RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Kryształy Czasu -> KC - Sąsiedzkie troski Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 48, 49, 50  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Czw 22:34, 17 Gru 2009
Karina
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kresh'ta
Płeć: Kobieta





Bławatka popatrzyła z zażenowaniem na Naczelnika i podeszła do niego szybko.

-Pozwolisz pan, ale może lepiej będzie, jak ja pogadam z tym małym. - Powiedziała cicho, by tylko on usłyszał i odsunęła go lekko. Położyła dłoń na ramieniu chłopca i pogładziła do delikatnie.

-Nie bójta się już, biedactwo. Wszytko jest wporządku. Wszytko będzie dobrze. Rozumiesz? Nie bój się. -Uśmiechnęła się do chłopca i kontynuowała. - Nie płakaj, Pędziwiatrze. Bezpiecznyś jest. Słyszysz?

-Powiedz mi, jak się czujesz, dobrze? Powiedz mi, dlaczego płaczesz. Opowiedz mi wszytko, co masz na serduchu. Możesz szczerze gadać, nie bój się.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 0:38, 18 Gru 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kreptin, chatka starego Grzybka, wczesny wieczór

Gusłek zmarszczył nos pochylając się nad brudnym posłaniem, na którym jęczał cicho pomarszczony brodaty starzec. Kucająca obok sędziwa kobiecina spozierała z wyraźnym lękiem na twarzy to na młodziutkiego kapłana, to na stojącego tuż za nim osiłka o obliczu nierozgarniętego pacholęcia, budzącego lęk swymi barami, a zarazem dziwnie rozczulającego.

- Nie wstał na nogi, od kiedy go tutaj wasi przynieśli? - zapytał Gusłek przenosząc spojrzenie na siwowłosą żonę Grzybka.

- Nie, czcigodny panie - odrzekła natychmiast niewiasta - Jucha mu już nie ciecze, ale bez przytomności zległ i jeno czasami cosik tam mamrocze, jeno mnie nie wiadome, co, bo straszniście cicho bebla.

- Ma złamaną nogę i to chyba w dwóch miejscach - orzekł Gusłek podnosząc się z klęczek - Prócz tego strasznie pobity po całym ciele, pewnikiem i co w środku ma stłuczone. Ale w tym wieku ciężko mu będzie wydobrzeć.

- Olaboga, niechaj się nad nami Gothmed, a Arianna zmiłują! - kobiecina załamała ręce i zaczęła zalewać się łzami. Starzec leżący na posłaniu zaczął jej wtórować niskimi chrapliwymi jękami - Czy wy wiecie, pany, jak to ciężko człekowi samymu na tym strasznistym świecie ostać?

- Wiemy - Łamignat zrobił krok do przodu, położył prawą dłoń na ramieniu staruszki dziwnie miękkim i łagodnym gestem - Wiem ci ja dobrze, babciu. Miałem ci ja kozę kiedyś, taką śliczną, że aż ach. I jakie oczyska miała rozumne, iście jako człek. Ale ją tatko raz uwiązał przy zielsku takim trującym...

- Gnasiu, daj pokój - szepnął Gusłek rozważając coś w myślach - Daj pokój z kozą, bo nie czas na takie opowieści.

Młody kapłan rozpiął przód swej szaty i wyciągnął spod niej noszoną na cienkim żelaznym łańcuszku bryłkę bursztynu. Staruszka wciągnęła głęboko powietrze na widok leciutkiej poświaty, która zapłonęła znienacka wewnątrz żywicznej grudki ożywiona wymawianymi cichutko słowami Gusłka.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 2:17, 18 Gru 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kreptin, przed kuźnią, wczesny wieczór

Dyszący wciąż ciężko Gwizdak wsadził głowę prosto do kamiennego żłoba, rozkoszując się przez chwilę kojącym zimnem wody. Wyczerpujący bieg ze strażnicy elejata do wioski przerodził się na ostatnich dwóch milach w przerażający koszmar. Przemykający leśnym szlakiem mężczyzna, słynący w Kreptinie ze żwawości nóg, poczuł się znienacka wręcz uskrzydlony, bo towarzyszące mu w pewnej odległości czteronożne kształty, migające od czasu do czasu w gęstym poszyciu puszczy, zaczynały się niebezpiecznie zbliżać.

Wpadł do Kreptinu wrzeszcząc niczym szaleniec, spodziewając się w każdej chwili potężnego uderzenia w plecy, gorącego oddechu na karku i zaciskających się ostrych kłów. Płacząc ze szczęścia padł na ziemię tuż przed kuźnią, otoczony gromadą przerażonych i żądnych wieści pospołu ziomków, ledwie potrafiąc wydusić z siebie jakieś zrozumiałe dla nich słowa. Kiedy wieśniacy dali mu w końcu spokój, poleżał jeszcze przez długą chwilę, próbując uspokoić walące niczym młot serce i złapać oddech.

Potem dowlókł się do żłoba i począł w nim moczyć głowę, lecz kiedy wyciągnął ją po raz kolejny z wody, serce ponownie podskoczyło mu do gardła.

- To wy! - wrzasnął cofając się instynktownie o kilka kroków i zaciskając dłonie w pięści - Ostawcie mnie w pokoju, nic staremu nie rzekłem!

- Wiemy, żeś nic nie rzekł, inakszy lepiej by ci było pod wilczarza w lesie wpaść - skrzywił się groźnie Roch, opierając włócznię o koryto i krzyżując ramiona na piersiach.

- Tedy dajcie mi też pokój, a ja wam też w drogę wlazować nie będę - odrzekł Gwizdak zadzierając nieco podbródek - A co do tej owcy...

- Chędożymy twoją owcę - przerwał mu Pomścibor siadając na krawędzi żłoba - Gadaj ty lepszyj, co ci rzekł dokładnie elejat.

- Że pośle nam wojaków jutro i że pewnikiem będą tukej kole południa - odpowiedział nieco zbity z tropy Gwizdak - Wcześniej nie idzie, bo mu jeden oddział z Atagar-kiru wrócić musi.

- Wilczarze ci po piętach deptali? - zapytał Roch drapiąc się po karku i psiocząc pod nosem na komary - Kręcą się w puszczy po drugiej stronie?

- A jużci, że się kręcą - pokiwał głową Gwizdak - Leźli za mną od połowy drogi ze strażnicy, małom ducha ze strachu nie wyzionął!

- Ale capnąć cię nie próbowali, co? - odezwał się znacząco Pomścibor.

- Chyba żem był za szybki - palnął nieco bez pomyślunku biegacz, toteż bliźniacy roześmiali się w mało sympatyczny sposób - Czego jako te konie rżycie? Lecieli za mną, ale nie dolecieli, widno też się mnie lękali!

- Pewnikiem poczuły, żeś w porty narobił i cię potemu nie łapli, coś im się ośmierdły wydał? - zaśmiał się ponownie Roch - A myślisz, że te wojsko jutro przyjdzie? Że cię elejat nie ołgał dla naszej spokojności?

- Tak se miarkuję, że nie - odpowiedział Gwizdak z głębokim przekonaniem w głosie - Wielce był poważny po gębie jak ze mną gadał, a potem się jeszcze naradzał z jakim takim znacznym, co to obok niego stał, w czerwonej mycce, a z łańcuchem takim złotym na karku. A potem mnie jeszcze za drzwiami oficyr jeden taki wypytywał o wszystko, ile tych wilczarzów jest, a jak się do sprawy stawiają, a czy do południa im odpór damy radę dać jakby nas najechały, zanim wojaki przybędą... to też se tak myślę, że przyjdą, po co inszy mieliby tak wypytywać, co?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 2:51, 18 Gru 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Namakemono, już wiem, gdzie doszło do nieporozumienia w kwestii tego błogosławieństwa rzuconego na towarzyszy w lesie przed Kreptinem. Ty miałeś zapewne na myśli zaklęcie "Błogosławieństwo", a ja zdolność profesyjną "Modlitwa" Wink Błogosławieństwo faktycznie można aktywować z opóźnieniem (w zamian kosztuje 5 PM), natomiast modlitwa działa od razu i przez 1 rundę/POZ kapłana. W efekcie tego nieporozumienia nie wyszedłeś wcale źle, bo umiejętność profesyjna nic Cię nie kosztuje, a zaoszczędziłeś sobie zapas Potencjału Magicznego.

Co do leczenia Grzybka, zaklęcie udało się rzucić poprawnie, dzięki czemu kosztem 10 PM uleczyłeś 20 punktów obrażeń staruszka (pewnie z wdzięczności odda Ci swoją żonę na stałe jak już wstanie na nogi).

Czegoj, Venar - pomyślcie, czy chcecie jeszcze o coś zapytać Gwizdaka?

Scenkę z przesłuchaniem dzieciaka rozwinę dzisiaj w wolnej chwili w pracy i wkleję wieczorem na forum.

A Pchełek chodzi i się rozgląda (czyt. niebawem on również dostanie własny updacik).
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 2:54, 18 Gru 2009
Czegoj
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 21 Wrz 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna





Roch oczywiście dzielnie uczestniczy w przesłuchaniu Gwizdaka. Zastanawia mnie jednak fakt jaką owcę chędożył Pomścibor jemu i czemu w przesłuchaniu widać wyraźną niechęć bliźniaków do tego osobnika i wzajemnie. Jakieś wcześniejsze sprawy mi umknęły?


Ostatnio zmieniony przez Czegoj dnia Pią 2:56, 18 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 10:28, 18 Gru 2009
Venar
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 21 Wrz 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna





Najbardziej interesujące dla mnie z punktu widzenia wojownika to w jakiej sile byli i jakie mieli uzbrojenie.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 16:31, 18 Gru 2009
Stan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów






Przyszło mi do głowy, więc dodam:
- Czy i kto dowodził goblinami?
Pytanie głównie do chłopaka, miał najlepszy kontakt. Innych też można zapytać, może zauważyli
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:01, 18 Gru 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kreptin, pośrodku wioski, wczesny wieczór

Pozostawiony znienacka samemu sobie, Pchełek odczekał chwilę, aż jego towarzysze oddalili się śpiesznie ku różnym miejscom, kontemplując w tym czasie wzrokiem okolicę. Kreptin składał się z dwóch tuzinów solidnych drewnianych chat, niektórych podmurowanych na dodatek kamieniami, o solidnych grubych strzechach i wysokich kominach. Przy niektórych domostwach uważny wzrok złodzieja dostrzegał drewniane zagrody na świnie i owce, zadaszone składziki opały, warzywne ogródki. W osadzie mieszkały prawie dwie setki dusz, utrzymujących się z myśliwstwa i zbieractwa, uprawy roli i połowów na oddalonym o ćwierć mili jeziorze, ukrytym przed wzrokiem Pchełka za pasem gęstego lasu. Obiegający Kreptin ziemny wał nadawał wiosce pozorów bezpieczeństwa, podobnie jak porządnie naostrzony częstokół, a uzbrojeni w oszczepy i pałki młodzi mężczyźni krążyli po nim w niewielkich grupkach wypatrując na okolicznych łąkach śladu skradających się goblinów i rozstawiając w oczekiwaniu nocy stosy drewna, które zamierzali podpalić po zapadnięciu ciemności.

Lecz Pchełek miał złe przeczucia co do losu osady w razie nagłego ataku goblińskiej jazdy: potężne wargi same w sobie stanowiły przerażających przeciwników, jako żądne krwi bestie gotowe na znak swych panów rozszarpywać ludzkie ciała – do tego zaś dochodziły same gobliny, bez wątpienia uzbrojone i równie bestialskie jak ich potworne wierzchowce, nie znające litości ani łaski.

Słońce opadało już ku wierzchołkom drzew, a jego miejsce zajmował coraz wyraźniej widoczny na ciemniejącym nieboskłonie księżyc. Cienie wydłużały się coraz bardziej, w zakątkach osady rozgaszczał się gęstniejący półmrok.

- Co nam do łebów strzeliło, żeśmy tu przyleźli, na Piana? – mruknął Pchełek do siebie samego, kręcąc z dezaprobatą głową. Nagłe chrząknięcie za plecami sprawiło, że młodzian wyprostował się z godnością, a potem oparł dłoń na przypasanej do boku szabli i obrócił się w miejscu spozierając z wystudiowaną miną na obcego. Był to mężczyzna w średnim wieku, o dawno nie golonej brodzie i pozlepianych od potu włosach wepchniętych byle jak pod czapkę uszytą z zajęczych skórek. Czujne żywe oczy zlustrowały Pchełka od stóp po głowę, zatrzymując się na chwilę dłużej na jego skórzanym kaftanie i broni.

- Druh z Burataru z pomocą przybyły? – zapytał obcy, ściągając z pleców długi łuk i kołczan i przysiadając na ziemi – Będziem razem goblinów trzebić?

- Dobrzy bogowie pokażą jako to będzie – odparł wymijająco Pchełek – Jeśli trzeba, wysieczemy kurwich synów do ostatniego, żadnego nie oszczędzimy. Bywało się tu i tam w świecie, dobry człeku, nawet w Ostrogarze, katańskiej stolicy, mieście cudacznym, a wielce niebezpiecznym. Wierzaj mi, że z nami nie szczeźniecie, my wam głowy uratujemy.

- To i bogom dzięki, żeście przybyli – odpowiedział z wyraźnym sceptycyzmem w głosie właściciel zajęczej czapki – Pleciuga jestem, jeden z myśliwych i tropicieli naczelnika Miłosza.

- Pchełek – uścisnął wyciągniętą prawicę rozmówcy Buratarczyk – Przyboczny wielkiego naczelnika Męczywora, posłaniec do miejsc niebezpiecznych, a inszych zadków ratowania. Rzeknij, przyjacielu, jak mogę ci pomóc?

Pleciuga popatrzył na gościa z ukosa, potem zaśmiał się krótko, lecz wbrew obawom Pchełka bez śladu złośliwości, już prędzej z równie denerwującą nutą pobłażania.

- Od razu widać, żeś w gębie mocny i całkiem odważny... na razie w gębie – odparł tropiciel, kiedy już przestał się śmiać – Wierzam, że jak do jatki przyjdzie, będziem się mógł przyjrzeć, co z ciebie za rębajło, bo że jak wojak ze stanicy wyglądasz, to już widzę. Wielu was przybyło z pomocą?

Pchełek zrachował naprędce w myślach liczebność swej grupki, skrzywił się cierpko sposobiąc odpowiedź.

- Siedmiu najlepszych, jakich naczelnik Męczywór przy sobie trzyma – odparł zadzierając ponownie podbródek – Zabijaki prawdziwe, a do tego jeden kapłan, a drugi... hogur – dokończył ściszając nieco głos.

- Przyszedł z wami ten wasz hogur? – Pleciuga otworzył na chwilę usta, wyraźnie zaskoczony wizytą Maskacza – To wielce pomyślna nowina, chociaż mnie ciarki po plecach łażą jak jeno o tej czarnej magii pomyśliwać próbuję. I co to on potrafi, ten hogur?

- Przyjdzie czas, to obejrzysz na własne oczyska – odpowiedział Pchełek – Rzeknij ty mi lepszyj, wielu wilczarzy żeście dotąd naliczyli? Próbowali łby wystawiać z puszczy abo jaki zagon na opłotki puszczać?

- Jeno z lasu wyglądają, trzymają się za zasięgiem strzał. Z ranka napadli na starego Grzybka, otroków porwali, a potem do puszczy się cofli. Próbowałżem z moim druhem się do gąszczu prześlizgnąć, coby ich siły wybadać, a może obozowisko odnależć, ale się nie udało, bo gdzieśmy się nie obrócili, tam w gęstwinie poruszenie się dało zoczyć. Znaczy się, kryją się wszędzie wokół, a bystro na nas popatrują. Za dnia żaden się z wioski bez ich wiedzy nie wydostanie, może po zmroku spróbujemy szczęścia jak naczelnik tak postanowi. I cosik mi się zdawa, że tych kurwich synów ze dwa tuziny będą, a może nawet więcej.

- A ilu macie zbrojnych w osadzie? – Pchełek poczuł zimny dreszcz na dźwięk szacunków Pleciugi, ale dołożył wszelkich starań, by nie dało się wyczytać jego obaw z twarzy – Ilu ludzi pod bronią?

- Sześćdziesięciu chłopa będzie – cmoknął z zadumą Pleciuga – Ale między niemi otroki po piętnaście wiosen i starki, co z trudem się kijem od wilka opędzą. Takich w łuku, a włóczni obytych będzie ze trzydziestu, może paru więcej, ale ci dobrzy są, bo naczelnik wielce o to dbały, coby nasi raz na tydzień ćwiczyli, bili się na niby, a do tarcz strzelali.

- Trzydziestu – powtórzył z lekkim przypływem nadziei Pchełek – No, druhu, to z nami na dodatek siła taka się tutaj zebrała, że i dwakroć więcej tych małych parszywców na łeb pobijemy jak jeno nosy z lasu wystawią. Wujcio Mendek pewnikiem by mi przytaknął jakby tutaj teraz był.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:02, 18 Gru 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kreptin, w chacie Grzybka, wczesny wieczór

Gusłek mruczał słowa kapłańskiego zaklęcia, przesuwając jednocześnie czubkami palców po złamanej nodze starca. Blask bijący od bursztynowego amuletu padał na jego skupioną poważną twarz, lśnił w kroplach zimnego potu występujących na czoło młodzieńca. Grzybek zastękał głucho, zaszamotał się na posłaniu niczym wyrzucona na brzeg ryba. Łamignat doskoczył do nieszczęśnika, przycisnął go swymi mocarnymi ramionami do łóżka, nim ten zdołał się wyrwać spod mrowiącego dotyku rąk Gusłka.

Siwowłosa żona Grzybka jęknęła głucho, a potem przewróciła oczami i padła bez świadomości na ziemię, nie mogąc widać znieść widoku przerażająco dla niej niezrozumiałego magicznego zabiegu. Połamane kości prawej nogi starca łączyły się ze sobą pod warstwą pomarszczonej skóry i wychudłych mięśni, odbudowując swą anatomiczną strukturę, zacierając wszelki ślad po ciężkich obrażeniach jakie jeszcze chwilę temu oznaczały dla biednego staruszka wyrok śmierci.

Kapłan przeniósł swe palce na odsłonięty, zapadły z niedożywienia brzuch rannego, zatoczył nimi niewielki krąg wokół pępka Grzybka wlewając dobroczynną moc leczniczą w opuchnięte wewnętrzne organy człowieka.

- Co wy... co wy za jedni? – wystękał słabym głosem starzec, otwierając oczy w tej samej chwili, kiedy Gusłek cofnął swą dłoń, a bursztynowy amulet zgasł przybierając na powrót wygląd zwykłego kawałka skrystalizowanej żywicy – Co wy mnie czynicie?

- Nie lękaj się niczego, dobry człeku – odpowiedział szybko Gusłek, ocierając grzbietem dłoni kroplący się na czole pot – Jesteśmy z Burataru, przyszli my tu z pomocą, dla życia ratowania, na waszego naczelnika prośbę. Gobliny cię znacznie poturbowały, ale dzięki wielkiej łasce Piana będziesz od śmierci ocalony. Uleczyłem twego złamanego kulasa i nieco ból w brzuchu przyćmiłem, a jutro pewnikiem o własnych siłach z posłania wstaniesz.

- Dzięki niech ci będą, czcigodny! – Grzybek ucapił rękę kapłana – I chwała Pianowi, jego świętym, męczennikom i kapłanom! Rzeknij mi, co mam uczynić, by odpłacić za tę łaskę?!

- Żyj podług nakazów wiary, bądź obecny przy obrzędach, głoś wśród innych chwałę Piana, a spojrzy On na cię łaskawie – odparł Gusłek podnosząc się z kolan – Wiadome jest dla mnie, żeś słaby i niewiele pamiętasz, ale rzeknij mi proszę, co takiego stało się dziś rankiem pod lasem.

Ocucona przez nad wyraz troskliwego Łamignata żona staruszka wydała z siebie kolejne westchnięcie, a potem upadła do kolan wielce zakłopotanego tym gestem Gusłka, ściskając go za nogi i zanosząc się płaczem. W izbie zapanowało na chwilę zamieszanie, toteż Grzybek milczał, dopóki Łamignat nie usadził staruszki na drewnianym zydlu opodal posłania.

- Poszlimy po drewno, jak co dnia – powiedział wciąż rozchwianym głosem Kreptańczyk – Wziąłżem se do pomocy trzech otroków od sąsiadów, zawszeć tak żem robił. Tamte kurwie syny się na nas w chaszczach na brzegu lasu przyczaiły, musieli już wcześni tam siedzieć, a na wioskę spozierać. Ledwie my gałęzie zaczęli odłamywać, a suche konary z ziemi podnosić, wyskoczyli z dzikim wrzeszczeniem... jeden mnie tym swoim wilczurem najechał, obalił na trawę, po łepetynie trzonkiem oszczepu stłukł. Otroki poczęły piszczeć, a do wioski uciekać, ale tamci w mig ich dopadli, iście jak wilki jelenia. Na siodła ich powciągali, przez łęki se przewiesili niby zarżnięte jagnięta.

- Ale nie ubili? – upewnił się słuchający uważnie słów starca Gusłek.

- Nie, czcigodny, nie ubili, żywcem ich wzięli, ani chybi po to, coby ich nieszczęsnych potem zarżnąć, a na rożnie świeżych upiec – wzdrygnął się Grzybek – A mię jeno sprali okrutnie, bo kto by mnie pożreć chciał, jakem taki stary, a łykowaty? Jeden z nich z siodła zeskoczył, a potem mnie na kulasa nastąpił, po to jeno, coby nogę połamać, a potem tłukł mnie tym trzonkiem od oszczepa jak dziki i cały czas coś tam wrzeszczał w tej swojej mowie!

- I nic żeś z tego wrzeszczenia nie pojął?

- Nic, a nic, panie – wzruszył ramionami Grzybek, szczerze przejęty tym, że w niczym nie mógł zatroskanemu kapłanowi pomóc – Mnie to jeno ognie w oczyskach poczęły się palić, a huk taki pod czaszką od tego walenia, a potem wszytko zgasło!

- A ilu ich było pod tym lasem? Może żeś aby tyle spamiętał?

- Och, siła, panie, siła! Z wszytkich stron wyskoczyli, pełniuśko ich było, możno nawet tuzin abo dwa abo i trzy! A wszytkie na tych wielgaśnych wilkach, straszniście złych, aż im ślina z pysków kapała!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:07, 18 Gru 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kreptin, przy kuźni, wczesny wieczór

Roch skończył się drapać, splunął dla odmiany pod nogi, niebezpiecznie blisko łapci Gwizdaka. Posłaniec zmarszczył na ów widok gniewnie nos, ale nie zdobył się na żaden zaczepny komentarz czując wobec bliźniaków wyraźne obawy.

- Mniejsza o to, poczemu to cię nie łapły te bydlaki – powiedział młodzieniec – Lepszyj rzeknij tera, coś tam w puszczy widział. Kupa ich za tobą lazła? Jaki oręż przy sobie mieli?

Gwizdak wzruszył niepewnie ramionami, popatrzył z zadumaną miną na strzechę pobliskiej chałupy.

- Ciężkawo cosik rzeknąć – wybąkał w końcu z oporem – Żem ich pierwszy raz ujrzał na zakolu rzeki przy Żółwim Kamieniu, jeden na chwilę z krzaków na mię wyjrzał. Wilk wielgaśny, a na nim goblin, z dzidą ostrzastą w łapsku, a wiecie, że on kaftan miał na sobie? Taki płytkami żelaznymi nabijany, iście jak te wojaki ze strażnicy! A wilczur siodło miał jako koń jaki! Nigdy bym se nie pomyślał, że te gobliny takie zbrojne mogą być!

Roch i Pomścibor wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia. Wiedzieli, że goblińska wilcza jazda była formacją otaczaną wielką niesławą i lękiem, ale łudzili się wcześniej w duchu, iż wokół Kreptinu krążą jakieś szczątkowe pozostałości po rozbitym wskutek bratobójczych walk czambule, źle zorganizowane, głodujące i z desperacją polujące na nieostrożnych podróżnych.

Teraz nadzieja ta topniała z każdym słowem posłańca.

- Mnie tam nie wiadomo, wiela ich za mną pędziło, ale tak się mnie zdawa, że może ich pół tuzina było... abo i tuzin nawet! To mi za jednym krzakiem który mignął, to inny za drugim... i może czasami to był jeden, a ten sam, ale pół mili za Żółwim Kamieniem naraz trzech wysadziło na ścieżkę, przeleciało mi przez nią za plecami z takim z gardzieli warkotem, żem mało na drzewo nie wskoczył jak jaka wiewióra!

Mężczyźni zesztywnieli znienacka, poderwali głowy odwracając je w stronę ciemniejącej w ostatnich promieniach słońca linii puszczy i coraz widoczniejszej tarczy księżyca. Ponad wierzchołkami strzelistych drzew poniósł się przejmujący dreszcze dźwięk wilczego wycia, wznoszący się tęskną nutą ku blademu księżycowi. Ledwie uderzenie serca potem zew ten podjęły inne zwierzęce gardziele, splatając się w posępną pieśń, która mroziła krew w żyłach zgromadzonym w wiosce ludziom.

Wycie dobiegało zewsząd, z każdej strony Kreptinu, spośród puszczańskich gąszczy otaczających struchlałą z trwogi osadę.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 1:56, 19 Gru 2009
kamien88
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna





Z głębi trzewi Pchełka zaczął się odzywać dziwny głos mówiący jakieś dziwne słowo ewakuacjaaaa, ewakuacjaaaa. Z jakiegoś powodu chwilę potem przed oczami Pchełka stanął wujcio Mendek machający ręką i krzyczacy "spieprzamyyy" zupełnie jak wtedy kiedy wujcio wysłał go po miód do barci, sam mówiąc że jest już za gruby i za stary, i nadaje sie tylko na czaty. A dookoła coraz więcej pszczół, oj ile pszczół... Pchełek wrócił do rzeczywistości.... czas wsadzać baby i dzieci do łódek. Niech płyną do naszej wioski, póki co... to nie miejsce dla bab i brzdąców...i może tą cycatą Bławatke odesłać, gdzie no takiej dziewoji do bitki, kozy doić a nie walczyć... czas przekazać swój pomysł reszcie kompanijii i ludziom z wioski


Ostatnio zmieniony przez kamien88 dnia Sob 3:54, 19 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 8:47, 19 Gru 2009
namakemono
Gracz Roku 2009
 
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 838
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna





– Człowiecze, rzeknij no jeszcze, bo zdać by się mogło, że czas nam czmycha niczym żaba co boćka zoczyła, czyś nie obaczył czego dziwnego a szczególnego. Wiem ja, że plugawych goblinów wilców dosiadających nie codzień my oglądać przywykli, ale może tknęło cię coś, dziwem nad dziwy wydać ci się mogącego? Pomyśl dobrze, bo może to ostatnia chwila na dokładne w spokoju pamięci przywołanie.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 13:09, 19 Gru 2009
Kerth
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 386
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna






Tylko po co gobliny atakują ta wioskę?
Co tu takiego jest, że opłaca im się ponieść jakieś straty? Raczej nie dla rozrywki.
Wójta trzeba by popytać
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 13:40, 19 Gru 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kreptin, w chacie kowala, wczesny wieczór

Słysząc spokojny głos Bławatki malec przestał szlochać, zaczął zaś w zamian pochlipywać żałośnie, wciąż przyciskając się do matczynej spódnicy i popatrując na dziewczynę zza przesłaniających oczy paluszków. Chłopczyk miał góra osiem lat, a jego okrągłą pucołowatą twarzyczkę znaczyły liczne sińce, ale Bławatka odetchnęła w duchu zauważając, że poza tymi powierzchownymi śladami nie odniósł żadnych innych obrażeń.

- Zwą cię Pędziwiatrem, prawda? - zapytała cicho Bławatka głaszcząc dziecko po główce - Ładne miano, tak samo jak moje. Rzeknij mi proszę, co z twoimi druhami, których gobliny w jarzmo wzięły? Nie ukrzywdzili ich?

- N... nie... - chlipnął malec wycierając hałaśliwie nos - Wielce ich posztyrchali, jak i mnie... prawie tak jak tatuńcio jak są na nas zły... ale nie ubili. Ale starego Grzybka to sprali okrutnie, inakszy jak nas...

- Gdzie was powlekli? Do lasa?

Chłopczyk pokiwał ponownie głową, chlipnął znowu żałośnie.

- Ja tam nie wiem, pani... strasznie tam było, krzaki i drzewa... gąszcz taki okropny jak mamula straszą, coby tam nie chodzić, do tego lasa...

- Wielu ich było w tym gąszczu,dziecko? Umiesz na palcach pokazać jak wielu? - zadała kolejne pytanie dziewczyna.

Pędziwiatr zastanawiał się przez dłuższą chwilę, potem pokręcił głową.

- Pełniuśko ich było, pani, pełniuśko, gdzie bym się nie obejrzał...

- A jak was traktowali? Bili, wrzeszczeli? - odezwał się stojący za plecami Bławatki Trzęsikęsek.

- Wrzeszczeli straszniście - pokiwał gorliwie głową Pędziwiatr, wystawiając przy tym z ust koniuszek języka - A te ich wilcy warczeły i gryźć nas chciały, ale im nie dali.

- A co takiego wrzeszczeli? - Trzęsikęsek przykucnął obok Bławatki spoglądają uważnie w załzawione oczy dziecka - Pojął żeś cosik z ich słów?

- Nic, a nic - zaprzeczył chłopczyk - One cosik nam gadały, a pokazywały ryncami, aleć nic żem nie pokumał, bo one całkiej inakszy gadali jak my we wiosce.

W głowie myśliwego pojawiła się znienacka pewna niepokojąca myśl, która sprawiła, że jego ciało zesztywniało nerwowo, a w oczach pojawił się dziwny błysk.

- A powiedz mi co inszego, Pędziwiatrze - zniżył głos myśliwy - Był ci z tymi goblinami kto inszy jeszcze, czy jeno one, a ich wilcy? Może człek jaki abo ogr abo co inkszego jeszcze?

- Nie, panie - odparł po chwili zastanowienia chłopczyk - Jeno gobliny, a wilcy, ale niektóre to takie wielkie były jak pewnikiem i jaki ogr mały!

- A jak to się stało, żeś do nas wrócił? - zadał w końcu najbardziej dręczące wszystkich pytanie Trzęsikęsek - Czemu cię wolnym puściły, a innych dalej więżą?

- A tego to nie wiem, panie - westchnął ciężko Pędziwiatr - Jeden z nich, taki wielgaśny, w zbroi żelaznej i hełmie na łebie, cosik mi rozprawiał po inszymu, charczał straszniście, a ryncami całki czas na słoneczko pokazywał. A jak widzieł, żem nie pomiarkował, co on gada, to mnie po łepetynie szturchał, iście zezłoszczony, a potem znowu na słońce pokazywał, a na Bzyka i Puchałka i ryncą po gardzieli jeździł jako tatuńcio jak mamci pokazuje, że kurę ma zarżnąć.

Zgromadzone w ciemnej izbie kobiety westchnęły jednocześnie, a Miłosz wyprostował się z gniewną desperacją na dźwięk ostatnich słów chłopczyka, wymieniając niespokojne spojrzenie z jego ojcem.

- A potem mnię jeden za kark złapał, a na swojego wilca wsadził, na siodło! Całkim był ze stracha zdrętwiały, że mnię gdzie wywieźć chce daleko, ale on jeno pod wioskę podjechał, a mnie tam zrzucił na trawę, a w zadek kopnął, cobym do was poleciał! I jeszcze cosik tam charczał, a na słoneczko pokazywał, alem się już na niego nie oglądał, jeno drapko czmychnął!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 14:39, 19 Gru 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Pora na mały tryb taktyczny. Kerth zadał słuszne pytanie, ale zaczekamy z zadaniem go Miłoszowi, dopóki nie wyjdziecie z chaty kowala. Jeśli ekipa tam zgromadzona (Niemój, Trzęsikęsek, Bławatka i Maskacz) mają jeszcze jakieś pytania do otroka, wyszczególnijcie je w trybie niebieskim.

Kamień, ewakuacja wioski może być skrajnie niebezpieczna o tej porze wioski: trzeba będzie popędzić kobiety i dzieci w ciemnościach przez gęsty las oddzielający Kreptin od przystani łodzi nad jeziorem. Wyobraź sobie, co się stanie, jeśli pośrodku tego odcinka uderzą na Was jeźdźcy wargów... a jeśli opuścicie wioskę w ten sposób, grasanci spustoszą ją i być może puszczą z dymem.

Poza tym wątpię, by miejscowi się na to zgodzili: Venar, Czegoj, co Wy na to?

Jeśli o porę dnia idzie, to najdalej za pół godziny słońce całkiem zajdzie i zapadnie noc. Około setki mężczyzn i kobiet (albo uzbrojonych we włócznie i łuki albo w widły) kręci się wzdłuż ziemnego wału, reszta chowa się pod domach z dziećmi.

Czy muszę podkreślać w jakiś sposób Wasze wrażenie uciekającego szybko czasu? Wink
Zobacz profil autora
KC - Sąsiedzkie troski
Forum RPG online Strona Główna -> Kryształy Czasu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 7 z 50  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 48, 49, 50  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin