RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms -> W górach Wyrmwallu Idź do strony 1, 2, 3 ... 39, 40, 41  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
W górach Wyrmwallu
PostWysłany: Czw 22:39, 30 Sie 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Zapraszam do udziału w sesji dla pięciu graczy. Start: rok 602 w Fharinie. Postacie są rozpisane z góry, podaję jedynie ich krótki opis.
a) Angus Kerrigan, brodaty drągal z Midlundu o ewidentnie żołnierskiej przeszłości;
b) Theoffrey Moggs, morridański łotrzyk i obieżyświat;
c) Falco Degrata, były marynarz z Ordu;
d) Rutger Woods, drugi Morridańczyk w grupie, myśliwy i tropiciel;
e) Marcus Dernavan z Thurii, sprawiający wrażenie ni to mechanika, ni to kupca, a generalnie włóczęgi.
Wybierzcie sobie bohaterów z powyższej listy, a poprzez PW dostaniecie bliższe informacje na ich temat.
Startujemy, gdy tylko zbierze się komplet graczy. Wymagana znajomość settingu Żelaznych Królestw, przynajmniej w przybliżeniu.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 19:58, 31 Sie 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Fharin, stolica wschodniego Midlundu, 7 solesh 602 AR

Grube kamienne ściany pokoju tłumiły dobiegające z zewnątrz budynku dźwięki redukując je do poziomu niezrozumiałego szumu. Agent Kompanii Przewoźniczej w Fharinie dbał o to, by jego gabinet wywierał na gościach odpowiednie wrażenie, tym razem jednak nie doczekał się wyszukanych pochwał pod adresem swego smaku i dobrego gustu. Pięciu znajdujących się w pomieszczeniu mężczyzn nie zwracało większej uwagi ani na wzorzyste kobierce sprowadzone za słoną cenę z Sulu ani olejne obrazy pędzla caspiańskich mistrzów ani też bogato ornamentowany zegar osadzony w drewnianej obudowie, tykający rytmicznie w kącie pokoju.

Przedstawiciel Kompanii, kupiec w średnim wieku zwący się Harlan Montfort, starannie ogolony i ubrany w skrojony na miarę strój, wygładził palcami leżące na blacie biurka dokumenty, przeciągnął pytającym wzrokiem po twarzach stojących niemo gości i chrząknął znacząco.

- Pozwolę sobie powtórzyć podstawowe zagadnienia raz jeszcze - oświadczył po krótkiej chwili niezręcznego milczenia - Trzy wozy wyładowane częściami zamiennymi do pomp parowych, płuczek i innych górniczych urządzeń, których zasady działania nie są mi znane ani nie budzą mojego zainteresowania. Części te przeznaczone są dla kopalni w Przełęczy Duvika, dwa dni drogi stąd. Miejscowy naczelnik zamawiał je ponad miesiąc temu, ale mieliśmy braki w magazynach, a dopiero wczoraj przyjechał pociąg z Bainsmarketu z naszym ładunkiem. Zazwyczaj transporty takie eskortujemy na własną rękę, ale z powodu zwiększonych dostaw do Fortu Falk brakuje nam na dzień dzisiejszy gotowego do drogi personelu. Gotowi jesteśmy nająć pięć osób, które dopilnują, aby rzeczone części dotarły do Przełęczy Duvika. Wynagrodzenie to pięć łabędzi na głowę, płatne w całości po powrocie do miasta. Żadnych zadatków, zaliczek i kredytów preferencyjnych... co najwyżej standardowy kupiecki. Nie posiadają panowie listów referencyjnych, toteż proszę mi wybaczyć tę formę asekuracji.

Ktoś w grupce najmitów parsknął z dezaprobatą, ten i ów zmarszczył gniewnie czoło, nikt jednak nie wyraził na głos swych obiekcji i niezadowolenia z okazanego im właśnie despektu. Przedstawiciel Kompanii wcale się zresztą taką reakcją nie przejął. Był człowiekiem obytym w interesach swej firmy i z wieloma ludźmi miewał już do czynienia, również tymi bardziej porywczymi i groźniejszymi od zwykłych mieszczan. Goście zostali grzecznie, acz stanowczo rozbrojeni przy wejściu do budynku, a w przylegającym do gabinetu pokoju grupa uzbrojonych w kije pachołków tylko czekała na sygnał swego pryncypała, gdyby jego rozmówcy złamali konwenanse kupieckiego spotkania.

Harlan Montfort podpisał w ostatnim tygodniu kilkadziesiąt podobnych umów. Stolica wschodniego Midlundu stanowiła ważny przystanek linii kolejowej łączącej Bainsmarket z Królewskimi Winnicami, toteż doskonale prosperująca lokalna rezydentura Unii Żelaza i Pary ustawicznie przyjmowała kolejne zlecenia na budowę wiatraków, kuźni, warsztatów alchemicznych, młynów i tartaków skupionych na obrzeżach rozrastającego się miasta. Popyt na usługi mechaników i magianików rósł w ogromnym tempie, przy czym usługi ich kupowały nie tylko tak zamożne instytucje jak Caspiańska Kolej Żelazna, Konsorcjum Rolnicze Bainsmarketu czy Gildia Kupiecka z Corvis, lecz również szereg indywidualnych klientów: drobnych rzemieślników, mieszczan i kupców działających poza strukturami handlowych organizacji. Kompania Przewoźnicza zyskiwała na tej gospodarczej ekspansji Fharinu wiele, ponieważ dostarczane kolejowymi składami towary i surowce za jej właśnie pośrednictwem trafiały do swych końcowych odbiorców.

- Warunki powyższego kontraktu nie podlegają renegocjacji - oznajmił stanowczym, aczkolwiek nadal uprzejmym tonem agent - Jeśli gotowi są panowie przyjąć ofertę, proszę o parafowanie tego dokumentu. Czy ktoś chciałby o coś jeszcze zapytać ?

To takie wprowadzenie do zabawy - jeśli ktoś chce, może już podjąć dialog, pamiętajcie jednak o braku dwóch graczy.
Do Urbika - tak, graliśmy to dawno temu, ale skoro nie pamiętasz, kto prowadził, to nie zapamiętałeś też pewnie fabuły i dlatego zostawię Cię w grze
Laughing
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 14:10, 01 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Marcus Dernavan sięgnął swą urękawicznioną dłonią po dokument nie przejmując się wcale drobnymi plamami smaru, jakie pozostawiły na kontrakcie jego ukryte w umorusanej rękawiczce palce. Smagłoskóry Thurianin przebiegł wzrokiem tekst, po czym spojrzał na Harlana Montforta.

- Hmm, trzy wozy – rzekł obracając dokument w palcach - Rozumiem, iż prócz naszej piątki w skład taboru wchodzą woźnice i pachołkowie od koni? Nie będę się babrał przy zwierzętach – w głosie mężczyzny pojawił się na ułamek chwili nie do końca dobrze skryty niesmak - I oczywiście wynagrodzenie wynosi dwadzieścia pięć łabędzi bez względu na ilość głów, które się po nie zgłoszą? No i oczywiście, jeśli już wspomniałeś o kredycie kupieckim...

Thurianin urwał swą wypowiedź, zawiesił znacząco głos. Montfort odpowiedział mu spojrzeniem, w którym zdawała się kryć pewna pobłażliwość.

- Pozostańmy może przy bardziej formalnej formie zwracania się do siebie, panie Dernavan – w tonie kupca pojawiła się nieco karcąca nuta – Trzy wozy, trzech woźniców. Na nich spoczywa odpowiedzialność za zwierzęta i tabor. Od panów oczekujemy jedynie zadbania o bezpieczeństwo transportu w drodze do punktu docelowego i powrotnej. Co zaś do zasad wypłaty wynagrodzenia, pięć łabędzi na głowę. Ci z panów, którzy z jakichkolwiek powodów nie zgłoszą się po odbiór gotówki osobiście, nie zostaną obsłużeni przez pośredników. Zasady bezpieczeństwa, sami panowie pewnie rozumieją. Wystarczy przywołać chociażby precedens Erolla...

Montfort nie musiał kończyć, wszyscy obecni w pokoju znali przynajmniej pobieżnie sprawę, która wstrząsnęła Fharinem kilka miesięcy wcześniej. Wynajęty przez Kompanię Przewoźniczą midlundzki góral o nazwisku Eroll zamordował wówczas skrytobójczo kilku swoich towarzyszy służby i zagarnął należne im wynagrodzenie, wypłacone przez niczego nieświadomych urzędników. Kiedy prawda wyszła przypadkiem na jaw, wiele miejscowych firm wprowadziło niepisaną zasadę wypłacania należności za pracę osobiście do rąk najmity.

- Rzecz jasna zawsze gotowi jesteśmy wypłacić stosowną kwotę upoważnionemu członkowi rodziny w przypadku potwierdzonego zgonu pracownika – dodał Montfort – W panów sprawie nie przewiduję jednak takiego ryzyka, to stosunkowo bezpieczne zlecenie transportowe. Co do kredytu, w chwili obecnej musiałby pan coś zadeklarować pod zastaw, ale obawiam się, że nie zdołamy wysoko wycenić ani pańskiego miecza ani płaszcza – w głosie kupca zadźwięczała cierpka nuta.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 21:22, 01 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Słuchający rozmowy Ordyjczyk o spalonej słońcem twarzy i włosach posklejanych w liczne kędziory uśmiechał się nieznacznie, ale bardzo nieprzyjemnie. Był to uśmiech człowieka, który zwykł radzić wobie w życiu na sposoby nie zawsze mile widziane w kręgach dżentelmenów.

- Nic się pan nie bój, panie Montfort - powiedział, kiedy agent skwitował sugestię Dernavana - Każdy, kto położy ręce na tym towarze, dostanie nożem po gardle.

Przedstawiciel Kompanii zmarszczył czoło, splótł mocniej palce.

- Oczywiście wpierw powie nam, dla kogo pracował - dodał Ordyjczyk opacznie pojmując znaczenie tego gestu.

- Panie Degrata - zaczął uprzejmym, ale stanowczym tonem kupiec - Proszę zaniechać dalszych tego rodzaju dywagacji. Sugeruje pan dokonanie morderstwa z premedytacją. Kompania nigdy nie popierała takich działań, nawet w obronie swej własności. Jeśli, chociaż to wręcz nieprawdopodobne, jeśli ktoś faktycznie targnie się w trakcie podróży na majątek Kompanii, proszę takiego sprawcę w miarę możliwości pojmać, a następnie oddać w ręce sprawiedliwości. Przez wzgląd na reputację fimy nie możemy sobie pozwolić na ekscesy w formie samosądów, ferowaniem wyroków parają się królewskie sądy. Czy dobrze zrozumiał pan, co mam na myśli?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 21:40, 02 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Ordyjczyk pokiwał głową na znak, iż przyjął do wiadomości zastrzeżenia swego nowego pryncypała.

- Naturalnie, panie Montfort. Zapewniam, że umowa zostanie wypełniona ściśle wedle pańskich zaleceń.

- Zazwyczaj do eskorty na bezpiecznym szlaku nie potrzeba aż pięciu najemników - oświadczył Rutger Woods bawiąc się w zamyśleniu zawieszonym na szyi złotym wisiorkiem, przypominającym zwiniętą w kłębek rybę. Był niskim krępym mężczyzną o ciemnych kędziorach i miękkim morridańskim akcencie - Zazwyczaj tradycja nakazuje wspomnieć jadącym na niebezpieczny szlak najemnikom o tym, w jakie łajno mogą się wpakować. I zazwyczaj też nie mylę się, kiedy rozum podpowiada mi, że nie usłyszałem wszystkiego. Tak chyba jest i teraz, panie Montfort.

- Prawdą jest, że pominąłem pewne szczegóły dotyczące tej wyprawy - odparł agent Kompanii - Koła wozów połamane na kamieniach to prawdziwa tragedia, ale jeszcze gorsze jest ugrzęźnięcie w jakimś wykrocie. Ośmiu mężczyzn być może wypchnie wspólnymi siłami załadowany zaprzęg z dziury, ale bardzo się przy tym spoci. O leśnych drapieżnikach nie wspominam, każdy wie przecie, że w górach Wyrmwallu konie to łakomy kąsek nie tylko dla wilków. Bogriny zjedzą wszystko, co się przed nimi nie obroni. Gdybym chciał przewieźć te towary ze stacji kolejowej do magazynu po drugiej stronie miasta, nająłbym jednego człowieka do odganiania uliczników. Na szlak najchętniej wysłałbym dwóch czy trzech, bo wynagrodzenie w wysokości pięciu podwójnych sztuk złota wydaje mi się teraz przesadą, ale skoro zechcieli się panowie tutaj pofatygować, pozostanę przy propozycji zatrudnienia dla wszystkich... dopóki nie uznam, że taki gest dobrej woli z mojej strony nie został należycie doceniony.

Chcecie się jeszcze potargować (wystawiając na szwank cierpliwość agenta) - czy parafujecie kopię kontraktu?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 12:43, 03 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Dziwny to zaiste fakt, że człowiek tak oszczędny jak pan, panie Montfort, nagle wysyła na tak mało ryzykowną wyprawę aż ośmiu ludzi – odezwał się pogrążony dotychczas w podejrzliwej zadumie Teofrey Moggs. Agent Kompanii poruszył ustami chcąc coś powiedzieć, toteż przezorny Morridańczyk nie dał mu dojść do słowa – Pański wybór. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej wrócimy do domu.

Morridański obieżyświat z wielką ostrożnością odnosił się do wszelakich pozornie zyskownych zleceń, ale przez wzgląd na doskwierający brak gotówki nie zamierzał z marszu zrażać swego nowego pracodawcy. Nawet jeśli Montfortem przy doborze licznej eskorty kierowały jakieś ukryte motywy, agent był zbyt doświadczonym negocjatorem, aby je przez przypadek ujawnić i dalsze ciągnięcie go za język mogło skończyć się jedynie odmową zatrudnienia. Moggs nie zamierzał wieść dalszej jałowej dyskusji, ale obiecał sobie w myślach, że będzie miał baczenie zarówno na trakt jak i obcych mu towarzyszy podróży. Nie znał żadnego z nich, pierwszy raz miał sposobność ujrzeć tę czwórkę zaledwie chwilę wcześniej w poczekalni Kompanii.

Przywodzący na myśl niedźwiedzia Midluner o gęstej czarnej brodzie i szerokich barach mógł być jedynie zawodowym rębajłą, świadczyła o tym zarówno jego groźna aparycja jak i wypolerowana na błysk kolczuga nałożona na grubą skórzaną bluzę. Posępny olbrzym słowem się dotąd nie odezwał, przenosząc wzrok z agenta na stojący w kącie gabinetu zegar i z powrotem; zdawał się słuchać Montforta jednym uchem.

Smagłoskóry cudzoziemiec o wyraźnym ordyjskim akcencie sprawiał wrażenie mocnego w gębie, ale dopiero nadchodzące dni miały utrwalić opinię Moggsa na jego temat. Morridańczyk postrzegał go za nieco nieobliczalnego człowieka, świadczył o tym niebezpieczny błysk w oczach Ordyjczyka – Moggs potrafił sobie wyobrazić Falko Degratę na pokładzie morskiego okrętu, rzucającego się z rei statku z oszczepem w ręku wprost w wodną kipiel, na grzbiet stępkożera albo innego groźnego stwora. Takich ludzi zawsze należało mieć na oku i Moggs nie zamierzał zbyt często odwracać się do niego plecami.

Thurianina w skórzanych rękawiczkach trudno było ocenić. Być może faktycznie postrzegał się za eleganta ze sfer arystokratycznych – świadczyć o tym mógł chociażby jego niesmak na myśl o zwierzętach pociągowych taboru – ale umorusane smarem rękawiczki i sama obecność w siedzibie Kompanii dowodziły jawnie faktu, że imał się na codzień pracy fizycznej i nie narzekał na nadmiar pieniędzy.

Rutger Woods, drugi Morridańczyk w gabinecie, był niskim mężczyzną w praktycznym podróżnym stroju, o ciemnych włosach i miękkich rysach twarzy charakterystycznych dla swej nacji. W poczekalni gmachu obaj wymienili z Moggsem nieznaczne skinienia głowy, rozpoznając w sobie z miejsca ziomków.

Za chwilę pchnę ciąg dalszy storylinii - jak rozumiem, kontrakt podpisują wszyscy? Laughing
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 20:46, 03 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Muszę się zgodzić z przedmówcą – Marcus Dernavan położył trzymany dotąd w dłoniach kontrakt na blat biurka - Komu w drogę, temu czas.

Thurianin nakreślił za pomocą wręczonego mu przez Montforta rysika podpis. Agent Kompanii odnotował w pamięci, że mężczyzna stawiał podpis wyraźnymi, starannie kreślonymi literami, świadczącymi o obyciu z przyborami do pisania.

Teofrey Moggs skinął nieznacznie głową w geście niemej aprobaty dla Dernavana, wyczuwając w nim znienacka pokrewną duszę.

Piątka mężczyzn złożyła na dokumencie podpisy, kaligrafując swe nazwiska lub koślawo je kreśląc, przekazując sobie rysik z ręki do ręki. Kiedy już skończyli, Montfort odebrał arkusz papieru, schował go do szuflady i potrząsnął niewielkim metalowym dzwoneczkiem przywołując czekającego w bocznej alkowie służącego. Niski lokaj w ciemnej liberii skłonił się gościom w milczeniu wskazując wymownym gestem drzwi gabinetu.

- Pan Oldham wyjaśni kwestie zakwaterowania w czasie poprzedzającym wyjazd - powiedział Montfort podnosząc się z krzesła i krzyżując ręce na piersi w geście wymownie sugerującym koniec spotkania - Dziękuję za poświęconą mi uwagę, życzę powodzenia i mam nadzieję, że rychło zobaczymy się ponownie.

Milczący nadal lokaj - bez wątpienia wspomniany z nazwiska pan Oldham - odczekał, aż wszyscy goście przejdą z gabinetu do niewielkiej, lecz urządzonej ze smakiem poczekalni, po czym zamknął drzwi pokoju swego pryncypała i odwrócił się w stronę najemników.

- Furmani będą czekali na panów przy Północnej Bramie, jutro godzinę po wschodzie słońca. Kompania opłaciła nocleg oraz wieczerzę dla pięciu osób w gospodzie "Pod Białym Kaelramem". Ten oto kwit należy okazać jej właścicielowi, on będzie już wiedział, co dalej zrobić - Oldham wyciągnął z kieszonki swej liberii zwitek papieru i wręczył go najbliżej stojącemu najemnikowi, Moggsowi. Morridańczyk ujął kwit w dwa palce i schował pośpiesznie za pazuchę koszuli.

- Jeśli o oczekiwanej godzinie nie zjawią się panowie w wyznaczonym miejscu, zostanie to uznane za zerwanie kontraktu i odnotowane w rejestrach Kompanii, a to oznacza przykre konsekwencje dla panów reputacji. Wynagrodzenie za pracę zostanie wypłacone w gotówce lub w wekslach bankowych, wedle panów uznania, po powrocie z Przełęczy Duvika z potwierdzonymi przez tamtejszego naczelnika fakturami. Proszę udać się tym oto korytarzem w stronę wyjścia, odźwierny wyda panom oddaną w depozyt broń.

Pięciu mężczyzn opuściło budynek Kompanii Przewoźniczej zakładając na biodra pasy z bronią i narzucając na ramiona płaszcze. Brukowana równymi kamiennymi kostkami ulica ciągnęła się w obu kierunkach, ocieniona strzelistymi ścianami ceglanych kamienic. W powietrzu niósł się gwar ludzkich głosów, szczekanie psów, śpiewy i krzyki małych uliczników, postukiwanie obręczy kół furmanek, stukot końskich kopyt i gruchanie wszędobylskich gołębi. Wieczór nadchodził powoli, niechętnie, czerwona tarcza słońca osuwała się ospale poza szczyty odległego masywu Wyrmwallu. Na ulicach miasta wciąż panował ruch, coraz więcej gospód i tawern otwierało swe podwoje szykując się na przybycie spragnionych rozrywki gości. Dźwięk czterech wielkich dzwonów zawieszonych w wieżach katedry pod wezwaniem świętego Corbena przetoczył się ponad czerwonymi i czarnymi dachami kamienic wieszcząc rychłe rozpoczęcie ostatniego w tym dniu nabożeństwa i płosząc stada żyjących w murach miasta ptaków. Mury masywnej świątyni można było dostrzec niemal z każdej części centrum Fharinu - wznoszono je przez ponad dwadzieścia lat rękami najznakomitszych budowniczych i artystów w podzięce za leki, którymi święty Corben uratował tę część Cygnaru przed śmiertelnie niebezpieczną dychawicą.

I co dalej, panowie? Hajda w miasto na wieczorne uciechy? Co robicie?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 15:21, 04 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Czeka nas dwudniowa podróż, więc pozwolą panowie, że udam się teraz na spoczynek - rzekł wyraźnie znużonym głosem Markus Dernavan - Panie Moggs, zechce pan oddać mi kwit, czy też pójdziemy razem do „Białego Kaelrama”?

Thurianin poluzował wrzynając się w ramiona paski ciężkiego plecaka, poprawił rękawy długiego płaszcza. Szeroki pas obciążały mu pochwa z mieczem wykonanym na praktyczną wojskową modłę oraz mnóstwo zawieszonych na pętelkach przyrządów, wśród których pozostali najmici rozpoznali jedynie młotek, szeroką gamę śrubokrętów, metalowe obciążniki i cążki; przeznaczenia bardziej egzotycznych instrumentów mogli się jedynie domyślać. Wszystko to razem wzięte musiało sporo ważyć, po uwzględnieniu zaś ciężaru wypchanego po brzegi plecaka nietrudno było uwierzyć w autentyczne zmęczenie mężczyzny. W skórzanym futerale na prawym udzie Dernavan nosił grubą książkę, starannie oprawioną i okutą na rogach żelazem. Inni mężczyźni zwrócili na nią uwagę, bo chociaż w poczekalni filii Kompanii wszyscy zobowiązani zostali do zdania broni i bagażu, Thurianin odmówił oddania tajemniczego tomu w ręce służby. Ponieważ pachołkowie nie dostrzegli w grubym dziele niczego niebezpiecznego, pozwolili gościowi zatrzymać je przy sobie, co Dernavan przyjął z nieskrywanym zadowoleniem.

Teofrey Moggs przesunął spojrzeniem po grupce rozochoconych ludzi tłoczących się u wejścia do jednej z pobliskich karczm, na twarzy Morridańczyka pojawiło się z miejsca ożywienie. Mężczyzna nie odpowiedział na pytanie, skinąwszy jedynie głową w geście aprobaty. Nie okazując najmniejszej ochoty do oddania kwitu w ręce Thurianina Moggs ruszył przed siebie. Przez wzgląd na znajomość tej dzielnicy Fharinu mimowolnie objął w ten sposób przewodzenie całej grupie.

- Aye, panowie! Wypadałoby na chwilkę przysiąść w jakiejś karczemce, nieprawdaż? Ciężka wyprawa zapewne nas jutro czeka... – Morridańczyk starannie zaakcentował ostatnie słowa, dając pozostałym mężczyznom do zrozumienia, iż oczekuje podjęcia konwersacji.

- Dobrze powiedziane, panie Moggs – odparł z miejsca Falchi Degrata. Ordyjczyk przyglądał się uważnie swemu przecinającemu pierś bandolierowi, sprawdzając po kolei każdy z sześciu tkwiących w nim noży z miną tak podejrzliwą jakby spodziewał się, że ktoś mu je podmienił albo uszkodził - Proponuję wejść do tej całej gospody "Pod Białym Kaelramem" i poopowiadać sobie nasze historie przy paru kufelkach.

- Aye, dobry człowiecze! Do „Kaelrama”! - Moggs całkowicie się rozpromienił, szczerze ukontentowany towarzystwem kogoś, kto pomimo swej niepokojącej osobowości najwyraźniej podzielał upodobanie Morridańczyka do trunków, kobiet i gier hazardowych. Początkowo milkliwy i gburowaty, Moggs uśmiechał się teraz wyraźnie, w myślach już rozdzielając skromny zasób gotówki pomiędzy karty i napitki.

Akcja stop! W międzyczasie dwie istotne kwestie. Puśćcie mi na PM info, jakiego boga czcicie - Morrowa czy Menotha? Czy nosicie otwarcie religijne symbole czy je skrywacie? Druga kwestia, otwarta: co robimy z wolnymi rolami? Potrzebny jest ktoś do obsadzenia Woodsa oraz ktoś, kto ewentualnie obsadzi rolę Kerrigana (Yaro się nie udziela i mam wrażenie, że już rozpoczął swoją dwutygodniową sesję egzaminacyjną - a my w dwa tygodnie czasu rzeczywistego zdążymy obrócić na przełęcz Duvika z powrotem). Pisałem wczoraj na GG do Bestii, bo całkiem ładnie bawił się w Fallouta, ale go nie złapałem. Jeśli macie innych chętnych, dajcie mi jak najszybciej znać
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 22:46, 04 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





"Biały Kaelram" położony był na zbiegu dzielnic zamożnego mieszczaństwa i dystryktu kupieckiego, toteż w jego ściany ochoczo ściągali zarówno stateczni ojcowie rodzin szukający chwili wytchnienia od swych połowic i pociech jak i cała menażeria ptaków niebieskich - szulerów, złodziejaszków i ladacznic. Gospodarz znany był z tego, że za przystępną cenę oferował nie tylko rozcieńczone w rozsądnych proporcjach caspiańskie wino, ale i wyborne piwo warzone w mercirskich browarach. Obszerną salę jadalną wypełniał rozgadany kolorowy tłum, w którym kontrastowały ze sobą podróżne opończe, stroje robotników i eleganckie płaszcze. Jedna z pracujących w karczmie dziewcząt - niska, krągła blondynka o zwiewnej sukience i drewnianych sandałkach - wspięła się ku dzikiej radości zebranych na stół i tańczyła na jego blacie w rytm melodii wygrywanej przez siedzącego tuż obok grajka. Część gości zaczęła przepychać się bliżej tego widowiska, toteż wchodzący do gospody najemnicy musieli siłą mięśni przebić się w stronę kontuaru, nie szczędząc kuksańców i śląc na wszystkie strony złowieszcze miny. Na nikim nie robiło to większego wrażenia, bo choć piątka mężczyzn nie kryła zbytnio swej broni, widok taki był na ulicach i w karczmach Fharinu dość powszechny. Arcydiuk Runewood, gubernator wschodniego Midlundu, nie zabraniał swym poddanym noszenia broni, lecz zarazem karał srogo tych, którzy używali jej do łamania prawa, a wyposażona w szerokie plenipotencje straż miejska ochoczo ze swych uprawnień korzystała.

Moggs powiewał otrzymanym od Oldhama kwitem niczym chorąży królewskiej gwardii sztandarem, toteż nie sposób było go zignorować, kiedy wdarł się w końcu na jeden ze stołków przy kontuarze. Barman zerknął na pieczęć Kompanii Przewoźniczej, mruknął coś pod nosem, po czym posłał jednego z pachołków po gospodarza. Właściciel gospody pojawił się chwilę później, przynosząc ze sobą ostry zapach przypraw i pieczeni - musiał przebywać akuratnie w kuchni, kiedy doszła do niego wieść o gościach. Kłaniając się grzecznie wskazał najmitom jeden z mniej zatłoczonych stołów wspominając zarazem o posiłku, który zaraz winien być gotowy do podania.

I co dalej, panowie? Trunki przy kontuarze czy siadają wszyscy przy stole? O czym pogadacie, o sobie, jakieś żarty - a może komentarz odnośnie właśnie zleconej misji? Wcinacie tylko przydziałową zupkę czy domawiamy alkohol za włąsne pieniądze?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 22:01, 05 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Teofrey Moggs obrzucił całą salę spojrzeniem taksując wzrokiem gości, ich przyodziewek, sylwetki tancerek i serwowane przez obsługę potrawy. Skrzywił nieco usta nie dostrzegłszy nigdzie stolika do gry, ale rozchmurzył się po krótkiej chwili.

- To jak, panowie? Trzeba się nieco posilić przed jutrzejszą wyprawą. Montfort nie szczędził na wynajętym nam stoliku...

- Chyba – burknął chrapliwym głosem Angus Kerrigan, pierwszy raz zabierając głos tego wieczoru – Że niby z dębowego drewna jest, to znaczy, że nie szczędził? Poczekaj, aż żarło na blat wjedzie, wtedy ci rzeknę, czy był nam łaskaw.

We wnętrzu karczmy Degrata czuł się niezmiennie jak w domu. Takie przybytki rozrywki i stonowanej rozpusty były doskonałym miejscem do znalezienia dorywczego zajęcia, piwa czy chętnych na płatną miłość kobiet i Falchi rzadko kiedy się rozczarowywał bywając w tych gwarnych miejscach. Zapewniwszy sobie rychłą płacę w wysokości dziesięciu koron miał w głowie tylko zimne piwo i gorącą kobietę. Rzucił krótkie, ale wymowne dla wszystkich najmitów spojrzenie w kierunku dziewczyny tańczącej na stole, potem przeniósł ożywiony wzrok na kompanów.

- Cóż, dopóki nasz miły gospodarz stawia, grzechem byłoby nie skorzystać. Zjedzmy, co nam przyniosą i potem zabawmy się dobrze z miejscowymi. Może rano będziemy mieli pełniejsze sakiewki...

Jak się okazało, Angus Kerrigan potrafił docenić żarty. Olbrzym ryknął donośnym śmiechem słysząc słowa Ordyjczyka.

- Pełniejsze sakiewki? Chcesz tu kogoś oskubać? Brachu, ty się lepiej pilnuj, żeby nas tu wszystkich pięciu ze szczętem nie oskubali.

Midlunder odpiął pas z wiszącym mu u boku mieczem o ciężkim caspiańskim ostrzu, zrobił na ławie miejsce dla Marcusa Dernavana. Ten ostrożnie umieścił plecak na podłodze przy swych nogach, po czym usiadł i westchnął z ulgą.

- Dobry posiłek w miłym towarzystwie... - zaczął cicho - lecz nim rozochocicie się trunkami, panowie raczcie powiedzieć, co sądzicie o naszym jutrzejszym zadaniu.

- Jutrzejsze zadanie - Degrata ściszył nieco głos – Cóż, mój dobry przyjacielu, mam wrażenie, że coś tu śmierdzi. Niby łatwa droga, zapewniają nas co chwilę, że nie ma się czego obawiać, a jednak do ochrony przydzielono pięciu zawodowych najemników. Coś mi mówi, że czeka nas sztorm.

Mężczyźni zamyślili się na chwilę. Wschodni Midlund nie należał do najbardziej niebezpiecznych miejsc w królestwie Cygnaru, ale poza murami miast wciąż należało nosić przy sobie broń. W puszczach i nad rzekami grasowały krile bogrinów, wieści niosły też o coraz liczniejszych dzikunach dewastujących cygnarskie poletka. Silny królewski garnizon stacjonujący w Forcie Falk trzymał w ryzach idriańskie plemiona pojawiające się czasami na wschodnim brzegu Czarnej Rzeki, ale żołnierze nie zawsze mieli czas, by zaprowadzać porządki w górzystych częściach prowincji. Pierwszy etap podróży miał wieść szlakiem kupieckim łączącym Fharin z Bainsmarketem, toteż ten odcinek drogi żadnych obaw najmitów nie budził - na trakcie całą dobę panował ożywiony ruch, a że biegł on wzdłuż linii kolejowej, był dodatkowo pilnowany przez patrole straży Caspiańskiej Kolei Żelaznej. Gorzej z przeprawą przez sam Wyrmwall - tam półtora dnia podróży mogło obfitować w liczne niespodzianki, w tym również takie, które mogły narazić na szwank zdrowie i życie podróżnych.

- A ja wam rzeknę, że to się trzyma kupy, co Montfort prawił – wtrącił Kerrigan poprawiając niewygodną kolczugę – Mogą naprawdę nie mieć ludzi do transportów w dziczy. Kilku moich ziomków służy w Forcie Falk i o uszy się mi obiło, że wojsko na gwałt skupuje wszystko, co tylko im się może przydać. Do obozów pod Fortem dzień w dzień ciągną karawany, podobno ktoś już nawet planuje pociągnąć tam boczny tor kolei, tylko dla użytku armii – Midlunder oblizał się widząc wychodzącego z kuchni pachołka, dźwigającego tacę załadowaną parującymi półmiskami. Młodzian zmierzał ku ławom zajmowanym przez najmitów rozsiewając wokół przyjemny zapach gorącej cebulowej zupy.

- Dobrze, nie zwlekajmy z posiłkiem – orzekł nie znoszącym sprzeciwu tonem Kerrigan - Wybadam jeszcze, na czym stoimy, ale nie zwykłem wywiadu czynić na pusty żołądek. Gospodarzu, dołóżcie no łyżek, bo coś mi się zdawa, że ich tam mało przy tym kociołku!

Zaatakowana przez najemników zupa znikała w oczach, przegryzana pajdami świeżego chleba i kawałkami owczego sera. Cała piątka wywijała raźno sztućcami, nie odzywając się prawie wcale i skupiając swą uwagę przede wszystkim na posiłku. Prym w rywalizacji o strawę wiódł rzecz jasna Angus Kerrigan, machający łyżką niczym święty Markus mieczem podczas słynnego Oblężenia Midfastu, pozostali najmici dzielnie mu jednak dotrzymywali pola.

- Podać wodę z cukrem, sok jabłkowy, gorzką herbatę, piwo, jabłecznik? – zapytał usługujący najmitom młodzian.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:06, 07 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Piwo! Nie pytaj jakie, byle dobre! I nie waż się przynosić mi tej caspiańskiej wody, tfu, do kroćset! - Moggs krzyknął ochryple i splunął siarczyście na drewnianą posadzkę tuż obok buta Dernavana. Morridańczyk wydął usta przypomniawszy sobie smak – czy też raczej jego brak - piw podawanych w stolicy. Im porządniejsze knajpy, tym gorzej obdzierano tam z pieniędzy, a karczmarze Caspii wiedli w tym temacie niezaprzeczalny prym, Moggs gotów był bronić tej tezy do upadłego. Dopiero w mniejszych, usytuowanych zazwyczaj w bocznych uliczkach barach i spelunkach można było czasami natknąć się na prawdziwą perełkę... Moggs miał nadzieję, że i tego wieczoru spotka go miła niespodzianka.

- I butelkę czerwonego wina - rzucił za oddalającym się pośpiesznie chłopakiem Marcus Dernavan – I donieście jakieś jadło...

Ostatnie kilka dni Thurianin spędził na ulicach Fharinu, szukając pracy i wydając grosz po groszu ostatnie oszczędności. Podróż z Królewskich Winnic nieźle nadszarpnęła jego kiesę i Markus nie potrafił już powiedzieć, kiedy właściwie ostatni raz temu zjadł porządny posiłek.

- A ja, moi panowie, powiem wam szczerze, iż wcale nie dziwię się, że Montfort aż do tego stopnia zdecydował się uzbroić swoją karawanę. Przemierzyłem ten świat wzdłuż i wszerz i wiem jedno - roi się on od wszelkiego ścierwa, tylko liczącego na łatwą przekąskę. Nie mówiąc już o... ehh... nieważne... – Moggs ugryzł się w język, nim przywołał towarzyszom wizję band opryszków i grasantów, czyhających w każdym zakątku Immoren od mglistych wrzosowisk Ordu poprzez pasma majestatycznych gór Wyrmwallu aż po zatłoczone ulice tętniących życiem wielkich miast południa. Nie mogący się do końca pochwalić czystym sumieniem Morridańczyk wolał zamilknąć, niż poprzez udawane święte oburzenie narazić się kiedyś w przyszłości na złośliwe docinki nowo poznanych kolegów.

Moggs zachodził w głowę już w trakcie rozmowy z Montfortem, gdzie właściwie znajdował się cel podróży najemników. Nazwa Przełęcz Duvika kompletnie nic mu nie mówiła, mógłby też przysiąc, że nie natrafił na nią, kiedy swego czasu miał możność krótką chwilę wertować wydany przez jedną ze stołecznych drukarni ekskluzywny atlas „Prime Remix”. W okolicznych górach mnóstwo było zagubionych osad i wiosek, o których prawie nikt nie wiedział; gdzie nie docierali ani żołnierze ani poborcy podatkowi; gdzie życie płynęło wolno i podług kapryśnych praw natury. Górnicza osada na Przełęczy Duvika musiała należeć do takich właśnie niewielkich społeczności, odciętych przez większą część roku od świata i nie utrzymujących większych więzi z mieszkańcami miast.

- Co o tym myślisz, Woods?- Moggs spojrzał w stronę cichego dotąd towarzysza podróży, którego miano usłyszał podczas spotkania w biurze Kompanii – Ty zapewne wiesz jakie to bestie krążą w tutejszych górach...

Rutger Woods od chwili wejścia do karczmy rozglądał się nerwowo dookoła. Nawykły na co dzień do otwartych przestrzeni lub znanych mu doskonale lasów źle czuł się za kamiennymi murami miasta. Zamknięty w czterech ścianach oberży zaczął przemyśliwać o wczesnym spoczynku. Najchętniej przespałby tę noc na zewnątrz gospody, rozsądek podpowiadał mu jednak, aby tego nie robić – na ulicach Fharinu grasowały nocami ludzkie drapieżniki znacznie groźniejsze i bardziej bezlitosne od leśnych potworów, a samotny człowiek śpiący gdzieś w cuchnącym uryną i gnijącymi odpadkami zaułku byłby dla nich łatwym łupem. Przytłaczająca tropiciela swą ciasnotą karczma wbrew pozorom była schronieniem, a nie pułapką.

Woods opędzał się od senności również z innego powodu: chciał jednak wybadać swoich świeżo poznanych towarzyszy, wyrobić sobie jakieś zdanie na ich temat. O stworach spotykanych w lasach i na gościńcach wiedział prawie wszystko, ale ludzie zawsze sprawiali mu kłopoty. W myślach zmówił krótką modlitwę do Menotha prosząc, by ten ukoił jego lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami.

- Napijmy się jeszcze! - zawołał próbując zapomnieć o przykrym wrażenia uwięzienia w ciasnej pułapce - Zadanie zaiste wydaje się być nieco dziwne, a tłumaczenie agenta pokrętne. Pięciu wprawnych ludzi, aby przewieźć jakieś żelastwo bezpiecznym szlakiem w dwa dni drogi? Kpina!

Ordyjczyk zjadł zupę, a potem wytarł naczynie do czysta kromką chleba. Co prawda gustował w rybnych zupach i cebulowy specjał niespecjalnie mu przypadł do gustu, pierwszy ciepły posiłek od dłuższego czasu napełnił brzuch marynarza przyjemnym uczuciem sytości. Teraz do pełni szczęścia brakowało mu jedynie dużego garnca piwa i jakiegoś bardziej treściwego jadła.

- Widzę, że kilku z nas zgadza się co do podejrzanego charakteru tej misji, ale nie widzę potrzeby dyskutowania o tym teraz. Mamy czas do jutra, żeby się dobrze zabawić na koszt naszego dobrego gospodarza. Karczmarzu, gdzie to piwo?! - ostatnie zdanie wypowiedział Ordyjczyk nieco głośniej i chociaż w gwarze ludzkich głosów wypełniającej wnętrze „Białego Kaelrama” nikt z obsługi go nie usłyszał, marynarz dostrzegł usługującego najmitom chłopca stawiającego na drewnianym blacie kontuaru kolejne kufle złocistego napitku.

- Zaraz przyniesie – orzekł Angus Kerrigan, również tęsknie spozierający w tamtą stronę. Brodaty olbrzym bardzo się zmienił po pochłonięciu swej zupy, zrobił się bardziej rozmowny i weselszy niż w poczekalni Kompanii – Zanim przyniesie, opowiem wam kawał. Strażnik miejski wpada w połowie zmiany do domu, a jego baba leży w rozmemłanym łożu, dziwnie jakaś rozochocona. Masz tu pewnie gacha, wrzeszczy on i zaczyna przetrząsać dom. Pewnie schowałaś go pod łóżkiem. Zagląda, ale nikogo pod wyrkiem nie ma. Pewnie jest w kuchni. Wpada do kuchni, ale tam też nikogo nie ma. Ty wywłoko, wścieka się rogacz, pewnie go wsadziłaś do szafy. Dopada do szafy, a ta się otwiera i męskie łapsko wystawia przed nos strażnika świeżo wybitą złotą koronę. Ten chowa ją szybko za pazuchę, ogląda się na babę, czy aby czegoś nie zauważyła i woła: tu też go nie ma, pewnie już zwiał z domu.

Midlunder ryknął śmiechem puentując swój dowcip, klepnął Degratę w plecy tak serdecznie, że Ordyjczyk omal się nie zakrztusił.

Lawirujący pomiędzy stołami służący pojawił się w końcu przy najmitach, stawiając na blacie pięć kufli piwa i odkorkowaną butelkę wina.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 22:05, 07 Wrz 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





- Ha ha - zaśmiał się sztucznie Degrata. Ile to już razy słyszał te niby zabawne kawały szczurów lądowych... - ooo czas najwyższy mój drogi przyjacielu! Panowie nie obrażajmy dłużej gospodarza i wypijmy te jego zacne trunki! Za złoto w naszych sakwach i za kobiety w naszych łóżkach!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 9:21, 08 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Pierwsza kolejka piwa zniknęła w mgnieniu oka, drugą najmici degustowali nieco dłużej. Angus Kerrigan nie przestawał sypać starymi jak świat dowcipami, z biegiem czasu coraz bardziej rubasznymi. Kiedy na stole pojawił się wielki jeleni udziec w śmietanowym sosie, kolejny bochenek świeżo wypieczonego chleba i kilka rodzajów ostrego w smaku sera, mężczyźni rozluźnili się całkowicie. W sali wciąż było gwarno i tłoczno, pomimo późnej pory. Na ustawionym pośrodku pomieszczenia stole tańczyły zmieniające się co chwila kelnerki, ubrane w krótkie sukienki z głębokimi dekoltami. Grupka grajków zdawała się wcale nie czuć zmęczenia, pomimo ustawicznego bicia w bębenki i dmuchania w ustne harmonijki. Większość obecnych w sali mężczyzn gapiła się z otwartym pożądaniem w odsłaniane co chwila uda tancerek, ale dziewczęta ignorowały ich zaczepki, błyskając w uśmiechach zębami i łapiąc rzucane im co jakiś czas drobne monety.

Moggs rozejrzał się po okolicznych stołach szukając wzrokiem karciarzy lub graczy w kości. Nie wiedział – bo też i skąd miał wiedzieć – że właściciel „Białego Kaelrama” zakazał w swym lokalu na jakiś czas gier hazardowych po tym jak dwóch wędrownych oszustów zostało dotkliwie pobitych przez rozjuszonych znaczonymi kartami gości i tylko interwencja straży miejskiej uchroniła ich od trwałego kalectwa.

Klienci obsadzający licznie okoliczne ławy oraz stołki przy barze wiedli ożywione dyskusje na niezliczone tematy, od cen żywca począwszy, poprzez narzekania na podatki i niewybredne żarty do plotek z kręgów dworskich dochodząc. Alkohol lał się strumieniami, ale generalnie wokół panował spokój, nikt nie wszczynał burd ani nie obrażał sąsiadów wyzwiskami.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 14:59, 08 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





W walce z alkoholem i zmęczeniem pierwszy poległ Marcus Dernavan. Thurianin docenił wyborny smak udźca nakładając sobie kilka grubych plastrów mięsiwa po kolei. Najedzony do granic możliwości sączył powoli wino, obserwując sennym wzrokiem zaokrąglone kształty karczemnych tancerek i obmyślając leniwie zaloty, które zamierzał wprawić w czyn po powrocie z dziczy. Życie na rachunek pryncypała i z wizją pełnej kiesy było niezwykle przyjemne. Dopiwszy do końca zawartość butelki Dernavan odłożył ją na bok i przesunął spojrzeniem po towarzyszach biesiady. Tylko Woods zdradzał pierwsze oznaki zmęczenia, Moggs, Degrata i Kerrigan ucztowali dalej w najlepsze.

Rzuciwszy pod adresem kamratów kilka słów pożegnania Thurianin zarzucił na ramię ciężki plecak i udał się w ślad za jednym ze służących na pierwsze piętro budynku, gdzie gospodarz przygotował już najmitom duży sześcioosobowy pokój. Nazajutrz trzeba było wcześnie wstać, toteż Dernavan zamierzał oszczędzić sobie cierpień skacowanego człowieka, niechybnie czekających resztę wesołej kompanii.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 17:25, 08 Wrz 2007
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





Prowadząc dyskusję z kompanami staram sie dokładnie im przyjrzeć. Staram się ocenic na ile będą przydatni w podróży. Mozliwe że trzeba bedzie wykozystać doświadczenie zdobyte w wojsku i dowodzic całą tą zgrają. Trzeba więc będzie znaleść kogoś do byćia pierwszym oficerem.

Zwracam uwagę na takie szczegóły jak sposób poruszania się, siadania, nawet odkładania broni.

Co jakis czas dotykam piersi (taki niemal już nieświadomy odruch).
Zobacz profil autora
W górach Wyrmwallu
Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 41  
Idź do strony 1, 2, 3 ... 39, 40, 41  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin