RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Traveller -> TR - Godzina Chwały Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 32, 33, 34  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Nie 11:28, 28 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.30, Palladium, poziom -2a

Ratownik nic nie odpowiedział, obchodząc obu mężczyzn niewielkim łukiem. Oliver zorientował się, że milkliwy przybysz zamierza zlustrować wzrokiem wyrzutnię, obok której stał Frank Murray. Lustracja musiała chyba przebiec pomyślnie, bo mężczyzna odprężył się ledwie wyczuwalnie i przeniósł spojrzenie na obu gości z Aurory.

- Kim jesteście i skąd się tutaj wzięliście? - zapytał. Oliver poczuł się nieco nieswojo dostrzegając za osłoną hełmu ratownika twardą męską twarz i niebezpieczne oczy - Jest was więcej?

- Towarowiec cywilnej floty - odpowiedział wymijająco kapitan, walcząc z narastającymi z każdą sekundą podejrzeniami - Odpowiedzieliśmy jako pierwsi na wezwanie o pomoc. Szybko tutaj dotarliście, słowo daję. Pierwsi wylądowaliśmy i zasuwaliśmy co sił w nogach, a jednak ktoś nas dogonił. Profesjonalizm pierwszej klasy, słowo daję.

- Gdzie są inni? - zapytał ratownik ignorując całkowicie podejrzliwy komplement Machado i oglądając się szybko ponad ramieniem, w stronę szeroko otwartych drzwi, którymi weszli chwilę wcześniej obaj mężczyźni.

I wtedy Frank Murray, stojący dotąd w milczeniu i przysłuchujący się tylko rozmowie, zauważył nagle coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Na ścianie za plecami ivendońskiego ratownika wisiał fragment rozbitego lustra. Dolna jego część spadła na podłogę, ale górna była wciąż jeszcze dość duża, aby pasażer Aurory spostrzegł w niej odbicie pistoletu trzymanego w schowanej za plecami ratownika ręce.

Ten człowiek ukrywał przed swymi rozmówcami gotową do użytku broń!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 12:55, 30 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.30, lądowisko Oculus City

Gordon Corey zatrzymał się znienacka w połowie drogi przez tor kolejki magnetycznej, spojrzał na dziewczynę dziwnym wzrokiem, zaraz potem roześmiał się donośnie, ale brzmienie jego śmiechu wcale nie przypadło Annie do gustu.

- Podejrzewasz mnie o współudział? – zapytał, tonem bardziej przypominającym stwierdzenie niż pytanie – Sądzisz, że chcę przejąć wasz statek? Niegłupia panienka z ciebie, naprawdę...

Przez kurtynę drobnego pyłu przedarł się wizg napędu manewrowego, dobiegający od strony lądowiska. Anna przekręciła mimowolnie głowę w tamtą stronę, spodziewając dojrzeć za tumanami wirujących skalnych drobinek przynajmniej jakiś zarys przeczyszczającej dysze silniczków Aurory. Zamiast tego ujrzała osiadający na pobliskiej płycie lądowiska obcy kształt nie przypominający zbytnio Arrowa, opadający z sykiem hydraulicznych łap podwozia na platformę.

Kiedy spojrzała ponownie na Gordona, zaalarmowana dostrzeżonym kątem oka poruszeniem, mężczyzna trzymał już pistolet na odległość dłoni od jej głowy, mierząc prosto w skroń dziewczyny.

- Jak pewnie sama rozumiesz, ja również mam spore podstawy, by ci nie ufać! – syknął Corey – Ten statek właśnie wylądował! Statku, którym rzekomo lądowałaś kilkadziesiąt minut temu tutaj nie ma! Wszędzie są natomiast ślady sugerujące istnienie sporej grupy kryminalistów odpowiedzialnych za atak na federalne instalacje i śmierć setek ludzi. Ty sądzisz, że ja do nich należę, ale ja sądzę, że jest odwrotnie. Co więcej, ja do ciebie celuję, a ty do mnie nie. Jaki z tego płynie wniosek, spryciaro?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 13:50, 30 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.30, Drugi Sektor Korporacyjny

Nathaniel Robinson skradał się poprzez ciemne zakamarki tunelu komunikacyjnego, starając się trzymać przez cały czas poza zasięgiem wzroku ostatnich ratowników w szyku. Mężczyźni poruszali się bardzo ostrożnie, a ich noktowizory co rusz omiatały przestrzeń za sobą, ale wyposażony w taki sam sprzęt Robinson zastygał w kompletnym bezruchu za każdym razem, kiedy wzrok porywaczy padał w jego kierunku.

Nath doszedł do bezsprzecznego wniosku, że ma do czynienia z porywaczami, z ludźmi, którzy z sobie tylko znanych powodów uprowadzili jakiegoś człowieka z korporacyjnego biura, nie szczędząc przy tym wysiłków, by przebić się w brutalny sposób do wnętrza zabezpieczonego hermetycznie pomieszczenia. Oficer ochrony floty pamiętał, że senator i jego świta nie posiadali własnych kombinezonów próżniowych, a płynące z tego faktu wnioski budziły w Nathu chłodny dreszcz lęku. Porywacze wypalili dziurę w śluzie biura, a następnie wyprowadzili ze środka jedną osobę, wleczoną teraz pod ramiona i okładaną co chwila kolbami karabinów. Chociaż nie miał całkowitej pewności w tym względzie, Nathaniel gotów był założyć, że odzianym w skafander więźniem musiał być senator Ottmeyer... a to znaczyło, że asystenci polityka już nie żyli, najpewniej zabici wskutek dekompresji pomieszczeń biurowych.

Brutalność tego niemal pewnego morderstwa budziła w Robinsonie mieszane uczucia. Były żołnierz wciąż poczuwał się do obowiązków wobec Federacji, a przeciwdziałanie łamaniu prawa do nich należało – i fakt demobilizacji niczego tu nie zmieniał, bo przysięgę na wierność Federacji składało się raz w życiu i dożywotnio, bez względu na pełnioną funkcję. Uzbrojeni ludzie w kombinezonach ratowników nie mieli nic wspólnego z ivendońskimi służbami paramedycznymi, nie mieli też żadnych skrupułów, a w pogłębiającej się opinii Nathaniela musieli maczać palce przynajmniej w części dramatycznych wypadków, które tak ciężko doświadczyły mariposańskich kolonistów.

Nieznany pozostawał w zasadzie tylko motyw tej zbrodni. Z braku innych dowodów Nathaniel założył, że chodziło o porwanie dla okupu lub porwanie dla celów politycznych: obydwa wydawały się równie prawdopodobne, skoro tak wpływowy polityk jak federalny senator zasiadał jednocześnie we władzach korporacyjnych. Robinson pomyślał z cierpką goryczą, że już sam przypadek Ottmeyera dowodził niezbicie nieprawidłowości systemu politycznego zezwalającego na łącznie obu tych funkcji, ale zdawał sobie jednocześnie sprawę jak głęboko korporacje były powiązane z federalnym systemem sprawowania władzy. To właśnie te potężne organizacje finansowały gros procesów kolonizacyjnych w nowych systemach, przeprowadzały terraforming planetarny, przodowały w badaniach naukowych zlecanych przez rząd. Odcięcie ich od partycypowania w rządzeniu mogło krytycznie wstrząsnąć fundamentami Federacji, potwierdzając wysuwane przez wielu ekspertów opinie, że fundamenty owe są w istocie glinianymi nogami federalnego kolosa.

Zatem porwanie, dla jakiegokolwiek celu.

Kopuła Drugiego Sektora Korporacyjnego zabudowana była szeregach budowli firmowych reprezentujących prywatne instytucje zaangażowane w prace kolonizacyjne Mariposy. Stawiający ostrożnie krok za krokiem Robinson mijał loga korporacji takich jak Dynetec, Dai Lai czy Nefentar, a także wielu pomniejszych, o regionalnym obszarze działalności.

Grupa porywaczy dotarła do frontonu przedstawicielstwa Kor-Azoth. Jeden z nich zaczął pilnować więźnia, zmuszonego do klęknięcia na ulicy z lufą broni przystawioną do hełmu skafandra, dwaj uruchomili przenośne palniki przygotowując się od wycięcia kolejnych zamkniętych hermetycznie drzwi, pozostali zaś zajęli pozycje po obu stronach frontonu omiatając lufami broni przestrzeń wokół siebie w poszukiwaniu śladów zagrożenia.

Klęczący za narożnikiem jednego z oddalonych od rezydentury Kor-Azoth Nathaniel poczuł zimne ciarki na myśl o tym, że nagła dekompresja wnętrza korporacyjnego budynku mogła pociągnąć za sobą śmierć pracowników, nie mógł bowiem wykluczyć, że w środku byli jacyś odcięci od schronu grodziami awaryjnymi ludzie.

Postacie w kombinezonach ivendońskich ratowników nie zaprzątały sobie głów kwestiami moralno-etycznymi, z uruchomionych niemal jednocześnie palników trysnęły wąskie snopy błękitnych płomieni.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 15:50, 30 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.30, kokpit FCS Aurora

FAS Orfeo zszedł pod szczelną warstwę księżycowego pyłu dziesięć minut wcześniej i przeciągający się w fotelu John uznał, że maszyna powinna już była znaleźć się na platformie lądowiska. Kolejne promy ratunkowe czekały w precyzyjnie zdefiniowanym szyku, gotowe kolejno zajmować pozycje nad kosmoportem i wysadzać pasażerów po jednym wahadłowcu na raz.

Nawigator rozumiał doskonale jak frustrująca dla wielu ludzi musiała być ta opcja działania: system pojedynczego wysadzania zespołów ratowniczych był niebywale powolny, a przecież liczyła się teraz każda sekunda. John miał okazję przysłuchać się krótkiej, lecz zażartej dyskusji pomiędzy Kontrolą Lotów i kilkoma pilotami Dromaderów, którzy zadeklarowali, iż na własną odpowiedzialność posadzą maszyny gdziekolwiek w obrębie Oculus City, posługując się wyłącznie komputerowymi mapnikami kolonii, które wskutek niszczycielskich efektów trzęsienia ziemi już dawno przestały być aktualne.

Odpowiedź Kontroli Lotów była krótka i nie pozostawiała pilotm żadnego wyjścia, chociaż pewnie szaleli ze złości w swych kokpitach słysząc kategoryczny zakaz. Jakakolwiek próba lądowania na własną rękę oznaczała złamanie prawa i zagrożona była surowymi sankcjami, do utraty licencji pilota włącznie – co koordynatorzy operacji nie omieszkali podkreślić na głównej częstotliwości. Istniało zbyt wysokie ryzyko, że mimo jak najlepszych chęci piloci doprowadzą podczas lądowania w niebezpiecnzym terenie do kraksy, a ta stwarzała zagrożenie nie tylko dla życia ich i ratowników na pokładach, ale i być może znajdujących się na dole Mariposańczyków.

Z przelewających się przez radio rozmów wynikało jednak, że wojskowi nie zamierzali się podporządkować do końca zaleceniom ivendońskiej Kontroli Lotów. Dowodzący federalnym skrzydłem ratowniczym major poinformował koordynatorów akcji, że nie zamierza ingerować w plan lądowania w Oculus City, ale nie będzie też czekał, aż poszczególne wahadłowce zrzucą swe ekipy w kosmoporcie i ustąpią miejsca jego maszynom.

Szesnaście Space Kingów, znajdujących się osiem minut lotu od niskiej orbity księżyca, miało wylądować na obrzeżach krateru kolonii i tam właśnie wyładować desant. Wyposażeni w specjalistyczny sprzęt żołnierze należący do 2014 pułku inżynierii ekstremalnej z Equusa powinni byli w opinii majora Laurence pokonać bez większego trudu strome stoki krateru schodząc nimi w dół na peryferia kolonii. John był w gruncie rzeczy gotowy uznać, że plan miał spore szanse na sukces, bo do standardowego ekwipunku wojskowych techników należały miniaturowe napędy rakietowe pozwalające na kontrolowane opadanie i wznoszenie się w warunkach obniżonej grawitacji. Dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu tych plecaków wydatnie malało ryzyko przypadkowego spadnięcia ze stoku ze skutkiem śmiertelnym.

Koordynatorzy – pracownicy służb cywilnych Ivendo – wdali się rzecz jasna w nerwową dyskusję z oficerem, kwestionując jego prawo do prowadzenia równoległej operacji ratowniczej, z obu stron padło kilka odwołań do rozmaitych przepisów, rozmówcy doszli jednak szybko do porozumienia.

Chwilę pózniej na ekranie komputera Johna pojawiła się pulsująca ikona sygnalizująca bezpośrednie połączenie videokonferencyjne. Sygnał pochodził z pokładu jednego ze Space Kingów. John kliknął w sygnaturę, a na monitorze jego terminala pojawiła się natychmiast twarz federalnego oficera dowodzącego kontyngentem inżynieryjnym.

- Dzień dobry, panie Kowalski – rzucił do mikrofonu major Lawrence – Czas nagli, więc przejdę do konkretów. Czytałem raporty pochodzące z pańskiej kapsuły sygnałowej, ale chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej, jeśli dysponuje pan naturalnie takimi informacjami. Będę wdzięczny za wszystko, co choćby w najmniejszym stopniu ułatwi zadanie moim chłopcom.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 17:00, 30 Cze 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Streszczam powtórnie sytuację jaką zastaliśmy na księżycu po lądowaniu. Wyjaśniam jakie środki podjęła nasza grupa zaraz przed moim starciem. Jednocześnie zwracam uwagę, że generatorami grawitacyjnymi zajmuje się nasz najlepszy technik i to, że pył dotąd nie opadł znaczy, że coś wyraźnie poszło nie po naszej myśli.
Przekazuję też swoją opinię, że katastrofa która spowodowała wybuch, a co za tym idzie tak duże zniszczenia mogła nie być dziełem przypadku.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 6:39, 02 Lip 2009
namakemono
Gracz Roku 2009
 
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 838
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna





Odbicie więźnia chwilowo nie wchodzi w grę. Posądzenie porywaczy o amatorszczyznę byłoby świadectwem straszliwej głupoty, która zapewne okazałaby się śmiertelna w skutkach. Kolesie wiedzą co robią i mają do tego odpowiedni sprzęt, wyszkolenie oraz plan, który sukcesywnie i bezlitośnie realizują. Dalsze ich śledzenie będzie samo w sobie wystarczająco niebezpieczne i na tym na razie Nathaniel będzie musiał poprzestać. Trzeba cierpliwie poczekać na jakiś bardziej dogodny moment do działania.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 0:50, 03 Lip 2009
Stan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów






Frank już zupełnie nie mógł się połapać w tym, co się dzieje. Sytuacja zmieniała się z minuty na minutę, trudno było się połapać, a co dopiero podejmować przemyślane decyzje.

W chwili obecnej Frank najbardziej martwił się o swoją własną skórę. Usiłował zachowywać się naturalnie i udawać, że w pełni ufa obcemu. Jeśli w okolicy nie zauważy znaków obecności większej ilości podejrzanych ratowników, będzie chciał w dogodnym momencie rozbroić ratownika.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 11:52, 04 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.31, lądowisko Oculus City

Mikael Zarros przebiegł niemal całą drogę dzielącą podziemny kompleks korporacyjny od śluzy wiodącej na podejście do kosmoportu; spocony, zdyszany i kurczowo ściskający broń. Przerażający widok uzbrojonych napastników wlokących gdzieś bezbronnego jeńca wprawił młodego mężczyznę w stan skrajnego podniecenia i gotowości do działania, toteż nieoczekiwany rozkaz Robinsona bardzo go zmieszał i poirytował.

Ale został wykonany. Mikael pozostawił Nathaniela samego i zawrócił w dzikim pośpiechu na lądowisko, zdecydowany za wszelką cenę ostrzec Johna przed nieoczekiwanym zagrożeniem - a za pośrednictwem Johna i drugiej kapsuły sygnałowej o obecności przestępców można było poinformować również załogi statków ratowniczych!

Wbiegł na betonowy podjazd wiodący ku rampom lądowisk i wtedy - na odkrytej przestrzeni - usłyszał nagle grzmot silników lądującego statku, dotąd doskonale stłumiony grubymi ścianami tunelu, ciasnym hełmem i ogłuszającym hukiem bijącego szaleńczo serca.

Na zajmowanej dotąd przez Aurorę platformie lądował inny statek! Mikael nic z tego nie rozumiał, w dodatku wciąż bijące w wariackim rytmie serce zdawało się wypełniać mu czaszkę kowalskim łoskotem.

Wbiegł na krawędź rampy i ujrzał dwie stojące na torze kolejki magnetycznej sylwetki. Pomimo kłębów księżycowego pyłu, pomimo odległości i pary skraplającej się na wewnętrznej stronie wizjerów, w niższej z nich rozpoznał natychmiast swoją siostrę, chociaż naturalnie nie dostrzegał jej ukrytych pod kaskiem rysów twarzy.

Stała w bezruchu, zwrócona w kierunku drugiej postaci, celującej w jej głowę z pistoletu.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 12:14, 04 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.31, Palladium, poziom -2a

Nieświadomy szokującego odkrycia Franka, Oliver machnął uspokajająco dłonią, posłał w stronę ratownika szeroki uśmiech.

- Próbują przywrócić zasilanie i kompensację grawitacji - oznajmił - Podzieliliśmy się na niewielkie grupki.

- Dobrze - skinął głową ratownik, a potem wyciągnął zza pleców swą prawą dłoń. Machado pomyślał w pierwszej chwili, że rozmówca zamierza podać mu rękę w geście powitania, ale uśmiech na twarzy kapitana zniknął w ułamku sekundy, kiedy jego pełen zaskoczenia wzrok rozpoznał ściskany palcami kształt.

Podnosząc rękę ratownik strzelił Oliverowi prosto w wizjer hełmu, dwa razy. Ani razu nie chybiając. Frank Murray poczuł jak krew zastyga mu w żyłach na widok dwóch pojawiających się pośród rozbryzgów tkanki mózgowej otworów w tylnej części kasku, znaczących umiejscowienie ran wylotowych.

Oliver Machado, kapitan FCS Aurora, wspólnik Matanth Jover, runął na kolana, a potem przewrócił się bezwładnie na twarz. Dokonawszy z zimną krwią morderstwa ivendoński ratownik zaczął się odwracać w stronę Franka.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 13:57, 04 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.32, kokpit FCS Aurora

John Kowalski streścił dowódcy jednostki inżynieryjnej raz jeszcze przebieg procedury lądowania Aurory oraz wszystkie odkryte w kraterze fakty, podkreślając przy tym niepokojący coraz bardziej brak pracujących kompensatorów grawitacyjnych.

- Max Blunt to złota rączka, ma ogromne doświadczenie w tych kwestiach - oświadczył nawigator pocierając jednocześnie skroń - Albo trzęsienie ziemi okazało się bardziej niszczycielskie niż zakładaliśmy albo musiało się stać coś innego...

- Ma pan jakieś konkretne podejrzenia, pani Kowalski? - major Lawrence okazał się bardzo inteligentnym i bardzo bystrym człowiekiem, który całkiem dobrze radził sobie z odczytywaniem niedopowiedzianych sugestii - Jakieś nietypowe koncepcje?

- Powiedzmy, że tak, ale całkowicie nieoficjalnie - oznajmił John - Coś w tej katastrofie nie daje mi spokoju.

- Proszę kontynuować - we wzroku oficera pojawił się błysk ożywienia.

- W opinii obsady wieży kontrolnej za całą katastrofę odpowiada kraksa towarowego wahadłowca - zaczął myśleć na głos John, po raz pierwszy formułując otwarcie pewne niepokojące myśli, które nie dawały mu od pewnego czasu spokoju - Ale to niemalże niemożliwe, by wybuch promu tak dalece uszkodził podziemny kompleks głównego generarium, a podobno właśnie ten drugi wybuch zainicjował trzęsienie ziemi. Tego rodzaju konstrukcje są zabezpieczone na wypadek podobnych katastrof, nawet jeśli bierze w nich udział wyładowany materiałami wybuchowymi prom.

- Sugeruje pan zatem, że eksplozja w generarium nie była bezpośrednio związana z katastrofą promu? - zapytał bardzo powoli major Lawrence.

- Ja niczego nie sugeruję, ja po prostu głośno myślę - odpowiedział znaczącym tonem John, wpatrując się uważnie w widoczną na ekranie komputera twarz wojskowego - I nie ukrywam, że bardzo się martwię o pozostawionych na dole przyjaciół.

- Dziękuję za cenne przemyślenia, panie Kowalski - kiwnął głową Lawrence - Moi ludzie o nich zadbają. Bez odbioru.

Na ekranie terminala pojawił się ponownie pulpit systemu operacyjnego. Siedzący w pustce i ciszy kokpitu Arrowa nawigator potarł ponownie skronie, pełen złych przeczuć, jakby dopiero teraz wyzwolonych rozmową z żołnierzem.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 14:49, 04 Lip 2009
Karina
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kresh'ta
Płeć: Kobieta





Patrzyła na mężczyznę ze złością. Postanowiła nie komentować jego ironicznych uwag. Nie miała pojęcia, gdzie jest Aurora i do kogo należał lądujący statek. Mogła się tylko domyślać, że do przestępców.

-Nie wiem, gdzie jest Aurora. Nie mam pojęcia. Nie wiem też, co to za statek. Więc przykro mi, ale nie rozwieję twoich wątpliwości. Zastanów się tylko nad tym, czy terroryści włączają zraszacze.

Zaśmiała się drwiąco, ale w jej głosie można było wyczuć też strach.

-Chcesz mnie zabić, Gordonie Corey? Proszę bardzo. Jeśli jesteś tym, za kogo się podajesz, to chyba zdajesz sobie sprawę z tego, ile stracisz.


Ostatnio zmieniony przez Karina dnia Sob 14:52, 04 Lip 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 15:41, 04 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.32, lądowisko Oculus City

- Nie prowokuj mnie - parsknął Corey tracąc po raz pierwszy panowanie nad sobą - I nie próbuj mnie straszyć konsekwencjami twojej śmierci! Wycofamy się teraz pod wieżę kontroli lotów, powoli i ostrożnie. Będę cię miał cały czas na celowniku, więc nie rób żadnych głupich ruchów. Jesteś jesteś tą osobą, za jaką się podajesz, nie musisz się niczego obawiać.

Z bronią przystawioną niemalże do głowy nie sposób było dyskutować, Anna pojęła to od razu. Corey miał w dłoni wszystkie asy, a ona żadnego: jeśli faktycznie należał do mariposańskiej ochrony, nie miała się w zasadzie czego obawiać, wystarczyło wykonywać grzecznie wszystkie jego polecenia aż do czasu wylądowania odpowiednich służb. Jeśli zaś nie był tym, za kogo się podawał - a ewentualność taka wciąż pozostawała, nawet jeśli tylko w minimalnym stopniu - i tak to on miał w ręce pistolet, a przyczepiony rzepem do kombinezonu na udzie taser wydawał się wyjątkowo w tej chwili odległy.

Podejrzewała zresztą, że Corey pociągnąłby za spust, gdyby tylko spróbowała po taser sięgnąć, a nie miała zamiaru przekonywać się na własnej skórze, czy podejrzenia te były zasadne.

Gordon oderwał nagle wzrok od jej twarzy, spojrzał w kierunku krawędzi lądowiska. Za szklaną przesłoną jego hełmu dziewczyna dostrzegła nagle zaalarmowane czymś oczy. Zaczęła się obracać w miejscu w tej samej chwili, kiedy on przestał do niej celować mierząc jednocześnie gdzieś poza plecy Kresh'tanki.

Kątem oka dostrzegła jakąś pędzącą w jej stronę postać w próżniowym skafandrze, takim samym jak jej własny. Kleszcze lęku targnęły sercem Anny, ale słowa nie zdążyły już opuścić ust. Nadbiegający mężczyzna miał w rękach strzelbę, zwróconą prosto w postać Gordona Coreya.

Mariposańczyk zareagował tak jak postąpiłby zapewne każdy inny człowiek na jego miejscu. Widząc szarżującego obcego, który na dodatek miał przy sobie broń, Corey pociągnął kilkakrotnie za spust, bez ostrzeżenia, bez celowania.

Huk wystrzałów wdarł się niczym grzmot w słuchawki hełmu Anny.

Ogłuszający dźwięk walącego jak młot serca ustał w jednym krótkim, ulotnym momencie.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 16:02, 04 Lip 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





No tak... skasowanie Kapitana potraktowałem jako odsunięcie na bok gracza, którego dawno nie było... ale rozwałka kolejnego sugeruje, że nasz Miszczu dąży do zredukowania drużyny do standardowej czwórki/piątki.
No chyba, że zasmakował graczowej krwi w WH40K i ciągnie się to za Nim i u nas...


Kowalski targany coraz bardziej czarnymi myślami, z przypiętym komunikatorem do pasa, zaczął przemierzać pokład w poszukiwaniu zajęcia.
Opieszałość ratowników i w ogóle całej powolnej procedury, której w sumie sam był twórcą, strasznie działała mu na nerwy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kompletnie nie mógł wpłynąć na tę sytuację...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 16:13, 04 Lip 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





To było usunięcie dwóch lagujących graczy. I jednak widzę, że czasy, gdy Keth troszczył się, by postacie przeżyły lekko odchodzą do lamusa. Bedzie już coraz mniej interwencji sił wyższych, jak nasze postacie coś źle zrobią.

Niech się tylko o tym dowie Max - jak tylko się zaszyje i zaćpa painkillerami to będzie łaknął krwi Twisted Evil

Ciekawe jaki wyrok się dostanie za tego dyrektora po odstrzeleniu go?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 20:27, 04 Lip 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.35, poziom parkingowy stacji Maglev-17

Posapując z bólu i mrucząc pod nosem wyjątkowo paskudne wyzwiska Max Blunt zdołał w końcu odkazić ranę postrzałową, polewając ją obficie środkiem dezynfekującym znalezionym w samochodowej apteczce, potem założył sobie całkiem znośny opatrunek.

Cały czas obserwował przy tym swoje otoczenie, co chwila przerywając opatrywanie nogi i rozglądając się bacznie wokół. Do jego uszu nie docierały żadne niepokojące dźwięki, nie dostrzegał też żadnych poruszeń w ciemnych zakamarkach podziemnego kompleksu. Kimkolwiek byli tajemniczy mordercy, zapewne dali sobie spokój po stracie jednego z kompanów i wycofali się gdzieś w głąb kolonii. W głowie Maxa kłębiły się teraz dzikie myśli i szaleńcze hipotezy - wiedział już, że zamachowcy ze stacji metra i uszkodzone kompensatory grawitacyjne musiały być ze sobą w jakiś sposób powiązane.

I czuł przemożny lęk na myśl o tym, że gdzieś wyżej, na poziomie gruntu, inni członkowie załogi Arrowa nie mieli pojęcia o istnieniu tak śmiertelnego niebezpieczeństwa.

Połknął kilka tabletek przeciwbólowych, skrzywił się na wspomnienie ich gorzkiego smaku, potem wyciągnął z jednej z licznych kieszonek kombinezonu żelową kulkę przeznaczoną do łatania dziur w skafandrach, zgniótł ją i wysmarował szybko schnącą masą przestrzelinę uszczelniając
swój ubiór przed wyjściem na zewnątrz kompleksu.

Musiał się jak najszybciej przedostać do Aurory, ostrzec pozostałych członków załogi i pasażerów, może nawet flotyllę na orbicie. Podniósł się zza uchylonych drzwi samochodu, oparł ciało na służącym za prowizoryczną kulę laserze i pokusztykał przed siebie w poszukiwaniu najbliższej śluzy, nie wypuszczając z drugiej dłoni pistoletu.

W jego umyśle, szybko otępionym przez spożyte w nadmiarze silne środki przeciwbólowe, krystalizował się coraz wyraźniej głęboki gniew, zmieszany z zawziętą determinacją i uporem.

Ktoś właśnie otrzymał rachunek do wyrównania, a Max nie zamierzał go umarzać.
Zobacz profil autora
TR - Godzina Chwały
Forum RPG online Strona Główna -> Traveller
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 19 z 34  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 32, 33, 34  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin