Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Kuźnia Miechoduja, cztery godziny do wschodu słońca
Kopnięte z rozpędu drewniane drzwi kuźni odskoczyły w tył na zawiasach, huknęły donośnie o ścianę pomieszczenia. Myjący kamienną kadź Miechoduj podskoczył na dźwięk owego nagłego wtargnięcia, przeczesał palcami strąki dawno niemytych włosów wpadających mu do oczu. Czerwonawa poświata bijąca od pełnego węgli paleniska oświetlała całą kuźnię nadając jej złowieszczego wyglądu.
- Wsadź żelazo do znakowania bydła w ogień i idź precz, Miechoduju – polecił stanowczym tonem Pomścibor, każąc jednocześnie Łamignatowi złożyć przytomniejącego z wolna brańca przy kadzi – A żwawo, bo my tukej tera grasanta za ozór będziem ciągać, a tyś na nerwach słabowity, jeszcze byś bez dechu padł na ony widok.
- Żadnych tortur! – podniósł głos Gusłek krzyżując ramiona na piersiach – Póki inszych sposobów nie spróbujemy, żadnego rozpalonego żelaza! I żadnego mordowania rozumnej istoty!
- Twoja wola, czcigodny kapłanie – Pomścibor kiwnął pojednawczo głową, ale mimo tego gestu sam wsadził podane mu przez Miechoduja narzędzia w żar paleniska – Ufam zatem, że on też rozumnie za głosem rozumu pójdzie i wszytko nam bez gwałtu wyśpiewa.
Łamignat i Niemoj z miejsca jęli rozbierać więźnia ze zbroi, zaglądając przy okazji w jej zakamarki i pomstując głośno na rozmaite pasożyty zamieszkujące nie tylko odzienie, ale i skórę samego brańca.
- Ale kurewsko wielkie kleszcze, patrzaj jeno mu pod pachę – mruknął pochylony nad towarzyszami Pchełek – Ile tego tamoj siedzi! Krwi mu musiały napsuć, że ho ho! Ej, jeno nie potnijcie tych pasków od zapięć, bo w Agatar-kirze takową zbroję pewnikiem kto kupi, wpierw się ją jeno wyparzy w ukropie, a olejem natłuści.
- Jeszcześ żyw stąd nie wylazł, a już ci handel po łebie chodzi? – zaśmiał się posępnie Pomścibor – Iście żeś na dutki łasy, a zapobiegliwy jako borsuk abo insza wiewióra.
- Na dutkach nam nie zbywa, przyjacielu – odrzekła z lekkim sarkazmem Bławatka, która przysiadła na pobliskiej ławie prostując swe długie nogi i spozierając z ciekawością na rozdziewanego goblina – A mnie nowego oszczepu trza, bo mi stary przepadł gdzieś po ćmicy. Za piękne oczy nikt mi takiego nie da, bez dutków się nie obejdzie.
Pomścibor odwrócił głowę w stronę dziewczyny, a w jego oczach pojawił się na ułamek chwili dziwny błysk. Młodzieniec odstąpił od kowalskiego paleniska i ruszył w stronę wyjścia popędzając przed sobą Miechoduja, który opuszczał kuźnię z zauważalną niechęcią i złością na nieproszonych gości wdzierających się brutalnie do jego małego gorącego sanktuarium.
- Jeśli taka wasza wola, wytrzaskajcie mu po gębie, coby się ocknął do końca – rzucił do pochylonego nad półnagim goblinem Łamignata Pomścibor – Ja zara wrócę, mus mi cosik załatwić.
Buratarski osiłek cofnął się o kilka kroków od brańca, leżącego na brudnym klepisku kuźni w samej przeszywanicy i pojękującego boleśnie. Gusłek spojrzał z góry na goblina, przyglądając się po raz pierwszy z tak bliska stworowi, z którym do czasu wizyty w obozowisku czambułu nie miał nigdy styczności. Chociaż z pewnej odległości można go było wziąć za niskiego człowieka, zwłaszcza w półmroku, blask paleniska jednoznacznie odzierał młodego kapłana z takiego wrażenia. Goblin był krępy, jego baryłkowata klatka piersiowa unosiła się w rytm regularnego oddechu, skrępowane za plecami rzemieniem ręce zakończone były palcami o długich i brudnych od ziemi pazurach. Okrągła głowa o szerokim zadartym nosie, sterczących na boki wielkich uszach i wystających nad wargi kłach dowodziła niezbicie dalekiego pokrewieństwa goblinów z orkami, chociaż jej toporne rysy były znacznie bliższe zwierzęcym stworzeniom niż istotom rozumnym.
- Patrzajcie na ten nędzny mieszek – burknął Niemoj rozsupłując niewielką skórzaną sakiewkę wyciągniętą spod skórzni jeźdźca – Cztery srebrne monety, a jeszcze całkie od starości poczerniałe, trza je będzie polerować ze dwa dni jak się zaś błyszczeć mają. Widać ten, którego Maskacz na żalniku zarżnął niebywale był majętny, tamtemu mało sakiewki od srebra nie rozerwało.
- Nie zarżnął, jeno mu skrócił cierpienia – oznajmił napominającym tonem Gusłek, śląc pod adresem Niemoja znaczące spojrzenie – Tamten śmiertelnie ranionym był i straszniście cierpiał. Gnatek, weź no zdziel go parę razy z plaskacza po gębie, jeno z wyczuciem, bo mu jeszcześ kark gotowy skręcić.
Uderzony z otwartej dłoni w policzki goblin stęknął głucho, a potem otworzył wąskie bursztynowe oczy spoglądając wokół siebie szybko trzeźwiejącym wzrokiem. Poruszył się gwałtownie dostrzegając pochylonych nad sobą ludzi, napiął pętający mu ręce rzemień, opadł po krótkiej chwili siłowania się z więzami.
- Wrush gudruk asla hutas! – powiedział gardłowym tonem, akcentując wymawiane słowa w ewidetnie zaczepliwy sposób.
- To żem akuratnie zrozumiał – zaśmiał się kucający obok więźnia Pchełek – On nam rzeknął, że się zwie kutas!
- Cichaj łobuzie, bo to nie czas na krotochwile – odparł gniewnie Gusłek, ze zmarszczonym czołem spozierając na brańca i zastanawiając się w duchu, w jaki sposób spróbować się z nim porozumieć, nim jednak wyrzekł cokolwiek, drewniane drzwi kuźni otworzyły się ponownie i do środka wszedł zdyszany Pomścibor. W rękach młodzieńca znajdowały się dwa myśliwskie oszczepy, pięknie wytoczone z bukowego drewna i zakończone lśniącymi ostrzami w kształcie bardzo podłużnych grotów.
- I patrzaj dziewko jak się to łacno pomylić – roześmiał się Pomścibor podchodząc z dumną miną do całkowicie zaskoczonej Bławatki – Inszy jaki pewnikiem dutków by wołał od tak urocznej białogłowy, ale ja nie taki jak ci inszy. To najlepsze oszczepy do polowania na grubego zwierza po tej stronie jeziora, możesz mi wierzyć na słowo, a daję ci je iście za te piękne oczy... chyba że tak wielce ci do serca ten podarunek przypadnie, że za niego jakiego całusa zgarnę w podzięce abo i dwa!
Bławatka spojrzała na Pomścibora swymi wielkimi oczami, a wpatrzony w nie młodzieniec odniósł znienacka wrażenie, że pogrąża się w ich toni niczym zahipnotyzowany, zatracając się w ich barwie bezpamiętnie...
- Mała, dyć tak na niego nie patrzaj, bo jeszcze miętkich kolanów dostanie – przerwał romantyzm tej chwili Pchełek, przyjmując naburmuszoną minę i zadzierając do góry nos. |
|