RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Jednostrzałówki -> CC - Projekt "Niflheim" Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Pią 23:26, 10 Gru 2010
SamboR
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Steinau an der ODER
Płeć: Mężczyzna





"Kapitanie, proszę o opuszczenie terenu kamienicy. Proponuję, by zajął się pan zabezpieczeniem terenu podwórza. Nikt nie może wejść do kamienicy. Wszelkich dziwnie zachowujących się mieszkańców - wyglądających jak ci tutaj, rozstrzelać bez wachania. Nie wchodzić w kontakt dotykowy." - Fenswick zdecydował, że lepiej będzie odwołać żandarmów, wobec nieznanych dróg roznoszenia się choroby. Z kieszeni płaszcza wyjął ciążącą mu krótkofalówkę i rzucił po angielsku, wduszając przycisk nadawania:"Mr Roksewsky, we need to talk. I'll join you and rest of our companions in a second."
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 0:53, 11 Gru 2010
Makotto
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 03 Gru 2009
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rubieże Zewnętrzne
Płeć: Mężczyzna





Volodia poruszył lufą karabinu, nakazując mężczyźnie odwrócić się do ściany. Założył pasek karabinu na ramię, z jedną reką dalej na kolbie i palcem nadal na spuście, drugą dobył zza pasa kajdanki.

Gotowy na możliwy atak, Rosjanin podszedł by skuć mężczyznę.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 23:06, 12 Gru 2010
Waylander
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 716
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konin
Płeć: Mężczyzna





Witam

Nie ma sesnsu go skuwać )przynajmniej na razie) jak dla mnie.


- Nie będziemy strzelać! - Stefan dał żołnierzom znak żeby nie strzelali.

- Tylko słuchaj poleceń i gadaj czy na górze jeszcze ktoś jest i czy pili ta cholerną wodę!?



Oczywiście wołam po niemiecku.

Każe mężczyźnie trzymać dystans. Myślę że wyprowadzenie go pod lufami Rosjan wystarczy(ale zaznaczę że jest to aresztant PAP-u, jeśli chcieliby go później zabrać).

Pozdrawiam
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 23:16, 12 Gru 2010
Stan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów






Przydałoby się ustalić pochodzenie tej wody. Można zacząć od studzienki kanalizacyjnej.
Jeśli tam woda jest fioletowa, to mamy duży problem...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 15:01, 16 Gru 2010
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Mężczyzną złapanym w kamienicy okazał się tajemniczy Franz Kaiser. Dopiero w Sali przesłuchań ochłonął nieco, a po wypiciu kubka kawy i wypaleniu kilku papierosów zaczął mówić. Okazało się, że poprzedniej nocy upił się jak dzika świnia, bo był po ostrym dyżurze w szpitalu, więc dotarł do domu i położył się jak stał. Rano, koło godziny ósmej, obudził się z wysuszoną gębą i kacem mordercą. Podszedł do kuchni, by się napić wody z kranu, ale zobaczył, że leci jakaś dziwna ciecz zamiast wody, więc zdenerwowany poszedł do mieszkania obok, do pana Hansa – sympatycznego starszego mężczyznę, żyjącego w swoim świecie.

- Chciałem już zapukać do drzwi, ale zauważyłem, że były otwarte, więc wszedłem do środka. Zaniepokojony minąłem przedpokój, i widziałem, jak pan Hans leżał na ziemi, głośno oddychając. Podbiegłem więc do niego, i zobaczyłem, że ma dziwne sine plami. Na ziemi obok niego leżała w połowie stłuczona szklanka, a wokół szklanki ten dziwny płyn, który leciał z karnu. Przestraszyłem się jak cholera, a zwłaszcza, że na dworze ktoś przyjechał… wybiegłem na klatkę schodową… w oknie zobaczyłem wysiadających Stasi z aut… mieli broń… szybko zamknąłem się w swoim domu i schowałem do szafy, która ma podwójne dno… specjalnie je tatuś zrobił, na wypadek gdyby Hitler zaciągał do wojska całą ludność… I potem słuchałem, jak mnie szukają po domu… bałem się, że oskarżą mnie o morderstwo! Ale teraz już wiem, że to ta woda go zabiła… ja… ja zszedłem później, do sąsiadów, do… do państwa Roder… oni stali na schodach, na półpiętrze… i tak dziwnie wyglądali… też musieli wypić tą wodę, bo patrzyli się na mnie, jakby… jakby chcieli mnie zjeść! Rozumiecie? – spojrzał na twarz Volodi, która nie wyrażała dosłownie niczego. – przerażony pobiegłem do domu i się zamknąłem. Potem ktoś walił mi w drzwi, ale zastawiłem je kanapą i wróciłem do szafy. W schowku przesiedziałem tak długo, aż wy się pojawiliście… bo usłyszałem strzały i huk… uznałem, ze to jedyna szansa na ucieczkę z budynku…

Reszta mieszkańców była zarażona. Rosjanie wchodzili do domów i strzelali w głowę ludziom, z zimną krwią. Pomagał im Volodia, reszta agentów próbowała się skontaktować z kwaterą główną, ale zakłócenia uniemożliwiały jaką kolwiek komunikację. Ulrich razem z sir Jamesem udali się osobiście po nowe rozkazy, zostawiając polaka do pilnowania sowietów i kontrolowanie akcji.

Wszystkie zwłoki wyniesiono na zewnątrz i podpalono, a świadków brutalnie wyrzucano z miejsca zdarzenia. Dziennikarze pojawili się niczym muchy lecące do świeżego gówna, ale również zostali wyrzuceni, a aparaty skonfiskowane przez żandarmów. Po dwóch godzinach miejsce było oczyszczone a kamienica pilnie strzeżona przez policję.

Zbadanie studzienki kanalizacyjnej sir James zlecił kręcącemu się szeregowemu z rosyjskiej żandarmerii, który w koszarach już zdążył się upić, i teraz za karę zostawiono go na mrozie. Żołdak po dwudziestu minutach taplania się w ściekach wrócił i oznajmił, że woda jest normalna. Dalsze badania wykazały, że skażona woda została wlana bezpośrednio do zbiornika w piwnicy, pompującego wodę na górne piętra. Obecnie została wypompowana przez strażaków i zostanie odpowiednio oczyszczona i wylana w odpowiednie miejsce.

Do tej pory udało się potwierdzić obecność wszystkich mieszkańców, oprócz trzech:
Mark Brumber, Raman Patoh i Franz Kaiser. Pielęgniarka widocznie musiała wrócić wcześniej do domu. Czy też wypiła skażoną wode, tego już nie można było potwierdzić.

Szukanie dalszych śladów i badanie miejsca zdarzenia było bezowocne. Wszystkie ślady zostały już zatarte przez szwędających się dookoła wojskowych. Zdjęcie śladów z pompy w piwnicy również nic nie dało. Sprawca miał na sobie rękawiczki albo wytarł ślady.

*

Wtorek 3 luty 1950 roku, godzina 16.38, gabinet wydziału TK-31

Drobne płatki śniegu osiadały na szybie, roztapiając się i tworząc chaotyczne mozaiki z lodu. Ulrich Neumann siedział przy swoim biurku i od dwudziestu minut próbował naprawić krótkofalówkę. Od wydarzeń w kamienicy nie łapała żadnego sygnału, a inżynier nie mógł jasno stwierdzić, co tak właściwie uszkodziło urządzenie. Podniósł kubek z ciepłą herbatą, którą Laura przyniosła jakiś czas temu. Ręka zastygła w połowie drogi, gdy trzaskając drzwiami do środka wpadł Major Kazakov, rzucając zdjęcie na biurko Volodii, który przeglądał swoje papierzyska. Zaciekawieni agenci podeszli bliżej, by przyjrzeć się zdjęciu.

- Ten zaznaczony to nasza ofiara.



- Nazywa się Otton von Totenkampf. Może go kojarzycie. Zajmował się projektem "Niflheim" – wskrzeszaniem poległych żołnierzy i wysyłanie ich z powrotem do walki. Nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów, projekt miał dużo wad, a jeszcze więcej skutków ubocznych. Sprawa przycichła zaraz po wojnie, a wszelkie ślady usunięto, stąd dostęp do akt mają nieliczni. Jak widać, ktoś postanowił kontynuować projekt, bo w skażonej wodzie ze wstępnych ustaleń występują te same bakterie, które zostały „wyhodowane” przez skutki uboczne. A to znaczy, że ktoś ma te bakterie. Wiecie co to znaczy?

Major rozejrzał się po twarzach słuchających go z napięciem agentów. Szczególnie długo przyglądał się polakowi. W końcu, po kilkunastu sekundach milczenia dokończył:

- To znaczy, że macie dwadzieścia cztery godziny na złapanie tego chuja i przejęcie całej jego kolekcji – rosjanin poprawił swoją wojskową marynarkę. Poklepał się po kieszeniach, jakby czegoś szukając. Zza okna dobiegł dzwon kościelny, wybijający godzinę 17:00. W piecyku kaflowym trzasnęło palone drewno, na chwilę przerywając ciszę. W końcu major podniósł swoją czapkę uszatkę, z czerwoną gwiazdką na środku (ponoć nawet w niej spał), i wyciągnął z niej niewielki kluczyk, schowany w ukrytej kieszonce we wnętrzu czapki. Rzucił niedbale kluczykiem na biurko, oznajmiając krótko:

- Dostajecie dostęp do tych akt. A niech kurwa zginie choćby kurz stamtąd, to was osobiście powieszę za jaja przed sztabem – obrócił się na pięcie i bez słowa zwrócił się do wyjścia. Zanim jeszcze trzasnął drzwiami, dodał już milszym tonem.

- Idźcie coś zjeść, bo zapowiada się dzisiaj długa noc.

I trzasnął drzwiami, aż śnieg spadł z zewnętrznej strony parapetu.

- Kiedyś rozpierdoli te drzwi, to ciekawe czym trzaśnie – mruknął polak, ku ogólnej uciesze agentów.


*

Reasumując. Epidemia póki co została opanowana. Wszyscy mieszkańcy kamienicy oprócz trzech osób nie żyją. Próbki wody i materiał znaleziony w krzakach dalej są w analizie, znacie tożsamość ofiary. Pozostaje wam znalezienie punktu zaczepienia między ofiarą a napastnikiem. Czas misji to równe 24h, natomiast teraz macie godzinną przerwę na obiad. Możecie iść razem, osobno albo postanowić coś innego.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 18:11, 19 Gru 2010
Makotto
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 03 Gru 2009
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rubieże Zewnętrzne
Płeć: Mężczyzna





Volodia spojrzał jeszcze raz na fotografia, biorąc ją do reki i podnosząc do światła. Po krótkiej chwili rzucił ją na biurko, założył kórtkę i ruszył ku drzwiom.

-Idę coś zjeść, a potem pogadać ze Stazi.

Nie czekając na odpowiedź opuścił pomieszczenie, poprawiając pod pachą kaburę z naganatem. Kilkanaście minut później, siedząc w jadłodajni naprzeciwko siedziby PAPu dalej miał przed twarzą gębę SSmana. Odruchowo bawił się tępym nożem, wodząc wzorkiem po nieco opustoszałe sali. Kelnerka postawiła przed nim talerz z krochmalem zwanym kartoflami oraz jakimś mięsem.

-Pana zamównienie. - pisnęła szybko po czym uciekła za ladę, by razem z koleżankami cicho wymieniać uwagi o upiornym rusku.

Nastugov bez większych ceregieli odrzucił do pustego kosza na chleb nóż, i wyciągnął zza pasa swój sztylet bojowy Hitlerjungen, zabrany z truchła jakiegoś niemca. Ostra jak brzytwa klinga dzieliła twarde mięso na równe kostki. Właściciel knajpy rzucał co jakiś czas zaniepokojone spojrzenie w stronę rosjanina, czekając aż ostatni kawałek mięsnej podeszwy zniknie w otoczonych zarostem ustach rosjanina.

Volodia oblizał się prostacko, wybierając resztki ziemniaków z wąsów i zostawił na stole pieniądze za posiłek. Ostrze noża wytarł papierową serwetką. Wstał, chowając broń do pochy na biodrze i udał się do wyjścia. Skierował się w stronę najbliższej siedziby Stazi, których to biura rozsiane były po całym Berlinie.

Nastugov postawił kołnierz i pochylił nieco głowę. Jeśli tutaj nic nie znajdźie, nie ma zamiaru odpuścić. Jeśli będzie trzeba pójdzie nawet do Lichtenbergu.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 20:28, 02 Sty 2011
Waylander
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 716
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konin
Płeć: Mężczyzna





Witam

Dobrym pytaniem jest do jakich akt otrzymaliśmy dostęp?Wink.

Co do posiłku to jest gotowy wybrać się z resztą zespołu na obiad o ile nie przypadnie im do gustu pomysł zorganizowania jakiegoś jedzenia do biura(chciałbym jak najszybciej zabrać się za przeglądanie papierków, ewentualnie liczę na jakąś służbową stołówkę).

Przede wszystkim chciałbym dostać jak najszybciej akta naszego martwego szkopa i jego bliskich współpracowników.

Po za tym trzeba rozesłać listy gończe za naszymi zaginionymi mieszkańcami.

Przydałby sie także oficjalny raport Stasi z ich akcji(nie żeby nie ufał naszemu rosyjskiemu towarzyszowi i miał złudzenia co do tego że oficjalny raport Stasi będzie w 95% sfałszowany Wink )

Tak po za tym to zauważyłem że każdy z nas używa innej broni co może powodować pewne problemy logistyczne(nie będziemy mogli wymienić się amunicją w razie wyczerpania własnych zapasów). Chyba broń Sambora byłaby najlepsza jako standardowy model dla drużyny ale wydaje mi się że wystarczy żeby każdy z nas miał po prostu bo jednej sztuce broni na kompatybilną amunicje(najlepiej 9mm).



Pozdrawiam
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 19:11, 07 Sty 2011
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Wtorek 3 luty 1950 roku, godzina 16.50, gabinet wydziału TK-31

Minęło pięć minut, od kiedy rosjanin wyszedł coś zjeść, burcząc przy tym o lokalu znajdującym się na przeciwko PAPu. Zdenerwowany brakiem rezultatów w naprawie sprzętu, Ulrich cisnął krótkofalówkę na ziemię, powodując jej ostateczne zniszczenie.

- Scheisse – mruknął cicho.

Emerytowany major od kilku minut patrzył w zadumie przez okno na ulicę Berlina. Ręce trzymał zaciśnięte w pięści za plecami. Na dźwięk roztrzaskującego się sprzętu zerknął przez ramie, uniósł prawą brew.

- Może to nie wina sprzętu, tylko zakłóceń? Kiedy próbowaliśmy się skontaktować przez – tfu – sowieckie radiostacje one również odmówiły posłuszeństwa.

Skierował wzrok znowu na ulicę, przypatrując się, jak pług domowej roboty odśnieża ulicę, która powoli pustoszeje z pojazdów i przechodniów. Robi się ciemno, a w nocy lepiej nie chodzić samemu po mieście.

Otworzyły się drzwi, przez które wszedł polak uśmiechając się lekko. Gdy zobaczył leżącą na ziemi, zniszczoną krótkofalówkę spojrzał od razu na niemca, który trzymał się obiema rękami za głowę i intensywnie widać nad czymś myślał. Sir James dalej stał w tej samej pozycji, w jakiej go zostawił Stefan, wychodząc załatwić ciepły posiłek do biura.

- Czyli nie udało się naprawić. A co ze zdjęciami? - zapytał Stefan.
- Są jeszcze u fotografa, pokój 34C. Obiecał je na dziewietnastą, ale nigdy nie wiadomo - Ulrich nie zwrócił uwagi na polaka, dalej nad czymś rozmyślając.
- Rozumiem. Proponuję przyjrzeć się tym tajemniczym aktom, które tak są skrywane przed światłem dziennym. A może byśmy rozesłali jeszcze listy gończe za poszukiwanymi?
- Po co – teraz wtrącił się brytyjczyk. - To tylko skłoni ich do ukrycia się. Najlepiej poobserwować jeszcze tą kamienicę. Ale póki co zróbmy jak uważasz. Przejrzyjmy te akta, póki mamy czas i nic się nie dzieje – ostatnie zdanie wypowiedział z lekką ironią.

Urlich wstał nagle energicznie z miejsca.

- Zakłócenia, mówisz? Hm.... kiedyś pracowałem nad projektami dotyczącymi wpływów fal elektro-magnetycznych, ale projekt upadł bo nie było żadnych... wyników badań.. czyżby bo ktoś dokończył? Nie, to nie możliwe... z naszych obliczeń wynikało, że to niemożliwe... - mruczał do siebie Neumann, wychodząc za resztą agentów na korytarz.

*

Chwilę później, kiedy agenci czekali na windę, usłyszeli ożywiony ruch na piętrze. Z czwartego piętra zbiegała grupa lekarzy, stanowiących grupę badawczą do spraw bakterii i wirusów.

- Nastugov dzwonił. Wdepnął w niezłe gówno. Lepiej chodźcie z nami – do stojącej trójki zwrócił się najmłodszy z grupy, który przystanął na trzecim piętrze patrząc na zdziwionych nieco agentach. Tymczasem reszta jego ekipy zbiegała na dół.

Zadzwonił dzwonek, oznajmiający przyjazd windy i otwarcie się drzwi do kabiny.


Ostatnio zmieniony przez Dobro dnia Pią 19:12, 07 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 22:10, 07 Sty 2011
Waylander
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 716
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konin
Płeć: Mężczyzna





- Tak jest - rzucił beznamiętnie polak, po czym spojrzał przez ramię w stronę otwierającej się windy.




Witam

Czemu mi się wydaje że zaraz wyjdzie na nas coś niezbyt przyjemnego z tej windy:wink:.

Jeśli będzie ku temu szansa to chce wypytać o sytuacje naszych nowych towarzyszy.

Pozdrawiam
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 22:34, 08 Sty 2011
Stan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów






- To może wy pójdziecie stwierdzić, w co to Volodia inteligentnie się wpakował,a ja przejadę się w tym czasie do piwnicy i zobaczę co mają na temat tego Totenkampfa?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 22:55, 08 Sty 2011
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Dzwonek oznajmiający otwarcie drzwi windowych ucichł. Jego irytujący dźwięk został zastąpiony drugim, równie irytującym dźwiękiem.

- Kozłowski! Co tu się, kurwa, dzieje? – major Kazakov wyszedł z windy i zwrócił się do młodego patologa, który już się zbierał z zamiarem dołączenia do swojej ekipy.

Zagajony młody stanął w pierwszej chwili na baczność, ale zauważając szydercze wyrazy twarzy trójki agentów stojących na korytarzu, zaraz się opanował.

- Eee… panie majorze… ponoć sytuacja kryzysowa. Zarażony dostał się do restauracji „Tulipan” i…

- To co tu jeszcze robicie, towarzyszu Kozłowski?! Hę?! – krzyknął starszy oficer, a jego twarz wygięła się w grymasie złości. Zrobił kolejny krok na przód, popychając Ulricha, który stał na drodze, tak jakby trzech pozostałych agentów w ogóle tam nie było.

- Tak jest! – odkrzyknął lekarz, i zbiegł po schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz. Z dołu słychać było śmiechy jego towarzyszy, którzy prawdopodobnie przystanęli posłuchać, jak starszy stopniem beszta ich dowódcę.

- A wy co szczerzycie ryje? – Kazakov zwrócił się do pozostałych funkcjonariuszy i wyciąjąc zegarek kieszonkowy z kieszeni marynarki, zerknął na blat. Wskazówki starego Rubicona wskazywały godzinę szesnastą pięćdziesiąt dwa. – Macie jeszcze dwadzieścia trzy godziny i czterdzieści minut – nie czekając na odpowiedź, ruszył szybkim krokiem w stronę wydziału kryptologów, przeklinając po drodze i poprawiając swoją niezniszczalną czapkę uszatkę.

- Fucking soviet pig – skomentował krótko, acz cicho sir James. – w normalnej sytuacji dostałby już w morde. To co, panie polak, idziecie ze mną zobaczyć, w co nasz brzydki komunista wdepnął?


Ostatnio zmieniony przez Dobro dnia Sob 22:57, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 23:29, 08 Sty 2011
Waylander
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 716
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konin
Płeć: Mężczyzna





- Ruszajmy, szkoda zbędnej Gadaniny majorze - Polak spojrzał na Niemca - Idziemy razem dokumenty nie uciekną a tam może być gorąco.

Witam

Lepiej trzymać się razem, kto wie może w restauracji zdobędziemy więcej danych niż w zakurzonych teczkach w archiwum.

Pozdrawiam
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 2:26, 09 Sty 2011
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





- To może wy pójdziecie stwierdzić, w co to Volodia inteligentnie się wpakował,a ja przejadę się w tym czasie do piwnicy i zobaczę co mają na temat tego Totenkampfa? - zaproponował Ulrich, gdy brytyjczyk skończył przeklinać.

- Ruszajmy, szkoda zbędnej gadaniny majorze - Polak spojrzał na Niemca - Idziemy razem, dokumenty nie uciekną a tam może być gorąco.

Niemiec wzruszył ramionami, przybierając obojętny wyraz twarzy.

- Skoro już winda jest na miejscu, to możemy skorzystać – zauważył Felswick, wchodząc jako pierwszy do kabiny. Zaraz za nim był Ulrich, a na końcu wszedł Stefan.

Konstrukcja windy była prosta acz skuteczna. Drewniany szkielet był obłożony cienkimi warstwami blachy, dzięki czemu wnętrze kabiny było jednakowo stalowo-szare, smutne, przygnębiające. Nawet panel z kwadratowymi przyciskami zaznaczonymi od 3G do 7 i kilkoma funkcjonalnymi nie wyglądał zachęcająco.

Na parterze, w recepcji panował ożywiony ruch. Widać nie tylko grupa patologów została postawiona na nogi. Do wyjścia szykował się również czteroosobowy oddział szturmowy, złożony ponoć z najlepszych komandosów SAS. Ubierali właśnie kombinezony ochronne, gdy zauważyli trzech agentów z wydziału TK-31.

- Weźcie sobie maski – rzucił od niechcenia jeden z komandosów, wysoki brunet o krótkich włosach i orlich rysach twarzy. Po chwili dostrzegł wychodzącego zza pleców Ulricha majora Felswicka. – Sir! Niespodziewaliśmy się pana! Jesteśmy na pańskie rozkazy – zreflektował się. Na jego słowa reszta komandosów zasalutowała emerytowanemu majorowi z należytym szacunkiem.

- Spocznijcie, żołnierze. Gdzie grupa patologów? Lepiej, żeby weszli na końcu.

Kilku funkcjonariuszy Papu zaczęło wręczać pozostałym maski przeciwgazowe. Recepcjonista, siedzący w rogu przy wejściu budynku, patrzył na ludzi w holu z obojętnym wyrazem twarzy. Kolejny dzień, kolejna akcja. Nic nowego.
Przemykający po bocznych korytarzach funkcjonariusze również nie zwracali uwagi na szykujących się na akcje ludzi. Widocznie nikt nie lubił się tu wtrącać w nieswoje sprawy.

Wtorek 3 luty 1950 roku, godzina 17:01, zaułek restauracji „Tulipan”


Budynek restauracji stał na przeciwko siedziby PAP, dosłownie o rzut kamienia. Była to mała kamienica, na parterze której znajdował się "Tulipan", a na górze normalne mieszkania, do których prowadziło osobne wejście z drugiej strony budynku. Z obu stron były zaułki prowadzące na tyły, a w odległości pięciu metrów znajdowały się kolejne kamienice.

Major kończył właśnie wydawać ostatnie rozkazy, gdy z okna kuchennego służącego raczej do wentylacji dobiegły ciche głosy. Wszyscy funkcjonariusze uciszyli się. Wokół panowała ciemność, ponieważ najbliższa latarnia zgasła kilka minut wcześniej. Lekki poblask wydostawał się z restauracji przez dużą frontową szybę, pozwalającą zajrzeć w głąb lokalu.

Komandosi SAS założyli maski i bezszelestnie ustawili się na pozycjach. Do piątki patologów dołączył Ulrich Neumann, którzy przykucnęli za dużym kontenerem na resztki żywności. Sir James i Stefan przylgnęli do ściany plecami i nasłuchiwali. Po chwili głosy wewnątrz kuchni wznowiły się.

- Baza, tu J-Dwa. Jak mnie słyszycie? Odbiór.

Chwila ciszy przerywana ledwo słyszalnymi zakłóceniami z krótkofalówki.

- Baza, odbiór. Tu J-Dwa. Odbór.
Dalej słychać tylko zakłócenia fal radiowych, które po chwili przerywane są niezrozumiałym słowem. Zaraz po tym wszelkie głosy urywały się.

Po minucie major wydał rozkaz, żeby wpaść do środka.

Dwóch komandosów SAS wbiegło od frontu, zaraz za nimi wpadł polak. Pozostali weszli od tyłu, przez kuchnię, w której jedna, starsza wiekiem kucharka przyrządzała jakieś danie, nieświadoma zamieszania. Kiedy tylko zobaczyła lufę karabinu mieszącą do niej, z przerażeniem podniosła ręce do góry, upuszczając nóż, którym kroiła mięso. Po tajemniczym gościu nie było ani śladu.

- Zejdę na dół, i sprawdzę, kto to był - powiedział sir James, i ruszył w stronę zejścia do piwnicy, jedynego pomieszczenia, w którym mógł się schować tajemniczy gość. Widocznie cała restauracja miała dwa pomieszczenia: salę, w której jedli klienci oraz zaplecze, na którym przyrządzało się dania. Piwnica musiała więc służyć na spiżarnie, na którą już nie było miejsca na parterze.

Ulrich tylko przytaknął i ruszyli dalej, kucharkę mijając bez słowa i wchodząc do sali, zaraz za resztą ekipy "ratunkowej".

Wszyscy zobaczyli, jak Volodia celował z obu rewolwerów do leżącego na ziemi mężczyzny. Facet leżał na plecach. Na jego brązowych spodniach była duża, mokra plama, a w lokalu zaczęło już śmierdzieć świeżą uryną. Oddział szturmowy szybko ustawił się na pozycjach, zabezpieczając pomieszczenie, natomiast patolodzy w maskach powoli podeszli do leżącego na plecach faceta.

- Co żeś znowu narobił, Nastugov? – spytał beznamiętnie Rokoszewki, oglądając z zaciekawieniem ofiarę.

Rosjanin nie odpowiedział, niespuszczając z oka tajemniczego mężczyzny. Mruknął tylko coś o epidemii, gdy na ulicy z piskiem opon zatrzymały się dwa samochody, z których wypadło kilku funkcjonariuszy policji – i prawdopodobnie – Stasi.

Leżący na wznak mężczyzna nagle dostał drgawek jak w ataku epilepsji, gdy jeszcze bardziej niespodziewanie uspokoił się. Otworzył oczy, i patrząc na obojętną twarz Volodii wyburczał:

- To na czym staneliśmy, komuchu?


Ostatnio zmieniony przez Dobro dnia Nie 2:27, 09 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 14:03, 16 Sty 2011
Waylander
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 716
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konin
Płeć: Mężczyzna





Witam

Facet mi się nie podoba, jak wchodziliśmy to miał obszczane spodnie a teraz dostał jakiegoś ataku i nagle nabrał odwagi jak mało kto. Może to jakieś opętanie albo coś w ten deseń kto wie... .
To sprawa raczej do rozwiązania na później(oczywiście mierze do gościa z pistoletu na wszelki wypadek i rozglądam się po sali szybko w poszukiwaniu innych zagrożeń. Ważniejsze dla mnie jest zneutralizowanie tych policjantów na zewnątrz(szczególnie jeśli to Stasi). Jak wejdą to dam im spokojnym głosem do zrozumienia że to nasza sprawa i że proszę aby zabezpieczyli budynek od zewnątrz. Jak będą się rzucać to powiem im że niech sobie idą pogadać z naszym przełożonym. Jak na prawdę nie odpuszczą i będą agresywni to powiem im wprost żeby wypieprzali bo mamy więcej luf niż oni:twisted:(przynajmniej mam takie pobożne życzenie Wink).

Martwi mnie też ruch majora, piwnice to ulubione miejsce przesiadywania wszelkich zombi więc dobrze by było podesłać mu jakieś wsparcie, ap-ropo patolodzy mają broń ? Jak tak to poślę dwójkę jako wsparcie dla Sambora.

Pozdrawiam
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 0:05, 17 Sty 2011
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Panowie panowie, rozkręcamy się i jedziemy z tym koksem... póki co sir James jest NPC (dopóki Sambor się nie zgłosi), ale za jakiś czas jak nie znajdę zastępstwa to sam poprowadzę go jako postać... tylko przygoda musi ruszyć!

Patolodzy nie mają broni, już mieli się brać za badanie ale słowa leżącego mężczyzny ich zatrzymały. Ludzie na zewnątrz budynku póki co się grupują, powstrzymani przez celujące w nich trzy lufy żołnierzy SAS, których broń mogła z łatwością przebić frontowe szyby. Na szybki rzut oka policjantów jest siedmiu.
Zobacz profil autora
CC - Projekt "Niflheim"
Forum RPG online Strona Główna -> Jednostrzałówki
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 4 z 7  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin