Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Jakby podkreślając słowa Maskacza, jeden ze strażników zakaszlał chrapliwie, trąc jednocześnie powieki. Pozostali cofnęli się o kilka kroków nie chcąc oddychać skażonym powietrzem, krzywili też nosy ze wzgledu na ostry zapach, którym zdążyło przesiąknąć ubranie czarownika.
- Co to za paskudztwo? – prychnął sierżant – Od czegoś takiego nie tylko szczury popadają, ale i łeb ci pęknie! Obrzydliwość!
- To ten wywar na gryzonie – odparł Zager udając jednocześnie, że kaszle, aby jeszcze bardziej zniekształcić barwę swego głosu – Ale rychło wywietrzeje, przez okna i drzwi świeże powietrze dochodzi, a w środku nic się już nie pali.
- Paru ludzi gadało, że tu jakaś bitka była – wtrącił inny ze strażników, łypiąc na hogura podejrzliwym wzrokiem – A ten, coś go za próg wciągnął, co to za jeden? Czemu płasko leżał? Nie kręć, że nie, bom na własne oczy widział!
- A to właśnie jeden z tych trucicieli szczurów – Maskacz poczuł lodowate kleszcze lęku szarpiące mu wnętrzności. Gdyby którykolwiek ze stróżów prawa zdecydował się wejść do środka sklepu, czarownik nie zdołałby się wytłumaczyć z obecności siedmiu nieprzytomnych więźniów, niektórych powiązanych jak barany, niektórych krwawiących z zadanych im wcześniej ran.
Przed oczami myślącego gorączkowo Zagera pojawił się obraz oglądanej kilka godzin wcześniej egzekucji.
I wtedy zza progu wytoczył się kaszlący chrapliwie Trzęsikęsek, trący rozpaczliwie powieki.
- Gadałżem przecie, nie okadzać wszystkich rogów na raz! – wycharczał podniesionym wzrokiem grożąc fałszywemu Kostropatemu pięścią – To jest środek wielce mocarny, od tego nie tylko szczurze nogi można wyciągnąć! Jak mnie następnym razem nie usłuchniesz, innego se pomagiera do tych parchatych zwierzów odpędzania szukaj!
Sierżant spozierał chwilę w milczeniu na rybaka, potem wybuchnął znienacka śmiechem. Pozostali strażnicy również zaczęli chichotać, trącając się jednocześnie łokciami i chyba do końca tracąc ochotę na wejście do wciąż zadymionego wnętrza sklepu, skąd dobiegało ostrzegawcze i wcale nieudawane pokasływanie innych Buratarczyków.
- Szczęście twoje, Kostropaty, że się nikt znaczniejszy tu nie potruł, bo byś z kozy długo nie wylazł – orzekł sierżant, kiedy już przestał rechotać – Aleś okolicznych nieźle wystraszył, bo nas tu prawie za rękawy przywlekli, że niby pożar.
- Bo głupki są! – wypalił z grymasem niezadowolenia Maskacz – Ale czujność straży wielce się chwali i zdałoby się wynagrodzić fatygę, choćby jeno na gardeł piwem przepłukanie, bo od tego dymu pewnikiem w nich poschło.
Rzekłszy te słowa czarownik rozsznurował zabraną Odrzyskórze sakiewkę i wyłuskał z niej wprawnie pięć złotych monet, ledwie pohamowując westchnienie żalu na myśl o tak łatwo utraconych pieniądzach. W oku sierżanta pojawił się natychmiast pożądliwy błysk, monety znikły w jego łapsku.
- Jak ty imperiałami płacisz, a nie srebrem, Kostropaty, to masz coś na sumieniu, oj masz – powiedział cichym tonem sierżant – Ale mnie to nie ciekawi, bo to pewnie jakaś Odrzyskóry sprawka. Wypijemy za twoje zdrowie, a temu psiemu synowi Dartanowi przekaż, że kapitan ciągle czeka na swoją działkę za zeszły miesiąc, a on nie lubi czekać, bo mało jest cierpliwy. Jak Odrzyskórze przypadkiem w łeb strzeliło przestać się opłacać, to i protekcyja się skończy, i to z wielkim hukiem. Dobrze mu przekaż, coś usłyszał.
Maskacz nic nie odrzekł, a kiedy strażnicy oddalili się na kilkanaście kroków, z ulgą wypuścił z płuc wstrzymywany oddech.
- Ileś mu dał tych dutków? – jęknął żałościwie Trzęsikęsek – Złotem żeś płacił? |
|