Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Coscarla –Dom Tantalusa, 384.830.M41, godz. 22.11
Mieszkańcy domu mogli być zwyrodniałymi kryminalistami i wyzutymi z ludzkich uczuć heretykami, ale jednego nie można im było zarzucić: braku refleksu. Ujrzawszy na korytarzu obce twarze i podniesione do strzału strzelby trzej mężczyźni zaczęli reagować w ułamku chwili, wiedzeni instynktem samozachowawczym.
Człowiek bez broni targnął się w tył, wpadając w otwarte drzwi swego pokoju w tej samej chwili, gdy akolici nacisnęli spusty strzelb. Cimbria rozpoznała twarze dwóch pozostałych rezydentów, należały do klerków obsługujących ją z rana w jadłodajni. Jeden z nich, ten z recepcji, zdążył nawet poderwać uzbrojoną w pistolet dłoń, ale zabrakło mu czasu, by wystrzelić. Śrutowe ładunki wypełniły przestrzeń korytarza mrowiem ostrych jak brzytwa kawałków ołowiu, stębnując osłonięte cienkimi ubraniami ciała urzędników. Mężczyzna stojący pośrodku korytarza został odrzucony w głąb budynku, jego krew rozbryzgnęła się po posadzce i ścianach. Drugi klerk dostał w korpus na wysokości brzucha, zgiął się wpół pociągając za spust swego pistoletu, kula zrykoszetowała z wizgiem o podłogę w tej samej chwili, kiedy pocisk Lyry zmasakrował szyję i twarz nieszczęśnika. Mężczyzna zsunął się po futrynie drzwi niczym tonący pływak, pozostawiając na jasnym tynku mokrą rozmazaną smugę krwi.
Szczęk przeładowywanych jednocześnie strzelb zlał się w jeden przeciągły metaliczny dźwięk. Thorn doskoczył do prawej ściany korytarza, zaczął sunąć wzdłuż niej w kierunku drzwi, za którymi zniknął trzeci mieszkaniec Domu, Lyra natychmiast zaczęła go ubezpieczać.
- Spróbuję go ustrzelić zza rogu drzwi – oznajmił zawziętym tonem Slade, ostrożnie stawiając kroki.
- Co się dzieje?! – w radiu rozległ się podekscytowany głos Mira. Cimbria sięgnęła po krótkofalówkę, ale w połowie ruchu przerwało jej nagłe poruszenie się klerka leżącego w kałuży krwi pośrodku korytarza. Konający mężczyzna przekręcił się na bok i otworzył szeroko oczy.
Albinoska zesztywniała widząc wypełzający na usta heretyka uśmiech: sadystyczny i pełen satysfakcji.
- Homonkulita! – wycharczał klerk, po czym umarł.
Cimbria nie zdążyła pomyśleć, co właściwie oznaczały słowa mężczyzny, bo w tej samej chwili w tyle za plecami agentów, po przeciwnej stronie klatki schodowej, na przeciwległym krańcu korytarza trzasnęły z hukiem wywalone z zawiasów drzwi. Dziewczyna zawirowała w piruecie, podnosząc kolbę strzelby do policzka.
I zamarła w kompletnym bezruchu.
Zastrzeleni chwilę wcześniej mężczyźni byli ludźmi; bez wątpienia heretykami, ale jednak ludźmi. Coś, co sunęło korytarzem w kierunku intruzów człowieka przypominało jedynie z grubsza, dzięki humanoidalnej sylwetce. Brudny, niegdyś zapewne biały lekarski fartuch opinał muskularne cielsko istoty przewyższającej Cimbrię o głowę, szerokiej w barach tak bardzo, że z trudem przeszła przez drzwi pomieszczenia na końcu korytarza. Albinoska ujrzała widniejące ponad chirurgiczną maską mlecznobiałe oczy, pozbawione tęczówek, przesłonięte kataraktami; ujrzała szostką porowatą skórę pełną owrzodzeń i pooperacyjnych blizn, masywne ręce o guzłowatych paluchach ściskające łańcuchowe ostrze.
- Intruzi w Domu! – podniesiony głos uciekiniera dobiegał z wnętrza pomieszczenia, w którym ten zniknął – Wypuść Łowców, szybko!
- Ty niekompetentny głupcze – Thorn usłyszał jeszcze jeden głos, nieludzki w swym brzmieniu, wręcz mechaniczny – Jestem w trakcie operacji, nie pozwól, by mi przeszkadzano. Wysyłam Łowców, rozwiąż ten problem jak najszybciej. |
|