Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Pchełek struchał słysząc słowa orka, zaś zuchwała postawa Łamignata wprowadziła go w stan silnego przerażenia. W Burat-arze nikt z wieśniaków nawet by się nie poważył podjąć takiego wyzwania w obawie przez chłostą za bezczelność, bo orkowie rządzili w północnych elejatach żelazną pięścią i bizunem, w razie konieczności nie stroniąc też od wbijania aroganckich poddanych na pal.
Siedzący w ostrogarskiej karczmie Łamignat, rozochocony wcześniejszymi zwycięstwami i pewien siebie, przyjął wyzwanie, które najpewniej miało go przerosnąć – Pchełek widział tę posępną pewność również w oczach milczącego Trzęsikęska. Orkowy weteran był olbrzymem podług swej i ludzkiej rasy, pięści miał jak bochny chleba, a muskuły rąk niczym niedźwiedzie szynki. Widząc bezczelną minę rybaka rębajło sapnął chrapliwie, a potem siadł na opustoszałej raptownie ławie. Stojący pół kroku za nim mieszaniec dobył zza pasa dwa długie noże, podał swemu towarzyszowi. Kilku widzów wciągnęło gwałtownie powietrze, kiedy zawodnik zakręcił nożami młynka, a potem wbił je do połowy ostrzy w drewniany blat stołu, pod błyskawicznie, ale niebywale starannie dobranym kątem.
Splecione dłonie orka i człowieka znalazły się w środku pomiędzy nożami i Pchełek pojął znienacka, czemu broń ta miała służyć. Przeginający dłoń przeciwnika zawodnik przybliżałby ją nieuchronnie w stronę ostrej jak brzytwa klingi, w dodatku dokładnie na wysokości kciuka ofiary, w brutalny sposób markując linię cięcia przegranego palca.
- Chrukk hazar het myrrda! – wyrzucił z siebie mocarny najemnik, najwyraźniej pod adresem zbitego z tropu majstra mularczyków, swych zmrużonych złowrogo oczu nie odrywał jednak od uśmiechniętego dobrodusznie oblicza Łamignata. Pchełek miał coraz gorsze przeczucia, coraz gorsze.
Już pierwszy rzut oka na muskulaturę wojownika dowodził jego ewidentnej przewagi nad wioskowym osiłkiem. Płowowłosy złodziej zmełł w ustach przekleństwo, wymienił bezradne spojrzenie z Trzęsikęskiem, spojrzał w stronę Gusłka, który oderwał w końcu wzrok od przyglądającego się walce krasnoluda i wbił przejęte spojrzenie w splecione między nożami dłonie zawodników.
Pchełek pojął, że tylko szybkim działaniem zdoła ocalić lekkomyślnego przyjaciela.
- Na mój znak, jazda! – krzyknął majster, a krąg widzów zbił się ciasno wokół przeciwników. Ludź i nieludź wydali z siebie głuche stęknięcia próbując z biegu przełamać siłę mięśni adwersarza, napierając na siebie wzajemnie i zaciskając zęby tak, że mało nie popękały. Gusłek jęknął ledwie słyszalnie widząc jak splecione ze sobą dłonie zaczynają się odchylać w stronę prawego ostrza.
Łamignat powoli, powolutku ulegał brutalnej półzwierzęcej sile orkowego wojownika.
Pchełek nie tracił czasu. Korzystając z uwagi widzów skupionej niepodzielnie na pojedynku oraz z ciżby wokół zawodników wślizgnął się za ich plecami pod wielki drewniany stół, zabierając wpierw z pobliskiego blatu niewielką olejną lampkę. Wiedziony desperacją i pewien obciętej głowy w razie odkrycia tego oszustwa, zaczął pełznąć po kamiennej posadzce w stronę wspartych w nią wielkich stóp orka, słysząc dobiegające z góry coraz głośniejsze okrzyki, gwizdy i posapywanie przeciwników. W lampie wciąż palił się knot, więc dopełznąwszy do wielkich skórzanych butów orka Pchełek jął wylewać olej przez otwartą boczną ściankę lampy, zraszając obficie przestrzeń wokół podeszwy buta w nadziei na to, że przyciskający stopy do posadzki ork rychło się poślizgnie i ulegnie z zaskoczenia Łamignatowi. Sam złodziej musiał się jeszcze na czas wycofać, bo nie zostać złapanym na gorącym uczynku...
Lecz rezultat tego sprytnego w rzeczy samej planu przeszedł wszelkie oczekiwania Pchełka, bo kiedy rybak uznał, że starczy już rozlewania oleju, stękający coraz donośnie Łamignat zmienił nagle ułożenie swych nóg trącając płowowłosego towarzysza łapciem prosto w zadek.
Zaskoczony Pchełek upuścił z rąk lampkę, ta zaś ześlizgnęła się po jego kolanie na posadzkę upadając na nią praktycznie bezgłośnie – delikatny trzask pojemnika utonął w coraz dzikszym aplauzie dobiegającym znad blatu stołu. Rybak zbladł jak ściana, sięgnął dłonią po lampkę, cofnął ją jednak widząc wypadający z wnętrza pojemnika knot.
Wciąż palący się knot.
Pierwsze ogniki zaczęły leniwie lizać niewielką kałużę płynu i grubą skórę butów orka, całkowicie niezauważone przez podekscytowanych zaciekłą walką zawodników.
Pchełek zamarł w całkowitym bezruchu, chociaż był dziwnie pewien tego, że szaleńcze bicie jego serca odbijało się echem od powały karczmy. Płomyki nabierały powoli większych rozmiarów i złodziej nie wiedział, czy tłuc rękami po butach weterana w nadziei na ich ugaszenie czy też pierzchać czym prędzej spod stołu, nim dziwny żar w okolicach stóp zostanie w końcu przez orka zauważony. |
|