Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Dystrykt Nagua III, Spiżowa Aleja, 23 martius 831.M41, godz. 16.58
Sammy mówił rozluźnionym przyjacielskim tonem, a ponieważ na blacie stołu leżało kilka lekkich karabinków automatycznych i pistoletów maszynowych rozmaitego typu, agenci gotowi byli przyjąć, że handlarz faktycznie przygotował transakcję kupiecką, a nie zasadzkę.
Co nie oznaczało naturalnie, że należało zaprzestać ostrożności: w takich strefach jak Nagua nieostrożny człowiek kończył szybko jako ograbione z wszelkich wartościowych rzeczy zwłoki porzucone gdzieś w tylnej alejce.
- Ja też cenię ludzi, którzy dotrzymują słowa – zrewanżował się kurtuazyjnie Malcolm podnosząc jednocześnie prawą dłoń do komunikatora. Stojący w półmroku strażnicy obserwowali uważnie każdy jego ruch, zaciągający się papierosem długowłosy mężczyzna wydmuchnął z płuc dym, w którym czuły nos Haveloca rozpoznał natychmiast charakterystyczny zapach obskury.
- Pax, sprawdź czy w pobliżu nie ma żadnych czerwonych i dołącz do nas – rzucił w eter N’Gore, z rozmysłem mówiąc dostatecznie głośno, by kontrahenci usłyszeli całą wypowiedź. Wsuwając jednocześnie do kabury pistolet Metallicanin dał Sammy’emu i jego kumplom do zrozumienia, że przedsięwziął odpowiednie środki ostrożności, ale zamierza okazać wobec handlarza ograniczone zaufanie.
- Cenisz sobie pożyteczne cechy, Sammy – oświadczył równie przyjacielskim tonem Dekares, podchodząc bliżej stołu i przesuwając wzrokiem po rozłożonej na nim broni – Kim jest twój przyjaciel?
- Don Voltan – odpowiedział handlarz zerkając jednocześnie z ukosa na popalającego w milczeniu mężczyznę – To on będzie z wami handlował, ja jestem tylko pośrednikiem.
Młodzieniec podniósł głowę, przesunął zimnymi rybimi oczami po swych klientach, potem wypluł papierosa i zgniótł go obcasem buta. Poza mężczyzny z miejsca się akolitom nie spodobała, sprawiał bardzo buńczuczne wrażenie, był bardzo pewien swego, ale był też posiadaczem całkiem sporego arsenału i przynajmniej dla dobra transakcji musieli przełknąć arogancką aurę Voltana. I wtedy handlarz odsunął palcami lewej dłoni spadające na skroń skołtuniowe włosy odsłaniając ukryty pod nimi zielononiebieski tatuaż wielkości dłoni, przedstawiający dwie splecione ze sobą litery.
W i K.
- Don Voltan reprezentuje Wschodni K – ciągnął dalej Sammy, w wyuczony sposób zdradzający, że nie pierwszy raz uczestniczy w tego rodzaju pośrednictwie – Don Voltan przestrzega kilku ważnych zasad. Po pierwsze, on podaje cenę swych towarów, a cena nie podlega negocjacjom. Po drugie, on wycenia wasze towary, a zaproponowana cena nie podlega negocjacjom. Po trzecie, kupujecie towar na własne ryzyko. Don Voltan nie przyjmuje do wiadomości reklamacji. Czy to zrozumiałe?
Wschodni K! Malcolm N’Gore nawet nie mrugnął słysząc nazwę jednego z potężniejszych gangów w połączonych dystryktach Nagui, ponieważ okazywanie w takiej chwili niepotrzebnych emocji mogło być odebrane jako słabość. A słabość ośmielała do ataku.
- A czy myśmy się już aby nie umawiali w kwestii cen, Sammy? – zapytał uprzejmie Metallicanin, posyłając pośrednikowi lodowate spojrzenie.
- Don Voltan zażyczył sobie samemu przeprowadzić tę transakcję, a to oznacza, że poprzednie ceny są nieaktualne – odparł pośpiesznie Sammy – Ale nie martwcie się, Don dobrze płaci za dobry towar.
Pewnie, pomyślał cierpko Dekares, a za kiepski towar płaci ołowiem, zapewne wsadzanym klientowi w głowę od strony potylicy. Słodki Boże, żeby nas tylko nie rewidowali, bo jeśli znajdą odznakę Haveloca, rozwalą nas tutaj od razu, bez zbędnej gadki!
- Czas przejść do interesów – powiedział Barabosa chcąc pchnąć rozmowę na konkretny tor, by przypadkiem Voltanowi nie strzeliło do głowy wypytywać gości o ich personalia. Żołnierz odsunął na bok połę płaszcza, ściągnął z pleców swój laser i strzelbę, położył je na blacie stołu obok gangstera WK spoglądając jednocześnie na wystawiony na sprzedaż towar.
- Panowie, zobaczcie, co was interesuje w tej ofercie, a kiedy zjawi się Domingo, przejdziemy do konkretów – rzucił Malcolm, uważnie obserwujący wyciągającego nowy papieros klanstera. W oczach Metallicanina rysowała się głęboka podejrzliwość, całkiem zresztą wskazana: robienie interesów z ludźmi pokroju Dona Voltana było ekstremalnie niebezpiecznym zajęciem i pozostawało żywić nadzieję, że w trosce o dobre kontakty z półświatkiem Sammy nie zdecydował się sprzedać swych klientów na odstrzał. Klanster przybył na spotkanie w towarzystwie dwóch ochroniarzy: ten fakt również budził spore zaniepokojenie N’Gore, bo albo oznaczał blef dla uśpienia czujności agentów i gdzieś w zakamarkach magazynu czaiło się znacznie więcej gotowych na wszystko bandytów albo Don Voltan czuł się niebywale pewny siebie i swej pozycji w Nagui, a to oznaczało, że zadzieranie z nim groziło ogromnym niebezpieczeństwem.
Przez otwarte drzwi pomieszczenia wszedł do środka Domingo Paxton, trzymający odbezpieczoną broń w ręce, z lufą skierowaną ku podłodze. Dochodząc do stołu żołnierz uśmiechnął się krótko, kiwnął kontrahentom głową.
- Nie przeszkadzajcie sobie – powiedział sięgając wolną ręką pod płaszcz i wyciągając na widok strzelbę o krótkiej lufie i obciętej kolbie – Może to cię zainteresuje, przyjacielu. |
|