RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms -> W górach Wyrmwallu Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 39, 40, 41  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Sob 21:48, 12 Sty 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Coś mi się przypomniało – ożywił się Anselm – Słyszałem, że Caspiańska Kolej ma zamiar wykuć tunel na przelot pod Wyrmwallem, z Fharinu na zachodnie wybrzeże. Prawda to czy czcze plotki?

- Ktoś zmysły postradał – roześmiał się ponownie Fenwick, tym razem ze sporą nutą sarkazmu – Kto miałby się poważyć na taką inwestycję? I kto miałby za to zapłacić ?

- Podobno inżynierowie z Rhulu mieliby zająć się całą robotą. Słyszałem, że...

- To niedorzeczne – uciął słowa Anselma kapitan – Nawet dywizja rhulickich inżynierów nie podołałaby temu zadaniu, Morrow mi świadkiem. Sama budowa trwałaby pewnie z dwieście lat jak nie dłużej. A klimatyzacja, punkty postojowe, magazyny z węglem? Nie, taki pomysł w głowie mi się nie mieści, to musi być jakiś zrodzony nad kuflem piwa żart.

- Dajcie spokój kopaniu pod górami, bo mnie złe wspomnienia nachodzą – powiedział Rutger Woods – Ale o coś innego spytać muszę, bo mnie plotki ciekawe doszły, a nijak dowieść nikt nie może, że są prawdziwe.

- Skądże ty to wszystko bierzesz, Rutger? – pokręcił głową Phineas – Słuchasz jak baby przy gremplowaniu wełny pytlają?

- Ja tam sobie mogę i z babami pogadać przy studni, zawsze to coś ciekawszego od dyskusji z końskim chwostem, ale co tam, taka już wasza furmanów dola – uśmiechnął się nieco złośliwie Woods – A zapytać się już wcześniej o to miałem zamiar, jak kapitan o przemytnikach wspominał, co szmuglują broń na pograniczy z Ios, tylko tak jakoś na inny temat nam zeszło. Podobno ostatnio gdzieś przy Królewskich Winnicach wojsko złapało elfa, który jakoby zamordował dwóch inżynierów z Unii Żelaza i Pary. Prawda to czy fałsz ?

- Elf w Królewskich Winnicach? – zdumiał się niepomiernie Phineas – Jaki elf? Z Ios?

- A znasz jakieś inne elfy? – parsknął Anselm – Ale w Królewskich Winnicach ? Jak on tam się dostał i po co? Przecież te dziwadła nosa ze swoich lasów nie wystawiają. No dajcież spokój, chyba w to nie wierzycie? Widział który z was kiedyś w życiu elfa?

- Widzieć nie widziałem, ale słyszałem to i owo – odezwał się cichym głosem kapitan Fenwick. Najmici spojrzeli na niego z błyskiem zainteresowania w oczach – Z tymi Królewskimi Winnicami to prawda, chociaż ja sam niewiele wiem na ten temat. Jakiś elf faktycznie zabił dwóch inżynierów Unii, a potem w trakcie ucieczki jeszcze czterech strażników miejskich. Uciec nie zdołał, bo go podobno wojskowy patrol dopadł jeszcze w mieście. Zastrzelili odmieńca na miejscu, a pani Rohessa Rainecourt kazała wyciszyć całą sprawę. Wiem o tym, co wam teraz powiedziałem, bo mam znajomych wśród oficerów tamtejszego garnizonu, którzy przyjeżdżają czasami służbowo do Fortu Falk.

- A ja nadal nie potrafię temu dać wiary – pokręcił głową Deegan Kilbride – Tak na zdrowy rozum, to od południowych granic Ios do Królewskich Winnic jest dobre czterysta mil. Czterysta w linii prostej ! Miałem okazję nieraz oglądać mapy i wiem, co mówię. Musiał albo drogi nadłożyć i iść wzdłuż Czarnej Rzeki... ale to byłby wyczyn godny mistrza przeszpiegów, bo zachodni brzeg gęściej patrolami jest usiany niźli kępami drzew, przecież to granica. Więc najpewniej przeszedł przez Krwawe Pustkowia... ale to jeszcze większy wyczyn niż skradanie się wzdłuż rzeki.

- Ja też znam mapy wschodniego pogranicza – odezwał się kapitan Fenwick – Znajomość terenu podstawą dobrego planowania, powiada komendantura. Mógł przekraść się wzdłuż odnogi Czarnej Rzeki, która łączy się z nią nieco pod Ternon Crag... nazwy tej rzeki nie pomnę, z głowy mi wyleciała. Droga niebywale niebezpieczna, ale i tak pewniejsza od marszu na przełaj przez Pustkowia. A potem w dół Czarnej po wschodnim brzegu, Protektorat nie wystawia tak silnych patroli granicznych jak my, bo my się na drugą stronę nie wyprawiamy, to oni nas zaczepiają, psie syny. Prześlizgnął się przez Pasmo Gaerlys aż do Jeziora Marchfells, a zaraz potem przepłynął na lewy brzeg, tam rzeka dość spokojny ma nurt.

- Tylko niech mi ktoś wytłumaczy, po co? – powiedział Deegan – Po co jakiś elf miałby wędrować przez czterysta mil na wrogie terytorium i zabijać ludzi, których pewnie nigdy wcześniej w życiu nie widział? Po co on w ogóle wchodził do miasta? Wyznam szczerze, że nic z tego nie rozumiem.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 21:57, 12 Sty 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Panie Fenwick, nie wie pan może, kto zginął z ręki tego elfa? – odezwał się Marcus Dernavan - Z górę uprzedzę pytanie, które być może zaraz tu padnie. Otóż pytam o to z czystej zawodowej ciekawości, bo terminowałem swego czasu właśnie w filii Unii w Królewskich Winnicach.

Kapitan Fenwick milczał dłuższą chwilę, dostatecznie długą, by wszyscy pozostali mężczyźni poczuli ukłucie niepokoju. Zmieszany nie wiedzieć czemu Deegan chrząknął w końcu znacząco przerywając krępującą ciszę.

- Nie, nie znam nazwisk ofiar – oświadczył wówczas kapitan, głosem pełnym niezrozumiałej dla rozmówców ostrożności i dystansu – Nie znam też powodu, dla którego ich zabito. Cała ta sprawa zbyt jest tajemnicza i zagmatwana, aby dalej ją roztrząsać. Porozmawiajmy lepiej o czymś innym, po co sobie głowy nad tą zagadką łamać. Dermont, chodź tu do nas, wyborny bajarz z ciebie, zabaw nas trochę.

Wywołany z imienia żołnierz przesiadł się do ogniska dowódcy, upił nieco wódki z podanego mu przez Fenwicka metalowego kubka. Kapitan pozwolił wcześniej rozdać po naparstku alkoholu tym piechurom, którzy wyłączeni zostali z obowiązku warty, by ich trochę rozgrzać, bo noc zrobiła się nieprzyjemnie chłodna.

Dermont - uśmiechający się ustawicznie Thurianin z naszywkami kaprala na rękawach – przesunął wzrokiem po rozmówcach, otarł usta rękawem, usadowił się wygodniej na kocu.

- Zabawić historią, mówi pan, panie kapitanie? – kapral zatrzymał spojrzenie na Moggsie, zadumał się na chwilę. Nikt nie przerywał jego milczenia, wszyscy czekali cierpliwie na początek historii.

- Upodobanie do broni palnej? – zapytał Morridańczyka Dermont – Zauważyłem w czasie podróży, nie dało się zresztą nie zauważyć. Pistolet piękna rzecz, chociaż droga, szyk się z nim na ulicy pokazać, a i niezłe cuda wprawny strzelec może takim pistoletem wyczyniać. Ale medal ma dwie strony, jak to kiedyś powiedział jakiś tordorański mędrzec. Taka obsesja może człowieka przywieść do zguby. Wiele lat temu służył w królewskiej armii Lach Bradig. Wojak ten słynął ze smykałki do karabinu, toteż szybko trafił do korpusu strzelców palnych. Jego jednostka odniosła szereg zwycięstw w pomniejszych bitwach i potyczkach, ale Bradig był ciągle żądny chwały. Obsesja ta sprowadziła na niego z biegiem czasu niesławę, bo czynił wszystko, by udowodnić towarzyszom broni wyższość w sztuce władania i za nic miał sobie rozkazy przełożonych albo wykonywał je na opak. Kiedy miarka się przebrała, wyleciał ze służby.

- Zwolniony dyscyplinarnie? – zapytał Deegan, gdy kapral urwał na chwilę swą opowieść – Nie powieszono go za bunt?

- Nie, jedynie wywalono z wojska, ale kto wie, czy nie lepiej byłoby go wtedy powiesić. Bradig zapałał do swych druhów tak głęboką nienawiścią, że każdego z nich wyzywał po kolei na pojedynek na pistolety, jednego po drugim. I każdego zabijał.

- Takie pojedynki są zabronione przez prawo – zauważył Anselm.

- W Cygnarze tak, ale wszyscy wiedzą, że przymyka się na to oko – odparł kapitan Fenwick, dotąd przysłuchujący się słowom Dermonta w milczeniu. Oficer najwyraźniej miał okazję usłyszeć tę historię wcześniej.

- To nie był zwyczajowy pojedynek, taki na dwadzieścia kroków i strzały na komendę sekundantów. Rodzice Bradiga pochodzili z Khadoru i stamtąd też zaczerpnął on pomysł na pojedynek zwany kilbrichtem. Podobno daleko na północy wojownicy w dawnych czasach polowali na siebie w górach, jeden na jednego, na śmierć i życie, żeby dowieść wyższości kunsztu we władaniu łukiem. I zawsze w nocy, podczas pełni.

- Barbarzyński zwyczaj – skwitował Anselm.

- Barbarzyński czy nie, wystarczająco krwawy, by koczownicy z północy porzucili go na rzecz mniej brutalnych pojedynków. Nikt tak do końca nie wie, w jaki sposób Bradig zdołał namówić każdego z byłych towarzyszy służby do udziału w kilbrichcie, ale w końcu pozabijał ich wszystkich. Potem zaczął polować na innych doświadczonych strzelców w całym Cygnarze, Llaelu i Ordzie, zmuszając ich do walki na śmierć i życie. Kto odmawiał, był zabijany bez ostrzeżenia na miejscu. Kto się zgadzał, odchodził w umówioną noc na pustkowia i nigdy już nie wracał. Dopiero jakiś czas potem ktoś go w końcu dostał, zastrzelił będąc szybszym i bardziej wprawnym w pistoletach.

- I jaki z tego morał? – wydął usta Moggs – Że niby zawsze kiedyś trafi się na lepszego od siebie?

- To też, a jakże. Ale śmierć Bradiga to nie koniec tej historii, takich jak ta opowiedziana do tego momentu jest przecie mnóstwo, dzień w dzień jacyś zuchwali pyszałkowie palą do siebie z luf na ulicach. Nie, Bradiga nie sposób było pozbyć się tak łatwo. Pochowano go, ale krótko potem z grobu powstał.

- Powstał z martwych? – zdumiał się Anselm kreśląc w powietrzu palcami ochronny run.

- Każdy z was musiał już słyszeć historie o upiornych strzelcach, opowiada się je czasami przy ogniskach lub w tawernach. Po tej stronie Wyrmwallu należą ponoć do rzadkości, ale na zachodnim wybrzeżu pojawiają się częściej, o wiele za często. Niektórzy przypływają pod czarnymi żaglami Toruka, inni powstają z grobów na poświęconej cygnarskiej ziemi. Nikt nie wie jakie zło ich z trumien wyciąga, ale powiada się, że to właśnie klątwa Bradiga. On był pierwszym upiornym strzelcem, reszta to duchy zastrzelonych przez niego towarzyszy broni, przeklętych na wieczność.

- I tu kryje się morał, o którym miał zamiar wspomnieć Dermont – uśmiechnął się bez cienia wesołości Fenwick – Zamiłowanie do broni może człowieka zgubić, również w sensie duchowym, podobnie zresztą jak wszelkie inne namiętności w nadmiarze. Będziesz starał się osiągnąć kunszt strzelecki na miarę takiego... rzeknijmy Allistera Caine, to musisz się liczyć z tym, że pewnego dnia skrzyżuje z tobą drogi upiór, który zażąda udziału w kilbrichcie. Jeśli odmówisz, zginiesz. Jeśli się zgodzisz... zginiesz.

Przy ognisku panowała przez dłuższą chwilę cisza, przerwał ją w końcu Deegan ziewając znacząco i wyciągając się ponownie na kocu. Arland już spał, za to Dragan siedział w kucki, wyraźnie oczarowany historiami opowiadanymi przy ognisku. Wychowany na odludziu góral musiał wielu rzeczy nie zrozumieć, a mimo to oczy skrzyły mu się niczym dziecku, któremu dorośli opowiedzieli baśn.

- Pora się kłaść do snu, panowie, nie mitrężmy reszty wieczoru.

Nikt nie oponował, nikt nie zamierzał się z woźnicą sprzeczać. Wszyscy najmici czuli się zmęczeni podróżą, wciąż nie wrócili do pełni sił po traumatycznych przeżyciach w kopalni. Kapitan Fenwick wstał na chwilę, obszedł wartowników, porozmawiał na uboczu, potem wrócił na swój koc, położył się i zasnął bez słowa.

W górze migotały setki gwiazd, letnia noc okazała się wyjątkowo ciepła i pogodna. Z głębi otaczającej obozowisko puszczy dobiegały pokrzykiwania nocnych drapieżników, jakieś piski i warkoty, w ciemności zapalały się niewielkie ciekawskie latarenki ślepiów, najpewniej należących do kun lub borsuków. Pieszczony lekkim dotykiem wiatru las szumiał cicho kołysząc do snu.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 21:58, 12 Sty 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Fharinu wciąż jeszcze nie było widać, kiedy wędrowcy ujrzeli pierwsze znaki wieszczące koniec podróży. Ponad zasłaniającymi ukryte w pogórzu Wyrmwallu miasto zielonymi wzgórzami unosiły się słupy dymu szpecące swą smolistą barwą pogodne lazurowe niebo. Niezliczone zakłady przemysłowe, przetwórnie, tartaki i warsztaty alchemiczne Fharinu pracowały na pełnych obrotach, kuźnie i manufaktury szły na trzy zmiany napędzane wyśmienitą koniunkturą.

- Jeszcze trochę i są my w domu – cmoknął Phineas, masując palcami wciąż jeszcze opuchniętą głowę – Kto by pomyślał, że tak się ucieszę na widok tej dziury.

- Dziury? – roześmiał się kapitan Fenwick – Arcydiuk poczułby się taką opinią głęboko urażony. Dwór Runewooda próbował dwa lata temu przeprowadzić obowiązkowy spis powszechny, ale jak zwykle to nie wyszło, bo pospólstwo miało ten nakaz w nosie i nie udało się go w praktyce wyegzekwować. Niemniej jednak rachmistrze przeliczyli część mieszkańców Fharinu i po dodaniu do tego liczb szacunkowych wyszło, że mieszka tam prawie dwieście tysięcy ludzi. Dwieście tysięcy. Jam jest człowiek wykształcony i obyty w naukach wszelakich, bez wstydu mogę to przyznać, ale jakoś nie umiem sobie takiej ludzkiej masy przed oczami przedstawić. W mieście ci takie mrowie ginie, znika, w mury się wtapia, ale gdyby ich tak na polach przed bramą ustawić, to dopiero byłby widok. Istna armia.

- Kolej napędza interesy, a dobre zarobki ściągają nowych osadników – powiedział Deegan – Jakby Caspiańska Żelazna nie pociągnęła torów do Bainsmarketu, Fharin byłby prowincjonalną dziurą, a Runewood mieszkał w zamku o dachu krytym słomą.

- No, bez przesady – żachnął się udawanie oficer – Król pompuje masę funduszy we wschodni Midlund, to polityka dalekosiężna. Chce zbudować silną wschodnią granicę, żeby zabezpieczyć od północnej flanki terytorium Protektoratu. Runewooda stać na to, żeby sobie dach pałacu dachówką obłożyć i to taką sprowadzaną z Merciru, niech was o to głowa nie boli. Chciałbym mieć do dyspozycji jedną tysięczną budżetu arcydiuka na ten rok, to bym nie musiał dumać nad tym, czy mi żołd do ostatniego wystarczy, tylko całymi dniami wysiadywał w najlepszych stołecznych karczmach i zamtuzach.

- Jak to ktoś przed chwilą powiedział, bez przesady – roześmiał się Deegan – Nie uwierzę, że armia tak kiepsko płaci żołnierzom z oficerskim patentem.

- Kiepsko nie, ale zawsze mogłoby być lepiej – odparł z wesołym błyskiem w oczach Fenwick – Pieniądze to jedyna rzecz, której nigdy nie jest za dużo.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 22:02, 12 Sty 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Północna Brama okazała się zatłoczona do granic możliwości. Strażnicy miejscy i celnicy uwijali się jak w ukropie próbując rozładować narastający z każdą chwilą natłok, ale i tak konwój Kompanii stracił blisko godzinę w kolejce konnych zaprzęgów czekających na kontrolę celną. Kilka dużych karawan kupieckich z Corvis przyjechało do Fharinu razem ze względów bezpieczeństwa i teraz spoceni urzędnicy przeskakiwali z wozu na wóz sprawdzając zgodność ładunku z manifestami towarowymi. Co sprytniejsi drobni handlarze i wędrujący na piechotę rzemieślnicy zawracali spod Północnej udając się wzdłuż murów miasta w stronę pozostałych bram; licząc na to, że zyskają w ten sposób na czasie i dostaną się do Fharinu przed resztą klnącej siarczyście i bez zażenowania kolejki.

Najmici Kompanii dostali się na drugą stronę murów bez kontroli dzięki towarzystwu kapitana Fenwicka i jego kompanii. Widząc oficerskie belki na mundurze mężczyzny celnicy polecili zrobić trójce zaprzęgów dość miejsca na przejazd, spychając na boki marudzących przechodniów i rozdzielając kuksańce tym, którzy zbyt głośno protestowali. Wąsaty sierżant straży miejskiej wspiął się na chwilę na pierwszy wóz, przesunął wzrokiem po postaciach jadących nim ludzi. Kiedy otworzył usta, zionął zapachem czosnku zdolnym uśmiercić z dystansu kilku metrów każdego bajkowego krwiopijcę.

- Kłopoty na szlaku, panie kapitanie? – zapytał wskazując dłonią obandażowanych najmitów.

- Znalazłem paru biedaków w potrzebie – roześmiał się Fenwick mrugając porozumiewawczo do Deegana – Armia zawsze do usług, gdy trzeba czyjeś tyłki ratować.

- Droga wolna, panowie, udanego dnia życzę – wąsacz zeskoczył ze schodka zaprzęgi, pobiegł truchtem w stronę pary podwładnych próbujących zrewidować wędrownego kuśnierza. Handlarz pokrzykiwał głośno żądając przeniesienia jego towarów na czas kontroli do magazynu celnego i powołując się na przepisy gildii nakazujące dbałość o jakość powierzonego jego opiece ładunku.

Żołnierze Fenwicka wysiedli tuż przed placem postojowym Kompanii, kapitan pożegnał się z wszystkimi najmitami ściskając każdemu po kolei rękę. Widać było, że mimo kiepskiego początku znajomości podróż w ich gronie sprawiła mu sporą przyjemność, zresztą wcale tego nie ukrywał. Dłuższą chwilę poszeptał na boku z Rutgerem Woodsem, potem podszedł do reszty armigerów.

- Rzadkość to w dzisiejszych czasach natrafić na kompanów, z którymi rozmowa tak wartko płynie. Miejmy nadzieję, że jeszcze kiedyś uda skrzyżują nam się ścieżki – powiedział na koniec, po czym gwizdnął na placach formując ze swych ludzi szyk czwórkowy. Wojskowi odeszli szybkim krokiem w głąb miasta, kierując się w stronę jednej z wielu królewskich kwater armii w murach Fharinu.

- Pora się pożegnać – powiedział Deegan zeskakując z kozła i rzucając lejce jednemu z podbiegających pachołków – Nam trzeba teraz do magazynu, faktury przekazać i raport zdać z delegacji. Jakbyście ochotę mieli, wieczorami zawsze znajdziecie nas w „Czerwonym Lotosie”, przy Masarskiej. To taka mała knajpa o rzut czapką od garbarni Byrne i Synów, naprzeciwko składu piśmienniczego. Łatwo znajdziecie.

Piątka obandażowanych, utykających wciąż nieznacznie i nadal nieco zmęczonych mężczyzn stanęła przed bramą placu postojowego, pławiąc się w ciepłych promieniach słońca. Moggs poluzował uciskający go w biodrach pas, Dernavan rozpiął zbyt ciepły podróżny płaszcz, poprawił wiszący na ramieniu plecak. Dragan i Arland rozglądali się wokół szeroko otwartymi oczami, chłonąc z oszołomieniem wszystkie szczegóły nieznanego im dotąd miejskiego życia.

- Co teraz? – zapytał któryś z najmitów.


Ostatnio zmieniony przez Keth dnia Sob 22:04, 12 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 22:32, 12 Sty 2008
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





Theoffrey Moggs stanął na przedzie grupy najemników, wyprostował się i wyciągnął na boki ręce, prostując je ze szczękiem kości. Zamykając powoli oczy ,wziął głęboki wdech, sprawiając przy całej swej postawie wrażenie maga wypowiadającego jakieś dziwne zaklęcie.
-Ahhhh...nareszcie...- Widząc szare mury wielkiego miasta i tłoczącej się pomiędzy nimi niezliczonej masy ludzi, krzątających się w niesamowitym wręcz hałasie, uczuł niesamowitę ulgę - to był jego świat. Miejsce, poza którym nie czuł się nigdy bezpiecznie, a długie podróże na szlakach traktował jedynie jako dość niemiłą konieczność.
-Pora na każdego z nas. Niemniej jednak chodźmy najpierw odebrać nasze wynagrodzenie...heh, o ile przy zbytkach Meary, naszą zapłatę jakkolwiek można nazwać "wynagrodzeniem"...

Theoffrey obrócił się w stronę towarzyszy, czekając na usłyszenie ich dalszych planów.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 22:51, 12 Sty 2008
Kargan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Twierdza Wroclaw





- My pójdziemy z Marcusem - wymruczał Dragan patrząc na Dernavana znacząco - nie będziemy ciężarem. Prawda brat ?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 22:53, 12 Sty 2008
Xeratus
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- Prawda.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 14:15, 13 Sty 2008
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- Muszę sie zgodzić z Moggsem, że mimo iż niewielkie to jednak wynagrodzenie. Wpierw je odbierzemy potem może zatrzymamy sie w jakiejś gospodzie. Mniemam, że w mieście każdy z nas ma jakieś sprawy do załatwienia. Przeto zgodnie z sugestią Deegana w 'Czerwonym Lotosie' za powiedzmy pięć dni sie spotkamy. O ile oczywiście pragniecie przedłużać naszą znajomość. - Marcus spojrzał na braci - Mam nadzieje, że babka wyposażyła was w jakieś środki finansowe aby móc w mieście egzystować. Będę w 'Czerwonym Lotosie' gdybyście potrzebowali mego wsparcia, pomocy lub rady. Obejrzyjcie miasto, tylko proszę nie pakujcie sie w kłopoty.

Podejrzewam, że teraz każdy z nas będzie chciał wydać pieniążki, podszkolić się lub w inny sposób przygotować na kontynuację przygody.
MISTRZU jak będzie wyglądał awans levelowy? Bo chyba skoczyliśmy? Razz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 14:32, 13 Sty 2008
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





Właśnie miałem o to samo spytać Wink Czy kontynuujemy naszą przygodę, czy też zamykamy ją po odebraniu pieniędzy odMontforta i spotkaniu się w karczmie?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 18:57, 13 Sty 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Urbik napisał:
Czy kontynuujemy naszą przygodę, czy też zamykamy ją po odebraniu pieniędzy odMontforta i spotkaniu się w karczmie?


Kontynuacja zależy wyłącznie od Was Laughing Ja jestem jak najbardziej za, mam już kilka pomysłów w głowie na dalsze pociągnięcie zabawy. Co do skoku na wyższy poziom, dam Wam cynk, co i jak po spotkaniu z Montfortem.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 19:59, 13 Sty 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Pozbierawszy swoje bagaże mężczyźni udali się wolnym krokiem do fharińskiej filii Kompanii Przewoźniczej. Na brukowanych drobną kostką ulicach panował ożywiony ruch, tłumy mieszkańców i przyjezdnych śpieszyły w sobie tylko znanych sprawach we wszystkich kierunkach. W powietrzu mieszały się rozmaite dialekty, śpiewne głosy Morridańczyków kontrastowały z twardym thuriańskim akcentem, w potoku ludzkich słów rozbrzmiewały chwilami chrapliwe dźwięki gobberskiej mowy. Fharin pulsował pełnią życia, mieszanką kultur i obyczajów.

Agent Montfort przyjął swych gości w znanym im już gabinecie. Wielki zegar tykał cicho w swej drewnianej obudowie, obrazy pędzla caspiańskich mistrzów pyszniły się na ścianach.

- Doszły mnie już wieści o kłopotach, jakich doświadczyli panowie w trakcie realizacji zlecenia – oświadczył Montfort, kiedy wszyscy najmici spoczęli już na przyniesionych naprędce wygodnych krzesłach, również Arland i Dragan, przedstawieni agentowi przez Marcusa – Goniec z placu postojowego zna drogę przez tylne zaułki i opłotki, zawsze dotrze do mnie prędzej od osób wracających głównymi ulicami. Tuszę, że panów... kontuzje nie zagrażają w znaczącym stopniu zdrowiu?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 11:08, 14 Sty 2008
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






- Zakładam, że nasze kontuzje niewiele Pana interesują - rzekł złośliwie Woods - ciekaw jestem, dlaczego nie przekazano nam wszystkich informacji o sytuacji w osadzie, a raczej o braku informacji.
- Ale teraz przynajmniej wiem, po co wysyłaliście pięciu zbrojnych - dodał po chwili
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 11:40, 14 Sty 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Drogi panie Woods, śpieszę zapewnić, iż pańskie podejrzenia są całkowicie bezzasadne – Montfort uniósł dłonie w obronnym geście – Sytuacja klienta była nam całkowicie nieznana, proszę mi wierzyć. Dostawę realizowaliśmy zgodnie z wcześniejszym zamówieniem, nikt nas nie informował ani o chorobie ani o tragicznych w skutkach zaginięciach. Jest mi niezmiernie przykro słyszeć o śmierci pana Aghamore, albowiem był on jednym z naszych zaufanych i wieloletnich klientów. Przykro również się dowiedzieć, że jeden z panów tak dalece nadużył zaufania Kompanii oraz panów własnego, posuwając się do morderstwa na żołnierzu królewskiej armii! To wstrząsające, słowo daję!

Agent postukał palcami dłoni w blat biurka, dając w ten sposób wyraz ogromu swego wzburzenia.

- Pragnę również złożyć ewentualne kondolencje z powodu śmierci pana Angusa Kerrigana. Nie wiem, czy się panowie lepiej znali i przyjaźnili, wyznam szczerze, ale mniemam, że wieść ta panów nie uraduje.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 12:11, 14 Sty 2008
Kargan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Twierdza Wroclaw





zaokrętujemy się z bratem w Czerwonym Lotosie. A potem może troszkę rozejrzymy po mieście...zakupy jakieś trzeba by zrobic...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 16:51, 14 Sty 2008
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





-Angus Kerrigan nie żyje? - Moggs z wyraźnym zdziwieniem wypowiedział dosadnie nazwisko byłego towarzysz podróży. Nie przejawiał jednak żadnego żalu i nadmiernej ciekawości.
-W jaki sposób? - spytał niby od niechcenia.
Zobacz profil autora
W górach Wyrmwallu
Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 40 z 41  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 39, 40, 41  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin