Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Po lewej stronie kabiny, tuż przy drzwiach kokpitu, siedział masywnie zbudowany mężczyzna o tonsurze kleryka, noszący na swych kapłańskich szatach kolczy płaszcz, wykonany z dziesiątek malutkich metalowych oczek o matowej barwie. Nazywał się Iorgo i pochodził z świątynnego świata Drusus. Pracujący od dziesięciu lat w robotniczych metropoliach Scintilli Secundus kapłan trafił do świty inkwizytora dzięki swemu oddaniu wobec Kościoła i bezkompromisowemu podejściu do mutantów, których darzył bezgranicznie szczerą nienawiścią. Chociaż większość czasu na pokładzie statku Iorgo spędzał na modlitwach, zazwyczaj w towarzystwie Cimbrii, nikt z pozostałych akolitów nie ważył się poddawać w wątpliwość jego możliwości w walce: kapłan prawie wcale nie rozstawał się z bronią i widać było, że wie jak się nią posługiwać. Przy pasie nosił kaburę z wielkim rewolwerem o długiej lufie i bębenkowym magazynku oraz zawieszony na skórzanej pętli młot o ciężkiej głowicy, na plecach zaś naciąganą ręcznie kuszę i pokrowiec z bełtami. Kiedy prom wszedł w atmosferę planety, Iorgo położył sobie młot w poprzek nóg, przymknął oczy i zaczął półgłosem recytować święte wersety, nie zwracając pozornie uwagi na towarzyszy ani pulsujące czerwonym blaskiem awaryjne lampy kabiny.
Zajmujący miejsce obok kapłana młodzieniec o imieniu Jericus, ciemnowłosy chłopak w brązowym stroju adepta Administratum, zezował ukradkiem to na Iorgo, to na zajmującą miejsce po drugiej jego stronie kobietę. O ile kapłan budził w młodzieńcu poczucie bezpieczeństwa i duchowego oparcia, o tyle siedząca po lewej współpasażerka wywoływała w adepcie zimne dreszcze niepokoju. Wchodząc na pokład promu Jericus starał się usiąść jak najbliżej Iorgo, postrzegając go za najbardziej cywilizowanego spośród swych nowych znajomych, ale zdradzająca od początku głęboki religijny fanatyzm Cimbria wpadła na ten sam pomysł i spóźniona w wyborze miejsca wcisnęła się na fotel obok Jericusa, powtarzając teraz pod nosem mamrotane przez kapłana modlitwy. Adept spoglądał na dziewczynę z ukosa z przestraszoną fascynacją, jakby nie była ona człowiekiem, tylko rzadkim gatunkiem obcej formy życia, w obliczu której schowany w kieszeni płaszcza krótkolufy rewolwer chłopaka stanowił jedynie kawałek bezużytecznego złomu.
W pełnej niepokoju reakcji adepta nie było niczego dziwnego, jeśli wzięło się pod uwagę wygląd jego współpasażerki. Urodzona na kosmicznym hulku Cimbria dorastała w nietypowych warunkach fizycznych, to zaś przełożyło się w znaczącym stopniu na jej aparycję. Była wyjątkowo szczupłym, wręcz kościstym albinosem, o mlecznobiałych włosach i budzących lęk czerwonych tęczówkach. Nosiła czarne ubranie ze srebrnymi wykończeniami, na nim zaś poznaczoną licznymi szramami ciężką przeciwodłamkową kamizelkę. Niewiele było wiadomo na jej temat, jednakże członkowie załogi statku poszeptywali między sobą, że własnoręcznie odebrała życie swym rodzicom, kiedy inkwizytor zdemaskował ich heretyckie poglądy. Surowa, milkliwa i roztaczająca wokół siebie złowrogą aurę dziewczyna większość czasu wolnego spędzała na modlitwach w towarzystwie aprobującego niemo jej obecność kapłana. Podobnie jak Iorgo nie kryła upodobania do broni, ustawicznie ćwicząc na pokładowej strzelnicy ze swym myśliwskim karabinem i laserowym pistoletem albo prowadząc walki treningowe z serwitorami na pałki i pięści. Przed startem promu sprawdziła starannie baterię lasera, a ukryty w skórzanym pokrowcu karabin oparła kolbą o podłogę kabiny, ściskając broń nogami. Widząc błysk światła na noszonym przez nią kastecie Jericus odwrócił swój wzrok, bojąc się sprowokować kobietę do czegoś złego nadmierną ciekawością.
Dziewczyna siedząca po przeciwnej stronie kabiny, pomiędzy dwoma wydającymi się drzemać mężczyznami, robiła na nim znacznie lepsze wrażenie, głównie dzięki swej nieprzeciętnej urodzie i szelmowskim uśmiechu. Nazywała się Xanthia i chociaż pochodziła z zabitego dechami Dominium Zillmana, szybko przywykła do uroków cywilizowanego świata rozciągającego się poza przestworzami jej pogrążonego w technologicznym maraźmie ojczystego globu – świadczyły o tym nie tylko różowe szkła kontaktowe i jasne włosy z czarnymi pasemkami, ale i dwa laserowe pistolety wiszące na biodrach wraz z długim myśliwskim nożem o perforowanej klindze. Kobieta nosiła też przewieszony przez plecy miecz i cały ten arsenał budził w Jericusie mieszane uczucia, jaskrawo kontrastując z podkreślającym jej zgrabną sylwetkę czarnym kombinezonem. Podobnie jak Cimbria, Xanthia była ulubionym tematem rozmów wśród członków załogi statku i kręcący się wśród marynarzy adept zdobył na jej temat kilka mało wiarygodnych, ale fascynujących informacji. Podobno inkwizytor uratował ją od stryczka na chwilę przed egzekucją, będącą karą za zamordowanie jednego z ziemskich posiadaczy na Dominium Zillmana. Otrzymawszy drugą szansę na życie, przystała dość niechętnie do świty Zerbe, dzieląc swój czas na pokładzie statku pomiędzy ćwiczenia z bronią i prowokacyjne zachowanie wobec marynarzy, których trzymała na dystans groźnymi błyskami w oczach.
Na prawo od Xanthii miejsce w fotelu zajmował Ishmael, pięćdziesięcioletni robotnik z przemysłowego świata Malfi, ścigany przez Arbites przestępca obciążony zarzutami zabójstwa i defraudacji, których w rozmowach z towarzyszami stanowczo się wypierał. Schwytany podczas próby ucieczki z Malfi, otrzymał propozycję identyczną jak ta przedstawiona Xanthii: pokuta poprzez lojalną i bezgranicznie posłuszną służbę Inkwizycji. O ile Jericus mógł pojąć motywy kierujące Zerbe w przypadku Xanthii, to patrząc na Ishmaela młodzieniec ustawicznie zastanawiał się, dlaczego jego mistrz nie kazał uciekiniera wyrzucić przez śluzę w kosmos natychmiast po jego schwytaniu. Krępy i wciąż jeszcze silny, ale bardzo już spracowany mężczyzna, niegdyś wyróżniany za przodownictwo w produkcji szef robotniczej brygady, nie sprawiał wrażenia człowieka obdarzonego istotnymi walorami: nie był ani szybki ani zwinny ani też obyty we władaniu bronią. Wciąż miał na sobie znoszony roboczy kombinezon, w którym uciekał z Malfi, na niego zaś założył grubą kamizelkę pełną naszytych metalowych płytek, pełniących rolę prymitywnego pancerza. Oprócz noża i kastetów na obu dłoniach miał jeszcze groźnie wyglądającego obrzyna, bardziej przypominającego ręczne działko niż strzelbę. Ułożywszy masywną broń na kolanach mężczyzna zapadł zaraz po starcie w drzemkę: albo faktycznie śpiąc albo tylko udając, aby uniknąć w ten sposób niechcianej konwersacji z współpasażerami, zwłaszcza z okazującą mu wyraźną niechęć Cimbrią.
Ostatnim pasażerem na pokładzie promu był Mir, eks-gwardzista pochodzący ze świata Fedrid, młody mężczyzna o surowej twarzy i barbarzyńskich nawykach, zdradzanych upodobaniem do naszyjników i bransolet ze zwierzęcego włosia, pazurów i kłów. Akolita nadal nosił gwardyjski uniform i pancerz osobisty, jednakże ubiór ten pozbawiony został obecnie wszelkich insygniów jednostki, starannie odprutych lub zamalowanych. Uzbrojony równie dobrze jak obie dziewczyny, Mir miał przy sobie snajperski laser o charakterystycznie długiej lufie, schowany w kaburze na udzie pistolet, długi wojskowy nóż oraz poręczny toporek, przytroczony do zarzuconego na ramię plecaka. Jericus czuł się początkowo dobrze w jego towarzystwie, jednakże nieprzyjemny twardy akcent Mira i jego liczne uprzedzenia wobec „pętających się pod nogami cywilów” szybko przekonały młodego adepta, że pewniejsze oparcie na przyszłość znajdzie w Iorgo, nie zaś w opryskliwym gwardziście. |
|