RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Dzikie Pola -> DP - W cieniu Beskidów Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Pią 0:31, 31 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Anatol Strasz wsadził miecz z powrotem do pochwy, ale na jego twarzy nie widać było najmniejszego śladu sympatii wobec dwóch osaczonych na trakcie szlachciców.

- Niech wam będzie pax, bo herbowych bić nie zamierzam jak jaki zbój pospolity - wycedził przez zęby przywódca obławy - Lecz mus wam wiedzieć, że w niczym się z wami zgadzać nie zamierzam. Jestem szlachcic z honorem i Sarmata, a jako taki nie zamierzam godzić się na to, by na szlachetnie urodzonych zbójnicy łapska podnosili. Zabili mi brata i za to chociażby będę ich ścinał bez litości albo końmi włóczył!

Na dany ręką znak pachołkowie opuścili własną broń, odprężyli się zauważalnie.

- Skoroście tacy chętni zbójników bronić, a za nimi się wstawiać, zapraszam do naszej kompanii. Jak jakich zdybiemy, będziecie ich mogli waszmościowie opytać, a może i pacierz z nimi pospołu zmówić, zanim ich powiesimy na najbliższej gałęzi.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 0:38, 31 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Pora najwyższa na tryb taktyczny! Krisu, Radziu, przemyślcie propozycję sędziego. Jeśli chcecie nocować pod dachem, właśnie Wam zaproponowano spoczynek (i wieczerzę). Naturalnie macie prawo nie ufać tak do końca sędziemu i podejrzewać jakąś zasadzkę, ale z drugiej strony, na Boga, przecież to sędzia, człowiek z zasady sprawiedliwy i przestrzegający litery prawa. Widać, że się zmitygował i chyba mu głupio za swój wybuch emocji.

Jeśli odmówicie zaproszenia, będziecie się musieli z Hańczówki bardzo szybko wynosić, a do Rycerki dotrzecie już po zapadnięciu ciemności (co sprawi, że ostatni fragment podróży może obfitować w pewne budzące dreszcze epizody typu balansowanie na krawędzi mrocznego parowu i inne takie Wink ).

Chyba, że nie chcecie szukać schronienia w Rycerce, wtedy przyjdzie Wam spocząć na szlaku przy ognisku (i pojawi się też pytanie, gdzie udacie się dalej, bo termin spotkania z harnasiem macie dopiero za dwa dni, przy wsi Mrukowo). No i rzecz jasna cały czas możecie się wypowiadać na temat całej sytuacji, zwłaszcza zaś rzeczonego listu Komody do sędziego.

Vagnusie, jeśli zachowasz spokojną krew, Anatol Strasz odejdzie wraz ze swoimi hajdukami, a Wy będziecie mogli pojechać do Żiliny... i tym samym praktycznie zakończyć swój udział w tej przygodzie! Tak, tak, rdzeń sesji oparty jest na zbójnickiej wojence, dlatego przyjęcie propozycji Strasza jest ostatnią szansą, by pozostać w grze.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 7:29, 31 Lip 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Z gościny sędziego skorzystamy. Bo do rozumu trza mu przemówić - bo list zrozumiał opatrzenie jak Krzysztof przewidział. Poza tym może uda się dowiedzieć o sytuacji jaka tu panowała przed porwaniem i wytypować winnych którzy mogli się owego porwania dopuścić.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 11:09, 31 Lip 2009
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Nie pozostawiasz mi wyboru, Mistrzu Gry, mus jechać za nadętym bubkiem.

- Zgoda mości Anatolu. Pojedziem z wami, ale prośbę mam jedną. Nim do zwarcia dojdzie, sam pierwszy wprzód wyjadę i ze zbójnikami pogadam. Gdy wróce, możecie ich siec. Zresztą jak nie wrócę, to siec musieć będziecie. Czy to wam przystoi?

Niezależnie od odpowiedzi po chwili odjeżdżam nieco dalej od szlachcica i proszę służbę o trochę samogonu, albo przynajmniej wina, coby gardło zwilżyć.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 14:21, 31 Lip 2009
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Zostajemy na noc. Warto spytać sędziego o jego wersję wydarzeń. A potem spytać o to samo matkę rzekomo porwanego chłopaka.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 22:48, 31 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Słońce znikło szybko za górami, a kiedy tylko ostatni skrawek czerwonej tarczy osunął się za porośnięte gęstym lasem beskidzkie zbocze, Hańczówka pogrążyła się w ciemnościach nocy. Wykąpawszy się w wielkich drewnianych baliach pełnych gorącej wody, panowie Krzysztof i Radosław wyzbyli się z ochotą przykrego końskiego odoru, który przylgnął do nich po wielu godzinach spędzonych w siodle, a przebrawszy część garderoby na stroje wyciągnięte z podróżnych juków, z odrobiną rezerwy i podejrzliwości udali się za nachmurzonym Mikołajem do izby jadalnej sędziowskiego dworu.

Gospodarz już na nich czekał, wraz z małżonką, która od biedy mogła wyglądać na uczesaną, ale straszącą podkrążonymi oczami i trupią bladością szlachciankę starej daty. Kiedy goście zasiedli przy stole, na znak dany przez sędziego służba podała gorące półmiski z mięsiwem i smażonymi pstrągami, kilka bochenków świeżo wypieczonego chleba oraz piwo i parę flaszek węgrzyna. Obaj herbowi zjedli z dzikim apetytem, wyostrzonym ponad wszelką miarę podróżą, w myślach gratulując sobie pomysłu, by jednak przyjąć gościnę sędziego. Gospodarze i towarzyszący im Mikołaj wieczerzali w milczeniu i jedynie hajduk popuścił sobie pasa, sam sędzia wraz z małżonką ledwie skubali podane im jadło.

Kiedy wieczerza dobiegła końca, służba uprzątnęła naczynia pozostawiając na stole jedynie szklanice i butelki z trunkiem. Pani domu najwyraźniej nie zamierzała wychodzić, ale po kilku niemych ponagleniach sędziego, widocznych wyraźnie na jego twarzy, podniosła się z krzesła z grymasem złości i pożegnawszy zdawkowo gości udała się do swojej izby.

W jadalni pozostali jedynie dwaj goście i sam sędzia, Mikołaj bowiem odesłany został wraz ze służbą za drzwi. Krzysztof Zieliński popuścił nieco pasa czując błogą sytość w żołądku, ale nie dolewał wina do szklanicy, czując, że zaraz przyjdzie pora na trudną konwersację, a w takich akurat przypadkach ciężka głowa bardzo przeszkadzała.

- Muszę szczerze wyznać, że zaprosiłem waszmościów pod swój dach nie tylko dla przeprosin – powiedział sędzia splatając razem palce obu dłoni i opierając je przed sobą na blacie stołu.

- Szczerze zatem wyznam, żeśmy się tego spodziewali – odrzekł Radosław pozwalając sobie jednocześnie na donośne beknięcie, na które Kmita nie zwrócił najmniejszej uwagi.

- Rzecz idzie o tego przebrzydłego Komodę – wyjawił sędzia zagryzając ze złości usta – Gotów jestem prawicę sobie odciąć, że to on za tym napadem stoi, wszystko jedno, czy się do tego przyznaje czy nie. Nie ma nikogo innego w tych stronach, kto by się na to poważył. Chcę jego głowę!

- Zalecałbym waszmości powściągnąć nieco gniew, albowiem przeczucie podpowiada mi, że zagadka ta skrywa znacznie więcej niż tylko zwykły zbójnicki napad – odparł Zieliński – Obaj z Radosławem czytaliśmy list i nie znajdujemy tam niczego, co by dowodzić mogło jawnie winy harnasia.

- Zatem nie wiecie waszmościowie jak go odczytywać – zachmurzył się sędzia – Ja znam tutejszych ludzi od dziesiątków lat, wiem jak oni myślą i jak te myśli ubierają w słowa. Komoda napisał, że nie odda pachoła ani za dwieście talarów, bo chce podbić stawkę, psi chwost.

- Przecie napisał też, że go nie ma – zauważył trzeźwo Krzysztof – Gdyby chciał większego okupu, nie łatwiej by mu było napisać, że chłopaka w niewoli? Po co miałby jakowąś grę słów prowadzić, skoro wprost może rzeknąć „mam go, dawajcie dwieście talarów”?

- Ale dodał na końcu, że jeśli od pomsty odstąpię, nikt mnie więcej nie ukrzywdzi – nie ustępował zacietrzewiony w swym wzburzeniu sędzia – Azaliż nie chciał przez to rzeknąć, że mnię wpierw skrzywdził pacholę porywając, a teraz odstąpi od dalszych zbrodniczych uczynków, jeśli ustąpię. Ale ja nie ustąpię i będę go tropił jak jakiego psa wściekłego. Czyż biorąc was przemocą w niewolę nie dowiódł swego braku honoru i hultajskiej natury?

- Nim odrzeknę, co na temat jego persony myślę, rad był usłyszeć od was, panie sędzio, co tutaj tak naprawdę miało miejsce – odrzekł Krzysztof – Zechciejcie zaspokoić naszą zdrożną ciekawość i opowiedzcie o napadzie.

Stefan Kmita milczał przez chwilę wpatrzony gdzieś w ścianę, potem westchnął głęboko i pochylił się nad stołem.

- Zeszłego tygodnia we wtorek wyjechał stąd mój syn, Stasio, dorodne pacholę, w drogę do Padwy, w italijskie strony nauki pobierać wszelakie. Najmłodszy ci on z mojego potomstwa, a przy tym jedyny pachoł, poza nin Pan Bóg obdarzył mnie jedynie córkami. Nie żałowałem ci ja pieniędzy na ten wyjazd za poradą pana Apfelbauma idąc, Bawarczyka, któren nauk Stasiowi w Hańczówce udzielał, ale wielce nie kontent był, że otrok tak daleko od szerokiego świata pozostawał, w dzikich górach. Żebym ja wiedział, że się to tak strasznie skończy, bramy bym za nic w świecie nie otwarł, a tak przyjdzie teraz do końca życia ów ciężar w sercu dźwigać...

- Nic jeszcze nie stracone, może prócz powozu i hajduków – powiedział Radosław chcąc pocieszyć schorowanego starego człowieka. Sędzia spojrzał na młodzieńca badawczym wzrokiem, w którym natychmiast zapaliły się podejrzliwe iskierki.

- A skąd wam wiedzieć, com stracił, skoroście prosto z Żywca przybyli? – zapytał – To już nowiny i do miasta Żywca dotarły?

- Może tak, a może nie – kiwnął w odpowiedzi głową Krzysztof Zieliński, z miejsca odgadując sens usłyszanego pytania – Wszystko od tego zależy jak szybko tam zmierzali panowie Mirski i Salwarski, którzy pod starostą grodzkim w Rycerce służą. Spotkaliśmy ich na szlaku, przy Czernej, popasali krótko razem z nami i opowieścią uraczyli.

- A, tak to – mruknął wyraźnie uspokojony Kmita – Jeszcze tego samego dnia orszak wpadł w zasadzkę, na zboczu Puchacza. Podobno ktoś zrąbał w poprzez szlaku kilka drzew, a kiedy hajducy ruszyli je odciągnąć, posypały się kule z rusznic, potem zaś banda zbójników natarła na moją służbę, mordując bez litości. Tylko czterech pachołków z życiem uszło, tchórzy przeklętych, nazad do dworu uciekli miast me pacholę ratować. Wsadziłem ich do ciemnicy, nie umyśliłem jeszcze, co z nimi zrobię, kurwimi synami.

- Mirski i Salwarski wspominali, żeście ciała syna nie znaleźli – odezwał się Radosław – Pewni jesteście, że żywcem został wzięty? Dobrze szukaliście?

- Pewnie, że dobrze – uniósł się nieco zgorzkniały ojciec – Trzydziestu pachołków przeczesało każdą pędź ziemi w okolicy, zajrzeli w każdy wykrot i jamę. Sam się na miejsce wieźć kazałem, sam widziałem miejsce napadu. Powóz się ostał na drodze, ale bez koni i bez skrzyń ze złotem i przyborami Stasia. Znaleźliśmy trupy sześciu hajduków, akademika Apfelbauma i starego służącego, com go z pacholęciem posłał, dwanaście wiosen miał mój mały, trza mu było kogoś, kto by dbał o jego odzienie i słuszną strawę. Wszyscy albo od kul zginęli albo rany po nożach i czekanach na sobie mieli. Stasia nigdzie nie było, przeto pewnym żem jest, że w jakiej jaskini siedzi pod strażą okupu czekając.

- To nie był pierwszy list, który Komoda do waszmości przysłał, prawda? – zapytał Zieliński przypominając sobie fragment rozmowy z harnasiem – Znaleźliście ten wcześniejszy, któren on podobno do obejścia wam podrzucił?

- A jakże, znalazłem! – sędzia ponownie pozwolił sobie na upust emocji, uderzając zaciśniętą pięścią w stół – Do kamienia go ktoś przywiązał i nocką nad bramą przerzucił. Stało w nim, że Stasia nie dostanę, choćby im sto talarów dawał, tyle tylko.

- Możemy go zobaczyć? – odezwał się Radosław, podejrzewając z miejsca, że porywczy i zaślepiony gniewem szlachcic pewnie całkiem opacznie zrozumiał również treść pierwszego listu harnasia.

- Niestety – rozłożył ramiona Kmita – Spaliłem go tego samego dnia, złością uniesiony. W niedzielę w nocy to było, toteż zaraz umyślnego do starosty Ambrożego pchnąłem z wieścią o żądaniu okupu, co by swoich ludzi z gór zwołał, zaprzestał na jaki czas obławy. Lecz rzeknijcie mi teraz co inszego, bo mus mi to wiedzieć. Byliście w kryjówce Komody? Traficie do niej ponownie?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 0:47, 01 Sie 2009
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





- Imaginuj sobie wasza wielmożność, że w kryjówce haranasia byliśmy bo tam też swoje racje nam przedstawił i list wręczył. - Odezwał się spokojnie Radosław. -Trafić niestety nie damy rady... Oczy nam szmatami pozasłaniali i przed szmat czasu na oślep prowadzili.

Bronisz popił miodu i spokojnym tonem kontynuował.

- Wielmożny Panie Sędzio zali grubiaństwem nie będzie gdy o pozwolenie na rozmowę z tymi czterema hajdukami, których waszmość pod kluczem trzymasz?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 7:35, 01 Sie 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Krzysztof nic nie rzekł tylko w myślach się pogrążył.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 20:56, 03 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Sędzia Kmita klasnął donośnie w dłonie i drzwi izby rozwarły się natychmiast przepuszczając do środka Mikołaja. Krzysztof i Radosław wymienili porozumiewawcze spojrzenia, albowiem w tej krótkiej chwili, kiedy drzwi były otwarte, obaj herbowi spostrzegli w sieni nieruchome sylwetki kilku pachołków. Tak, stary sędzia mógł być schorowany i zaślepiony bezrozumnym gniewem, ale wciąż potrafił zadbać o swe bezpieczeństwo.

- Mikołaju, idź czym prędzej do ciemnicy i przyprowadź do nas tych psubratów, co tam siedzą – polecił bez zbędnych ceregieli gospodarz. Hajduk skłonił się bez słowa, odwrócił w miejscu posyłając gościom chmurne spojrzenie, wyszedł ponownie z izby.

Nie trwało długo, aż żywieccy posłańcy usłyszeli gniewne pohukiwania i tupot stóp. Pan Krzysztof przerwał grzecznościową relację z przebiegu dotychczasowej podróży do Żiliny, dotarłszy akuratnie do celnej uwagi na temat pobłażliwej wobec Turków polityki Siedmiogrodu. Drzwi izby otworzyły się ponownie z donośnym trzaskiem i do środka pomieszczenia wprowadzeni zostali czterej mężczyźni o żałosnej aparycji, bosi, w brudnych plebejskich strojach i źdźbłach słomy we włosach, wyraźnie zalęknieni. Nie bacząc wcale na gości gospodarza i krępujące im ręce rzemienie wszyscy padli zgodnie na kolana, momentalnie podnosząc żałosne błagania o łaskę i miłosierdzie.

- Milczeć, tchórzliwe psy! – Kmita walnął pięścią w stół i czterej ocaleli z napadu hajducy natychmiast struchleli. Pan Radosław pokiwał głową widząc tak jawny przykład żelaznej dyscypliny, owinął wąsa wokół palca przyglądając się uważnie więźniom.

- Podziękujcie tym waszmościom, żeście na chwilę z ciemnicy wyciągnięci, albowiem chcą od was usłyszeć wszystko o zasadzce – oznajmił gniewnie sędzia Kmita, na przemian zaciskając dłonie w pięści i rozprostowując ponownie z trzaskiem palce – Gadajcie wszystko jak na spowiedzi, a nie próbujcie łgać, bo bizunem zaraz wszystkim wsypię.

- Wszystko wyznamy, miłościwy panie! – jęknął jeden z hajduków, pozostali zaś zaczęli kiwać gorliwie głowami – Jak na spowiedzi, tylko pomiłujcie nas nieszczęsnych!

- No to mówcie – Bronisz uderzył w blat stołu swym naczyniem, z miejsca przyciągając uwagę czterech więźniów – Jak to było z tym napadem, po kolei, od początku.

Pachołkowie spozierali przez chwilę na siebie wzajemnie nie wiedząc widać, który głos winien zabrać, pomruczeli między sobą, w końcu zaś odezwał się ten sam z nich, który chwilę wcześniej o miłosierdzie prosił.

- Wszytko szlachetnym waćpanom opowiem, jak naprawdę było – zaczął szybko wyrzucając z siebie słowa, bojąc się być może, że zwłoka w składaniu wyjaśnień zaowocuje takim samym bizunem jak kłamstwa – Wyjechali my z Hańczówki zara po śniadaniu, we dwunastu chłopa i panicz Staś. Za Małą Pacułą skręcili my na Puchacza, coby stamtąd przełęczami na Górne Węgry się przedostać. I jak my już zachodnią stronę Puchacza objeżdżali, to się na szlaku pokazały zwalone drzewa, w poprzek drogi zrąbane. Zara mnie co złego tknęło, klnę się na Ponbóczka, bo to dzikie miejsce było, z obu stron drzewa i chaszcze aż pod drogę i stromo też. Na koniach my jechali w tyle, we czterech jako Jóźwa nakazał...

- Jóźwa? – Radosław przerwał hajdukowi opowieść, spojrzał pytająco na sędziego.

- Józef Osica, jeden z moich parobków – odpowiedział Kmita – Na czas podróży komendę mu oddałem nad wszystkimi.

- Toć jako rzekłem – podjął temat hajduk widząc, że Bronisz spogląda znów w jego stronę – Wielce mi się zdało podejrzane, że tam taka zapora na drodze leżała i żem konia spiął, coby do Jóźwy podjechać i wtedy z krzaków poszła pierwsza salwa. Konie nam się wystraszyły i zaczęły na boki skakać, ale w siodle stanął na czas, by ujrzeć jak Jóźwa, Barciak i dwaj wozaki z powozu na ziemię spadają, ani chybi kulami rażeni. Wrzask się podniósł straszny, bo jeszcze chmury prochu nie opadły, a już z krzaków wypadli zbójnicy, a było ich ze cztery tuziny, klnę się na Ponbóczka! Pistole mieli w rękach, a czekany, a tłukli nimi bez litości! Czesio i Hraca im stawać próbowali, ale gdzie tam, zara ich z koni pościągali, zasiekli na śmierć, panie! Jam tylko widział jak uczony pan Apfelbaum z powozu wyskakuje i zaczyna im tam w swej bawarskiej mowie coś wykrzykiwać, ale niczego z tegom nie zrozumiał, bom w cudzoziemskich mowach niemota. A jeden z tych zbójów prask Bawara w głowę czekanem, całkiem mu go w czerep wraził, na miejscu ubił nieszczęśnika. Szabel my dobyli, bośmy dzielni ludzie, nie tak jak pan sędzia nas niesłusznie podejrzewa, też żeśmy walczyć chcieli, ale tamci z pistolów wypalili, pode mną i Jarząbkiem konie ubili, mało co my w jar nie spadli, iście nas Ponbóczek ocalił! Antoś i Janek na swoje konie nas wzięli, a żwawo żeśmy zawrócili, coby pomoc wezwać, a pana Kmitę ostrzec, bo inaczej toby my tam wszyscy życie oddali nadaremno!

- Nadaremno?! – huknął ponownie sędzia, podnosząc się ze swego krzesła i czerwieniejąc na twarzy – Taki wasz, tchórze, zasrany obowiązek był, niecnoty, hultaje! Choćby do ostatniego się bić, mego syna ratować!

- Nie unoście się tak gniewem, waćpanie – powiedział pojednawczo Krzysztof Zieliński – Toć od razu widać, że to waszemu zdrowiu nie służy, a co się stało, to się już nie odstanie. Raczcie siąść i odetchnąć, a nam pozwólcie inwestygować, co i jak.

- A inwestygujcie wedle woli swojej – machnął ręką sędzia dolewając sobie do kubka węgrzyna – Jam już się dowiedział od tych psubratów, co żem chciał. Zbójnicy to byli, banda Komody jako żywo, bo tutaj nikt inny się na gościńcach nie zasadza.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 20:57, 03 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Dołączywszy do kompanii Anatola Strasza dwaj żywieccy posłańcy powlekli się stępa poprzez gęste lasy porastające zbocza Beskidu, w duchu nie kryjąc nadziei, że póki co szukający zbójników samozwańczy stróże prawa zmierzali w tym samym kierunku, co dwaj szlachcice – szlakiem wiodącym poprzez góry ku Żilinie. Wysłani przodem hajducy skradali się pomiędzy drzewami wypatrując kogoś podejrzanego, jak dotąd jednak płoszyli wyłącznie dziką zwierzynę, w głównej mierze sarny i szaraki.

Słońce chyliło się coraz bardziej ku zachodowi i nastroszony początkowo Anatol wstrzymał w końcu swego konia czekając, aż jadący w tyle herbowi się z nim zrównają.

- I co tam w mieście Żywcu słychać? – zagaił rozmowę, mając już widac serdecznie dość ciężkiego milczenia panującego od chwili, w której goście dołączyli do jego grupy – Coś tam powiadają o wojnie na południu?

- O jakiej wojnie? – podniósł głowę drzemiący bezwstydnie w siodle pan Tomasz – O Czechów wam może idzie, panie Strasz?

- Ano o Czechów – kiwnął głową Anatol – I o Habsburgów, rzecz jasna. Zaraz po śmierci cesarza Macieja jęli się husyci z Habsburgami o Hradczany szarpać, tylko patrzeć jak od szarpania do rozlewania krwi przejdą. Od czasu do czasu wieści do nas z południa dochodzą, nawet z Wiednia, a nie są one wielce miłe dla ucha.

- A czegóż wy się tak obawiacie w tych górach? – pan Tomasz przesunął wzrokiem po ciemniejących coraz bardziej lasach, pnących się wszędzie wokół ku górze, przesłaniających ostatnie czerwone promienie słońca – Jakoś w głowie nie chce mi się pomieścić, że ta wojna, o ile w ogóle wybuchnie, mogłaby o Rzeczypospolitą zahaczyć. A nawet jeśli, mało to królewskiego wojska w Małopolsce stoi, coby wam rychło w sukurs przyjść?

- A co mi po sukursie jak mi husyci albo cesarscy wcześniej dwór spalą? – burknął Anatol Strasz – Wy tam na północy niewiele o nas myślicie, królowi tylko wojna z Rosją głowę zaprząta albo potyczki z bisurmanami na Dzikich Polach. A na południu nie tylko Habsburgowie i Czechy, toż tam też Siedmiogród przyczajony, tylko patrzeć jak Madziarzy spróbują coś dla siebie uszczknąć z tej pieczeni, którą się Praga stanie. Na Śląsku pono już niektórzy głosy podnoszą, coby granicę Rzeczpospolitej wojskiem obstawić, bo się poplecznicy Habsburgów lękają, że jak przyjdzie co do czego, przyjdzie nasz król w sukurs protestantom. A jak na południu wyglądało po wojnach z husytami dwieście lat temu, nie trzeba mi chyba waszmościom opowiadać, nieprawdaż? Jak się Krzyż z Kielichem zderza na ostrą stal, to się całe miasta we krwi topią.

Gustaw Leszcz nie wtrącał się do rozmowy, słuchając jednak z wielkim zainteresowaniem i wodząc jednocześnie wokół bacznym wzrokiem. Im ciemniej się robiło na krętym górskim szlaku, tym częściej myśli szlachcica zaprzątało wyobrażenie wielkiego, trzaskającego płomieniami ogniska i gorącej, chociaż niewątpliwie ubogiej w wykwintne wiktuały obozowej strawie.

Anatolowi Straszowi podobna widać myśl przez głowę przebiegła, bo ogarnąwszy wzrokiem coraz ciemniejsze przestworza oraz gęste plamy mroku wypełzające spośród drzew herbowy przywołał do siebie jednego z idących opodal hajduków.

- Zwołaj wszystkich, tutaj noc przeczekamy – szlachcic wskazał dłonią niewielką polanę przystawioną bokiem do drogi, porośniętą wysoką trawą. Gdzieś w oddali do uszu mężczyzn dobiegał nikły dźwięk ciurkającej wody, jawnie dowodząc istnienia jakiegoś płynącego w pobliżu strumienia – Rozpalcie ogień i wystawcie warty, a niech tam kto weźmie się za warzenie wieczerzy, wielce mi już w kołdunie burczy.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 20:57, 03 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Krisu, Radziu – zeznania hajduków już macie, pora zadać im ewentualne pytania; jeśli żadnych nie macie, zostaną zabrani z powrotem do loszku (naturalnie możecie się za nimi wstawiać albo nie, jak Wam tam sumienie każe Wink ). Jeżeli macie też dodatkowe pytania do samego sędziego, wyszczególnijcie je proszę w trybie niebieskim, a zrobię Wam odpowiednią kompilację odpowiedzi w trybie fabularnym. Jeśli zaspokoiliście swą ciekawość, sędzia najpewniej zasugeruje udanie się na spoczynek, wcześniej jednak zapyta na pewno, co zamierzacie dalej robić bywając w tych stronach. Co mu odpowiecie?

Vagnus, Tomasz – nadciągnął zmierzch, Strasz polecił rozbić obozowisko. Jeśli chcecie ze szlachcicem pogadać na jakiekolwiek tematy, zarzućcie nimi w trybie niebieskim, a sporządzę odpowiednią kompilację fabularną. Jeśli nie, zakładam, że udacie się niezwłocznie na spoczynek (czyt. pod derki), pozostawiając szlachcica samemu sobie i butelce wódki (upije się samotnie, bo wciąż nie potrafi przeboleć śmierci zabitego kilka dni temu brata).
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 21:20, 03 Sie 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Miszczu czy te czekany to ciupagi? I w co zbóje uzbrojeni byli? Ci cośmy ich widzieli a nie ci z opowiadania :p
No i najważniejsze - samopał droga rzecz a tu każdy z tym lata. Tak ma być?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 22:20, 03 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Czekan to w zasadzie ciupaga Wink Zbójnicy widziani w kryjówce Komody mieli takie właśnie. Samopały widzieliście u młodego górala na mostku i u samego harnasia, miał dwa wsadzone za pas.

Tak więc na razie w grze pojawiły się cztery sztuki broni palnej (z Twoim półhakiem pospołu) - kto wie, ile tam padło strzałów w tej zasadzce, strach ma czasami wielkie oczy...

Wink
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 5:30, 04 Sie 2009
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna






Próbuje zagaić jakież to napady ostatnio zbójcy poczynili, i czemu ich wczesniej nie bito. Jeżeli wódką poczęstuje, Leszcz nie pogardzi Wink
Jak już opowie co nieco o tutejszych arystokratach, spróbuje go zagadać, by trochę o swoich smutach opowiedział (proszę o zostawienie mi miejsca, chciałbym jakąś puente lub morał wstawić Smile
Czy są w całym orszaku jakieś białogłowy? Jeżeli tak, a nie jest to służba, to chciałbym poflirtować.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 6:48, 04 Sie 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Cytat:
Tak więc na razie w grze pojawiły się cztery sztuki broni palnej (z Twoim półhakiem pospołu) - kto wie, ile tam padło strzałów w tej zasadzce, strach ma czasami wielkie oczy...


Cytat:
- Nieco ponad tuzin – szepnął ostrzegawczo pan Tomasz, zliczając naprędce niespodziewanych gości, dotąd siedzących grzecznie w gęstych ostępach i przysłuchujących się zapewne rozmowie kamrata z żywieckimi posłańcami – Paru ma pistole.

oj oj kłam wszmosci zadać musze :p
Zobacz profil autora
DP - W cieniu Beskidów
Forum RPG online Strona Główna -> Dzikie Pola
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 6 z 13  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin