Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Przywołani gromkimi okrzykami Al-Salama, żołnierze z jego dziesiątki, niezwykłym wręcz trafem tkwiący w tylnych szeregach formacji i szyjący z łuków w cielska bestii pomiędzy głowami swych towarzyszy, oderwali się natychmiast od zwarcia i doskoczyli do dowódcy. Podoficer zmełł w ustach przekleństwo widząc gorejący w ich oczach obłęd. Niewiele brakowało, by psychika tych ludzi pękła bezpowrotnie, ale Al-Salam wcale ich za to nie winił – widząc kilkanaście metrów od siebie spryskane śliną paszczęki wielkich małpoludów Turańczyk sam czuł przenikającą duszę na wskroś grozę.
- Za mną, na tamten dach! – krzyknął wskazując mieczem najbliższy budynek i zsuwając się jednocześnie z siodła – Będziemy strzelać do tych, które spróbują zajść nas z boku!
- One wspinają się na ściany lepiej od ludzi! – ryknął Belath, ale dziesiątka Al-Salama już nie dosłyszała jego słów, biegnąc co sił w stronę wskazanego im domu. Przerażeni do granic możliwości, kawalerzyści wciąż jednak pozostawali żołnierzami armii Turanu. Czterej doskoczyli w parzach do ściany splatając bez zbędnych poleceń dłonie i robiąc z nich kołyski, pozostali zostali wyrzuceni za ich pomocą w górę łapiąc się za krawędź dachu i zarzucając na nią stopy, zwinnie dostając się na górę, a potem opuszczając ręce i wciągając na dach czwórkę z dołu.
Al-Salam nałożył strzałę na cięciwę łuku, rozglądając się jednocześnie badawczo wokół. Rzeź na placu wciąż trwała, teraz jednak – z poziomu dachu – dziesiętnik widział już wyraźnie, że ludzie byli powolutku spychani w tył, wręcz zgniatani żywą falą małp. Większość włóczni została połamana lub utkwiła w cielskach zabitych bestii, a sejmitary już się tak dobrze w obronie nie sprawdzały. Cięte po łbach i barkach stwory ryczały przeraźliwie, ale nie chciały zdychać, mordując za pomocą kłów i pazurów każdego człowieka, który wyłamywał się z szeregu trafiając w zasięg ich muskularnych łap. Garstka kawalerzystów na zboczach niecki rzuciła się do odwrotu, umykając w panice ku rozpalonej śłońcem pustyni. Al-Salam łudził się przez chwilę nadzieją, że żołnierze odciągną w ten sposób stada małp grasujących po stokach zapadliska, ale pościg podjęło zaledwie kilka bestii, pozostałe zbiły się na moment w ciasne grupy spozierając w dół ku miasteczku, potem zaś runęły na czterech łapach ku budynkom, zmierzając w boczne uliczki prowadzące prosto na tyły broniących się na placu ludzi.
Uczucie lodowatego dławienia w gardle nie pozwalało dziesiętnikowi przełknąć śliny. Na lewej flance, bronionej teraz w teorii przez jego ludzi, zbliżało się dobre piętnaście potworów, z prawej strony było ich około dziesięciu. Liczby te nie brzmiały zbyt przerażająco, dopóki nie spojrzało się na psychologiczny ich wymiar. Pojawiające się nagle znikąd bestie, szarżujące z rykiem na plecy bezbronnych od tej strony ludzi, mogły nawet kilkunastoma sztukami złamać morale i dyscyplinę całej setni! |
|