RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Kryształy Czasu -> KC - Sprawy rodzinne Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 41, 42, 43  Następny
Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Wto 20:30, 07 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Wurzzt patrzył na Gusłka dłuższą chwilę, wzrokiem pospołu ironicznym i pełnym politowania, potem trącił Ayheera łokciem z pełną wesołości miną.

- Ech, nie bądźże taki skromny, człeku - powiedział machając jednocześnie w stronę jednego z pachołków kuflem, co miało oznaczać, że domaga się piwa - Ty może i dutków nie masz, ale twój kompan w srebro zasobny. Skoro mus wam dalej iść niebawem, poznajomujmy się tym prędzej. Skąd to zatem jesteście?

- Jesteśmy myśliwymi z Bura-ura - oznajmił czym prędzej Trzęsikęsek, wybawiając zmieszanego Gusłka z opresji - Nasz jaśnie panujący elejat wysłał nas, byśmy wybadali jak tu łacno futra wszelakie sprzedawać, bo ziomki by chętnie skórki do miasta słali jak cena dobra będzie.

Dwaj zbrojni spojrzeli na siebie z pewnym zdziwieniem, potem Ayheer wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni talię dziwnych papierków, którą zaczął wprawnie tasować, z miejsca przyciągając wzrok Łamignata.

- Bura-ura? - powtórzył Wurzzt - To musi być bardzo daleko stąd albo to bardzo mała wiocha, bom nigdy takiej nazwy nie słyszał. I szukacie zbytu na futra, powiadacie? Jak tak, to się bez trudu dogadać możemy, wy je będziecie wozić do miasta, a my je od was kupować. Po co macie sami kupców szukać, o dutki się targować? Z nami dobrze zarobicie, myśmy są wyborne pośredniki w kupczeniu.

- Co to je? - odezwał się nagle Łamignat, wciąż wpatrzony w talię kartoników w rękach Ayheera. Mieszaniec zauważył jego minę, uśmiechnął się pod nosem.

- To są karty do gry - powiedział rozkładając barwne kartoniki na blacie stołu - Mają różne wartości, podług tych obrazków, co są na nich wymalowane. Patrzcie tylko, to jest Kartan, a to jego kurtyzana, a tutaj hyrtan i elejat. Są jeszcze inne, a każda coś znaczy. Jak chcecie, mogę was nauczyć grać, pierwsza partyjka darmowa, potem zdałoby się parę dutków na stół rzucić, coby stawkę podbić i grze werwy przydać.

Siedzący dotąd w milczeniu Pchełek szacował zbrojnych wprawnym okiem, wyceniając mimowolnie ich czarne skórzane kaftany, przeszywanice, ciężkie buty, wiszące przy pasach rękawice o mosiężnych guzach, wreszcie szable i wiszące po drugiej stronie bioder pigunały.

- A jak ty robisz, że one tak z ręki do ręki latają? - Łamignat zdradzał hipnotyczne zainteresowanie kartami Ayheera.

- Tajemnica - zaśmiał się półork - A coś ty taki ciekawy, co? Ciekawość dużo kosztuje.

- Jestem ciekawski, bo jestem... bo jestem... ten, tego... perwersas! - wypalił osiłek, przypominając sobie egzotyczne słowo zasłyszane od portowego inkasenta - Ta, jestem perwersas i Trzęsikęsek też, bo on zawsze wszystko musi wiedzieć!

Kilku siedzących obok mularczyków przerwało na chwilę rozmowę, wlepiło swe spojrzenia w rybaków, któryś z nich zakrztusił się piwem.

- No, cóż... to nie zbrodnia - przyznał po chwili ciszy Wurzzt - My sami w takich rozrywkach nie gustujemy, ale jeśli macie srebro, chętnie wam sprowadzimy paru takich, co wygodzą wam za wszelkie czasy. To były te pilne sprawy, do których wam śpieszno?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 1:22, 09 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Rybacy milczeli niczym zaklęci, nie wiedząc widać, co odrzec. Mularczycy zaczęli się szeptać z ożywieniem między sobą, posyłając wieśniakom albo rozbawione albo potępiające spojrzenia.

- Dobrze, nie mówmy o tym, są przecie wielce ciekawsze tematy - Wurzzt upił piwa z kufla, oblizał grube usta z piany. Trzęsikęsek nie omieszkał zwrócić uwagi na fakt, że obaj mieszańcy nosili orkowe miana: świadczyło to o tym, że ich wywodzący się z orkowej linii rodzice usynowili pochodzących z mieszanego związku potomków, a to dawało im w Ostrogarze znacznie wyższy status niż ten przynależny ludziom czystej krwi. Myśliwy rozmyślał zatem gorączkowo nad sposobem wykorzystania dwóch zbrojnych do poszukiwań zaginionych ziomków.

Jak się okazało, Wurzzt myślał chyba o tym samym, ale jego komentarz nie sprawił Trzęsikęskowi radości.

-Coś żeś tam pomiarkował o tych dwóch kmiotkach, co to cię chcieli ze sobą zabrać do miasta? - spytał półork - Też tu pierwszy raz byli?

- Nie, niby już wcześniej przypływali - odparł myśliwy łapiąc jednocześnie w dwa palce wysmażony rybi filet, który nęcił od dłuższej chwili jego nozdrza - Jako rzekłem, bardzo ciekaw tego, jak im mnożenie dutków idzie.

- Pewnikiem ktoś ich już odarł z gotówki do gołej skóry - zaśmiał się Ayheer - Tutaj gorsze drapieżcy grasują jak na puszczy, dobrzy ludkowie. Kto w Ostrogarze niebywały, temu mus na każdym kroku zważać, tedy Kartan wam sprzyjał krzyżując nasze ścieżki. Rzeknijcie tylko słowo, a chętnie się wami zaopiekujemy, za drobną opłatą.

- Karczmarzu, piwa szlachetnym panom! - zakrzyknął czym prędzej Trzęsikęsek - Zaszczyt to gościć przy stole tak zacnych wojaków, nie lza im napitku skąpić, a przecie kufle pustawe mają! Żywo tu do nas!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 13:29, 09 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Moi kochani rybacy, ta cisza w eterze mnie troszkę przeraża! Czyżby towarzystwo dwóch obytych z wielkim światem mieszańców, wygadanych i pewnych siebie, całkiem odjęła Wam mowę? Potrzebowałbym dalszych reakcji, by wiedzieć, co też zamierzacie teraz zrobić, ewentualnie o co pytać. Jedyna konkretna propozycja to upicie obu półorków na koszt Trzęsikęska, by móc z nich wyciągnąć więcej informacji. Co jeszcze zamierzacie zrobić? O co dokładnie pytać?

Pchełek, obaj mieszańcy mają przy pasach niewielkie sakiewki, noszą też po kilka srebrnych pierścieni. Na trzeźwo nie masz szans się do nich dobrać, po upiciu klientów szanse są spore, ale musicie być świadomi dwóch faktów. Po pierwsze, kiedy półorkowie wytrzeźwieją, ich pierwsze podejrzenia w kwestii kradzieży padną natychmiast na Was. Po drugie, nie wiecie jak na próbę kradzieży może zareagować personel lokalu, jeśli zostanie to spostrzeżone. Dobry karczmarz dba o swoich klientów, ewentualnie pozwala kraść w lokalu jedynie zaprzyjaźnionym złodziejom, toteż zawsze istnieje ryzyko, że dębowe pałki ponownie pójdą w ruch.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 18:36, 09 Kwi 2009
Trihikilius
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 13 Paź 2008
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Częstochowa
Płeć: Mężczyzna





Widzę mistrzu, że coś nikt się nie odzywa i może być to spowodowane brakiem zdecydowania co do dalszych poczynań naszych postaci.

Sam nie jestem pewien co powinniśmy zrobić.

Z jednej strony kompletnie nie ufam dwóm zbrojnym i boję się jakiegokolwiek spoufalania się z nimi, ale z drugiej strony jest to nasz jedyny punkt zaczepienia i nie muszę chyba dodawać, że widzieli oni poszukiwanych przez nas kmiotów.

Na tą chwilę rzeczywiście jedynym rozwiązanie będzie chyba spicie tych dwóch i wydobycie z nich jak największej ilości informacji dotyczących naszej sprawy.

O co by tu pytać?

Może po prostu:

1 – Czy mieli z nimi kontakt podczas gier hazardowych.
2 – Czy może odesłali ich w jakieś miejsce w którym mieli znaleźć nocleg.
3 – Czy cokolwiek o nich wiedzą, a jak nie to jak ich szukać.

Tylko teraz się zastanawiam, jak te pytania rozegrać aby oni nie domyśli się, że naszym głównym celem jest ich znalezienie. Ciekaw jestem niezmiernie czy mieli coś do czynienia z ich zniknięciem.

Gracze, podajcie pilnie jakieś pomysły, Pchełek zapomnij o kradzieży Smile.


PS. GM, zlałem się prawie jak przeczytałem o perwersasach, zaprawdę dobre to było proszę księdza Smile.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 20:33, 09 Kwi 2009
kamien88
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna





Brak reakcji czasem wynika z padniętej sieci w pracy dlategóż ja i nanakemono dziś nie daliśmy rady. (A tak nawiasem mówiąć ja sam pewnie zniknę jutro i wrócę dopiero w poniedziałek)

Cóż Pchełek proponuje na ucho kompanom coby spytać o mości Michelisa i jego działalność. No i czy znają kogoś kto może wiedzieć o naszych poprzednikach jakiegoś lokalnego szpicla na przykład albo kiedy solidnie szumi im po głowach bardziej bezpośrednio kto może w mieście zajmować się porywaniem/mordowaniem/okradaniem nowo przybyłych wieśniaków Smile. Co do kradzieży to świeżbi łapka, jeśli nadarzy się nawalonemu jak stodoła po sianokosach mieszańcowi wyciągnąć coś z mieszka to czemu nie, ale co najwyżej tyle żeby ten pomyślał se że mu wypadło w wychodku. W innym wypadku poczekam na inną okazje. Aha no i gdyby nasi nowi kompani udawali się choć na chwilę gdzieś razem lub pojedyńczo pogadać z kimś obcym, Pchełek napewno by się postarał znaleźć się na tyle niedaleko żeby podsłuchać rozmówców. Jak mawiał wujcio Mendek zamykając ciotuńke Larwencje w chlewiku kiedy wychodził do karczmy "Nie ufaj nawet swojej ulubionej maciorce"


Ostatnio zmieniony przez kamien88 dnia Czw 21:24, 09 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 17:13, 10 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Atmosfera przy stole rybaków robiła się coraz bardziej ożywiona, w głównej mierze dzięki kuflom piwa, które Trzęsikęsek domówił z pozornie zachwyconą miną, w duszy zaś nie potrafiąc za nic odżałować dwóch następnych srebrników znikających w dłoni karczmarza. Dwaj mularczycy dosiedli się do stołu wyrażając zainteresowanie kartami Ayheera, na blat posypało się trochę miedziaków zrzucanych do wspólnej puli. Zafascynowany grą, chociaż kompletnie nic z niej nie rozumiejący Łamigant gotów był zastawić swą drewnianą pałę, ale oferta nie spotkała się z aprobatą graczy, podobnie zresztą potraktowano jego schodzone łapcie i parciany pas.

Właściciel karczmy musiał być zadowolony z powstałego w lokalu zamieszania, bo wesołe okrzyki karcianych graczy zwabiły z ulicy kilku następnych gości, ubranych co prawda w proste stroje rzemieślników, zasobnych jednak w miedz i srebro i gotowych wydać je dla odrobiny rozrywki.

- Drodzy przyjaciele! – zakrzyknął właściciel stając na drewnianej ławie i waląc łyżką w sagan – Uciszcie się na chwilę! Mam wam cosik ważnego do powiedzenia!

Goście, na których składali się wciąż jeszcze nieco nieśmiali rybacy z Burat-aru, rozochoceni grą mularczycy, którzy zapomnieli widać, że czas waracać na budowę, dwaj inkasujący coraz więcej kopperów mieszańcy oraz blisko dziesiątka nowych klientów różnej profesji i aparycji, uciszyli się niechętnie, przestali grać, ktoś uciszył śpiewającego ochryple kompana.

- Zaszczyt mi przypadł oznajmić, że mamy w naszym gronie osobę duchowną! – krzyknął karczmarz celując swą łyżką prosto w Gusłka – Ten oto dobry człowiek tam na ławie jest nikim innym jak kapłanem Piana! Poprośmy go o błogosławieństwo Pana Uciech!

- Prosimy! Prosimy! – gwar rozradowanych głosów pozbawił Gusłka tchu. Widząc jego onieśmieloną minę mężczyźni zaczęli uderzać kuflami w blaty stołów, wystukując na nich nierówny rytm. Dźwięk ów sprawił, że drzwi lokalu rozwarły się szeroko, a po kamiennych schodkach zeszło kilku mieszańców i orków czystej krwi, zbrojnych w szable i w skórzanych zbrojach zdradzających profesję najemników.

- Prosimy! Prosimy! – nie ustawały wezwania gości, spotęgowane jeszcze widokiem beczki piwa wytoczonej na polecenie karczmarza przez dwóch pachołków, na koszt właściciela. Czerwony jak burak Gusłek podszedł niepewnie do beczki, jeszcze bardziej przerażony zapadłą nagle ciszą niż wcześniejszymi krzykami, uniósł w górę ręce usiłując przypomnieć sobie naprędce obrzędy swego mistrza. Kłopot polegał w głównej mierze na tym, że skłonny do bachanaliów Żłop rzadko kiedy kończył swe liturgiczne obrządki, pomijając wiele ich fragmentów w chęci jak najszybszego zabrania się do picia.

- Aj, aj! – zakrzyknął Gusłek starając się zapanować nad drżeniem głosem – Zaprawdę powiadam wam, pijcie do dna na chwałę Pana Uciech, albowiem spogląda on okiem łaskawcy na tych, którzy hołd trunkom oddają i wszetecznym zabawom! Niechaj błogosławieństwo jego spłynie w naczynia wasze i głowy, żeby wam trzewiów nie poskręcało i żeby wam łby nie popękały od nadmiaru świętych opiatów! To... to chyba styknie, jak myślicie, chłopy?

- Styknie! – ryknęły „chłopy”, trącając się kuflami. Grupa najemników usiadła przy jednym z sąsiednich stołów, pozdrawiając zdawkowymi gestami Wurzzta i Ayheera, resztę klientów mierząc zaś pogardliwym wzrokiem. Trzęsikęsek zauważył, że trzech z sześciu najmitów było rodzonymi orkami, o ciemnej pomarszczonej skórze, spiętych w kity długich włosach i osadzonych głęboko pod łukami brwiowymi oczach. Pozostali trzej zdradzali swym wyglądem sporą domieszkę ludzkiej krwi, przez co ich twarze nie były tak nienaturalnie pociągłe i pozbawione charakterystycznie wysuniętych szczęk. Złożyli zamówienie posługując się własnym językiem, ale karczmarz zrozumiał ich w lot, toteż myśliwy szybko się zorientował, że oprócz Wspólnej Mowy popłacała w Ostrogarze znajomość języka panów świata.

- Znajomki? – zagaił do Wurzzta, z trudem przekrzykując gwar ludzkich głosów i dyskretnie wskazując mieszańcowi sprawiających groźne wrażenie przybyszów. Półork pokręcił przecząco głową.

- Nie, pierwszy raz ich na czy widzę. Chodzi ci o pozdrowienie? – domyślił się mieszaniec – Więzy krwi, nic więcej. Ale na miejscu twego ziomka nie sławiłbym już zbyt głośno miana Pana Uciech. Myśmy są z Ayheerem światowi i bardzo tolerantowni wobec bogów wszelakich, to nam i Pian na co dzień miły, ale przyuważ wisiory, które tamci na szyjach noszą, z żelaza odlane. Widzisz?

Trzęsikęsek pokiwał głową dostrzegając wskazaną mu przez Wurzzta biżuterię. Wszyscy najemnicy mieli na szyjach rzemyki, na nich zaś odlane z czarnego żelaza wisiory pod postacią zaciśniętej pięści wkomponowanej w przecięty błyskawicą okrąg, misternie wykończone i wypolerowane na błysk.

- To czciciele Katana Boga Jedynego – wyjaśnił mieszaniec – Bardzo irytatywni, jeśli się przy nich sławi miano innych bogów. Lepiej się przy nich nie wychylać, zwłaszcza tych pełnej krwi.

Wurzzt pochwycił badawcze spojrzenie starszego wiekiem orka o twarzy pociętej licznymi szramami, straszącego strzępkiem lewego ucha i groźną miną. Weteran kiwnął mieszańcowi nieznacznie głową, wydął usta wypychając jeszcze bardziej swe okazałe kły. Wurzzt odkłonił się grzecznie, uderzył w pierś zaciśniętą pięścią w geście pozdrowienia. Chwilę potem na stół najmitów wjechała taca pełna kufli spienionego piwa, całkowicie pochłaniając uwagę rębajłów.

Trzęsikęsek poczuł lekki dreszcz wyobrażając sobie Sękacza i Krzesimira, którzy nieostrożnie zadzierają ze stworami pokroju tych czcicieli Katana. Taki zatarg nie mógł się skończyć dobrze, a przecie był ledwie jednym z rozlicznych niebezpieczeństw czyhających w Ostrogarze na nieobytych z miastem przybyszów z prowincji.

- Tak sobie miarkuję, że pomoc waszmościów iście się nam może przydać w pewnej nader delikatowej materyji – powiedział myśliwy przysuwając usta do ucha Wuzzta.

- Tak? – mieszaniec uniósł z zainteresowaniem brwi, ale nie zadał następnego pytania, bo przerwał mu nagły wrzask karcianych graczy.

- Cztery katany i cztery dziwki! – ryknął jeden z mularczyków, tęgi człowiek o łysej czaszce i krzywym nosie – Leżycie i kwiczycie! Dawać pieniądze!

W gwar protestów i jęków zawodu wdarł się donośny trzask otwieranych drzwi karczmy. U szczytu schodów pojawił się krzepki mężczyzna w fartuchu ubrudzonym od kamiennego pyłu, z zaciśniętymi gniewnie pięściami.

- Tuście są, wy sucze syny! – wrzasnął przybysz nie panując nad swymi nerwami – Skórę z was każę drzeć, nieroby parchate! Won mi na budowę, a żwawo, ostatni dziesięć batów dostanie!

Kilku młodszych mularczyków poderwało się śpiesznie z ław, ale zwycięzca ostatniej karcianej partyjki podniósł w stronę majstra kufel, wymachując nim tak żwawo, że opryskał piwem Gusłka i Łamignata.

- Dwaj do nas, majster! Robota nie zając, nie ucieknie! Szacowny gospodarz darmowym napitkiem raczy, toż to żal nie skorzystać!

- A wy dokąd?! – ryknął ponownie mężczyzna w fartuchu, tym razem w stronę wskakujących już na schody mularczyków – Do stołów, z powrotem! Chcecie dobre imię karczmarza zniesławić, gościną gardzicie?! Wy psie chwosty, skórę z was będę darł, żeście o mnie zapomnieli, sami wszystko przechlać chcecie!

Kiedy mularczykowie przepychali się na ławie robiąc miejsce swemu majstrowi, Trzęsikęsek skorzystał z okazji, by wrócić do przerwanej rozmowy z Wurzztem.

- Futra to jedna sprawa, panie – przyznał się myśliwy – My tu też w innej intencyi, znajomkowie nas prośili, cobyśmy w mieście bywając rozpytać mogli o ich znajomków, rybaków z wioski o rzut kamieniem od naszej, co im dutki winni są, a nie chcą wracać.

- Przyjechali do Ostrogaru i nie wracają do domu? – spytał Wurzzt, a kiedy myśliwy kiwnął głową, półork roześmiał się ironicznie – To się tutaj na co dzień zdarza, toż to stolica, tutaj łatwo się dorobić... albo życie postradać. Jak chcecie ich szukać, a jeno miana znacie i nie wiecie, gdzie nocowali, to coś mi się widzi, że ich nigdy nie znajdziecie. Wiesz ty, dobry człeku, ilu w Ostrogarze jest mieszkańców? Ja ci nie powiem, bo do tylu zrachować nie potrafię, ale pomyśl sobie, że jest ich tylu, co ryb w Wielkim Jeziorze albo drzew w Zielonej Puszczy. Tu szpicle potrafią tygodniami szukać kogoś, na kogo nakaz był wydany i go nie znaleźć, a co dopiero jakowyś kmiotków!

- Co nam tedy czynić? – zapytał Trzęsikęsek – Gdzie rozpytywać, gdzie szukać? Nam tam furda, co z nimi się stało, bo to sąsiady są, a nie ziomki, ale jakeśmy już tu dojechali, to szkoda bez nowin dla sąsiadów wracać, nie?

- Jeśli własną łodzią przypłynęli, możecie w portach szukać, choć pewnie wam tydzień z okładem zejdzie, nim wszystkich wypytacie. Jeśli przypłynęli z kimś, szukajcie wiatru w polu, tutaj dziennie przypływa i odpływa istna armia.

- Własną łódź mieli – odparł coraz bardziej rozczarowany Trzęsikęsek.

- Cóż, nie macie pewności nijakiej, że oni jeszcze w mieście są, prawda? – zadumał się Wurzzt, pociągając haust piwa z kufla z ochotą świadczącą o głębokim zamiłowaniu do trunków opłacanych przez innych – Może w drodze do wioski łodź im się wywróciła i utonęli? Albo ich kto napadł? Podobno na jeziorze cały czas grasują tacy niby to rybacy, co się na inne łódki zasadzają, mordując i grabiąc. Ale jesli wciąż w Ostrogarze pozostają, mus wam wpierw do inkasentów się zgłosić w porcie, co to pieczę mają nad porzuconymi łódkami. Jeśli ci sąsiady nie płacili za miejsce przy pomoście, ktoś im niechybnie łódź przeciągnie do punktu skupu, gdzie takie zdobycze sprzedaje się nowym właścicielom.

- A gdzie to takie punkty skupu są, panie Wurzzt? – spytał z nagłym przypływem nadziei Trzęsikęsek.

- W każdym z portów, wystarczy na miejscu popytać. My by wam z serca całego pomogli, aleśmy nigdy tej ichnej łódki nie widzieli, to i jej nie poznamy na własne oczy, ale jak wyłożycie trochę srebra za nasz zachód, to możemy z wami pójść, coby łacniej wypytać miejscowych, co i jak i gdzie.

Myśliwy pokiwał głową zamyślając się głęboko, Wurzzt napił się zaś piwa. Ayheer zaczął rozdawać karty do następnej partyjki, na blacie zabrzęczały kolejne monety, tym razem więcej srebrnych niż miedzianych. Wtem wesołe okrzyki z przeciwnej strony zwróciły uwagę graczy na nowe widowisko.

Poklepywany po plecach przez Pchełka Łamignat podwijał rękawy swej kapoty szykując się do siłowania na ręce z rosłym mularczykiem o przepitych oczach.

- Ha, to lubię! – zakrzyknął Wurzzt – Na dobrą walkę zawsze warto coś postawić, choćby się i miało przegrać! Miliście człowieczki, to na waszego ziomka postawię, całego srebrnika!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 9:11, 11 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Krótkie info taktyczne na temat obecnej sytuacji. Zabawa w karczmie wyraźnie się rozkręca, chociaż atmosferę psuje trochę szóstka czcicieli Katana upijająca się przy osobnym stole.

Łamignat za chwilę stoczy pierwszą walkę na ręce, klienci już zaczynają obstawiać jej wynik i głosy rozkładają się raczej po równo. Wurzzt pije nad wyraz chętnie (bo to Trzęsikęsek stawia). Ayheer pije mnie, bardziej interesuje go zarabianie na kartach, ponieważ większość graczy chce obserwować siłowanie się na ręce, półork pokazuje jednemu mularczykowi jakieś proste karciane sztuczki. Zadowolony z rozkręcenia drętwego przedpołudnia karczmarz zachęca do częstowania się na jego koszt piwem z pobłogosławionej przez Gusłka beczki.

Pchełek wypatruje okazji do wsparcia pomocnym ramieniem pierwszego klienta na tyle pijanego, by mieć trudności z dotarciem do toalety, chociaż ma wrażenie, że na mularczykach i pozostałych rzemieślnikach wiele nie zarobi, a Wurzzt i Ayheer to dość niebezpieczne cele do obrobienia. Najbardziej kręcą go te świńskie ryjki przy stole w kącie, ale oni są jeszcze niebezpieczniejsi od Waszych nowych kompanów.

Trzęsikęsek zdobył pierwsze podpowiedzi od Wurzzta, pozostaje pytanie, czy chcecie skorzystać z pomocy półorków we włóczędze po portach (przypominam, Ostrogar ma trzy porty rybacko-kupieckie, chodzenia będzie sporo). Sugerowane przez Pchełka pytanie o Michelona i jakiegoś miejscowego szpicla padnie w następnym fragmencie, podobnie jak opis pierwszej walki Łamignata.

Ciekawe, co tam słychać u Zagera? Wink
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 14:39, 11 Kwi 2009
namakemono
Gracz Roku 2009
 
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 838
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna





Mistrzu, a ja mam pytanie: w jakim stopniu udało się Gusłkowi opanować umiejętność upijania się i trzeźwienia na zawołanie? Owa umiejętność bardzo by się w tej chwili przydała. Wtedy łatwo moglibyśmy spić naszych mieszanych gospodarzy i wyciągnąć od nich trochę wiadomości. Przede wszystkim chciałbym wiedzieć, czy możemy im zaufać. Całkowicie z pewnością nie, ale wolałbym wiedzieć, czy oferując nam pomoc mają zamiar dotrzymać umowy, czy raczej poderżnąć nam nasze chude, wieśniacze gardełka choćby dla sportu, bo kasy raczej za dużo nie mamy. Natomiast Łamignat niech postara się powstrzymać od upicia do nieprzytomności, gdyż stanowi naszą jedyną linię siłowej obrony.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 15:05, 11 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





namakemono napisał:
Mistrzu, a ja mam pytanie: w jakim stopniu udało się Gusłkowi opanować umiejętność upijania się i trzeźwienia na zawołanie? Owa umiejętność bardzo by się w tej chwili przydała. Wtedy łatwo moglibyśmy spić naszych mieszanych gospodarzy i wyciągnąć od nich trochę wiadomości. Przede wszystkim chciałbym wiedzieć, czy możemy im zaufać. Całkowicie z pewnością nie, ale wolałbym wiedzieć, czy oferując nam pomoc mają zamiar dotrzymać umowy, czy raczej poderżnąć nam nasze chude, wieśniacze gardełka choćby dla sportu, bo kasy raczej za dużo nie mamy. Natomiast Łamignat niech postara się powstrzymać od upicia do nieprzytomności, gdyż stanowi naszą jedyną linię siłowej obrony.


Łamignat nie przejawia obecnie żadnej ochoty do picia, wyraźnie podoba mu się wizja pojedynku i zainteresowanie jakie wzbudza wśród miejscowych.

Co do picia i trzeźwienia, nie wygląda to za dobrze - na POZ 0 masz status nie tyle kapłana, co jego pomocnika, więc nie potrafisz jeszcze zbyt wiele... to znaczy, pić potrafisz, ale trzeźwienie na zawołanie to zupełnie inna sprawa...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 20:04, 11 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Zager chodził długo po Placu Karczemnym, pozornie bez celu, przypatrując się straganom i przechodniom, szacując ich wzrokiem i czegoś szukając. Odwiedził kilka karczm z kolei, przysiadywał w nich nie kupując niczego, potem opuszczał je na widok podchodzących do łąwy pachołków. Paru usmarkanych i brudnych uliczników obrzuciło go ogryzkami, bo zwrócił ich uwagę naciągniętym aż po nasadę nosa kapturem, ale żaden z podrostków nie ośmielił się za nim pójść. Zager zignorował uliczników, chociaż kusiło go przez chwilę, by któremuś dla nauczki złamać parę kości. Wytrwale szukał czegoś innego.

W "Lisiej Norze" szczęście się w końcu do niego uśmiechnęło.

Był to lokal dość obskurny, o kiepsko oheblowanej podłodze i osmolonej od świec powale, zastawiony drewnianymi stołami i ławami. Mimo wczesnej pory siedziało w nim kilku robotników zapijających ziołową herbatą pajdy chleba ze smalcem, ale to nie oni zwrócili uwagę stojącego w progu Zagera.

Wokół stołu ustawionego pośrodku karczmy siedziało pięciu rosłych drabów o iście bandyckich gębach, w tym dwóch zarośniętych mieszańców o rysach zdradzających domieszkę orkowej krwi. Już pierwszy rzut oka na uwalony resztkami jedzenia blat stołu, założone nań nogi gości i ich sprośne docinki uświadomiły hogurowi, że piątka mężczyzn nie należała do gości chętnie widywanych przez karczmarzy.

Mina stojącego w drzwiach składziku człowieka z liczydłem w rękach utrwaliła Zagera w tym przekonaniu. Człowiek ów, bez wątpienia właściciel lokalu, gapił się na piątkę niechlujnych klientów wzrokiem na poły przerażonym, na poły pełnym rozpaczy, najwyraźniej jednak nie zamierzał ich wyrzucić: albo zbyt się ich bał albo czuł się w obliczu natrętów zupełnie bezsilny.

- I co tak przestępujesz z nóżki na nóżkę, co? – ryknął jeden z półorków celując ogryzionym udkiem w ładną młódkę o grubych warkoczach stojącą za kontuarem – Nie bój się, chodź tu do nas, myśmy są w chędożeni wyborni, nie będziesz się skarżyła, a my srebra też ci nie pożałujemy!

Zager uśmiechnął się ironicznie w cieniu kaptura widząc, że dziewczyna wcale się obleśnej propozycji nie przestraszyła, spozierała bowiem na amanta całkiem chętnym wzrokiem, za to w stronę karczmarza zerkała z wyraźną obawą.

- Co się strachasz, głupia? – zarechotał inny drab, człowiek o przeciętym blizną policzku i złotym kolczyku w prawym uchu – Tatka się boisz? Nie bój się, tatko złego słowa nie powie!

- Jagoda, do piwnicy, gąsiorka przynieś! – podniósł głos gospodarz, a jego polecenie zostało powitane z miejsca kakofonią niechętnych okrzyków, ktoś rzucił nawet w niego objedzoną z mięsa kością – Ruszaj się, dziewko, nie stój za barem jak kołek!

Dziewczyna posłała zalotne spojrzenie w stronę jurnego półorka, a potem z wyraźnym rozczarowaniem zniknęła na schodkach prowadzących do piwniczki. Sam gospodarz, wciąż z głęboko nieszczęśliwą miną, odkopnął niecelnie rzuconą kość i wlazł za kontuar udając, że ściera go szmatką.

- A ty czego się gapisz, kmiocie?! – krzyknął człowiek ze złotym kolczykiem, kładąc prawą dłoń na rękojeści przypasanej do boku szabli – Mam ci ten durny łeb odciąć?!

Zager drgnął słysząc ten okrzyk, bo myślał, że oprych woła do niego, ale okazało się, że groźba skierowana była pod adresem jakiegoś robotnika, który zbyt długo spoglądał w stronę stołu wulgarnych gości i który nie dość szybko odwrócił głowę napotykając zaczepliwe spojrzenie jednego z nich.

- Zabieraj się stąd, gnojku! – nie ustępował bandzior, próbując niepewnie podnieść się z ławy i zdradzając spore upojenie alkoholem. Trzej robotnicy naradzili się śpiesznie przyciszonymi głosami, a potem zabrali manatki i wyszli z karczmy nie zwlekając ani chwili dłużej.

Hogur przyjrzał się kątem oka skórzanym kaftanom opryszków oraz ich broni. W grupie byli bez wątpienia pełni buty, ale Zager domyślał się, że w obliczu przeważającego wroga uciekaliby co sił w nogach. Tacy ludzie żerowali na słabszych, pastwiąc się nad nimi i gnębiąc w poczuciu swej bezkarności.

Mężczyźni mieli przy pasach miecze lub szable, hogur mógł też iść w zakład, że chowali gdzieś noże, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Karczmarz się tych ludzi bał, ale on był słabym człowiekiem – Zager żywił wobec niego nie tyle politowanie, co pogardę.

Miecze i noże były niczym wobec potęgi magii.

Hogur wyszedł bez słowa z karczmy, odszedł kilka kroków w bok, zaczął się przyglądać przechodniom. Dojrzawszy jakiegoś człowieka rozmawiającego ze śmiechem ze swym ziomkiem w mieszczańskim stroju, rybak przyglądał mu się przez dłuższą chwilę w ogromnym skupieniu, potem zaś skręcił gwałtownie za róg karczmy wchodząc w pusty ciasny zaułek i odwracając się plecami do ulicy.
Gdyby ktoś podszedł wówczas do hogura, usłyszałby kilka bardzo cichych i kompletnie niezrozumiałych słów szeptanych z wysiłkiem w zamierzchłym dialekcie ludzi bagien, którego nie używano od czasu rozpowszechnienia Wspólnej Mowy.

Gdyby ten ktoś posunął się jeszcze dalej i spojrzał pod kaptur drgającego spazmatycznie mężczyzny, najpewniej uciekłby czym prędzej z dzikim krzykiem grozy.

Mięśnie twarzy Zagera poruszały się niezależnie od siebie, deformując oblicze młodzieńca i pozostawiając je na chwilę gładką maską, w której tkwiły kruczoczarne oczy. Maska znikła po krótkiej chwili, twarz hogura nabrała zaś zupełnie nowego kształtu, ukształtowana eteryczną energią na podobieństwo oblicza mężczyzny, któremu Zager chwilę wcześniej się tak uważnie przyglądał.

Podobieństwo było porażające, tak doskonałe, że człek ów na widok hogura pewnie z miejsca by zemdlał albo uznał, że spogląda w lustro.

Zager odetchnął głęboko, poprawił swój płaszcz, po czym wszedł ponownie do „Lisiej Nory” zmierzając szybkim krokiem wprost do kontuaru. Piątka niechlujów przy środkowym stole wznosiła właśnie kolejny toast, toteż żaden z nich nie zwrócił na nowego klienta uwagi.

- Kłopoty? – mruknął Zager opierając się o kontuar i wskazując dyskretnym ruchem ramienia opryszków.

- A tobie co do tego? – odburknął właściciel, wciąż szorując szmatką blat w próżnej nadziei na pozbycie się wyjątkowo wżartej w drewno plamy – Jeśli nie chcesz mieć własnych kłopotów, lepiej się stąd zabieraj, i to już.

- Boisz się – stwierdził Zager wbijając swe niesamowite oczy w twarz mężczyzny po drugiej stronie kontuaru – Boisz się ich tak bardzo, że trzęsiesz się na samą myśl o tym, że mogą się na ciebie rozgniewać. Kim oni są? Strażnikami miejskimi? Najemnikami w służbie miasta?

- To bandyci, zwykli bandyci – odparł wbrew sobie samemu karczmarz, chociaż jego mina zdradzała, że cała ta konwersacja wcale mu się nie podobała – Łażą to tu, to tam, robią zamęt, zaczepiają kobiety.

- I pewnie nie płacą – kiwnął głową Zager – Co do kobiet, widziałem, że mają chętkę na twoją córkę. Jeśli jej wygodzą całą piątką, parę dni się nie podniesie na nogi. Chciałbyś tego?

- A co mam zrobić? – syknął karczmarz czerwieniejąc z bezsilnego gniewu – Wezwać strażników miejskich? Dostaną srebro w łapę i wyjdą, a wtedy tamci wezmą się za mnie.

- Powiem ci, co masz zrobić – Zager uśmiechnął się słysząc pytanie karczmarza, a jego uśmiech mroził mężczyźnie krew w żyłach – Idź na zaplecze i przygotuj dwieście sztuk srebra, po pięćdziesiąt monet w woreczku. Nie wracaj tutaj, dopóki cię nie zawołam i nie wypuszczaj na salę córki, jeśli ci jej zdrowie miłe.

- Co ty chcesz zrobić, człowieku? – jęknął karczmarz blednąc dla odmiany – To źli ludzie, z nimi nie ma żartów.

- Wierz mi, nie masz się o co obawiać, bylebyś tylko naszykował srebro – odparł Zager – To ja jestem złym człowiekiem, to ze mną nie ma żartów. Jeśli zapłacisz, ci ludzie nigdy więcej nie będą cię nachodzić. Zapłacisz?

Karczmarz milczał przez długą chwilę, spoglądając ponad ramieniem Zagera na piątkę swych gości. Milczał i milczał, ale hogur był cierpliwym człowiekiem i rozumiał doskonale emocje targające duszą właściciela knajpy.

- Zapłacę – szepnął w końcu karczmarz – Rób, co chcesz, byłem nie ucierpiał ja ani moja córka. Jeśli kto będzie pytał, rzeknę, żem cię nigdy w życiu nie poznał.

Zager uśmiechnął się ponownie, tym samym lodowatym uśmiechem, odwrócił się plecami kontuaru spoglądając na piątkę opryszków niczym wąż na stado myszy.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 2:32, 12 Kwi 2009
Stan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów






Nie wiem, czy dodanie tego wątku o osobnym temacie na forum nie byłoby lepszym pomysłem. Ale pozostawiam to w decyzji MG

Maskacz stanął wyprostowany, patrząc prosto w oczy jednego z półorków, i ironicznym, zaczepnym głosem powiedział:
- Domyślam się, że nie skorzystacie z mojej oferty, jeśli zaproponuję wam, abyście stąd uciekali na zbity pysk, a w zamian nic gorszego od potknięcia się o próg nie powinno was spotkać?

Biorąc pod uwagę zużycie PM najbardziej optymalnie będzie obłożyć ich serią czarnych pocisków. Ale tylko zakładając, że zanim wstaną i zaczną walkę, mogę kilka takich pocisków wystrzelić... Jeśli jednak "segment czasu" jest nieco dłuższy niż mi się wydaje, zacznę od zatrucia pokarmu jedno z łotrzyków.


Ostatnio zmieniony przez Stan dnia Nie 2:46, 12 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 12:17, 13 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Wrzawa przy stole uciszyła się na znak dany przez majstra. Ten wspiął się na ławę, otarł wargi z piwnej pianym, po czym klasnął donośnie w dłonie. Cisza prysła w ułamku sekundy, a zgiełk dopingujących zawodników gości wzbił się pod powałę knajpy, budząc pomruki niezadowolenia u grupki orków i półorków wciąż okupujących stolik w kącie.

Łamignat wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, bo mularczyk – chociaż chłop na schwał – nie mógł się równać krzepą z wiejskim osiłkiem, harującym przy wiosłach i w lesie przy wyrębie od dziecięcych lat. Ostrogarczyk walczył szaleńczo, szczerząc własne zęby i napinając mięśnie tak, że aż mu żyły na skroniach powychodziły, ale nie podołał wyzwaniu. Łamignat docisnął jego dłoń do blatu stołu i roześmiał się gromko, ukontentowany swym zwycięstwem, radosnymi okrzykami widzów i przyjacielskim poklepywaniem po plecach, do którego zupełnie nie przywykł, a które niesamowicie przypadło mu nagle do gustu.

- Wygralimy, Pchełek! – oznajmił uszczęśliwiony – Żem przecie gadał, że wygramy i widzisz? Dobrze żem się sprawił, dobrze?

- Pewnie, że dobrze – odparł płowowłosy rybak – Tyle, żeś tylko ty wygrał, my jeszcze nic, bośmy nic nie obstawili. Hej, ludkowie, ktoś się jeszcze zamiaruje mierzyć? Chyba portkami nie trzęsiecie, co? Trzęsikęsek, sięgnij no do sakiewki, dajże z pięć srebrników! Jaśnie pany, kolegi, stawiam w imieniu mego druha pięć srebrników, że wygra następną walkę. Kto w pięć srebrników zasobny, a szczęście i krzepę chce sprawdzić, niechaj do stołu zasiada. Srebro na blat i niech je zgarnie silniejszy!

Mularczycy wdali się w dyskusję między sobą, podpuszczając się wzajemnie i naigrywając z nieco wątpiącego w swe możliwości robotnika, którego wytypowano gremialnie jako następnego zawodnika. Człowiek ten, równie barczysty i rosły jak poprzednik, zasiadł w końcu na ławie po przeciwnej stronie Łamignata, spluwając wpierw na szczęście przez ramię.

- Dawaj łapkę, syneczku – oznajmił głębokim basem, rzucając na stół pięć srebrników, które Pchełek zgarnął na niewielką kupkę dokładając do niej monety wyciągnięte od Trzęsikęska – I bacz na swe paluchy, żebym ci ich nie zgniótł.

- Twardyś w gębie – zaśmiał się Wurzzt – Zaraz przyjdzie się nam przekonać, czyś równie chwacki w mięśniach!

- Pchaj ile wlezie – trącił Łamignata Pchełek – Tera nasze srebro na szali, jak je przetracisz, Trzęsikęsek ci niechybnie łyp jaki w rzyć wsadzi ze złości.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 12:56, 13 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





W zasadzie jestem srogim i okrutnym MG, ale żeś nowy w naszym gronie, jednorazowo potraktuję Cię łagodniej i coś podpowiem: zatrucie pokarmu na wejście to dobry pomysł, najlepiej w chwili, kiedy delikwent będzie pił (złapie momentalnie 1k100 obrażeń z tytułu trucizny). Tyle, że się już do nich odezwałeś, więc wywołam efekt Matrixa (jednorazowo) i przesunę rzut zaklęcia na segment przed rzuceniem łotrzykom propozycji wyjścia. Natomiast co do Czarnych Pocisków, hmm... ja bym na Twoim miejscu zagrał psychologicznie (tacy bandyci to tchórze, boją się silniejszych od siebie, natomiast na znak słabości natychmiast atakują). Proponowałbym zatem Elektryczne Dotknięcie i zaczekanie, aż któryś z nich spróbuje Cię popchnąć albo uderzyć – ten czar jest iście morderczy, a przy tym bardzo widowiskowy. A jak już dymiący i śmierdzący spalenizną nieszczęśnik padnie na podłogę, będziesz mógł przejść do fazy głoszonych z lodowatą miną pogróżek.

Tyle moich gratisowych podpowiedzi w tej sesji – decyzję musisz podjąć sam Wink
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 14:24, 13 Kwi 2009
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





- Nikt mnie nie będzie niczego w dupę wciskać! - warknął rozeźlony olbrzym. - Dawaj no tu tego przeszczepa i już każ kolegom po jakiego konowała lecieć!

Łamignat z rozmachem złapał dłoń swego przeciwnika i silnie ścisnął. Każdy normalny człowiek miałby już papkę z kosteczkami zamiast dłoni.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 17:01, 13 Kwi 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Dotknięty do żywego słowa Łamignata, wielki mularczyk złapał go za dłoń, oplótł ją palcami, zagryzł wargi szukując się do zaciętego boju. Trzęsikęsek z musu wdrapał się na ławę, bo stłoczeni wokół stołu widzowie przysłonili mu widok.

- Cichajta! – krzyknął majster – Na moje słowo, jazda!

Tym razem żyły wystąpiły na czoło i krzepkiemu rybakowi i Ostrogarczykowi. Mężczyźni zastygli na moment w bezruchu, potem ich ręce zaczęły poruszać się to w prawo, to w lewo, kiedy na przemian próbowali przełamać zawziętą obronę przeciwnika. Żaden z widzów nie ważył się klepnąć na znak zachęty swego ulubieńca, wszyscy za to wrzeszczeli przeraźliwie i tłukli kuflami w blat stołu wywołując dziki harmider, którego dźwięk ściągnął do karczmy kilku następnych gości, zstępujących wolno po schodach.

Siedzący z boku ławy Gusłek przełknął mimowolnie ślinę widząc, że jednym z przybyszów jest krasnolud – prawdziwy krasnolud, z gęstą brodą zaplataną w warkoczyki, w szpiczastym metalowym hełmie i z wielkim misternie rzeźbionym ryngrafem na piersiach. Gusłek wzroem Trzęsikęska wspiął się czym prędzej na ławę, nie odrywając swego oszołomionego wzroku od nieludzia rozglądającego się badawczo po wnętrzu karczmy.

- Uuaaa! – wrzask części widzów oznajmił wszem i wobec, że Łamignat pokonał kolejnego z rzędu adwersarza, omal mu nie miażdżąc przy tym dłoni. Zachwycony rezultatem pojedynku Pchełek zgarnął dźwięczące mile monety do ręki, spoglądając tryumfalnie na Trzęsikęska.

- Niezły jest – powiedział do myśliwego Wurzzt – Całkiem niezły. Można by pomyśleć o jego mecenasowywaniu, jeśli byście szukali kogoś do załatwienia lepszych płatnie gier...

Gwar przy stole umilkł jak nożem uciął, kiedy przed Łamignatem wyrosła znienacka masywna sylweta. Mularczykowie wycofali się czym prędzej do swoich ław, poszeptując coś między sobą. Rozradowany osiłek oderwał wzrok od Pchełka i spojrzał w górujące nad nim oblicze orkowego weterana, wspartego potężnymi pięściami o krawędź stołu.

W zapadłej nagle ciszy rozległo się kilka chrapliwych słów, wręcz wydartych z gardzieli wielkiego orka. Siedzący obok Ayheer przeniósł spojrzenie z wojownika na Łamignata, chrząknął znacząco.

- Ten pan chce się z tobą zmierzyć – przetłumaczył słowa weterana na Wspólną Mowę – Stawia sztukę złota przeciwko twoim dziesięciu srebrnikom, ale jeśli przegrasz, obetnie ci na znak wygranej kciuki.

Wielki ork odczekał, aż Ayheer skończy mówić, dorzucił coś jeszcze, co wywołało wesołość jego towarzyszy.

- Mówi, że jeśli chcesz się wycofać, nie będzie ci robił wyrzutów. Każdy powinien znać swe miejsce i nie stawać nadaremno przeciwko lepszym od siebie.
Zobacz profil autora
KC - Sprawy rodzinne
Forum RPG online Strona Główna -> Kryształy Czasu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 7 z 43  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 41, 42, 43  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin