blizn twarzy, zgarbiony i z trudem powłóczący nogami. Otaczająca go aura sprawiła, że Mir cofnął się mimowolnie o krok kreśląc przy tym na piersi znak Orła. Na Fedridzie odkrycie u kogoś daru psionicznego oznaczało dla takiego nieszczęśnika natychmiastowy wyrok śmierci i miejscowa populacja z ogromnym trudem przyjmowała do wiadomości fakt, że poza granicami jej społeczności pozwalano żyć sankcjonowanym psionikom. Bez względu na swą niezwykłą przydatność, do owej znienawidzonej szczerze grupy Fedridańczycy klasyfikowali również astropatów i chociaż Mir trochę zweryfikował w trakcie pobytu w Gwardii swój pogląd na temat mentatów, uczucie czystej do nich nienawiści zastąpiła jedynie nieco mniej fanatyczna niechęć i lęk.

Astropata musiał wyczuć w jakiś sposób emocje mężczyzny, bo mijając Fedridańczyka odwrócił znienacka w jego stronę głowę, taksując Mira budzącymi zimne dreszcze pustymi oczodołami. Nie odzywając się słowem psionik podążył dalej przed siebie, stąpając w ślad za heroldem. Mir otrząsnął się zauważalnie, po czym spojrzał na trzeciego osobnika w grupie – mężczyznę w czarnym kombinezionie i pełnotwarzowym hełmie na głowie, idącym tuż za astropatą z prawą dłonią spoczywającą na bogato ornamentowanej kolbie laserowego pistoletu, osadzonego w równie pięknie wykończonej skórzanej kaburze.

- Virifer – odezwał się znienacka przewodnik Mira, odczekawszy wpierw, aż astropata i jego świta nieco się oddalą. Fedridańczyk odwrócił głowę w jego stronę próbując wychwycić wzrokiem rysy ukrytej pod kapturem twarzy.

Nie udało mu się.

- To virifer – powtórzył przewodnik widząc pytające spojrzenie gwardzisty – Osobisty strażnik astropaty. Niech cię nie zwiedzie ta nazwa. Jego funkcja mniej polega na strzeżeniu mentata przed nami, a bardziej na odwrót. Bez względu na to jak potężny masz umysł, strzał oddany na czas w głowę z takiego lasera wystarczy, by zażegnać niebezpieczeństwo... skorumpowania.

Mir pokiwał w odpowiedzi głową, zastanawiając się nad usłyszanym wyjaśnieniem. Fedridańczyk nie znał się na psionice, sama idea posiadania daru o takim potencjale zdawała mu się skrajną profanacją i niewybaczalnym występkiem przeciwko boskości Imperatora.

- To gabinet śledczego Sanda – powiedział przewodnik – Dalej pójdziesz sam.

Człowiek w kapturze zastukał w masywne metalowe drzwi na końcu korytarza, po czym otworzył je nakazując ruchem dłoni, by Mir wszedł do środka.

Moi drodzy, mam pytanie. Jak widzicie, trochę więcej czasu i wysiłku wkładam teraz w warstwę opisową. Mógłbym rzecz jasna napisać wprost „byłeś u Sanda, a on powiedział ci to i tamto – i jak zareagowałeś na jego słowa?” – ale myślę, że pierwsza metoda (chociaż czasochłonna) tworzy jednak bardziej namacalny klimat. Jej wadą jest w zamian zauważalne spowolnienie przebiegu rozgrywki. Jaka jest zatem Wasza opinia w tej kwestii – mam zmniejszyć poziom opisów otoczenia (żeby Was nie zanudzić przypadkiem) czy mogę go pozostawić?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 13:31, 14 Kwi 2008
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





Pisz, pisz. Jestem przyzwyczajony do długich opisów (stosuje je w "normalnym" RPG). Cieszy mnie fakt że komuś się chce, a nie ogranicza się do suchych informacji.

Ni czekając na dalsze zaproszenie czy ponaglenie Mir wszedł do środka. Z przyzwyczajenia obrzucił spojrzeniem całe pomieszczenie. Następnie stanął na baczność i zasalutował. Żołnierskim zwyczajem jego wzrok utkwił gdzieś w pustce przed nim. Czekał na reakcję Sand'a...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 15:38, 14 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Gabinet Sanda okazał się pozbawionym okien czworokątnym pomieszczeniem o wysokim stropie, oświetlonym jarzeniowymi lampami generującymi lodowaty niebieski poblask. Biegnące wzdłuż ścian szafy i półki zapchane były aż po wierzch mnóstwem dokumentów, teczek, elektrokart i książek, w większości zakurzonych i brudnych. W przeciwieństwie do półek, biurko śledczego lśniło czystością, a złożone na nim dokumenty poukładano równiutko w niewielkie pryzmy, przyciśnięte metalowymi obciążnikami odlanymi z żelaza na kształt niewielkich ludzkich czaszek. Kontrast ten jawnie świadczył o tym, że przedstawiciel Ordo Hereticus wprowadził się do swego tymczasowego gabinetu całkiem niedawno i nie miał ani czasu ani ochoty, by wdawać się w robienie generalnych porządków po wysiedlonym naprędce poprzedniku, najpewniej jakimś urzędniku królewskiej świty.

Śledczy Sand był ciemnoskórym mężczyzną w średnim wieku, krótko ściętym i dokładnie ogolonym, wrażeniu świeżości i werwy przeczyły jednak jego wyraźnie zmęczone oczy.

Zmęczone, lecz mimo to przenikliwe i badawcze, przywodzące Mirowi na myśl drapieżne ślepia fedridańskiego lenrysa. Przystojna twarz Sanda budziła instynktowną sympatię, ale Mir z miejsca stłumił w sobie to pozorne wrażenie. Wiedział doskonale, że stanął przed człowiekiem o ogromnej władzy i wpływach; wyrafinownym graczem w światku ludzi skrajnie bezwzględnych i zdecydowanych za wszelką cenę dopiąć swego. Wszelkim kosztem i w absolutnym przekonaniu o własnej racji.

- Proszę bliżej – powiedział śledczy taksując gościa wzrokiem. Mir uczynił kilka kroków do przodu, po czym zastygł w bezruchu, żołnierskim sposobem spoglądając gdzieś w dal ponad głową siedzącego w skórzanym fotelu Sanda. Nigdzie nie dostrzegł śladu krzesła, uznał zatem rozsądnie, że śledczy nie lubił, by jego rozmówcy siedzieli w trakcie konwersacji; był zatem albo bardzo arogancki albo zwykł prowadzić rozmowy w szybki sposób. Albo jedno i drugie.

- Przeczytałem właśnie finalny raport z przebiegu waszej wizji lokalnej w południowej Gorgonidzie – oświadczył Sand pukając palcem w leżący przed nim elektroniczny notes – Lektura pozwala wyciągnąć interesujące wnioski. Wasza grupa miała przeprowadzić dyskretny zwiad i określić stopień zagrożenia ze strony heretyków, a tymczasem przeszliście samych siebie, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jakaś podziemna eksplozja, według lokalnych inżynierów spowodowana wysadzeniem zbiorników paliwa, zawał na kilku poziomach, niepowetowane straty materialne w infrastrukturze i osprzęcie kompleksu. Szlachetnie urodzony baron Sidomenes już złożył w imieniu swego Domu wniosek o gigantyczne odszkodowanie finansowe, tak się bowiem składa, że ten obszar masywu należał do jego rodziny. Królowa Larychma osobiście zainteresowała się całą sprawą, co czyni tę kwestię nad wyraz delikatną materią – Mir mógłby przysiąc, że mimo powagi wypowiadanych słów w oczach Sanda pojawiły się na sekundę ogniki rozbawienia, udał jednak, że tego nie dostrzega – Wykazaliście się zbyteczną brawurą, brakiem dalekowzroczności i kosztownym chaosem w działaniu. Podzielasz moje wnioski?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:18, 14 Kwi 2008
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





Mir starał się opanować. Zastanawiał się co właściwie ma odpowiedzieć. Zasadniczo Sand miał rację. Nie mieli w zadaniu unieszkodliwić heretyków, a jedynie dokonać rekonesansu. Z drugiej strony zwalanie winy na nieżyjących już członków zespołu była raczej zbyteczna. I tak niczego by mu to nie dało.

- Tak jest sir. Nie mam nic na usprawiedliwienie ani siebie, ani reszty zespołu. Mogę jedynie potwierdzić wersję inżynierów imperialnych co do przyczyn eksplozji. - Ze wszystkich sił starał nię by głos mu nire drżał. - Jestem świadomy tego że zawiedliśmy i sprawili kłopoty zarówno gubernatorowi planety jak i Ordo.


Ostatnio zmieniony przez Bestia dnia Pon 19:21, 14 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:49, 14 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Cóż, nie ma takiej przewiny, której nie dałoby się odpokutować ciężką pracą. Nie tylko ciebie to zresztą dotyczy. Baron Sidomenes nie dostanie ani grosza – oświadczył Sand bawiąc się jednym z przycisków do papieru – Gdyby dopełnił swych obowiązków, nie mielibyśmy kłopotu z buntem. Pozostaje kwestia odpowiedniej kary dla Domu Sidomenes. Być może obciążymy ich odszkodowaniem za poniesione przez Imperium koszty pacyfikacji... ale to akurat nie temat naszej rozmowy. Wróćmy do raportu. Czterej członkowie twojej grupy ponieśli śmierć w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Były to okoliczności tajemnicze i niepokojące, albowiem moi astropaci powiązali z nimi bardzo niebezpieczne zawirowania Osnowy, odnotowane mniej więcej w centrum waszej aktywności. Widziałeś kiedyś pomiot Osnowy, bracie? Nie? Tym lepiej dla ciebie, ale lękam się, że twoi towarzysze mieli z takowym pomiotem styczność. Nie odkryjemy już nigdy prawdy, bo poziom 7B wyparował całkowicie wraz z ciałami, pozostaje nam zatem modlitwa Imperatora o miłosierdzie dla dusz tych nieszczęśników.

W gabinecie ponownie zapadła wiele znacząca cisza. Nieruchomy Mir spoglądał przed siebie zastanawiając się w duchu nad konsekwencjami słów Sanda. Jeśli nieżyjący członkowie grupy mieli faktycznie kontakt z demonem, istniało ogromne ryzyko, że śledczy podejmie decyzję o profilaktycznej likwidacji ocalałych akolitów... lecz z drugiej strony, obecna rozmowa nie miałaby w takiej sytuacji większego sensu, a sam Mir zapewne tkwiłby już w celi na najniższym poziomie kazamat, w towarzystwie Cimbrii na dodatek. Nie, Sand musiał mieć wobec ocalałych agentów inne plany.

I jak się po chwili okazało, faktycznie miał.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 20:39, 14 Kwi 2008
Kargan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Twierdza Wroclaw





Pisz pisz...uwielbiam te Twoje fabularyzowane opisy Smile Od czasu do czasu pozwalam sobie tylko poprawić jakąś literówkę Wink
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 10:10, 15 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Nadmierna brawura, brak wyobraźni oraz organizacyjny chaos to wady, które przy sporym nakładzie wysiłku można przekuć na zalety... nie zawsze, ale często. Za dwa dni opuścisz Sepheris Secundus i polecisz na Scintillę, razem z twoją dochodzącą do siebie towarzyszką. Tam odpowiedni ludzie zdecydują o waszym dalszym losie. Pojutrze rano, zaraz po nabożeństwie, zgłosi się po was jeden z moich asystentów, więc bądź na czas w swej kwaterze. To wszystko, możesz odejść.

Sand przeniósł spojrzenie na rozłożone przed sobą dokumenty, całkowicie tracąc zainteresowanie osobą Mira. Fedridańczyk pojął, że powinien jak najszybciej opuścić gabinet, toteż zasalutował rozmówcy, obrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.

I stanął jak wryty kreśląc mimowolnie znak Orła.

Na korytarzu znajdowały się trzy osoby: przewodnik Mira, stojący z boku w towarzystwie identycznego jak on człowieka, równie szczelnie owiniętego płaszczem i zakapturzonego. Obaj przerwali na widok Mira ściszoną rozmowę, jednakże żołnierz nie spoglądał na nich, tylko na trzecią postać, odwróconą do drzwi tyłem i wyglądającą przez okno na mroźne nocne przestworza.

Fedridańczyk przełknął ślinę nie wierząc własnym oczom, przekonany był bowiem, że przez okno spogląda Iorgo. Mężczyzna miał szerokie bary i gładko wygoloną czaszkę, był tego samego wzrostu co drusiański duchowny, nosił niemalże identyczny kolczy płaszcz o malutkich oczkach.

Od razu rzucało się jednak w oczy, że obcy był od Drusa znacznie młodszy. Przy pasie miał co prawda taki sam młot jak zabity w Gorgonidzie towarzysz Mira, ale w kaburze zamiast wielkiego bębenkowego rewolweru nosił automatyczny pistolet, na oko Fedridańczyka jeden z modeli produkowanych przez scintillijskie zakłady zbrojeniowe Taurus.

Kleryk – a był to bez wątpienia kleryk, o czym świadczył wiszący na szyi gruby łańcuch z Orłem oraz widoczne pod ciężkim płaszczem szaty – uniósł na widok zdumionego Fedridańczyka brwi, ale nic nie powiedział, obrzuciwszy obcego w zamian podejrzliwym spojrzeniem. Mir miał na sobie pozbawiony dystynkcji gwardyjski uniform oraz bransolety ze zwierzęcych kłów i pazurów, co musiało w oczach kapłana tworzyć dziwaczny kontrast.

- Wejdź do środka, ja zaczekam – rzucił w kierunku kleryka jego przewodnik. Duchowny kiwnął niemo głową, westchnął ledwie zauważalnie, a potem otworzył drzwi gabinetu i zniknął za progiem.

Kiedy tylko drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem metalu, przewodnik Mira odwrócił w jego stronę głowę.

- Trafisz sam do kwatery? – zapytał tonem świadczącym o tym, że nie miał najmniejszej ochoty odprowadzać swego podopiecznego.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 10:58, 15 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kleryk wszedł do gabinetu, stanął przed biurkiem rozglądając się wokół wzrokiem skrzącym się ciekawością. Sand oderwał pozornie zaaferowane spojrzenie od dokumentów, przeniósł je na swego gościa taksując go badawczym wzrokiem. Duchowny odpowiedział mu tym samym, z miejsca czując lekki dreszcz na widok przenikliwych oczu śledczego.

- Nowicjusz Verner – powiedział Sand w chwili, kiedy panująca w pomieszczeniu cisza stała się już wręcz nieznośna – Baronia Simonedesów, parafia kopalniana E17. Południowa Gorgonida. Niespokojne czasy nastały dla krzewicieli wiary, nieprawdaż?

Śledczy najwyraźniej zadał pytanie retoryczne, albowiem nie czekając na odpowiedź gościa podjął dalszy monolog, a jego cierpki ton sprawiał, że duchowny czuł się niespokojnie, chociaż w żaden sposób tego nie zdradzał.

- Wiara w Boga-Imperatora jest w naszym społeczeństwie czynnikiem absolutnym, niekwestionowalnym, niepodważalnym. Wiecznym. Tylko dzięki niej możemy przetrwać w mroku tego wszechświata, tylko ona wiedzie nas swym blaskiem ku ocaleniu. Służymy Bogu całym sercem i gotowi jesteśmy na najwyższe poświęcenie, aby spełnić swe wobec Niego obowiązki. Czyż nie tego uczą nas w szkołach od najmłodszych lat, Verner? Lecz tyś jest człowiekiem w kwestiach sakralnych obytym, więc nie muszę ci chyba tłumaczyć, że jednym z fundamentów naszej wiary, jedynie słusznej i prawdziwej, jest brak tolerancji wobec dzikich psioników, wobec obcych form życia oraz wobec mutantów. Wszystkie te istoty stanowią ucieleśnienie bluźnierstwa i świętokradztwa i nie mają prawa istnienia... przynajmniej w ogólnym ujęciu.

Verner przechylił nieco głowę, umocniony w swych podejrzeniach i wiedzący już, o czym tak naprawdę śledczy zamierzał z nim rozmawiać. Młody nowicjusz rozmyślał nad tym spotkaniem przez całą drogę z parafialnego kościółka do Icenholmu, modląc się jednocześnie za dusze swych zamordowanych w zamieszkach konfratrów i wiernych należących do niewielkiej, ale lojalnej wobec Kościoła kongregacji.

- Ojciec Hierostos był bez wątpienia człowiekiem wielkiej wiary – powiedział Sand splatając razem palce swych dłoni, a przed oczami Vernera stanął natychmiast obraz przełożonego parafii, powieszonego za nogi na metalowym słupie i ukamienowanego przez rozjuszony motłoch – Lecz wielka wiara i miłosierne serce nie idą ze sobą w parze. Ojciec Hierostos w swej dobroci pozwolił sobie na niedopuszczalne zaniedbania i poniósł tego konsekwencje. Jego tolerancja wobec mutantów okazała się śmiertelnym w skutkach błędem, co gorsza nie tylko dla niego samego. Brudny zawszony pies przygarnięty z ulicy przez dobrego człowieka zagryzł go po tym jak ten go nakarmił. Pojmujesz moje porównanie, Verner? Mutant to zło, to rak na żywej tkance Imperium. Potrzeba chwili sprawia, że pozwalamy tego rodzaju istotom żyć, albowiem poprzez ciężką pracę mogą one spłacać swój grzech istnienia, ale potrzeba chwili i tolerancja to zupełnie sprzeczne ze sobą pojęcia.

Verner milczał, a przez jego umysł przesuwały się ciągi obrazów. Słuchając słów Sanda ujrzał należących do parafii górników o ciałach zdeformowanych chemicznym skażeniem środowiska, ludzi urodzonych z wadami genetycznymi wskutek chorób popromiennych rodziców: karłów, garbusów, degeneratów. Wiernych oddanych całym sercem opiekującemu się nimi ojcu Hierostosowi i Kościołowi; temu samemu Kościołowi, który nauczał nienawiści wobec istot takich jak oni. Wobec mutantów. Widział ich wszystkich: zamordowanych razem z klerykami, na których odmówili podnieść rękę.

- Tolerancja i pobłażliwość sprawiły, że straciłeś swe miejsce posługi, bracie – ciągnął dalej Sand – Parafia już nie istnieje, kościół został spalony, reszta duchownych zginęła podczas buntu. Stałeś się zbłąkaną owieczką, którą odnalazł nowy pasterz. Pasterz mądry i doświadczony, w przeciwieństwie do poprzedniego znający niebezpieczeństwa towarzyszące pasterskiej pracy. Wymieniłem już listy z twoimi przełożonymi, Verner. Nie kryli swego niezadowolenia z przekonań ojca Hierostosa i wierzą, że pod nowym przewodnictwem zgłębisz prawdziwy sens wiary. Ordo Hereticus będzie od teraz twym nowym domem, bracie. Wierzę, że świadomość tego wyróżnienia przepełnia cię radością.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 12:18, 15 Kwi 2008
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





- Trafię. - Odrzekł Mir do przewodnika. - Nie fatyguj się.

To mówiąc udał się do swojej kwatery. Jeżeli dobrze zrozumiał Sand'a to przynajmniej mozolne przesłuchania właśnie się skończyły. Choć nie był tego tak do końca pewien...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 17:52, 15 Kwi 2008
Xeratus
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Verner podniósł swoje błękitnomroźne oczy, przeniósł spojrzenie z metalowego przycisku do papieru na twarz Sanda. Analizując błyskawicznie swą trudną sytuację podjął decyzję, że najbezpieczniejsza dla niego będzie rola mało rozgarniętego nowicjusza o bardzo wąskim polu zainteresowań.

- To słuszne słowa - powiedział przybierając tępy wyraz twarzy i udając, że nie rozumie za bardzo wygłoszonego przez Sanda monologu - To ja udam się na modły, tak?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 12:21, 16 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Płynąca z obtłuczonych głośników muzyka tworzyła hałaśliwy jazgot, który wywołał u Lyry narastający ból głowy. Dziewczyna sięgnęła do kieszonki w pasie, wyciągnęła z niej monetę o nominale jednego tronu, obróciła pieniążek w palcach z niesmakiem na twarzy. Sprzedawany w barze alkohol należał do kiepskich jakościowo trunków i chociaż wieczorami pomagał zabijać zły humor, następnego dnia o poranku gwarantował istne męki.

Obsługujący parę pijanych w sztok górników barman dostrzegł monetę ściskaną w palcach kobiety, odczytał natychmiast zamiar swej klientki.

- Jeszcze raz to samo? – zapytał i nie czekając na odpowiedź sięgnął po ustawioną na kontuarze butelkę napełniając szklankę dziewczyny. Lyra pokiwała niemo głową zauważając, że wręczona jej szklanka była porysowana i nieznacznie ukruszona w jednym miejscu, nic jednak nie odrzekła. Gdyby ją było stać na szastanie forsą, na pewno nie przyszłaby do tego baru, tylko pojechała do lepszych lokali w miasteczkach poniżej Icenholmu, gdzie można było kupić licencjonowany alkohol, posłuchać aktualnych przebojów i poderwać jakiegoś nie zadającego zbytecznych pytań faceta na jedną noc, a nie tylko chlać samotnie na umór.

Lyra uniosła szklankę do ust i odwróciła się na stołku opierając plecy o krawędź baru, udając przy tym, że nie zauważa obleśnie uśmiechniętego mężczyzny w kombinezonie sortownika urobku, który od chwili wejścia do baru nie odrywał wzroku od jej skrzyżowanych kształtnych nóg, wyraźnie podkreślonych materiałem spodni.

Prześladujący ją od dłuższego czasu pech nie odpuszczał. Dwa ostatnie zlecenia zawaliła i chociaż nie ze swojej winy, nie dostała za robotę złamanego tronu. Potem nagły bunt w południowej Gorgonidzie przyniósł nadzieję na finasową passę, ale zły los i tym razem pognębił dziewczynę. Zamiast realizować kontrakt na łapanie zbiegłych buntowników siedziała w barze przepuszczając ostatnie oszczędności i czekając, aż ściągnięte w rejon rewolty oddziały Gwardii wreszcie się wyniosą umożliwiając pracę zwykłym łowcom nagród. Już samo pojawienie się gwardzistów wzbudziło zdumienie wielu zawodowych łapaczy, ponieważ bunty górnicze na Sepheris Secundus nie należały do rzadkości i do tej pory tłumione były zazwyczaj wojskami samych baronów, siłą rzeczy odpowiedzialnych za porządek i spokój w swych rejonach wydobywczych. Wojskowi pojawili się znienacka i wzięli całą robotę na siebie, pozostawiając łowców nagród pokroju Lyry na lodzie.

Dziewczyna rozejrzała się ze smętną miną po barze. Ciasna przestrzeń lokalu pełna była górników, pijących na umór i awanturujących się okazyjnie. Pozornie wieczór ten nie różnił się od każdego innego w tej beznadziejnej dziurze, ale Lyra już kilka dni temu wyczuła różnicę w zachowaniu stałych bywalców baru. Poziom bezpieczeństwa w kopalniach został zaraz po wybuchu buntu drakońsko zaostrzony, a plotki przeciekające ze strefy zamkniętej mówiły o setkach zabitych i aresztowanych. Ktoś sugerował nawet, że baron Sidemones polecił wysadzić swą kopalnię w powietrze grzebiąc w niej żywcem wielu buntujących się górników, co pasowałoby do jego bezwzględnego sposobu prowadzenia interesów, brakowało jednak potwierdzonych informacji na ten temat. Siedzący w barze ludzie wyraźnie unikali rozmów o buncie, bojąc się widać wszechobecnych konfidentów – unikali ich tak uparcie, że od razu rzucało się w oczy, iż właśnie ten temat całkowicie zaprzątał ich myśli.

Lyra odłożyła niedopitego drinka na kontuar, ześlizgnęła się ze stołka z nagłym ukłuciem podekscytowania. W drzwiach baru stanął znany jej z widzenia mężczyzna, pracujący dla Domu Vannar. Chociaż nie wiedziała jak się nazywa, rozmawiali już kilka razy przy okazji rutynowych zleceń i czuła teraz, że przeczesujący uważnym wzrokiem tłum mężczyzna szuka kogoś konkretnego.

Instynkt podpowiadał jej, że szykowała się jakaś robota.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 16:26, 16 Kwi 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





[Lyra Amosis] Zachodnia Gorgonida, bar "Szpadel", 332.880.M41, wieczór

Łącznik Domu Vannar przesuwał wzrokiem po rozgadanym tłumie, przeskakując spojrzeniem od postaci do postaci. Lyra wstrzymała oddech dostrzegając rulon papieru trzymany w jego lewej dłoni. Baron Vannar dzierżył pieczę nad importem żywności spoza Sepheris Secundus oraz rozdziałem jej pomiędzy poszczególne kopalnie Gorgonidy, musiał zatem ustawicznie stawiać czoła pladze kradzieży dokonywanych przez zdesperowanych, wegetujących na granicy nędzy górników. Łowczyni uśmiechnęła się kącikami ust wiedząc już, że papierowy rulon w rękach łącznika może oznaczać tylko jedno – list gończy. Zapowiadała się łatwa robota, bo ludzie nękający dobra barona Vannara rzadko stwarzali zagrożenie dla łowców, powodowani jedynie desperacką wolą nakarmienia siebie i swych bliskich. Lyra właściwie nawet współczuła tym nieszczęśnikom, ale życie na Sepheris Secundus było pełną okrucieństwa walką o przetrwanie. Nad nią sam nikt się nie litował, więc już dawno przestała litować się otwarcie nad tymi, z których łapania żyła.

Dziewczyna zbluzgała samą siebie w myślach za zeskoczenie z barowego stołka, bo nie chciała okazywać zbyt otwarcie swego zdesperowania. Zachowaj twarz, głupia, ofuknęła się w myślach. Ludzie pełniący rolę pośredników pomiędzy szlachetnie urodzonymi, a plebsem wywodzili się z tych samych warstw społecznych, co ich najemnicy, więc potrafili w wredny i bezwzględny sposób wykorzystać każdą okazję do załatwienia sobie czegoś na boku. Zdradzając swój opłakany stan finansowy Lyra naraziłaby się niewątpliwie na układ w postaci „robota za łóżko”, a nie upadła jeszcze tak nisko, by zarabiać na życie sprzedawaniem własnego ciała.

Stała zatem oparta o kontuar czekając, aż badawczy wzrok agenta spocznie na jej twarzy, gotowa kiwnąć mu głową na pierwszy znak tego, że ją rozpoznał.

I się nie doczekała. Łącznik rozpromienił się znienacka, po czym szybkim krokiem ruszył w jej stronę i w połowie drogi dzielącej drzwi od kontuaru zatrzymał się przy jednym ze stolików, klepiąc w ramię rosłego mężczyznę w skórzanej kurtce i czerwonej bandanie. Widząc rozpoczynającą się rozmowę Lyra aż zgrzytnęła zębami, dając upust nagłemu napadowi złości. Dobra okazja przeszła jej dosłownie koło nosa.


Ostatnio zmieniony przez Keth dnia Śro 16:30, 16 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
In the Vermin Nest
Forum RPG online Strona Główna -> Warhammer 40K
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 12  
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin