Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Dystrykt Nagua III, przed kramem Luciena, 23 martius 831.M41, godz. 13.15
- Nie, skoczymy najpierw do stołówki i zaczekamy na resztę - powiedział Barabosa - Wolałbym nie gadać z tym handlarzem o kupnie cudzego sprzętu, ani to grzeczne... ani bezpieczne.
N'Gore kiwnął głową na znak, że pojmuje sens wypowiedzi Dekaresa: chociaż wszyscy mężczyźni znali się z widzenia, nie wiedzieli o sobie zbyt wiele, rozsądek podpowiadał zatem, by w kwestiach tak delikatnych jak sprzedaż czy kupno broni nie wybiegać przed szereg, to bowiem mogło pociągnąć za sobą jakiś niepotrzebny zatarg.
- I owszem, znam trochę tutejszy slang - dodał Dekares schodząc w dół metalowych schodków prowadzących na niższy pomost - Bywam w tych dystryktach od trzech lat, nauczyłem się tego i owego. A ty od dawna w Sibellusie?
- Od niedawna - odparł wymijająco Malcolm. Barabosa skinął głową przyjmując do wiadomości niechęć Metallicanina do drążenia tego tematu. Obaj mężczyźni uważnie lustrowali wzrokiem swe otoczenie, wypatrując najmniejszego śladu zagrożenia: czy to w postaci nadgorliwych funkcjonariuszy Magistratum czy zaczepliwych narkogangsterów. Tych pierwszych nigdzie nie było na szczęście widać, co zbytnio Dekaresa nie dziwiło: w Naguach i sąsiadujących z nimi dystryktach mundurowych stróżów prawa widywano bardzo rzadko, a jeśli już, to zazwyczaj w większych grupach i w pełnym ekwipunku. Na zatłoczonych brudnych ulicach dystryktów rządziły sponsorowane przez szlacheckie domy gangi, walcząc ze sobą o wpływy i jednocząc się od czasu do czasu przeciwko próbującym je tępić ortodoksom pokroju Czerwonej Redempcji lub wypełzającym od strony Podmieścia bandom mutantów.
Tak, człowiek nigdy nie mógł być pewien, czy właśnie nie obserwują go czyjeś łakome oczy, a czyjeś ręce nie zaciskają się na morderczej chłodnej stali tylko czekając na dogodną chwilę do zadania skrytobójczego ciosu. W porównaniu z większością mieszkańców Nagui Barabosa mógł uchodzić za człowieka względnie zamożnego, natomiast w zapadłych nędznych dziurach takich jak chociażby cieszące się złą sławą Sump Dunk czy Brass Pit zyskiwał z miejsca status bogacza. Tak, schodząc w dół pomostu Dekares coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że pomysł ze spieniężeniem rzucających się zbytnio w oczy egzemplarzy broni wcale nie był głupi, wręcz przeciwnie: paradoksalnie mógł mu w przyszłości ocalić życie. Zdegenerowane gangi z Podmieścia z upodobaniem polowały na właścicieli dobrego ekwipunku, przelewając ochoczo krew dla kilku sztuk karabinów i garści naboi.
Wyznaczona na miejsce spotkania stołówka Departmento Munitorium była miejscem obskurnym, brudnym, od dawna nie poddawanym remontom i bardzo zatłoczonym. Gromady ubogich robotników w spranych kombinezonach siedziały przy niewielkich stolikach wymieniając zakładowe talony na miski z brejastą zupą i mocną czarną kawę. Gęsty tytoniowy dym unosił się pod płaskie metalowe sklepienie gęstniejąc tam jeszcze bardziej, ponieważ nie działał ani jeden z sufitowych wentylatorów.
Dekares i Malcolm zajęli szybko zwolnione przez momentem krzesła, odczekali, aż kelnerka w średnim wieku, o zdradzającej głębokie zmęczenie twarzy, zetrze blat stolika brudną wilgotną ścierką.
- Co podać? - zapytała zupełnie obojętnym tonem, wodząc pustym wzrokiem pomiędzy klientami, myśląc zapewne jedynie o tym, by wrócić jak najszybciej do domu i złapać kilka godzin płytkiego snu przed marszem na zmianę w pobliskiej fabryce. |
|