 |
|
 |
Wysłany: Czw 10:16, 28 Sie 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Coscarla – tylne uliczki dystryktu, 384.830.M41, godz. 13.45
Thorn skończył rozmowę i wrócił do Zachariasa, tym razem nie usiadł jednak na chodniku. W dłoni Scintillijczyka błysnęły drobne monety.
- To za rozmowę – powiedział arbitrator wkładając pieniądze w brudną dłoń Zachariasa – Ale pieniądze to nie wszystko w życiu. Imperator widzi, Imperator słyszy, a czasami zsyła okazję, byśmy się stali instrumentami Jego woli. Trzeba tylko dobrze odczytywać znaki.
Brodacz wstał z krawężnika, wyprostował się górując ponad Thornem.
- Co masz na myśli? – zapytał z błyskiem w oczach.
- Regulatorzy to źli ludzie, bardzo źli, Zachariasie. Nie mogę ci powiedzieć zbyt wiele, ale obawiam się, że to nie są prawdziwi funkcjonariusze Magistratum, a stara załoga posterunku nie żyje.
Brodacz nic nie mówił, słuchając Thorna uważnie.
- Czy ktokolwiek z twoich ludzi ucierpiał z ich ręki?
Zacharias skinął powoli głową, w jego oczach na ułamek chwili pojawił się wyraz bólu.
- Dziś w nocy coś się wydarzy. Wybuchnie pożar, gdzieś w okolicy Krawędzi, padnie parę strzałów. Regulatorzy na pewno zareagują, będą musieli sprawdzić, co się dzieje. Na ciemnych ulicach nietrudno o wypadek...
- Nie mamy broni – odparł Zacharias, w lot pojmując sugestię Thorna – Nie jestem głupcem, nie rzucę moich ludzi na tych drani z prętami w rękach tylko po to, by okazać im gniew Imperatora.
- Pięć strzelb z zapasem amunicji – oświadczył Slade patrząc w oczy brodacza – Wszystkie sprawne, przygotowane do użytku. Powiedz jedno słowo, a będziesz mógł się zemścić za wszystkie krzywdy, które wam wyrządzono.
Przywódca bezdomnych milczał długo, bardzo długo.
- Wy zabiliście ludzi Vittara? – zapytał w końcu.
- Tak – odpowiedział Thorn nie widząc powodu, by ukrywać prawdę – On sam też nie żyje.
- Kim jesteście? – brodacz mówił coraz niższym tonem, nie odrywając spojrzenia od twarzy arbitratora – Kim wy jesteście?
- Wykonawcami woli Imperatora – odrzekł śmiertelnie poważnym głosem Thorn – Obrońcami uciśnionych, strażnikami wiary. Dołącz do nas, a zyskasz boską przychylność.
- Gdzie i kiedy?
- Pożar wybuchnie punktualnie o dwudziestej drugiej – Thorn podwinął rękaw płaszcza, zdjął z ręki chronometr – Ostatni dom w ulicy za świątynią, tuż przy Krawędzi. Weź ten czasomierz, wiesz jak z niego korzystać?
- Oczywiście – w oczach olbrzyma pojawił się błysk urażonej dumy – A broń?
- Godzinę wcześniej znajdziesz ją tutaj, w piwnicy – Slade podał brodaczowi mapkę otrzymaną od Reevesa – Dopiero godzinę przed pożarem, pamiętaj, nie przychodźcie tam wcześniej.
Arbitrator i bezdomny wyciągnęli dłonie w tej samej chwili, uścisnęli je mocno.
- Światło Imperatora z tobą, bracie – powiedział na pożegnanie Thorn – Niech cię strzeże.
- Ciebie też, nieznajomy – odparł Zacharias cofając dłoń.
Thorn zaczekał, aż Zacharias zniknie między domami, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę czekającej w głębi ulicy Lyry. |
|
|
|
|
|
Wysłany: Czw 10:27, 28 Sie 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Pakt z bezdomnymi gotowy, zajmą się w nocy regulatorami. Cimbria zaleca wejście do Domu Tantalusa kwadrans wcześniej, więc plan na wieczór jest następujący: przed dziewiątą zabieracie strzelby (żeby być w skrytce przed Zachariasem), czterdzieści pięć minut później wchodzicie do Domu przez tylne drzwi. Na zewnątrz będzie już ciemno, więc powinno pójść łatwo ze skradaniem się przez zaułki. Mir powinien dotrzeć do Coscarli kolejką około dwudziestej, więc spokojnie zdąży dołączyć do zespołu. Karta kodowa w ruch, wślizgujecie się od strony zaplecza, potem już tylko wiara w Imperatora i odwaga w sercach
Przodem grupy posuwa się Lyra, tak długo jak to możliwe likwidujecie rezydentów po cichu (tak się składa, że wszyscy mają noże), zwłoki natychmiast skanujecie skanerem (nie wiadomo jak długo żyje pasożyt żerujący na właśnie zmarłym obiekcie, więc pośpiech jest wskazany).
Wstępna wersja planu zakłada, że po wykonaniu zadania uciekacie pierwszym dostępnym składem kolejki, ale pozostaje pytanie: co z zapłatą u Luntza? Chcecie się po akcji, a przed wyjazdem do niego zgłosić czy rezygnujecie całkowicie z ponownego kontaktu z gangsterem?
A propos pilnującej posterunku Cimbrii, do wieczora odnotuje ona wyjście trzech dwuosobowych patroli, zaliczających stale tę samą trasę: przez targowisko i plac z barem pod Dom Tantalusa, krótką wizytę w środku i powrót na posterunek ulicą biegnącą wzdłuż ściany Kopca. Nigdzie ani śladu Locana, pewnie siedzi w środku. |
|
|
|
|
Wysłany: Czw 10:49, 28 Sie 2008 |
|
|
el_imperatorro |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 26 Sie 2008 |
Posty: 1125 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Wolsztyn / Poznań Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Co do nagrody od Luntza - ryzykowne, ale może się opłacić. Można by za tą kasę (bo to była walizka z kasą, prawda?) załatwić sobie porządną broń i ekwpiunek, zastępując ten utracony na rzecz arbitratorów, którego raczej nie odzyskamy. Po odbiór warto byłoby wysłać Cimbrię - zna się już z tymi dżentelmenami...
Co do naszych planów na wieczór: w piwnicy w której leżą strzelby Verner zaproponuje drużynie aby razem pochylili głowy i poprosili Imperatora o wsparcie w tym zbożnym dziele, następnie pobłogosławi broń i amunicję i pancerze, żeby zapewnic sobie dodatkowe wsparcie "z góry" i ew. udzieli spowiedzi, jakby byli chętni (Cimbria?). Załatwisz to Keth czy sam mam wymyślać jakieś górnolotne wersety, patetyczne modlitwy itd. ??
Edit: Myślę że bezdomni dadzą radę, szczególnie w nocy, z zasadzki. Nie wiem jednak czy cała obsada ospuści posterunek, ilu zostanie w środku, czy będą mieli broń pod ręką, jaka to będzie broń, jaki jest tam rozkład pomieszczeń i masę innych rzeczy. Mimo wszystko szturm posterunku uważam za słaby pomysł, lepiej spisac sprzęt na straty niż ryzykować śmierć kogoś z drużyny. No chyba że wyślemy tam naszych brudnych przyjaciół, a sami dorżniemy ewentualne niedobitki... Ale dostosuję się do decyzji większości
Edit2: Przypomniała mi się jeszcze jedna kwestia, co prawda teoretycznie o tym nie wiemy, ale warto pomyśleć zawczasu: wsparcie od naszych przełożonych, w postaci Dymitra, czy jak tam było chłopakowi na imię, ma przy sobie sprzęt stosowny do takiej akcji czy trzeba go będzie wyposażyć? W ogóle bierzemy go ze sobą do środka czy stawiamy gdzieś na warcie? Bo zakładam że panowie zdążą dołączyć do nas przed imprezą...
|
|
Ostatnio zmieniony przez el_imperatorro dnia Czw 13:01, 28 Sie 2008, w całości zmieniany 6 razy
|
|
|
|
Wysłany: Czw 12:55, 28 Sie 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Coscarla – placyk przed świątynią, 384.830.M41, godz. 18.00
Reeves już czekał, siedział na tym samym murku, gdzie akolici zastali go o poranku. Na widok nadchodzącego samotnie Thorna klanster wstał z miejsca, otrzepał sobie płaszcz, poprawił nonszalanckim gestem pas z bronią.
Nie podał Thornowi ręki, nie uczynił zresztą żadnego innego powitalnego gestu. Arbitrator odniósł niejasne wrażenie, że przyboczny Luntza jest spięty i nerwowy, chociaż oczywiste było, że klanster starał się te emocje ukryć.
- Nie zmieniliście zdania? – zapytał suchym tonem – Może wolicie się wycofać?
Slade pokręcił przecząco głową.
- Twój szef ma gest, dwa i pół tysiąca drogą nie chodzi. Zrobimy, co chce, wszyscy dobrze na tym zarobimy. Chcę, żebyście narobili zamieszania na samym końcu tej ulicy, za świątynią, tuż przy Krawędzi. Podpalcie jakiś dom punkt o dwudziestej drugiej, strzelcie parę razy w powietrze i spadajcie.
- Akurat tam? – skrzywił się Reeves – Miałem lepszy pomysł...
- My podjęliśmy się tej roboty, my układamy plan – przerwał mu Thorn – Skoro pan Luntz pokłada takie zaufanie w naszych kompetencjach, żądamy pełnej współpracy. Rozumiesz, Reeves?
- Tylko bez takiego tonu! – klanster wykrzywił twarz ukazując wreszcie swe prawdziwe oblicze – Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, przybłędo! Będziesz się dalej panoszył, to ci ktoś w bocznej uliczce sprzeda kosę, pilnuj się dobrze!
- Reeves, każde następne słowo potraktuję jako wyzwanie – Thorn zaczął cedzić słowa przez zęby – Każdą następną pogróżkę uznam za zagrożenie dla powodzenia tej akcji. Myślę, że pan Luntz nie zawaha się przed sprzedaniem ci kosy, jeśli pomyśli, że próbujesz gierek na boku. Dotarło?
- Pożar o dwudziestej drugiej – wysyczał klanster – Wy załatwiacie wszystko i za wszystko odpowiadacie głowami. A kiedy wszystko już się skończy, wrócimy do tej rozmowy.
Reeves odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem, wściekle kopiąc po drodze kawałki gruzu. |
|
|
|
|
Wysłany: Czw 16:51, 28 Sie 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Coscarla – mieszkanie Lilli Arbest, 384.830.M41, godz. 19.30
Agenci siedzieli na podłodze w mieszkaniu Lilli Arbest, rozmyślając lub próbując się choć chwilę zdrzemnąć. Chociaż znajdujące się wyżej w budynku lokum Saula zapewniało lepszy komfort od zdewastowanego apartamentu Lilli, przebywał tam przerażony do granic możliwości Edvard Zed, a akolici nie chcieli nieszczęśnika ani jeszcze bardziej straszyć ani też wypędzać z mieszkania.
Ustawione na podłodze radio Thorna zatrzeszczało cicho, z jego głośnika dobiegł zniekształcony szumami głos Cimbrii.
- Wrócił Mir – oświadczyła albinoska, z ledwie wyczuwalną nutą ulgi w głosie – I nie sam. Będziemy u was za kwadrans.
- Szczegóły? – pozornie drzemiący Thorn złapał zwinnie za krótkofalówkę, przyłożył ją błyskawicznie do ust.
- Jeden obiekt – padła zwięzła odpowiedź. Slade i czytający swój brewiarz Verner wymienili spojrzenia. Mir przywiózł kogoś ze sobą.
*
Ów ktoś okazał się młodym mężczyzną o czarnych włosach i badawczych niebieskich oczach, noszącym kompozytowy pancerz wykonany przez cywilnego zbrojmistrza na modłę wojskową. Na jego ramieniu wisiał na pasku laserowy karabin o składanej metalowej kolbie, z grawerunkiem na obudowie zasilacza potwierdzającym rejestrację broni w wydziale Magistratum odpowiedzialnym za licencje najemników.
- Dymitri Kadmin, wsparcie od Varrisa – oświadczył Mir przedstawiając swego towarzysza.
- Thorn Slade – arbitrator uścisnął krótko dłoń przybysza – Mir wprowadził cię w szczegóły zadania?
- Pobieżnie – odparł przybysz, niskim twardym tonem – Mam wykonywać wasze polecenia.
- Na początek wystarczy – uznał pojednawczo Thorn – Rozgość się, tamte krzesło jest wolne. Ruszamy za pół godziny, odpocznijcie trochę. Mir, wiesz, o co chodzi z dzisiejszym wieczorem?
- Tak – kiwnął głową Fedridańczyk – Cimbria streściła mi wszystko po drodze. |
|
|
|
|
Wysłany: Czw 18:30, 28 Sie 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Coscarla – skrytka z bronią, 384.830.M41, godz. 20.15
Dymitri Kadmin miał przy sobie zarówno laser jak i półautomatyczny pistolet kalibru 9mm, więc nie potrzebował strzelby. Wszyscy pozostali członkowie zespołu wyciągnęli swoje egzemplarze ze skrzyni, po czym przewiesili przez torsy po dwa bandoliery z zapasowymi pociskami.
- Połóżcie całą broń na skrzyni – poprosił Verner, samemu wyciągając z kabury Taurusa. Kiedy wszyscy spełnili jego życzenie, duchowny stanął z uniesionymi rękami nad arsenałem.
- Racz wejrzeć łaskawie na te instrumenty Twej woli, Boże-Imperatorze, i spraw, by ich duchy nie zawiodły w chwili próby, niosąc sprawiedliwą karę wszystkim wiarołomcom i heretyckiemu pomiotowi! Nieś kule Twych synów i córek wprost do celu i otocz nas wszystkich opieką, abyśmy mogli jeszcze przez lata służyć Ci wiernie i z całkowitym poświęceniem. Obyśmy nigdy nie zwątpili w obliczu śmierci i obyśmy nigdy nie zapomnieli tych oto słow: Imperator strzeże. Natchnij nas odwagą i niezłomną siłą woli na wzór świętego Drususa, na podobieństwo męczenników Konklawy Malfiańskiej. O to Cię pokornie prosimy.
Verner nakreślił w powietrzu znak Orła, wpierw nad bronią, później przed obliczami akolitów.
- Imperator strzeże – odpowiedzieli wszyscy zgodnym tonem, nawet stojący nieco w tyle Dymitri, sprawiający wrażenie nieco zdezorientowanego i zaniepokojonego swym dziwacznym nowym towarzystwem.
- Dzięki za błogosławieństwo, wielebny – powiedziała Cimbria chowając automat pod płaszcz i łapiąc za strzelbę – Dobrej modlitwy nigdy za wiele, kto sądzi inaczej, ten grzeszy pychą, a pycha to herezja. Zbierajmy się stąd, bo jeszcze wpadnie na nas Zacharias i jego banda.
- Dokąd? – zapytał jeden z mężczyzn.
- Schowajmy się na godzinę w kamienicy Saula i Lilli – zaproponowała Cimbria – Jak się zrobi całkiem ciemno, ruszymy tylnymi uliczkami do Domu Tantalusa. |
|
|
|
|
Wysłany: Pią 9:47, 29 Sie 2008 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Coscarla – ulica opodal Domu Tantalusa, 384.830.M41, godz. 21.30
Cimbria zadarła wysoko głowę, spojrzała na smoliście czarne przestworza. Gruby całun chmur zasłaniał szczelnie gwiazdy, w ciemności migotały jedynie odległe światełka na ścianach wież Kopca i lampy sygnalizacyjne statków obsługiwanych przez całą dobę na położonym kilkanaście kilometrów dalej kosmodromie.
Na ulicach dystryktu panowała przeraźliwa pustka, wszyscy mieszkańcy już dawno zabarykadowali się za drzwiami swych mieszkań gasząc światła i kładąc się spać w nadziei, że dane im będzie ujrzeć blask następnego poranka. Wedle słów Zachariasa poprzedniej nocy nie doszło do żadnych porwań, ale albinoska spodziewała się rychłego obrotu sprawy – jeśli w zbrodniczy proceder zamieszani byli regulatorzy, na pewno wstrzymali na jedną noc zagadkową operację nie chcąc, aby opuszczający Coscarlę pracownicy Coblast Assay stali się przez przypadek świadkami ich działalności. Tej nocy istniała spora szansa, że łowcy znów wyjdą na ulice dystryktu.
Tyle, że tej nocy nie byli na ulicach jedynymi myśliwymi.
Cimbria zerknęła z ukosa na swoich towarzyszy, przytulonych do ścian kamienic po obu stronach wąskiego przejścia wiodącego na tyły kwartału. Wszyscy mieli w rękach broń, wyłączone latarki przywiązali za pomocą kawałków znalezionej taśmy izolacyjnej do luf strzelb. Nikt nie rozmawiał, ale w powietrzu dawało się wyczuć narastające napięcie. Albinoska poczuła się co prawda lepiej po błogosławieństwie Vernera, ale i jej nie opuszczały złe przeczucia. Masywny kształt Domu Tantalusa widoczny za rogiem budynku, w głębi ulicy, straszył złowieszczymi cieniami i tajemniczym światłem widocznym w oknach. Lampy w pokojach na pierwszym piętrze zostały zgaszone kilka minut wcześniej, ale na drugim wciąż się paliły.
- Idziemy? – zapytała ledwie słyszalnie albinoska, spoglądając jednocześnie na fosforyzującą tarczę chronometru. Thorn odpowiedział niemym kiwnięciem głowy, Verner wymruczał pod nosem kilka słów modlitwy. Mir klepnął w ramię kucającego tuż obok Dymitria, mrugnął do niego porozumiewawczo, chociaż Kadmin pewnie nawet tego nie zauważył w ciemnościach.
Dotarcie na tyły Domu Tantalusa zajęło akolitom prawie kwadrans, bo przemierzali zaułki z niezwykłą ostrożnością, zastygając w bezruchu za każdym razem, kiedy do idącej na czujce Lyry docierały jakieś podejrzane dźwięki. W zaułkach było jeszcze ciemniej niż na ulicach dystryktu, bo wysokie ściany budowli tworzyły monolityczny labirynt, w którym po zapadnięciu zmroku buszowały popiskujące zajadle gryzonie.
Na tyłach Domu nie było żadnych okien, toteż agenci pokonali niewielki placyk sprintem, przylegając ciałami do ścian budynku po obu stronach niewielkiego, osadzonego w betonowej wnęce wejścia. Metalowe drzwi sprawiały wrażenie ciężkich i grubych, a czerwone lampki pulsujące na obudowie czytnika kart dostępu jarzyły się jasno w ciemnościach.
Cimbria ujęła w dłoń kartę otrzymaną od Luntza, zmówiła w myślach krótką modlitwę, po czym przeciągnęła ją przez szczelinę czytnika. Czerwone lampki zgasły, zapaliła się za to inna dioda, tym razem zielona. Przez kilka sekund nic się nie działo, lecz kiedy Cimbria sięgnęła dłonią ku pozbawionym widocznej klamki drzwiom, te odskoczyły z cichutkim szczękiem na parę centymetrów.
Albinoska pociągnęła je mocniej, momentalnie wsadzając w powstałą szczelinę lufę strzelby.
Za drzwiami ział ciemnością opustoszały korytarz o ledwie dostrzegalnych w mroku zarysach.
- Wchodzimy wszyscy? – wyszeptała dziewczyna nie odrywając wzroku od wnętrza budowli i stawiając lewą stopę na progu. |
|
|
|
|