Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Na znak dany przez Maskacza Łamignat otworzył szeroko drzwi, odskakując jednocześnie w tył przed wielką chmurą gryzącego dymu, od którego wszystkim zaczęły z miejsca ciec obficie łzy. Jakiś oparty o wejście rzezimieszek wyleciał bezwładnie za próg, na bruk, grzmotnął o kostki z brzękiem upuszczonej szabli. Gusłek zamierzył się w jego stronę laską tłukąc opryszka w potylicę, ale już po zadaniu ciosu nowicjusz uświadomił sobie, że nie było to wcale konieczne, bo oprych był nieprzytomny jeszcze przed upadkiem.
- Czekajta chwilę, niech wywietrzeje! – zawołał młody duchowny odwracając w bok głowę i również cofając się od wejścia.
- Te, Kostropaty, co będziesz z tym człekiem robił?! – zawołała z wysokości drugiego piętra jakaś tęga kobiecina w kolorowej chuście na głowie – Nie próbuj na widoku ubijać, dzieciska mam w domu, jeszcze zoczą, a potem mi wyć po nocach będą ze snów niedobrych!
- Obejdzie się bez ubijania! – odkrzyknął Zager podnosząc w uspokajającym geście ręce – Zara tu posprzątamy i spokój wróci!
- Kostropaty, a co ty z głosem masz, opoju jeden? Całkiem ci się zmienił, pewnikiem od tej ranhangarskiej gorzały, co ją po nocach słepiesz, co? – dopytywał się miotacz nocników, rozparty wygodnie na parapecie i spozierający w dół z wyraźnym zaciekawieniem. Rozglądający się na boki Trzęsikęsek pojął z dziwnym dreszczem, że niecodzienne wydarzenia przed frontonem sklepu przykuły powszechną ciekawość miejscowych, tłoczących się teraz w bezpiecznej odległości od rybaków i dyskutujących z ożywieniem to w oknach domów, to w ich bramach.
A myśliwy domyślił się już, że tego rodzaju zgromadzenia, w dodatku bardzo hałaśliwe, po prostu musiały zwrócić uwagę niepożądanych przechodniów: jesli nawet nie straży miejskiej, to może jakich najemnych żołdaków albo donosicieli sądu grodzkiego. Wizja szubienicznej pętli dodała rybakowi werwy, pchnęła w jego ciało chęć natychmiastowego działania.
- Nie dychać, jeno tłuc! – rzucił w stronę towarzyszy, po czym skoczył prosto w zadymiony otwór wejściowy sklepu, z drewnianą pałką zaciśniętą w prawicy. Zaraz za progiem natknął się na dwa wyciągnięte na podłodze ludzkie ciała, w których rozpoznał opryszków Odrzyskóry. Jeden z nich wcale się nie ruszał, uśpiony narkotycznym zielem Maskacza, drugi jeszcze trochę stękał i charczał, ale pałka Trzęsikęska natychmiast wybiła mu z głowy wszelkie formy stawiania oporu.
Sam Odrzyskóra na poły siedział, na poły leżał pod rozbitym okienkiem, ze zwieszoną na piersi głową, oddychając ciężko, nierytmicznie.
- Pomóżcie mi z tym zielem! – syknął Maskacz próbując zadeptać łapciami wciąż tlące się i dymiące niemiłosiernie woreczki. Łamignat doskoczył do czarownika z dziką ochotą, roześmiał się gromko zachwycony nową zabawą. Gusłek wskoczył na zaplecze, omiatając wzrokiem pojękujących za kneblami więźniów, którzy zdołali się jakoś wyczołgać spod sterty kożuchów, ale polegli w walce z żrącym dymem i zwijali się teraz po podłodze z zalanymi łzami twarzami.
Chociaż stężenie dymu wyraźnie zmalało, opary wciąż dawały się ostro we znaki. Pchełek wsunął do pochwy szablę, przykucnął zniżając głowę do poziomu względnie mało zadymionej podłogi, rozejrzał się wokół. Bandyci wyglądali na spacyfikowanych.
Zadeptawszy ostatni woreczek Łamignat wykazał się znienacka niebywałym pokazem błyskotliwości i przez nikogo nieproszony złapał za nogi leżącego do połowy na ulicy opryszka, wciągając go do środka sklepu. Prychający i łzawiący Gusłek wystawił głowę za futrynę, łapiąc spazmatycznie oddech.
Serce, dotąd walące mu w piersi niczym kowalski młot, teraz dosłownie stanęło w miejscu.
Uliczką nadchodziło śpiesznym krokiem kilku strażników miejskich, wpatrzonych w smużki dymu sączące się wciąż jeszcze zza okien i progu i wymieniając jakieś uwagi z wystającymi po bramach mieszczanami. |
|