Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
EPILOG
- Daję wam góra godzinę czasu – wycedził przez zęby Ishmael – Mniej, jeśli ktoś się tutaj pojawi i zmusi mnie do wcześniejszego zdetonowania zbiorników. Lepiej się pośpieszcie.
Mężczyzna odwrócił się po tych słowach i poszedł szybkim krokiem w głąb chodnika, bez pożegania, bez jakiegokolwiek gestu. Akolici poczuli na ten widok zimne ciarki biegnące w dół kręgosłupa, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że patrzą na ducha, a nie wciąż jeszcze żywego człowieka.
- Mir, rozwiąż Szczura, ale nie dawaj mu żadnej broni, niech pomoże w drodze Cimbrii – zdecydowała w końcu Xanthia, wyraźnie walcząca ze sprzecznymi myślami – Na Tron, ależ się wszystko poplątało! Idźcie jak najszybciej w kierunku wyjścia, dogonię was niedługo.
- Czemu nie idziesz? – odezwała się Cimbria; głosem, w którym pobrzmiewała rzadka u niej nuta troski.
- Zaczekam jeszcze chwilę na Iorgo. Jeśli nie pojawi się do pięciu minut, będzie sobie musiał radzić sam.
Zabójczyni raz jeszcze sprawdziła baterie w swoich laserach, potem delikatnie klepnęła albinoskę w ramię.
- No, idźcie już, do cholery! Mir, pilnuj ich.
Fedridańczyk zerknął ostatni raz na znikającego już w półmroku tunelu Ishmaela, wzruszył bezradnie ramionami, pokiwał głową. Oparta o ścianę chodnika Xanthia patrzyła jak eks-gwardzista uwalnia z magazynku górnika i jak razem z nim prowadzi chwiejącą się na nogach Cimbrię za właz wyznaczający granicę poziomu 7B.
Chwilę później w korytarzu zapadła złowieszcza cisza.
*
Pogrążony w pełnych pasji myślach Ishmael dotarł szybkim krokiem do krzyżówki tuneli i skręcił w prawo ku magazynowi paliw, unosząc instynktownie broń na widok zmierzającej w przeciwną stronę ludzkiej sylwetki. Nie był to jednak żaden mutant, tylko Iorgo. Drusiański kapłan pędził co sił ku krzyżówce, taszcząc nieporadnie cztery wielkie metalowe kanistery.
*
Kiedy staroświecki chronometr odliczył koniec piątej minuty, Xanthia pozwoliła sobie na ciche, ale pełne pasji przekleństwo. Iorgo się nie pojawił i dziewczyna nie miała najmniejszego pojęcia, co takiego strzeliło szalonemu Drusowi do głowy. W chodniku panowała przejmująca cisza i tylko raz gdzieś z oddali, od strony przodu, do czujnych uszu zabójczyni dotarł ledwie słyszalny dźwięk przywodzący na myśl metaliczne poszczękiwanie i pomruk ludzkich głosów. Xanthia oparła dłonie na kolbach pistoletów, ale zaraz nieco się rozluźniła, bo prawdopodobieństwo pojawienia się w kompleksie rozmawiających ze sobą heretyków było równe temu, że gdzieś z przodu dyskutowali ze sobą Iorgo i Ishmael.
*
Prowadzony przez Iorgo Ishmael szedł ostrożnym krokiem poprzez mrok wyrobiska, targając w rękach dwa wypełnione paliwem pojemniki i tęskniąc za kojącym zszargane nerwy chłodem swego przewieszonego przez plecy obrzyna. Drus również przytroczył broń do pasa, ciężki młot obijał mu się rytmicznie o nogi budząc wyraźną frustrację zziajanego z wysiłku kapłana.
- Tam z przodu jest taka dziwna poświata – wydyszał duchowny – Kolor lawendy, obrzydliwość. Przypomina mi bardzo ten poblask minerału z groty rebeliantów. Tak na zdrowy rozum, tamta pieczara powinna znajdować się gdzieś pod nami.
Ishmael mruknął coś w odpowiedzi, pokiwał głową z nagłym błyskiem w oczach. Jeśli kleryk się nie mylił, być może na przodu poziomu 7B znajdował się jakiś odprysk tajemniczej krystalicznej żyły, która we wszystkich bez mała akolitach budziła niepokojący dreszcz i odrazę.
Ściany chodnika stawały się coraz toporniejsze, naznaczone dowodami pośpiesznej i niezbyt dokładnej pracy górników. Poświata dostrzegalna w przodzie stawała się coraz silniejsza, chociaż nie raziła w oczy, sprawiała nadal wrażenie bladego poblasku. W przodu panowała całkowita cisza, przerywana okazjonalnie metalicznym brzdękiem, kiedy kanistry w rękach Iorgo uderzały przypadkiem w wiszący o jego pasa młot. Ishmael zastanawiał się przez chwilę w myślach, co powinien zrobić, jeśli z mroku wychyną znienacka heretycy: rzucić się do ucieczki czy zatłuc ich kanistrami, po chwili zarzucił jednak te jałowe rozważania. Coraz silniej bolała go głowa, miał wrażenie, że ktoś wbija mu w kości czaszki rozpalone igiełki.
- Patrz – kleryk zatrzymał się znienacka i idący nieco w tyle Ishmael omal na niego nie wpadł. Spoglądając ponad ramieniem Malfianina mężczyzna dostrzegł wyrąbaną w skale grotę, z grubsza owalną, o tylnej ścianie przeciętej od podłoża po sklepienie masywną krystaliczną linią o dziwnej barwie, która zdawała się zmieniać co chwila swój odcień.
*
Xanthia zaczęła machinalnie przygryzać wargi, co oznaczało w jej przypadku stan wyjątkowego wzburzenia. Dziewczyna zupełnie nie wiedziała, co dalej robić. Z jednej strony martwiła się o ewentualny sukces tajemniczego planu Iorgo, bo gdyby szalony w jej opinii Drus zdołał w jakiś sposób doprowadzić do zniszczenia rebelianckiej bazy i unieść z tego w dodatku głowę, spłynęłyby na niego chwała i splendor, a w rezultacie i przychylność mistrza. Xanthia zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebna jej była aprobata Zerbe – od jednego jego słowa zależało, czy dziewczyna zacznie piąć się po szczeblach kariery czy też zawiśnie na tym samym stryczku, od którego inkwizytor ją wcześniej uratował. Z drugiej strony, pozostawanie w miejscu ze złudną nadzieją na sukces Iorgo groziło z każdą mijającą sekundą śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Analizując w myślach potencjalne tempo Mira, Cimbrii i Szczura doszła do wniosku, że mimo obciążenia w postaci albinoski cała trójka już dawno musiała pokonać znajdującą się za poziomem 7B klatkę schodową, oddalając się z każdą chwilą od zabójczyni.
*
- Sprawdzę, co to jest – powiedział cicho Iorgo, kładąc swoje kanistry na ziemi i spoglądając zmrużonymi oczami na krystaliczne złoże – Spokojnie, będę ostrożny. Jeśli możesz, spróbuj zrobić jakieś lonty, może z kawałków ubrania...
Kapłan zaczął schodzić w głąb komory, a bezbrzeżna ciekawość mieszała się na jego twarzy z wstrętem i odrazą. Igiełki w głowie Ishmaela wbijały się coraz głębiej w mózg, Malfianin poczuł w ustach metaliczny posmak krwi, uświadomił sobie, że machinalnie przygryzł z bólu wargi.
- To jest coś złego – oświadczył podniesionym głosem Drus, zatrzymując się pośrodku komory i przesuwając wzrokiem po żyle. Oblany zimnym potem Ishmael zauważył z niemałym zmieszaniem, że kleryk nie zdradzał żadnych objawów fizycznej niedyspozycji, podczas gdy on sam czuł się coraz gorzej. Siła wiary, zagryzł jeszcze mocniej wargi Malfianin. Wierzy w Boga bardziej ode mnie, a wiara to tarcza przeciwko diabolizmowi.
- Damy radę się wysadzić uszkadzając ten kryształ? – zapytał Iorgo, odwracając w tył głowę i spoglądając na Ishmaela – Jakby ułożyć te kanistry obok siebie przy żyle i podpalić... jak myślisz?
Malfianin zaprzeczył ruchem głowy.
- Paliwo to nie materiał wybuchowy – oświadczył – W najlepszym przypadku ogień strawi nasze ciała i może trochę nadtopi tę żyłę, większych uszkodzeń nie narobisz. Co innego, gdybyśmy wysadzili te zbiorniki na końcu bocznego chodnika. Tam jest tyle prometium, że wytworzona poprzez reakcję łańcuchową temperatura wystarczy, by stopić skały w całym poziomie. Zawał mógłby wywołać lokalne ruchy tektoniczne i może zasypać przy okazji tych skurwieli na dole.
Iorgo zamyślił się na chwilę, a potem otworzył usta, by coś rzec. Zamilkł widząc zmienioną twarz Ishmaela, obrócił się w miejscu podążając za wzrokiem Malfianina.
Krystaliczna żyła zaczęła delikatnie, ale wyraźnie zmieniać kolor, z lawendowego na różowawy, przecięty pasami fioletu. W komorze zrobiło się chłodniej, mrok zgęstniał, cisza przybrała namacalnego wręcz wymiaru.
- Boże-Imperatorze... – Ishmael złapał się za skronie, oparł o ścianę nie potrafiąc oderwać wzroku od mesmerycznej poświaty kryształu.
- Nie wyglądasz dobrze. Módl się bracie, módl się jakby to miała być nasza ostatnia godzina, módl się sercem i duszą. Niech Boski Imperator ma nas w swojej opiece.
Iorgo postąpił krok w kierunku krystalicznej żyły, cofnął się jednak natychmiast słysząc cichy trzask, który rozbrzmiał znienacka w powietrzu. Dźwięk ów przywodził na myśl rozdzieraną tkaninę, materiał pruty ostrym przedmiotem.
- Ishmaelu, nie patrz na to ścierwo Chaosu – ostrzegł kapłan dostrzegając pierwsze mroczki w oczach, powodowane zbyt długim wpatrywaniem się w pulsujący coraz silniejszym blaskiem kryształ – Cofnij się, módl i trzymaj obrzyna w gotowości.
Drus odniósł niepokojące wrażenie, że pusta przestrzeń dzieląca go od kryształtu zaczyna załamywać się w niesamowity sposób, jak falujące w skwarze powietrze. Mrok podziemi rozjaśniła znienacka inna poświata, promieniująca z wąskiej niematerialnej linii długości kilkunastu centymetrów, zawieszonej w przestrzeni na wysokości twarzy kapłana. Od zaciętego w grymasie despreracji oblicza Drusa linię dzielił dystans równy wyciągniętej ręce i kapłan czuł wyraźnie sączący się z pozaziemskiego zjawiska ziąb.
Iorgo przyklęknął szybko, podniósł z dna komory niewielki kawałek skały, cisnął nim z całej siły w poszerzającą się zauważalnie na boki linię, przechodzącą z wolna w nienaturalną szczelinę. Odłamek wpadł bezgłośnie w pas poświaty i zniknął z oczu kapłana jakby po prostu wyparował. Drus wzdrygnął się zdumiony, chociaż podświadomie oczekiwał czegoś podobnego, uniósł w ostrzegawczym geście dłoń zamierzając coś Ishmaelowi przekazać.
Wtedy właśnie kamień pojawił się ponownie w materialnym wymiarze. Kawałek skały wystrzelił z wnętrza międzywymiarowej bramy z niewiarygodną szybkością, tworząc w powietrzu rozmazany kształt, który trafił kapłana z donośnym trzaskiem prosto w czoło.
Ishmael zamrugał z niedowierzania oczami, kiedy potężny duchowny upadł z metalicznym chrzęstem kolczego płaszcza na kolana, ledwie przytomny i kiwający się nieporadnie przed coraz większym pasem bladej poświaty.
Dźwięk darcia przybrał na sile i szczelina rozeszła się na boki przechodząc w owal o średnicy jednego metra, w który natychmiast zaczął się wtłaczać jakiś ukryty po drugiej stronie Osnowy nieludzki kształt.
*
Sfrustrowana ponad wszelką miarę Xanthia zaklęła ponownie, tym razem na cały głos. Straciła już ponad kwadrans z oferowanej przez Ishmaela godziny, bezowocnie czekając w progu poziomu 7B na jakikolwiek ślad Iorgo. Drusiański duchowny przepadł gdzieś w przodku i zabójczyni miała niejasne wrażenie, że jego przedłużająca się nieobecność musiała mieć coś wspólnego z nienaturalną lawendową poświatą dojrzaną w głębi wyrobiska. Czas uciekał, a ona wciąż nie miała pojęcia, co właściwie zrobić.
Kiedy przez jej umysł przemknął jakiś cień, w pierwszej chwili nawet tego nie zauważyła, tak była zła i zdenerwowana. Kłębiące się w podświadomości emocje tworzyły mocną barierę, na której przeniknięcie cień potrzebował kilku sekund. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, a potem rozejrzała się czujnie wokół, drżąc przy tym nieznacznie na wspomnienie nieziemskiego wrzasku, który przez króciutką chwilę rozbrzmiewał gdzieś głęboko w jej myślach.
- Cholera jasna... niech to szlag! – Xanthia wsunęła w kaburę lekki laser, złapała w zamian do lewej dłoni granat, po czym popędziła w głąb poziomu.
*
Mir szedł szybkim krokiem na przedzie grupy, zerkając co chwila przez ramię na męczącego się z Cimbrią Szczura. Albinoska nawet nie próbowała ukrywać swej odrazy do górnika, ale okazała na tyle rozsądku, by przełknąć urażoną dumę własną i wesprzeć się na męskim ramieniu.
Droga w górę klatki schodowej poszła gładko i Fedridańczyk westchnął z ulgą zagłębiając się w tunel wiodący ku stacji przeładunkowej. Mijając zablokowane drzwi wiodące do punktu medycznego mężczyzna zerknął na swój chronometr i stwierdził, że minął już kwadrans z godziny przeznaczonej na ucieczkę z zagrożonego wybuchem obszaru. Xanthia przepadła gdzieś bez śladu, chociaż już dawno powinna była dołączyć do reszty grupy i niepokój Mira wzrastał z każdym kolejnym krokiem.
- Słyszeliście? – odezwała się nagle spłoszonym głosem Cimbria – Słyszeliście ten krzyk?
Szczur zwinął się wpół i załkał szaleńczo. Mir nic nie odrzekł, próbując określić w myślach źródło dziwnego dźwięku rozbrzmiewającego przez ułamek sekundy w jego umyśle.
- Tak – warknął po chwili Fedridańczyk - Idziemy, nie ma czasu sprawdzać. Wysunę się do przodu.
*
Xanthia pędziła przed siebie co sił w nogach, gnana coraz silniejszym lękiem. Od krzyżówki dzieliło ją zaledwie dziesięć metrów, kiedy z mroku przodka wychynął toczący wokół oszalałym wzrokiem Ishmael. Oblany potem Malfianin sadził do przodu wielkimi susami, wymachując ściskanym w prawej ręce obrzynem. Zauważył bez wątpienia zabójczenię, zupełnie ją jednak zignorował, skręcając w boczną odnogę. Xanthia poczuła się jakby ktoś wraził jej w serce lodowatą szpilę. Dziewczyna w ułamku chwili pojęła, co zamierzał zrobić Malfianin; w ułamku chwili podjęła też decyzję o własnym losie. Ishmael potrzebował zaledwie kilku minut, by wysadzić zbiorniki paliwa w powietrze – ucieczka w tym momencie nie miała już najmniejszego sensu.
Zabójczyni pobiegła w stronę przodka.
*
Ishmael wpadł z rozpędu na ścianę tuż przy wejściu do magazynu paliwa, stęknął z bólu. Potrząsnąwszy głową mężczyzna doskoczył do najbliższego zbiornika, podniósł broń do strzału... i zawahał się na chwilę.
Trzymając obrzyna jedną ręką, drugą sięgnął pod swoją bluzę, namacał palcami odlany ze zwykłego żelaza wisior w postaci Imperialnego Orła, ścisnął go mocno odmawiając niemo krótką modlitwę za konających.
I pociągnął za spust.
*
Demon wydostał się ze szczeliny z donośnym trzaskiem energetycznych wyładowań, zawisnął w powietrzu nad odzyskującym świadomość Iorgo. Drus jęknął z rozpaczy i wstrętu widząc przed sobą oślizgłą kulę pełną macek pokrytych niebieskimi, lśniącymi hipnotycznie łuskami. Korpus diabolicznego stwora naznaczony był mnóstwem smoliście czarnych ślepiów, przywodzących na myśl gadzie oczy. Demon zachowywał się bardzo ostrożnie, jakby obecność w materialnym wymiarze go w jakiś sposób ograniczała, onieśmielała.
Jedna z macek opadła leniwym ruchem na głowę kapłana i mężczyzna krzyknął przeraźliwie czując pod sklepieniem czaszki lodowaty ogień. Całkowicie obca człowiekowi jaźń wdarła się brutalnie w jego umysł, penetrując najskrytsze myśli, smakując ludzkie emocje. Sycąc się bólem...
Wiązka jaskrawego światła trafiła demona prosto w korpus, istota podniosła dotykającą Iorgo mackę wydając z siebie niebywale niski, mrożący krew w żyłach syk. Drus odwrócił niezdarnie głowę, obejrzał się do tyłu. Na wyrąbanych w skale stopniach wiodących do komory stała Xanthia, z pistoletem w dłoni i wściekłością na twarzy.
Demon syknął ponownie, tym razem głośnie, jego macki uniosły się równocześnie w górę w geście ciosu, który nigdy nie miał paść.
Głuchy pomruk i wyczuwalne drżenie podłoża trwały tylko ułamek sekundy, potem komora wyparowała bez śladu razem z otaczającą ją litą skałą, stopiona niewiarygodnie wysoką temperaturą wybuchu zainicjowanego moment wcześniej w składzie paliw.
*
Pracujący w ogromnej grocie rebelianci porzucili swe narzędzia czując coraz silniejsze wstrząsy, wielu z nich straciło równowagę padając z nóg pośród okrzyków zaskoczenia i bólu. Spojrzenia wszystkich pobiegły ku krystalicznej żyle, która zaczęła nagle przygasać, tracić swój nieziemski wewnętrzny blask. Zbiorowy wrzask grozy wzbił się wysoko ponad sklepienie pieczary, utonął jednak w donośnym trzasku pękających skał. Krzyki zrozpaczonych heretyków urwały się niczym ucięte nożem, ich niedowierzające oczy śledziły wzrokiem powiększającą się siatkę złowieszczych pęknięć na sklepieniu groty. Co poniektórzy górnicy, bystrzejsi widać od swych towarzyszy, zaczęli uciekać w stronę wyjść z groty, na ucieczkę było już jednak za późno.
Setki tysięcy ton skał runęły na podziemną bazę rebeliantów grzebiąc ją bezpowrotnie pod swym ciężarem.
*
- Szybciej! Szybciej! – wrzasnął Mir ciągnąc za sobą Cimbrię. Cały tunel trząsł się spazmatycznie, jakby lada chwila w dół miało runąć całe sklepienie. Spory kawał skały uderzył chwilę wcześniej w łkającego rozpaczliwie Szczura, miażdżąc mu czaszkę. Fedridańczyk zawrócił natychmiast, złapał albinoskę za ramiona, pociągnął za sobą.
- Szybciej! |
|