Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Nagua I, okolice Miedzianej Bramy, 24 martius 831.M41, godz. 14.26
Voltan zesztywniał słysząc gniewne oświadczenie Malcolma, a na jego twarzy pojawił się na ułamek chwili komiczny grymas zaskoczenia, który zaraz zniknął zastąpiony mieszaniną niedowierzania i rozdrażnienia.
- Co ty pierdolisz? - syknął jadowicie gangster, wsuwając rękę pod swój płaszcz, ale wykazując dość instynktu samozachowawczego, by nie wyciągnąć broni w pobliżu posterunku regulatorów - Joel i Borgio byli moimi zaufanymi ludźmi! Każdy z nich nasrałby na Purpuratów, płaciłem im dostatecznie dużo, żeby się mnie trzymali!
- Borgio chyba jednak nie był zadowolony ze swojej działki - odpowiedział cicho, ale zdecydowanie Malcolm, zerkając jednocześnie w kierunku pilnujących zapory funkcjonariuszy - Rozwalił Joela bez mrugnięcia okiem, a potem mało nie wykończył nas wszystkich. Ledwie wróciliśmy z powrotem i licz się z tym, że Dom Merides-Delacre właśnie was obciąży odpowiedzialnością za tę porażkę.
- Czcigodny Dom Merides-Delacre może się dymać! - paskudnie skrzywiona twarz Dona Voltana budziła w N'Gore złe przeczucia - Dostaliście dwóch dobrych przewodników i obaj nie żyją, a ty nie masz żadnego dowodu na ich zdradę. Skąd mam wiedzieć, że sami ich nie zabiliście? Skąd mam wiedzieć, kim wy naprawdę jesteście?
Wpatrujący się w klanstera Malcolm zauważył, że lewa dłoń Dona zaciska się rytmicznie na jakimś niewielkim przedmiocie, całkowicie ukrytym w jego ręce. Agent Ordo zrozumiał od razu, z czym ma do czynienia. Voltan trzymał w dłoni miniaturowy sygnalizator radiowy i naciskając odpowiedni przycisk wysyłał już sobie tylko znanym osobom umówiony przekaz!
- Jesteśmy tymi, za których się podaliśmy - odpowiedział N'Gore zerkając jednocześnie na boki - Z mojego punktu widzenia zostaliśmy wystawieni i to w paskudny sposób. Jeśli wieść o tym dotrze wyżej, drogo za to zapłacisz, Voltan, bardzo drogo.
- Ale najpierw musi tam dotrzeć - w tonie klanstera pojawiła się nuta ewidentnej groźby. Malcolm wstrzymał oddech dostrzegając w końcu odrapaną starą półciężarówkę z zamkniętą paką, która wyjechała zza rogu ulicy kilkadziesiąt metrów dalej i sunęła bardzo wolno tuż przy chodniku w stronę pary mężczyzn. Na jej widok w oczach Voltana pojawił się błysk zadowolenia.
+ Jestem po drugiej stronie ulicy + w komunikatorze N'Gore rozległ się nagle prawie niesłyszalny szept Paxtona + Za kontenerem na śmieci. Jeśli masz kłopoty, podrap się po głowie +
- Na twoim miejscu nie robiłbym żadnych głupstw, Voltan - powiedział Malcolm podnosząc jednocześnie powoli dłoń i drapiąc się nią po potylicy - Regulatorzy są dostatecznie blisko, żeby w razie draki rozwalić nas wszystkich.
- A kto mówi o rozwalaniu? - uśmiechnął się paskudnie gangster - Ja chcę tylko pogadać. Pojedziemy w spokojne ciche miejsce i tam sobie porozmawiamy o Joelu i Borgio i waszym długu.
Malcolm zerknął ponownie na zbliżający się coraz bardziej samochód, rozważając gorączkowo w myślach dostępne opcje działania. Nie miał żadnych złudzeń co do intencji Voltana i pewien był, że wsiadając do tego wozu praktycznie podpisałby na siebie wyrok śmierci.
- N'Gore, masz nowego przyjaciela? - zza pleców agenta dobiegł szorstki kobiecy głos, na którego dźwięk ciało Metallicanina przebiegł kolejny dreszcz. Psionik obejrzał się przez ramię dostrzegając natychmiast przechodzącą przez ulicę Cimbrię Logan. Łączniczka Ordo miała na sobie skórzany kombinezon opinający ciasno jej chorobliwie szczupłe ciało, na nim zaś nosiła zapięty czarny płaszcz. Ukryte za ciemnymi okularami oczy wbiły się w postać klanstera, a wąskie bezkrwiste usta skrzywione były w niemiłym grymasie.
- Co to za suka? - warknął w stronę N'Gore Voltan. Zanim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, Don odwrócił się w stronę Cimbrii, pokazując jej wyjątkowo obsceniczny gest - Spierdalaj stąd, dziwko albo zaraz spotka cię coś paskudnego.
- Z kim ty się zadajesz, N'Gore, co? - jeśli Malcolm uważał wcześniej, że to Voltan wysławiał się w jadowity sposób, teraz momentalnie pojął swą pomyłkę. Jad wydawał się wręcz kapać z ust złowieszczej albinoski.
- Twój wybór, dziwko - syknął Don oglądając się jednocześnie na dojeżdżający do niego samochód - Przejedziemy się wszyscy razem. |
|