Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
- Prawda to, cóż innego człek uczynić może jak jeno milczeć - powiedział powoli Gusłek, a ton jego głos sprawił, że Wrzód poczuł się bardzo, ale to bardzo niespokojny o swe życie - A jakie to kopalnie, co do nich niezdatni do walk trafiają? Gdzież one, jakie dobro się w nich wydobywa? Jak i kiedy jeńce są tamoj wiedzione? Zbrojnych taki tabor ma wielu?
- A to za jeziorem, panie - wystękał rzezimieszek, coraz bardziej zalękniony przebiegiem rozmowy. Stawiane mu pytania pozwalały wyciągnąć mrożący krew w żyłach wniosek, że tajemniczy prześladowcy mieli jakiś ogromny interes w poznaniu sekretów Odrzyskóry i Rumburaka, a to nie wieściło zbyt dobrze tym, którzy te sekrety zdradzali; nieważne, że pod przymusem - Do kamieniołomów ich wywożą na barkach, z piętnem imperialnych niewolników, a orkowe wojsko ich strzeże. Kto tam się dostanie, ten już przepadł z kretesem.
- Rumburak sprzedaje ludzi Katanowi? – zdumiał się Gusłek – I Katan się na to zgadza?
Wrzód spojrzał na nowicjusza szeroko otwartymi oczami, myśląc widać, że było ono jedynie żartem. Lecz czyste zadziwienie błyszczące w spojrzeniu Gusłka sprawiło, że rzezimieszek roześmiał się wbrew sobie samemu.
- Pytasz jak dziecię jakie, człowieku. Katan łaknie niewolników jak kania dżdżu. Jego urzędnikom furda, skąd ich biorą, byle byli.
Pchełek przepchnął się obok Gusłka, trącił rozciągniętego na podłodze Wrzoda łapciem. Kostropaty jęknął spod sterty baranich kożuchów, ale umilkł, kiedy Maskacz posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Dwóch wioskowych naszych w wasze łapy wpadło – warknął złodziej – Gdzie one som?! Gadaj, łajzo, bo ci Łamignat na gębie usiądzie!
Wrzód pobladł jeszcze mocniej, teraz do końca rozumiejąc jak wielkie groziło mu niebezpieczeństwo. Ci ludzie nie byli zainteresowani robieniem interesów z Odrzyskórą, nie zamierzali też przemocą wdzierać się na miejscowy rynek handlu niewolnikami. Nimi powodowało zupełnie coś innego, co budziło głęboki lęk opryszka.
Kierowała nimi chęć zemsty i odwetu.
- To wyście… Wyrwichwast nas ostrzegł… ja tam nic nie wiem, naprawdę! – ostatnie słowa Wrzoda przeszły w podniesiony wizg, bo Maskacz wbił mu głębiej w nozdrza szpic ościenia.
- Posłuchaj tera, co rzeknę, a bardzo uważnie – wysyczał czarownik – Już wiesz, żem biegły w czarnoksięstwie, styknie na mą gębę spojrzeć, by pojąć, żem nie byle ciołek w tych arkanach. Pytamy cię tera po grzeczności, ale pomiarkuj, że możemy to zrobić całkiem inszy jak nam myśl przyjdzie, że łżesz. Mam ci ja sztuczkę przednią, co przemocą potrafi wyrywać myśli spod czaszki, ale czyni ona wielce przerażające zniszczenia w umyśle. Jak mnie do tego przymusisz, a z tobą skończę, pozostaniesz żywym trupem, śliniącym się, robiącym w porty i nie mogącym samemu jeść, a pić, ale wszystkiego świadomym i czułym. Chcesz tego?
- Jam niczemu nie winny, to Odrzyskóra! – wrzasnął krańcowo przerażony Wrzód – To ich wina, głupców, nie słuchali życzliwych rad! Po co się oglądali za dziewką Odrzyskóry?! Sami sobie winni, ale to Odrzyskóra na nich łapy położył, mnie tam nawet nie było, jam wtedy po straganach łaził, haracze ściągał!
- Chcesz rzeknąć, że oni w opresję wpadli przez dziewkę? – zapytał cicho Maskacz – I jaki los ich spotkał?
- A jaki miał spotkać?! Z Odrzyskórą żartów nie ma. Pewnikiem chciał ich tylko obić, ale musieli się stawiać, to swój los przypieczętowali. Od Wyrwichwasta żem słyszał, że wywlekli ich z knajpy. Jednego Odrzyskóra własnymi rękami zadźgał, tego, któren jego dziewkę macał, a drugiego sprali okrutnie, a potem sprzedali Rumburakowi, bo akuratnie potrzebni byli niewolni do walk na arenach.
Gusłek westchnął głęboko, to samo uczynił Pchełek. Młodzi rybacy poczuli ogromny wstrząs na wieść o tym, że jeden z ich zaginionych rodaków już nie żył. Męczywór i starszyzna Burat-aru podejrzewali, że Krzesimir i Sękacz ulegli zgubnym pokusom wielkiego miasta i zarzucili swą misję. Mieli rację jedynie po części, bo chociaż dwaj ziomkowie faktycznie wpadli w sidła ostrogarskiego grzechu, nie z własnej winy nie powrócili do wioski.
- Jak dawno temu to się stało? – wysyczał Maskacz – Czy ten drugi jeszcze żyje?
- Trzy dni temu – odparł roztrzęsiony Wrzód – Panie, pomiłujcie, nie zabijajcie! Jam temu nieszczęściu naprawdę niewinny!
- Jeszcze żyje czy nie? – powtórzył drżącym z gniewu głosem hogur.
- Skąd mnie to wiedzieć?! – wyrzucił z siebie łotrzyk – Wczoraj w nocy były walki, pewnikiem trupy padły, alem tam nie był, to mnie nie wiadomo, co się z nim stało.
- Braty, czas na nas – powiedział stojący za plecami przesłuchujących Wrzoda kompanów Trzęsikęsek – Złe to wieści, bardzo złe, ale tylko patrzeć jak Odrzyskóra tu wróci razem z tamtymi obwiesiami. Jak nas zaskoczą w środku, będzie rzezanie aż do krwi. Co robimy?
- Leż i nawet nie dychaj – syknął Maskacz podnosząc się z klęczek. Przywoławszy towarzyszy ruchami rąk czarownik zgromadził ich tuż za progiem sklepu, z dala od zaplecza, dostatecznie zaś blisko jednego z okienek, by mieć dobre pole widzenia na ulicę.
- Przygotujemy zasadzkę – oznajmił zdecydowanym tonem hogur – Pochwycimy tych zbrodzieniów w środku, a jak wlezą, pozbawimy wszystkich świadomości i wywrzemy pomstę.
- Jak ty ich chcesz ogłuszyć wszytkich naraz, co? – zdenerwował się Gusłek – Przecie to nie ryby w saku, abo raczki. To som bandziory przedniej marki, mordercy.
- Mam plan – odparł spokojnie Zager – I mam jeszcze nieco ziół, co mocno kopcą i takich, co sen przywołują. A jak do bitki przyjdzie, mamy przecie jeszcze czerwoną furię Męczywora. Czyście ją już pogubili?
Wszyscy rybacy sięgnęli mimowolnie do niewielkich kieszonek wszytych w wewnętrzną stronę ich kapot, gdzie tkwiły małe metalowe flakoniki z chlupoczącym cicho narkotycznym wywarem.
- Przyczaimy się na ulicy, drzwi zostawimy otwarte – ciągnął czarownik – Jak tamci do środka wlezą, a wlezą na pewno, zawrzemy za nimi wejście, a potem przez okna zapalone zielsko ciśniemy, coby ich poddusić. |
|