Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Dystrykt Nagua III, przed sklepem, 23 martius 831.M41, godz. 14.56
Spojrzenie Haveloca omiatało czujnie całą ulicę, przeskakując między sylwetkami mieszkańców w zaniedbanych strojach, wyraźnie niedojadających, o ziemistej cerze permanentnych rezydentów Kopca. Mordeci wiedział, że niemal wszyscy tutejsi obywatele rodzili się, dorastali i pracowali aż do śmierci w tym samym miejscu, pod metalową skorupą gigantycznego żółwia jakim był Sibellus, nie znając dotyku wiatru na skórze, nie mając pojęcia o blasku słońca. Żyli w bladym blasku sztucznego oświetlenia, oddychając stęchłym powietrzem pompowanym milionami kilometrów szybów wentylacyjnych, pili filtrowaną wodę zamkniętą od setek lat w tym samym obiegu, jedli produkowany na skalę przemysłową prepak.
Wśród takiej rzeszy podobnie ubranych i podobnie się zachowujących mrówek wprawnemu w obserwacji funkcjonariuszowi łatwo było wychwycić anomalie: włóczęgów i żebraków, wrzaskliwych klansterów, członków miejskich cechów.
Redempcjonistów.
Mordeci zrozumiał nagłą zmianę w zachowaniu klansterów, kiedy jego wzrok zatrzymał się na dwóch wystających zza narożnika sklepu z używkami ludzkich sylwetkach. Jednego z ludzi przesłaniał budynek i widać było jedynie jego ramię, ale drugi stał zwrócony twarzą w kierunku głównej ulicy, odprowadzając zamilkłych nagle gangsterów uważnym spojrzeniem.
Miał na twarzy czerwony kaptur z wykrojonymi na oczy otworami.
Haveloc zesztywniał nieznacznie, odwrócił powolnym ruchem głowę w przeciwną stronę. Wcześniej nie spostrzegł tam nic niepokojącego, ale wcześniej nie wiedział, czego dokładnie szukać.
Za okrągłym metalowym słupem ogłoszeniowym stał inny ortodoks, niemal doskonale schowany przed wzrokiem przypadkowych przechodniów, tkwiący w bezruchu. Jego głowy arbitrator nie dostrzegł, bo znikała za słupem, ale zza osłony wystawał rąbek charakterystycznego płaszcza, niewielka czerwona plamka wtapiająca się w szarość brudnej ulicy.
Zatem w pobliżu sklepu było co najmniej trzech łowców grzeszników. Mordeci nie miał wcześniej bezpośredniej styczności z Czerwoną Redempcją, bo chociaż członkowie tej ultrakonserwatywnej organizacji odnosili się ze sporym szacunkiem wobec Arbites, sami arbitratorzy niezbyt te uczucia odwzajemniali i starali się nie utrzymywać żadnych służbowych lub pozasłużbowych stosunków z pozbawioną w ich oczach dyscypliny i profesjonalizmu tłuszczą ortodoksów. |
|