Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Sibellus, Wieża Kodannon, 440.830.M41, godz. 9.50
- Gdzie on się podziewa? – Kara wydęła wargi z wyraźną irytacją, spacerując wokół stojącego na lądowisku pojazdu. Dziewczyna starannie przy tym dbała, aby nie podejść zbyt blisko pracujących na najniższych obrotach rotorów maszyny, bo buchający od nich żar momentalnie wysuszał oczy i parzył skórę twarzy.
- Thorn, zgłoś się wreszcie – rzuciła ponowie w eter Lyra, przyciskając delikatnie palcem przełącznik mikrokomunikatora. Odpowiedział jej suchy trzask i cisza. Sepheryjka przesunęła wzrokiem po dziedzińcu nekropolii, zauważając badawcze spojrzenia spacerujących w pobliżu bogaczy. W świetle dnia cmentarny dystrykt nie sprawiał już tak niesamowitego wrażenia jak w godzinach nocnych, chociaż wieczne znicze i pochodnie w rękach kamiennych posągów wciąż się paliły. Lyra uznała, że stało się tak dzięki grupom przechadzających się dostojnie gości, odzianych w bogate i nader często ekscentryczne szaty, pogrążonych w modłach przed statuami imperialnych świętych lub dyskutujących pomiędzy sobą. Towarzyszący im członkowie osobistej ochrony natychmiast odgrodzili pryncypałów od lądującej aerodyny, przemieszczając się w tłumku w dyskretny, ale bardzo zdecydowany sposób. Kiedy Kara i Lyra wysiadły z maszyny pośród cichnącego jęku silników, ochroniarze dostrzegli metalowe nagolenniki i naramienniki przypięte do ciała Sepheryjki. Łowczyni dostrzegła ich wsuwane pod płaszcze dłonie, toteż stanęła w miejscu w przesadnie spokojny sposób, starając się niczym nie sprowokować jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Po kilku minutach ochroniarze uznali zagrożenie ze strony nagłych gości za niewielkie i odprężyli się nieco, wciąż jednak pozostawali czujni. Lyra uznała ich zachowanie za słuszne z zawodowego punktu widzenia, bo aerodyna nie miała żadnych znaków identyfikacyjnych i tym samym ochrona miejscowych notabli nie mogła wiedzieć, z kim tak naprawdę miała do czynienia; ponieważ zaś Dominium Dusz pozostawało obszarem neutralnym, strażnicy nie mogli ot tak podejść do aerodyny i zażądać od akolitek, by te się formalnie przedstawiły.
Istniały rzecz jasna inne sposoby, by nurtującą ich zagadkę szybko wyjaśnić.
- Znowu tu lezą ci goście w śmiesznych czapkach – mruknęła Kara ujmując się rękami za boki i spoglądając buńczucznie w stronę kilku ubranych ceremonialnie Opiekunów Umarłych. Członkowie Nekropolitalnej Straży skończyli właśnie krótką rozmowę z jakimś tęgim notablem, który spoglądał ustawicznie ku aerodynie agentek, po czym ruszyli w stronę pojazdu, postukując w kamienne płyty swymi wielkimi metalowymi laskami.
- W ich towarzystwie staraj się trzymać język na wodzy – doradziła Karze cicho Lyra – A to co?
Zza wierzchołka grobowca-piramidy wystrzelił z wizgiem silników drugi pojazd, zmniejszając zwinnie szybkość i pułap. Lyra nie znała się wcale na pilotażu aerodyn, bo pierwsze pojazdy tego typu miała sposobność ujrzeć dopiero po przybyciu do Sibellusa i zasady ich działania były dla niej jej całkowitą technomagią, ale nawet ona uznała w duchu, że pilot tej maszyny musiał być ekspertem.
Pomalowana na biały kolor ciężka czterosilnikowa aerodyna okazała się dużo większa od maszyny Inkwizycji, ale poruszała się z niebywałą gracją, dosłownie przypadając do płyt dziedzińca i lądując na wysuniętych w ostatniej chwili hydraulicznych łapach niecałe pięćdziesiąt metrów od pojazdu akolitek. Pilot nie wyłączył silników, zmniejszył jedynie ich obroty.
- Ministorum – powiedziała Lyra rozpoznając z miejsca złote insygnia wymalowane na skrzydłach i nosie maszyny – Ciekawe, kto nią przyleciał?
- Raczej po kogo przyleciała – syknęła Kara patrząc w inną stronę i sztywniejąc zauważalnie – Niech mnie... popatrz tylko!
Lyra podążyła za wzrokiem towarzyszki i sama poczuła, że jej mięśnie tężeją mimowolnie. Po schodach pobliskiej piramidy schodził Thorn Slade, ubrany w swój czarny pancerz osobisty i narzucony na wierzch ciemny płaszcz. Towarzyszyły mu dwie postacie: wysoki mężczyzna w szatach duchownego oraz kobieta, której naturalnego wzrostu nie sposób było oszacować, bo noszony przez nią pancerz siłowy wyolbrzymiał znacząco sylwetkę właścicielki.
- Czy to jest... – zaskoczona Kara nie zdołała dokończyć pytania.
- Tak – szepnęła równie przejęta Lyra, spoglądająca właśnie na jedną z legend swego ojczystego świata, ożywioną na jej otwartych szeroko oczach – To Adepta Sororitas. |
|