RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Dzikie Pola -> DP - W cieniu Beskidów Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 11, 12, 13  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Wto 7:57, 04 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Och, Krisu, Krisu, niecnie mnie przyłapałeś! A zatem sześć sztuk broni tam było, a nie cztery Wink

A co do maglowania hajduków, macie jeszcze jakieś pytania? (inaczej do loszku z nimi, a sędzia pośle po następną flaszkę węgrzyna).
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 8:58, 04 Sie 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





No to był wstęp - skoro im cały czas ktoś ognia dawał, a zbóje mają około 5 sztuk broni palnej to albo hajducy koloryzują, albo to musiała być dużo lepiej uzbrojona grupa.
Ja chce wiedzieć jak zbóje wyglądali. Czy kto Komode wśród nich uwidział.

A potem z sędziego wyciągnąć kto o wyjeździe jego syna wiedział i w jakich monetach jego wyprawka była.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 18:21, 04 Sie 2009
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





A ja mam pytanie do sędziego - czy miał tu zatargi z miejscowymi? To sędzia. Pewnym jest, że mu grożono nie raz nie dwa. Ciekaw jestem czy któryś z miejscowych gospodarzy przysięgał mu w przeszłości zemstę.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:34, 07 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Krzysztof Zieliński przechylił się nagle w krześle wywołując głośne poskrzypywanie mebla, oparł się łokciami o blat stołu wbijając wzrok w składającego śpieszne wyjaśnienia więźnia. Pachołek odpowiedział mu spojrzeniem żebrzącym wręcz o łaskę.

- Jak cię zwą, dobry człowieku? – zapytał pozornie od niechcenia.

- Piotr, mości panie, Piotr Suchan – wybąkał hajduk.

- Rzeknij nam zatem, Piotrze, jak wyglądali ci zbóje, co was napadli? Jaki przyodziewek mieli, ile pistolów? Widzieliście pomiędzy nimi Komodę?

- Po prawdzie, to ja wcale tego harnasia wcześniej nie widział, klnę się na świętego Antoniczka! Niechby i tam był między temi zbrodzieniami, mnie nic nie wiadomo. Panie, jak oni wszyscy zza tych krzaków wysadzili, a zaczęli strzelać i rąbać, to nawet jakbym go znał, to pewnie bym nie uwidział w tym harmiderze.

- A nikt inny z was Komody nie rozpoznał? – Zieliński przesunął pytającym wzrokiem po zalęknionych obliczach pozostałych pachołków, cmoknął niezadowolony na widok ich gorączkowych zaprzeczeń – To powiedz nam teraz coś więcej o tych zbójnikach.

- A co tu dużo gadać, mości panie? – wzruszył ramionami hajduk – Kożuchy mieli baranie, a czapy na głowach, połowa brodziska wielkie jak niedźwiedzie. Ciężko powiedzieć, ile pistolów mieli, mości panie, w tym całym huku i zgiełku to by chyba nikt zdrowy na umyśle tego nie liczył.

Bronisz przerwał Suchanowi ruchem ręki, bo spostrzegł, że jeden ze stojących w tyle hajduków wierci się niespokojnie i robi miny dające do zrozumienia, że też chciałby coś powiedzieć.

- Ty tam – wytknął go palcem szlachcic – Masz tu co do dodania?

- Jeno tyle, wielce miłościwy paniczu, żem ja trochu tamtych widzieł jak na nas lecieli, coby z koniów ściepnońć. Pirwsy chudy beł, cyrwonowłosy i z wąsem długaśnym, wtóry grubsy, a z brodom. A taki jeden, co to im cheba komyndyrował, wielgi, a chudy beł jak łona kostucha, z wielgaśnom cuprynom i jednem łokiem przysłonionem. Wiencej żem nie widzieł.

Zasłuchany w zeznania pan Krzysztof poruszył się nagle jakby tknięty jakąś myślą, spojrzał w stronę sędziego Kmity.

- Rzeknijcie, panie sędzio, w jakiej to monecie była wyprawka waszego smyka? – zapytał.

- W italijskich florenach – odpowiedział zasępiony gospodarz – I trochę w naszych czerwońcach.

- Aha – kiwnął głową Zieliński, coś tam sobie układając w myślach, ale nie dając po sobie poznać niczego konkretnego.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 20:24, 08 Sie 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Dobrze, że Komuda nam w italijskiej monecie nie zapłacił bo byłby zong.
No to pozostaje moje pytanie : kto z sąsiadów wiedział, że sędzia syna w świat puszcza.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 19:51, 10 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Anatol Strasz okazał się bardzo milkliwym kompanem, chętniej pociągając samolubnie z trzymanej w rękach flaszki niż udzielając się w konwersacji z niezbyt skłonnym do spania Gustawem. Pan Tomasz szybciej poległ w tej walce na wydzierane niemal przemocą słowa, owinął się starannie derką i zasnął niemal natychmiast z twarzą skierowaną ku roziskrzonemu gwiazdami nieboskłonowi.

- Panie bracie, wierzcie mi, że rozumiem i szanuję wasz ból po stracie brata – Leszcz podjął kolejną próbę przełamania milkliwego nastroju szlachcica, obiecując sobie w duchu, że jeśli teraz Strasz wymiga się od odpowiedzi grubiańskim burknięciem, rybniczanin zabierze swoją derkę i dosiądzie się do biwakujących przy osobnym ognisku hajduków – Ale raczcie odstąpić choć trochę od tej żałoby i rzeknijcie mi coś więcej o tym waszym zbójniku. Od dawna wam takich kłopotów robi? Często się na herbowych zasadza?

Anatol Strasz milczał na tyle długo, że Gustaw już zaczął gotować w myślach do odejścia, nim jednak wykonał ów ruch, szlachcic odezwał się posępnym tonem, przywodząc Leszczowi na myśl nastroszonego przy ogniu puszczyka.

- Bodaj czart jego duszę porwał! – sarknął Strasz – Żmiję hodowaliśmy na własnej piersi, przez całe lata. Komoda zasadzał się od dawna na gościńcach, ale zwykł łupić cudzoziemskich kupców, szlachetnie urodzonych omijał z daleka, nigdy nikomu krzydy nie uczynił. Zresztą dla kupców też raczej utrapieniem był niż ciężarem, bo pozwalał się wykupić z zasadzki miast rabować wszystko jak popadnie i gardła podcinać. Tylko zresztą dlatego starosta zostawiał go w spokoju, bo to nie nasze było zmartwienie jak harnaś bez portków węgierskich kupców puszczał albo Niemiaszków.

Strasz umilkł na chwilę, podjął jednak swój wywód.

- Tak to bywa, panie bracie, jak się zła zawczasu nie wykorzeni, jeni pozwala się, by się plenił jak jaki kąkol. Urósł w pychę mości Komoda, a razem z pychą przyszła mu chętka na szlacheckie mienie. Już za napad na sędziowskie pacholę winien być na rynku w Rycerce kaźniony, ale za to, co potem uczynił, mistrz małodobry trzy dni powinien go oprawiać, iście niczym wieprza przed pieczeniem. Brata mi zabił w minioną sobotę, a my Straszowie takiej zbrodni nigdy, ale to nigdy w niepamięć nie puścimy, klnę się na Matkę Boską Częstochowską.

- A jak to się stało? Rzeknijże waćpan coś więcej – napierał na rozmówcę Gustaw, popatrujący też co chwila znacząco na trzymaną przez szlachcica flaszkę, lecz jeśli Strasz te spojrzenia zauważał, starannie to skrywał.

- Przed wieczorem mój gajowy wypatrzył bandę zbójników na Oziernicy, kupili się przy szczycie, na spoczynek chyba, bo drewno na ognisko znosili. Wpadliśmy na nich z marszu, coby czasu nie tracić, w siodłach prosto w las, psy przodem puściwszy. Rwetes się wielki zrobił, wrzask i zamieszanie. Gotów żem przysiąć, że te huncwoty nic, a nic się nas nie spodziewały, całkiem żeśmy ich zaskoczyli. Patrzaj waść jacy pewni siebie byli, że nawet wart nie wystawili, czarcie pomioty!

- Zważcie na swe słowa, mości panie – zmitygował rozmówcę Gustaw czyniąc jednocześnie na piersi znak krzyża – Noc idzie, nie lza o tej porze takich słów używać, jeszcze co złego nimi przywołacie.

- A co mnie gorszego może spotkać? – warknął Anatol Strasz – Iście czart to kierował tą kulą, co to ją jeden ze zbójników wystrzelił. Brat mój, Adam, padł na miejscu rażony, zwalił się z siodła pod kopyta. Tamten zbrodzień trafił go prosto w serce, a rzeknąć muszę, że wielce to trudne, coby tak po ćmicy i bez celowania palnąć prosto w serce galopującego jeźdźca – w głosie szlachcica pojawiła się nuta prawdziwego cierpienia, toteż tym razem Gustaw uszanował dłuższą chwilę milczenia – Ano, tak to było, dopadliśmy ich na Oziernicy i zasiekli, a ustrzelili pięciu, reszta w las pierzchła niczym szaraki, tak żwawo, że chyba ani psy ich dogonić nie dały rady. Prócz mojego brata zdążyli zabić trzech hajduków i dwa ogary, a młodego Gębickiego tak zsiekli czekanami, że pewnie do następnej niedzieli nie dotrwa.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 20:43, 10 Sie 2009
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Nie prowadze dalej rozmowy. Zaczekam aż Anatol zaśnie, posiedze jeszcze sam przy ognisku i przemyśle parę faktów. Przed spaniem kładę szable po prawej stronie głowy. Z rana dołączam do hajduków, próbując podpytać o więcej szczegółów dotyczącej tego niezbyt przemyślanego ataku z nienacka, oczywiście podpijając ich pierwej. Widząc, że żadnych niewiast w okolicy nie ma, wzdycha ciężko.

- Pokój ich duszom - powiedział cicho Gustaw, a po stosownej chwili milczenia, dodał: - i kara dla złoczyńców. Pozwolicie, mości Anatolu, że odłączę się od rozmowy i udam na spoczynek. Wielcem rad, żeście chcieli ze mną mówić.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 20:03, 14 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Zaspokoiwszy swą ciekawość goście sędziego Kmity dali gospodarzowi do zrozumienia, że nie muszą już dłużej przebywać w nieco uciążliwej dla ich powonienia obecności więźniów, albowiem pobyt w ciemnicy nie sprzyjał dbałości o higienę. Wypędzeni z izby przez Mikołaja hajducy podnieśli larum błagając swego pryncypała o zmiłowanie, stary Kmita nie był jednak w nastroju do wysłuchiwania ich rozpaczliwych próśb. Otrzymawszy kilka kułaków pachołkowie zostali wywleczeni za próg przez pomocników Mikołaja, drzwi zatrzasnęły się za nimi z donośnym trzaskiem.

- Cóż, wiemy już wszystko o samym napadzie, mości gospodarzu – tym razem pan Krzysztof nie odmówił sobie napitku, dolał do kubka wina delektując się jego półsłodkim smakiem – Wiemy też, że większość złota Stasia było w italijskiej monecie. To dobrze, bo takie monety to nie lada rzadkość w tych stronach, jeśli kto takie floreny wydawać napocznie, rychło na się uwagę ściągnie. A kto wiedział, że wasz syn się w taką podróż wyprawia? W tajemnicy to było zachowane czy nie?

- Cóż, w dworze przed nikim tego nie skrywałem – przyznał dość niechętnie gospodarz – Służba wiedziała, ale ode mnie prawie nikt do Rycerki ani dalszych osad nie zachodzi i gości też zbyt wielu nie miewam...

- Niemniej jednak każdy parobek i każda służąca wiedziała, że Stasio do Włoch wybywa, tak? – upewnił się Krzysztof Zieliński, w duchu marszcząc czoło na myśl o wszystkich ewentualnych podejrzanych.

- Tak – kiwnął jeszcze niechętniej głową Kmita, najpewniej wyrzucając sobie w duchu niedbalstwo w zachowaniu podpowiadanej przez rozsądek dyskrecji – W dworze wiadomo to było wszystkim.

- Rzeknijcie nam teraz cosik innego, panie sędzio – Radosław poprawił się wygodniej w krześle, podwinął sobie rękawy – Z racji swego stanu, a funkcyji pewnikiem miewaliście zatargi z okolicznymi możnymi, prawda? Czy aby któren z nich...

- Wykluczone! – podniósł obie ręce Kmita – Te strony przez starą są szlachtę zasiedlone, tutaj każdy się z honorem obnosi dumnie. Gdyby kto miał do mnie żal, a zadrę, toby przeciw mnie z odsłoniętą twarzą stawał, a nie rękę na pacholę podnosił. To ten parszywy harnaś wszystkiemu winien, czarcie nasienie!

Bronisz skinął głową dając do zrozumienia, że przyjął do wiadomości nagły wybuch sędziego. Kmita parsknął raz jeszcze ze złością, potem zabębnił palcami w blat stołu myśląc nad czymś wielce usilnie. Obaj herbowi nie przerywali tego milczenia, bo błogie uczucie sytości zaczynało ich już wprawiać w stan lekkiej drzemki.

- Wielcem jest wam wdzięczny za to, żeście z mej gościny skorzystali – powiedział w końcu gospodarz – Mam ci ja dla was pewną propostę, mości panowie. Sam podeszłego juz wieku jestem i schorowany, ledwie do powozu wsiadam, nie dla mnie gonitwy po leśnych gęstwach. Starosta Ambroży na mą usilną prośbę wycofał swych pachołków z gór, by zbójników nie drażnić, a ku dziecka zgubie nie kusić, bom wciąż się tej odrobiny nadziei nie wyzbył, że Stasio mój może jeszcze między żywymi. Nie wiem, w jaką grę gra harnaś Komoda, ale gotów żem własną partię zacząć i na własnych zasadach. Tedy zechciejcie mnie wysłuchać, waszmościowie.

Stefan Kmita odsunął z głuchym zgrzytem swe krzesło, podniósł się nieco nieporadnie z miejsca, wsparł ciało na lasce o metalowej główce.

- Dam wam swój pierścień i dwudziestu dobrych hajduków, wybiorę ich z pomocą Mikołaja. Chcę, byście pojmali dla mnie Jacka Komodę, żywcem. O innych zbójników mi nie idzie, czy ich powiesicie czy przepędzicie na cztery wiatry, mnie to obojętne. Chcę mieć harnasia, w powrozach, w tej izbie i to jak najszybciej.

Zieliński i Bronisz wymienili między sobą ostrożne spojrzenia, które nie uszły uwadze starego sędziego.

- Pozwólcie za mną, waszmościowie – gospodarz podszedl do bocznych drzwi, otworzył je i przeszedł do sąsiedniej izby, większej od jadalnej, o ścianach obwieszonych drogimi orientalnymi kobiercami – Mam ci ja wiele do pokazania waszmościom, bom za młodu w róznych stronach bywał i wiele suwenirów do domu zwoził.

Kmita otworzył jedną z licznych w pomieszczeniu szaf, wyjął z niej przepięknie szyty aksamitny żupan oraz równie piękny pas nabijany pozłacanymi guzami inkrustowanymi mnóstwem cyrkonii. Odłożywszy niebywale kosztowny strój na pobliski stół sędzia sięgnął z kolei do drewnianej skrytki w ścianie izby, wyjął z niej niewielkie pudełeczko, z niego zaś wydobył coś, co odebrało panu Krzysztofowi dech w piersiach.

Była to doskonałej roboty krócica o kolbie wykładanej masą perłową, a przynajmniej tak się zachwyconemu szlachcicowi wydawało. Widząc jego minę sędzia uśmiechnął się pod nosem, a potem zaczął wykładać na stół bogato zdobione i inkrustowane klejnotami tureckie kindżały, srebrne i złote bransolety, pysznie tkane uprzęże dla koni. Otaczające herbowych szafy zdawały się skrywać w swych przepastnych wnętrzach ogromny majątek, a obaj żywieccy posłańcy mieli wrażenie, że chytry sędzia pokazuje im zaledwie ułomek swego dorobku życia.

- Sami widzicie, waszmościowie, że mam ja czym się za waszą pomoc odwdzięczyć – powiedział gospodarz – Choć miłe to dla oka i serca łupy, do grobu ich ze soba nie zabiorę, a nad gronem już jedną nogą stoję. Jeśli mi Komodę w pętach przywleczecie, suto was wynagrodzę, wyjedziecie stąd bogaci jak nigdy dotąd.

Obaj goście wciąż nic nie mówili, chłonąc jedynie wzrokiem wykładane na stół eksponaty. Sędzia uśmiechnął się ponownie, iście niczym lis wkradający się właśnie do kurnika.

- Mam ci ja na koniec jeden skarb jeszcze, sercu chyba najdroższy – oznajmił odkładając wysokie skórzane buty do konnej jazdy, z olśniewającymi ostrogami, które w opinii Bronisza musiały być południowej roboty, italijskie lub hiszpańskie – Waszmościowie obaj jeszcze kawalerowie czy już usidleni przez Amora?

- Jam jest wolnego stanu – odpowiedział ostrożnie Radosław Bronisz przeczuwając powoli, dokąd zmierzał ten akuratnie wątek rozmowy – I mój towarzysz również.

- Mam córkę siedemnastoletnią, czas jej do zrękowin się szykować, alem dotąd kawalerów precz gnał, bo gołodupcy byli, więcej ich posag interesował jak ona sama. Wielce to gładka dziewka, u sióstr urszulanek chowana, miła i obyczajna, a i w domu okręcić się potrafi. Jeśli który z waćpanów prawy i honorowy jest, a przy tym w uczuciach stały, jeśli mi tę przysługę wyświadczy i Komodę schwyta, gotów z nim będę do stołu siadać, a o ożenku rozmawiać. I o posagu, rzecz jasna, a możecie mi wierzyć, mało kto w okolicy mógłby się takim posagiem poszczycić. Raczcie chwilę zaczekać... gdzieś tu go miałem...

Sędzia zaczął czegoś szukać w niewielkiej szkatułce z drogiego gatunku drewna, mruknął do siebie z zadowoleniem, wyciągnął z niej niewielki portrecik namalowany wprawnym pędzlem utalentowanego artysty. Bronisz uniósł znacząco brwi spoglądając na blade lica, dumne rysy i długie rzęsy szlachcianki o modrych oczach i delikatnie wykrojonych ustach.

- Zaiste urokliwa białogłowa – przyznał czując, że takt nakazuje w jakiś sposób skometować ów portrecik. Sędzia pokiwał z zadowoleniem głową słysząc ten całkowicie zasłużony podług obrazka komplement.

- Cóż zatem rzekniecie, waszmościowie? – zapytał wspierając się na swej lasce.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 20:08, 14 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Gustaw Leszcz nie przeciągał dłużej niezręcznej konwersacji, wyczuwając wyrażnie, że Anatol Strasz wolał być pozostawiony samemu sobie. Jako że ciężko było mu znaleźć wspólny temat z człowiekiem, który właśnie stracił brata – chyba, że do kategorii tej można było zaliczyć gawędę o bliskim druhu poległym pod Kircholmem – rybniczanin wycofał się w taktowny sposób z rozmowy twierdząc, że wielce będąc zdrożonym po całodziennej podróży musi już dołączyć do chrapiącego nad wyraz głośno pana Tomasza.

Strasz nie oponował, wręcz słowem się nie odezwał, co tylko utrwaliło Gustawa w przekonaniu, że słuszną podjął decyzję. Ułożywszy sobie szablę przy posłaniu szlachcic otulił się derką, zmówił bezgłośnie pacierz i zasnął, polecając swą personę w opiekę wszystkim świętym, którzy mogli mieć coś wspólnego z odpędzaniem waldszratów, czarownic i innych górskich wynaturzeń.

I spał spokojnie aż do świtu następnego dnia, albowiem czuwające całą noc warty ani razu nie podniosły alarmu. Co jakiś czas trzaskały w lesie jakieś gałązki, co jakiś czar blask palących się całą noc ognisk odbijał się w ślepiach podchodzących do linii światła zwierząt, ale pilnujący obozu hajducy wiedzieli, że borsuki i kuny nie stanowią dla nich większego zagrożenia.

Wysoko w górze skrzył się migotliwym blaskiem gwiazd nocny nieboskłon, a zimny blask księżyca spływał na porośnięte lasami beskidzkie stoki kąpiąc je w swej poświacie.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 20:08, 14 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Obydwa updaty sytuacyjne gotowe. Przepraszam za tak długą przerwę w postowaniu, ale mnie trochę przygniotły bieżące obowiązki w tym tygodniu. Co do Vagnusa, noc minie bez jakichkolwiek niespodzianek. Radziu, Krisu – oto konkretna propozycja, w dodatku wydaje się bardzo kusząca. Wygląda na to, że sędzia jest człowiekiem honoru i ze swej oferty się nie wycofa, nagrodą kusi zaiste wysoką i nie idzie mi tu bynajmniej o córkę z posagiem, bo nawet jeśli nie skorzystacie z tej hojnej propozycji, wywieziecie z Hańczówki pełne juki skarbów. Sama dziewka też przyciąga oko, przynajmniej na portreciku, a nie zapominajcie, żeście ubodzy szlachetkowie są bez własnej ziemi i z nikłymi szansami na dziedziczenie ojcowizny, bo przed Wami sporo jeszcze rodzeństwa w kolejce. Małżeństwo z panną Kmitówną może sprawić, że za parę lat (ileż w końcu ten sędzia i jego wiedźmowata żona pociągną?) to właśnie któryś z Was zasiądzie jako gospodarz w tym urokliwym górskim dworku.

Radziu, Krisu – czekam na deklaracje w trybie niebieskim. Jeśli odmówicie udziału w tajnym polowaniu na Komodę, po prostu pójdziecie spać, nazajutrz rano dostaniecie śniadanie, a potem Mikołaj odprowadzi Was za bramę (i dobrze byłoby, gdybyście już teraz pomyśleli, gdzie skierujecie swe wierzchowce). Jeśli odniesiecie się z zainteresowaniem do propozycji sędziego, ten zaprosi Was na spoczynek, a szczegółowe uzgodnienia poczynicie następnego dnia przy śniadaniu (dobór hajduków, ekwipunku, plan działania).
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:36, 14 Sie 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Jeśli przystaniemy na propozycje Sędziego to na kilku warunkach:
- jeśli go sprowadzimy to na uczciwy proces
- jeśli w trakcie poszukiwań natrafimy na ślad prowadzący do innego winnego to będziemy mogli go zbadać
- jeśli znajdziemy innego winnego to sędzia odpuści Komudzie
Skarby fajna rzecz, ale zrobimy to przede wszystkim by załagodzić sytuacje w tym regionie (tfu altruizm), a dopiero później dla skarbów :p
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:51, 14 Sie 2009
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Zgadzam się z Krisem. Od siebie dodam tylko, że nie zależy mi ani na skarbach ani na córce jako nagrodzie. Nie jestem zwykłym najemnikiem. To sprawa honorowa a szlachcic nie ma prawa oczekiwać za to nagrody. Sędzia w tym przypadku jest stronniczy. Wyrok w tej sprawie ma należeć do nas. My osądzimy czy harnaś jest winny czy nie.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 11:13, 15 Sie 2009
Dobro
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ankh-Morpork
Płeć: Mężczyzna





Leszcz czeka na bieg wydarzeń, próbując z rana za pomocą gorzałki podpytać hajduków o własne wersje wydarzenia.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 19:58, 20 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Usłyszawszy warunki stawiane przez pana Zielińskiego sędzia Kmita szczerze się wzburzył, a objawił swój stan umysłu pospołu poczerwieniałą twarzą i zdobycznym kindżałem, którym cisnął prosto w deski najbliższej ściany. Ostrze broni utkwiło w drewnie z głuchym trzaskiem.

- Czego wy tak za tym zbrodzieniem obstawacie, co?! – ryknął sędzia odzyskując pod wpływem wzburzenia sporo sił życiowych i grożąc Zielińskiemu metalową laską, na której wcześniej ustawicznie się wspierał – Nie dość wam jeszcze dowodów na jego winę?! Chcecie mój honor na szwank wystawić uzurpując, że lepiej wiecie, kto losu mego Stasia winien?! A może wy wciąż z tym harnasiem w zmowie, co?!

- Bacz waść na słowa, bo nie w smak nam one wielce – odparł podniesionym głosem Radosław, przenosząc swe zainteresowanie z wystawionego na oględziny dobytku na osobę gospodarza – My nie lubimy jak kto nasz honor znieważa.

- Nie jesteśmy z Komodą w zmowie, wcześniej żeśmy go nie znali ani o nim nie słyszeli – dodał spokojniejszym tonem Krzysztof – Nie znamy jeszcze dość detali tej zbrodniczej afery, ale trzeba wam wiedzieć, mości sędzio, że my nie tak łacno gotowiśmy winę harnasiowi przypisać. Jeśli tedy zgodzicie się go uczciwie przed sądem postawić, a pomsty pochopnie nie wywierać, wtedy wspomożemy wam pomocną ręką i Komodę schwytamy. Myśmy ludzie honoru, tak zasobnego majątku jak waszmość nie posiadający, ale szczycący się swym dobrym imieniem. Jak zatem będzie, przystajecie na te warunki jak na szlachcica przystało czy wolicie swą reputacyję na szwank wystawić przez warcholskie zachowanie?

Stefan Kmita nadal był wściekły, ale wbrew oczekiwaniom obu herbowych nie wybuchnął, wręcz przeciwnie, szybko zaczął odzyskiwać panowanie nad sobą.

- Niech tak zatem będzie – oznajmił wspierając się ponownie na lasce i wyciągając swą prawicę na znak zgody – Przywieźcie mi Komodę, a ja mu zagwarantuję uczciwe osądzenie.

Atmosfera w izbie z miejsca uległa zauważalnej poprawie. Nie trudząc się chowaniem wyciągniętych na wierzch przedmiotów sędzia poprowadził swych gości do innej części dworu, gdzie przywołani naprędce służący wskazali im pokój gościnny, zatroszczywszy się jednocześnie o nowe świece, miednice pełne nagrzanej wody i świeże ręczniki.

- Śniadanie skoro świt, u nas się bowiem wstaje z kurami – oznajmił sędzia, kiedy obaj goście zaczęli zzuwać swe buty – A po śniadaniu wybierzecie sobie hajduków do pomocy w łowach.

Herbowi pożegnali grzecznie gospodarza, umyli się starannie w miednicach, potem zaś padli w wymoszczone wygodnie łóżka i niemal natychmiast posnęli jak para beztroskich otroków.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 19:59, 20 Sie 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Poranek okazał się mglisty i zimny, co niezbyt Gustawowi przypadło do gustu. Opatulony derką szlachcic przysunął się bliżej ogniska, ale podnosząc z trudem powieki dojrzał ku swemu rozczarowaniu jedynie zimne węgle. Tu i ówdzie rozlegały się ściszone rozmowy między pachołkami, oporządzającymi już swój rynsztunek i szykującymi poranną strawę, sam Anatol Strasz zdawał się jednak jeszcze drzemać, tuląc w swych ramionach niczym kochankę dopitą do końca flaszkę.

Gustaw ziewnął donośnie, potarł palcami ciążące mu wielce powieki, potem odrzucił derkę i usiadł na niewygodnym posłaniu. Chociaż żołnierski chleb z natury mu smakował, Leszcz nie przepadał za popasami w dziczy, przejawiajac ogromne przywiązanie do łóżka i spoczynku w czterech ścianach. Spojrzenie szlachcica przesunęło się po kręcących się leniwie wokół hajdukach, przeskoczyło na spętane opodal i skubiące mokrą od rosy trawę konie, potem spoczęło na nieruchomej, pochrapującej jedynie cicho postaci pana Tomasza.

Leszcz ziewnął raz jeszcze, tym razem głośniej, podniósł się z posłania przeciągając z trzaskiem kości, przypasał do biodra szablę. Skoro Strasz i jego własny towarzysz jeszcze spali, rybniczanin postanowił zawczasu skorzystać z dogodnej sposobności do pociągnięcia za język pachołków pana Anatola.

- Jako to beło? – powtórzył nieco niezrozumiale jeden z zapytanych chwilę potem hajduków, pozostali zaś zbili się za nim w kupkę, ochoczo przysłuchując się rozmowie – Na Oziernicy my jich obaczyli i zaraz z marszu się puścili na bandę, pany na kuniach, a my z psami na pieszo. Wielgaśnie gęby rozwarli jak nas zoczyli, jako wioskowe głupole, iście nie wierzące co my im na karki wsiedli. Ale szybkie byli kurwie syny, bo im ichne zadziwienie zara przeszło, a palić poczli z samopałów, a szablami machać. Tak to umrzył szlachetny pan Adam Strasz, zmiłuj się Panie nad jego duszą, od zbójnickiej kuli. Ale i my paru zarąbali, bez litości, mości panocku, bilimy się jak szalone, co my jakiego opadli, ten nie ostał się żywy ani do końca pacierza.

- To ilu ich tam było w tym lesie, a ilu żeście trupami położyli, co? – zapytał Leszcz wodząc wzrokiem po tryskających dumą pachołkach.

- Siła ich było – rzucił natychmiast drugi z czeladzi – Możno kopa abo dwie. Pięciu ubitych na śmierć, reszta drapaka dała aż się za niemi kurziło. Jam sam temi ręcami jednego położył, a wielki był chłop jak dąb. Szablą żem go chlasnął po gębie, a jak padnął, to mu Ksawery nóż w plecy wraził, tak dla pewności, coby wiedzieć, że nieżywy.

- Toś się dobrze sprawił, chłopcze – Gustaw klepnął parobka w ramię z udawaną aprobatą – We dwóch takiego obwiesia sprawić to nielada wyczyn, a jeszcze mu nóż w plecy wrazić... sam bym tego lepiej nie obmyślił.

Nieszczęsny hajduk wcale chyba nie zauważył cierpkiej ironii skrywanej w słowach szlachcica, bo rozpromienił się cały po twarzy, a towarzysze jęli go sami poklepywać z aprobatą po plecach.

- Zatem powiadacie, że to byli zbójnicy tego harnasia Komody? – indygował dalej Gustaw, próbując oszacować w duchu stopień przewinienia zbójnickiego herszta – A jego samego też żeście pogonili?

Hajducy popatrzyli po siebie, paru wzruszyło ramionami niepewnie.

- Chyba onego – bąknął wskazany chwilę wcześniej z imienia Ksawery – Une zbóje to przecie wszystkie take same po gębach, ni? A Komody to niby miendzy niemi nie było, tak gadali szlachetne pany, co z nami na Oziernicy wojowali. Pono gdzie w jaskini siedział, a zrabowane dutki rachował.

- Wielce byli zaskoczeni, żeście się z nimi ścięli... jakby nie wiedzieli, że ich ścigacie, że wszędzie za nimi pościgi rozesłane... a jeśli o napad na orszak sędziego idzie, nie wiecie, że to na pewno zbójnicy Komody byli, tak? – Leszcz przypomniał sobie wizytę w górskiej kryjówce harnasia i jego żarliwe zapewnienia, że z napadem na sędziowskie pacholę nie miał nic wspólnego – Mogli to całkiem inni być grasanci, a na niego wina spadła?

Tym razem cisza wśród hajduków trwała jeszcze dłużej, mężczyźni potracili jakoś chęć do rozmowy, ktoś tam kogoś szturchnął łokciem.

- Ano, panocku – przyznał w końcu z wyraźną niechęcią w głosie pachołek, który dopiero co się chwalił usieczeniem zbójnika – Niby mogli, ale kto inszy by to miał być? W tych stronach to ino tyn harnaś zbójcuje, nikt inszy się na to nie waży, bo on posłuch ma tutej wielgaśny...

- Co tam za zbiegowisko, nieroby?! – za plecami Leszcza rozległo się znienacka donośne pohukiwanie Anatola Strasza – Brać się za swoją robotę, a żwawo, bo z pensyji potrącę, psubraty!

Hajducy rozpierzchli się momentalnie, dowodząc jawnie posłuchu wśród czeladzi, jakim się cieszył Strasz. Gustaw zawrócił powoli w stronę drapiącego się po głowie szlachcica.

- Pora nam zawrócić do Rycerki, innych o nowe wieści podpytać - oznajmił Anatol Strasz - Jedziecie dalej z nami, mości Szwedów pogromco?
Zobacz profil autora
DP - W cieniu Beskidów
Forum RPG online Strona Główna -> Dzikie Pola
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 7 z 13  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 11, 12, 13  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin