 |
|
 |
Wysłany: Wto 20:44, 13 Lip 2010 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Lordsholm, Portica District, dzień 1, 07.54 czasu lokalnego
Apotekariusz przeanalizował w myślach propozycję agentki Ordo, w przeciągu kilku sekund opracowując alternatywny plan przedostania się do Magistrii, ale zachowując go na razie dla siebie. Z zewnątrz świątyni wciąż dobiegał trzask sporadycznych wystrzałów, dowodzący tego, że przeczesujący pobojowisko żołnierze nadal rozprawiali się z niedobitkami rebeliantów.
- Będziesz nam towarzyszyć w drodze do Domu Echa? – zapytał asasynkę spoglądając na nią z góry osadzonymi w szerokiej twarzy oczami. Sybilla pokręciła przecząco głową, a jej rysy twarzy i sylwetka rozmyły się ponownie bez ostrzeżenia, morfując w ułamku chwili na oczach milczących Astartes. Poddawane skomplikowanym procesom chemicznych mięśnie i komórki skóry kobiety zmieniły swój układ, wygląd i fakturę w ciągu kilku uderzeń serca, działając w oparciu o starożytną technologię transmutacji genetycznej, której zasady pozostawały Lucienowi całkowicie obce.
Kapitan Ascolte poprawił swój obciążony pistoletem pas, dociągnął paski kuloodpornej kamizelki i podniósł wzrok spoglądając na Ultramarine twardymi ciemnymi oczami. Miał mocno opaloną skórę pociętą siateczką ledwie widocznych zmarszczek, charakterystycznych dla rodowitych mieszkańców ciepłego, smaganego ustawicznym wiatrem Avalos.
- Mam inne priorytety – odpowiedział oficer, dźwięcznym męskim głosem – Oddziały SOP wciąż walczą, ale pozbawione są koordynacji. Muszę się przebić do bazy, przejąć dowodzenie i zająć się strategicznym planem działania. Nawet jeśli zdołacie podnieść alarm, pomoc nie nadejdzie w przeciągu następnych paru dni. Musimy natychmiast odzyskać inicjatywę i odebrać buntownikom przewagę, inaczej to miasto będzie skazane na zagładę. Pozostawieni samym sobie, bez sprawnej komunikacji, żołnierze nie mają szans przetrwać więcej niż dwadzieścia cztery godziny.
Lucien kiwnął głową ze zrozumieniem, uśmiechając się jednocześnie w duchu, bo odmowa Calliduski ułatwiła mu znacząco realizację swego śmiałego, chociaż ryzykownego planu infiltracji obrzeży Fabricii.
- Ale wysłanie wezwania o pomoc, to nie wszystko – dodał Ascolte – Macie przed sobą znacznie ważniejsze zadanie, synowie Guillimana. Musicie zabić patriarchę kultu.
- Znasz jego lokalizację? – zapytał natychmiast Octavius, zdejmując własny hełm i ukazując pełną wyrysowanego w rysach napięcia twarz. Obaj z Lucienem wiedzieli, że inspiratorem buntu i istotą sterującą kultystami był wiekowy genokrad, najstarszy z całego kultu i niewyobrażalnie potężny zarówno fizycznie jak i psychicznie, przerastający morderczym intelektem wielu ludzi i mający przed sobą tylko jeden cel istnienia.
Sprowadzenie na Avalos tyranidzkiego roju.
- Nie – zaprzeczyła zdecydowanie asasynka – Mam tylko kilka podejrzeń, ale pozbawionych definitywnego potwierdzenia. Może mieć gniazdo w Fabricii, gdzieś pod kwartałami produkcyjnymi albo w Caliastrii, tam zaczęły się rozruchy i tam mieszkała wcześniej przeważająca większość rebeliantów. Pod mieszkalnymi kwartałami ciągną się tam kilometry kanałów i podziemnych hal, każda z nich mogła posłużyć za kryjówkę dla patriarchy.
- Co z magosem kultu? – zadał natychmiast pytanie Lucien, liczący się z koniecznością eliminacji również drugiego po genokradzie alfa inspiratora infekcji.
- Nie żyje – Sybilla uśmiechnęła się kącikami ust kapitana Ascolte – Łaska Złotego Tronu. Przypadkowy pocisk artyleryjski wystrzelony z murów Magistrii wybuchł mu prawie pod nogami. To potwierdzona informacja.
Apotekariusz odetchnął w duchu, składając Władcy Ludzkości krótkie podziękowanie w myślach. |
|
|
|
|
|
Wysłany: Pią 19:34, 16 Lip 2010 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Lordsholm, Portica District, dzień 1, 07.55 czasu lokalnego
Apotekariusz potarł palcami prawej dłoni skronie, dziwnie ludzkim gestem, który zdawał się nie pasować do Astartes. Posługując się impulsem myślowym Ultramarine włączył za pomocą neuralnego procesora komunikator zbroi, bezgłośnie uruchamiając łączność taktyczną z całym zespołem. Znajdujący się na zewnątrz świątyni członkowie Kill-Teamu słyszeli od tego momentu całą rozmowę Luciena z kapitanem Ascolte, a świadomi dyskretnego włączenia komunikatora zachowali milczenie nie chcąc zdradzić monitoringu rozmowy za pomocą dźwięku radiowej transmisji.
- Jest jedna kwestia, którą musimy załatwić przed przebiciem się do Magistrii – powiedział Lucien opuszczając rękę i kładąc ją na biodrze – Nas zapas amunicji i granatów jest bardzo ograniczony, nie chcę ryzykować całkowitego ich wyczerpania w trakcie realizacji misji. Musimy się przedostać do pewnego magazynu w obrębie Orissy i uzupełnić stan amunicji.
- Skład Ordo Xenos jest usytuowany w podziemiach magazynu Pulvera – odrzekł kapitan Ascolte – Trzy dni temu znajdował się w nienaruszonym stanie, ale jego obecny status nie jest mi znany.
- Znasz dokładną lokalizację? – apotekariusz staranie ukrył zdziwienie, ponieważ zakładał wcześniej, że usytuowanie sekretnego składu znane jest wyłącznie Kapitanowi Straży na Eriochu i zaufanej osobie z otoczenia gubernatora Thorsholta, zaraz jednak skorygował w myślach swe błędne założenie: skoro forteca na Eriochu podlegała nominalnie Ordo Xenos, nagle okazało się oczywistym, że ludzie ze świty inkwizytor Kalistradi również wiedzieli o schowku.
- Tak, osobiście dokonałem inspekcji – potwierdziła Calliduska. Ultramarines zauważyli natychmiast, że przybrawszy postać oficera SOP zabójczyni mówiła o sobie w formie męskiej, niejako automatycznie zmieniając swą płeć w wypowiedziach nawet podczas konwersacji z osobami, które znały jej prawdziwą tożsamość – Właz jest zablokowany kodami dostępu znanymi jedynie członkom Deathwatchu, ale wszystkie zewnętrzne systemy zabezpieczeń okazały się całkowicie sprawne.
- Przewidywany czas niezbędny do dotarcia do magazynu? – zapytał Lucien przenosząc spojrzenie na widoczny za plecami asasynki ołtarz i odmawiając w myślach kilka wersów dziękczynnej modlitwy.
- Około półtorej godziny, może dłużej w przypadku wejścia w kontakt z wrogiem – odpowiedział kapitan Ascolte – Sektor magazynowy znajduje się po przeciwnej stronie dystryktu, za bazą SOP. Jeśli obierzecie najkrótszą drogę, musicie liczyć się z natrafieniem na oddziały rebeliantów oblegające bazę. Im bardziej nadłożycie drogi na południe, w stronę morza, tym większa szansa na skrytą infiltrację dystryktu, ale to wydłuży czas o być może kilka dodatkowych godzin.
- Te ścierwa już wiedzą, że Astartes wylądowali w mieście – zauważył Octavius – Przebijmy się siłą do magazynów i niechaj piekło ma w opiece tych, którzy się nam przeciwstawią. Bracia z Pierwszej Kompanii nie zwykli się uchylać przed walką, Lucienie.
- Ktoś z pewnością zauważył kapsułę zrzutową – potwierdziła ruchem głowy Calliduska – Ale buntownicy niekoniecznie muszą wiedzieć, że wylądowali tutaj Marines. Te żałosne niedobitki ocalałe z walki o barykadę rozpierzchły się po całej okolicy i pewnie liżą teraz rany. Ich przełożeni mogą wziąć opowieści o Kosmicznych Marines za stek bredni mający usprawiedliwić niepowodzenie szturmu albo nawet jeszcze się o niczym nie dowiedzieli.
- Masz gotowy plan dalszego działania? – spytał apotekariusz.
- Zabiorę wszystkich żołnierzy zdolnych utrzymać broń i poruszać się o własnych siłach, ciężko ranni zostaną przeniesieni do kaplicy i pozostawieni tutaj – oświadczył twardym tonem kapitan. Ultramarine nie skomentował tej decyzji, rozumiał bowiem doskonale, czym była ona powodowana – Spróbujemy przedostać się jak najszybciej pod bazę, oszacować bieżącą sytuację, a potem uderzyć od tyłu na najsłabszy odcinek rebeliantów. Z pomocą Złotego Tronu przełamiemy kordon i przebijemy się do środka. |
|
|
|
|
Wysłany: Pią 19:35, 16 Lip 2010 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Jak już Sybilla wspomniała, magazyny znajdują się po przeciwnej stronie dystryktu (przypominam, Porticia to południowa część Lordsholmu, nadmorska: magazyn jest po lewej, kosmoport po prawej, baza SOP w środku). Calliduska sprawdzała stan wejścia do Waszego składziku kilka dni temu i był w nienaruszonym stanie, ale nie wiadomo jak sprawy mają sie teraz, bo ekipa z żółwia miała przy sobie faktycznie remteks, a tego rodzaju specjalistyczne materiały wybuchowe były przechowywane w kompleksie magazynowym Orissa (tam położony jest m.in. magazyn Pulvera) – skoro buntownicy je mieli, musieli zdobyć przynajmniej część kompleksu. Co prawda do wbicia się w ciężko opancerzony i dobrze zamaskowany schowek Deathwatchu potrzeba naprawdę wiele wysiłku i szczęścia zarazem, ale kto wie, czy jacyś heretycy już tam nie tłuką w pancerne drzwi przemysłowym spychaczem?
Tutaj pojawia się naturalnie pytanie, na ile skrycie zamierzacie infiltrować zachodnią część dystryktu. Sybilla stwierdziła słusznie, że im bardziej nadłożycie drogi na południe w stronę doków, tym szerszym łukiem okrążycie kordon buntowników oblegających bazę PDF, ale jednocześnie wydłużycie sobie marszrutę do nawet trzech godzin. Możecie zatem iść łukiem na południe ku morzu albo poprzez perymetr bazy SOP poprzez ulice Porticii – część tej drogi można pokonać dnem kanałów kryjąc się całkowicie pod wodą, ale nie całość: w wielu miejscach będziecie musieli wyjść na brzeg. Jest też opcja nadłożenia sporej części drogi, jeśli pójdziecie teraz na północ w stronę Fabricii i skryjecie się pod wodą w tych wielkich kanałach służących za fosę dla dystryktu fabrycznego, ale pamiętajcie, co Calliduska mówiła o rebelianckich fortyfikacjach na perymetrze tej sztucznej wyspy: buntownicy mają tam gniazda broni maszynowej i lekkiej artylerii, a zapewne także obserwatorów na całej długości Fabricii. Jeśli zechcecie pójść tamtą drogą, a nie zostać zdemaskowanymi, musicie się bardzo dobrze kryć (pod wodą naturalnie), ale z drugiej strony macie opcję skrytego przedostania się od obecnego miejsca pobytu aż po północne granice sektora magazynowego (w czasie około dwóch godzin).
Istnieje też opcja połączenia przyjemnego z pożytecznym i konsolidacji sił z PDF – najpierw kontratak na bazę PDF (ale Imperator jeden wie, jaka tam czeka Was rzeźnia), a potem rajd na Orissę albo nawet na odwrót: możecie przecież wynegocjować z Calliduską lustrzany plan, czyli rajd na magazyny od południa dokami, przebicie się do składziku, a potem w drodze powrotnej atak wspólnymi siłami na bazę.
Tak więc opcji taktycznych macie całkiem sporo i chętnie posłucham, jak zamierzacie uzasadnić wybór tej albo tamtej  |
|
|
|
|
Wysłany: Pią 19:36, 16 Lip 2010 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Lordsholm, Portica District, dzień 1, 07.55 czasu lokalnego
Brat Gregor przystanął obok ciała jakiegoś rebelianta, stratowanego przez uciekających towarzyszy, a przez to mającego na sobie względnie czyste i nie przesiąknięte krwią odzienie. Marine pochylił się w dół i szybkim ruchem rękawicy zdarł z trupa jego szary płaszcz. Sięgnąwszy drugą ręką po swój ceremonialny miecz Burzowy Strażnik wyciągnął broń z pochwy i zaczął czyścić monokrystaliczne ostrze wprawnymi ruchami dłoni lustrując jednocześnie wzrokiem swe otoczenie.
Ocaleli z rzezi rebelianci przepadli bez śladu, być może nadal uciekając w panice na złamanie karku. Gregor prychnął cicho przypominając sobie stoczoną chwilę wcześniej walkę i nie dostrzegając w niej najmniejszego powodu do chluby. Pozbawieni wyszkolenia heretycy byli niczym gnane na śmierć bydło, wielu z nich pozabijało się nawzajem przypakowymi postrzałami lub ciosami ostrzy, inni zostali wyrżnięci w mechaniczny wręcz sposób przez Astartes. Schnąca na pancerzu zakonnika krew pokrywała lśniący jeszcze niedawno ceramit grubą skorupą, krusząc się i rozmazując pod dotykiem pancernych palców.
- ...zauważył kapsułę zrzutową – Marine przysłuchiwał się uważnie emitowanej od krótkiej chwili w eter rozmowie pomiędzy bratem Lucienem, a kapitanem Ascolte – Ale buntownicy niekoniecznie muszą wiedzieć, że wylądowali tutaj Marines. Te żałosne niedobitki ocalałe z walki o barykadę rozpierzchły się po całej okolicy i pewnie liżą teraz rany. Ich przełożeni mogą wziąć opowieści o Kosmicznych Marines za stek bredni mający usprawiedliwić niepowodzenie szturmu albo nawet jeszcze się o niczym nie dowiedzieli.
Gregor odrzucił brudny płaszcz za siebie, przejrzał się uważnie mieczowi, po czym wsunął ostrze z powrotem na miejsce w uchwycie na napleczniku. Idąc szybkim krokiem poprzez pobojowisko Marine dotarł do rozerwanych na strzępy ciał samobójców, odprowadzany lękliwymi spojrzeniami kręcących się na przedpolu barykady żołnierzy. Młodzi mężczyźni w szarych kamizelkach wciąż mieli pełne ręce roboty z dobijaniem ciężko rannych heretyków, toteż Gregor starał się ich wyręczyć chociaż po części w tej brudnej robocie, łamiąc butami kręgosłupy mijanych po drodze, a wciąż jeszcze żyjących ofiar.
Odszukawszy wzrokiem kawałki rozdartego wybuchem plecaka Strażnik podniósł ręce do gorgetu zbroi i odpiął zaczepy mocujące hermetycznie hełm i górną część napierśnika. Zdjęty z głowy hełm szczęknął metalicznie przypięty do magnetycznego uchwytu na udzie, a serwomotory wspomagające pracę nóg zakonnika mruknęły cicho, kiedy ten przyklęknął w kałuży krwi i płynów organicznych podnosząc strzępy materiału do nosa i wąchając je wnikliwie.
Skomplikowane receptory chemiczne stanowiące integralny element genoziarna i usytuowane w gardle Gregora pozwalały Marines na błyskawiczną identyfikacji wielu substancji, od trucizn i toksyn począwszy, a na paliwach i materiałach wybuchowych kończąc. Burzowy Strażnik zmarszczył czoło wyczuwając w strukturze materiału znajomy zapach, podniósł się z powrotem z klęczek.
Rozerwany wybuchem straceniec przenosił w plecaku remteks, ściśle reglamentowany materiał wybuchowy przeznaczony dla oddziałów saperskich Imperialnej Gwardii, produkowany w niewielkich ilościach z Lordshomie z myślą o eksporcie poza Avalos. Gregor zakładał, że magazyny służące do przechowywania surowców strategicznych – a do nich niewątpliwie zaliczał się remteks – strzeżone były wyjątkowo skrupulatnie. Skoro broń tego rodzaju trafiła w ręce buntowników, świadczyło to niezbicie o jednym: sektor magazynowy Lordsholmu, rozciągający się w południowozachodniej portowej części miasta, musiał wpaść przynajmniej po części w ręce wroga. |
|
|
|
|
Wysłany: Pią 19:38, 16 Lip 2010 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Powyżej wstawiłem jeszcze jeden kawałek fabularny, mający ubarwić nieco bieg przygody i urozmaicić Wam podejmowanie decyzji taktycznych, tutaj zaś pozwolę sobie napisać kilka zdań o walce, którą przed chwilą stoczyliście. Otóż w Deathwatchu istnieje pojęcie tzw. punktów zwrotnych w bitwach (Turning Points po ichnemu). Zgodnie z zasadami strona, która zdobędzie więcej punktów wygrywa potyczkę. Bitwa o barykadę składała się z czterech takich punktów. Pierwszym z nich były gniazda cekaemów – gdyby strzelały 8 rund lub więcej, rebelianci zdobyliby 1 TP (a tak dzięki Sepheranowi przypadł on Wam). Walka z leaderem była drugim punktem: musieliście się zmieścić w maksymalnie w dwóch rundach z eksterminacją wichrzyciela, inaczej punkt byłby dla buntowników (ale Gregor zasiekł go w drugiej rundzie na śmierć, 1 TP znowu Wasz). Trzecim punktem zwrotnym był samobójczy żółw, tutaj limit czasu na wybicie hordy wynosił 5 rund, zdążyliście na styk. I czwarty punkt to podupadające morale obrońców. Testowałem na Fellowship Skolda robiąc od razu trzy rzuty, ponieważ mieliście limit czasowy 3 rund, żeby przywrócić dyscyplinę w szeregach PDF. Wystarczyłby jeden udany rzut, a wypadły dwa, więc udało się bez problemu i tak oto wynik walki w Turning Pointach wyniósł 4:0 dla Was – całkowite zwycięstwo.
Teraz kwestia sojuszników w grze. Kooperacja z siłami PDF lub milicją obywatelską jest wbrew pozorom bardzo istotną kwestią. Gromady walczących z Wami heretyków rozliczane są na bazie hord, sojusznicze jednostki również są z punktu widzenia mechaniki hordami. Zasady w ujęciu strategicznym mówią, że w trakcie rozgrywki możecie za pomocą hord sojuszniczych eliminować zbliżone pod kątem Magnitude hordy nieprzyjacielskie (własna horda również ulega wówczas eliminacji). Zadaniem Mistrza Gry jest naturalnie płynne przeniesienie tego na tło fabularne i uplecenie z tego odpowiedniej opowieści, ale w trybie mechanicznym rozgrywki odpowiednie posługiwanie się oddziałami wsparcia bardzo może Wam ułatwić zaliczenie pewnych misji. Dla przykładu, żołnierze z 117. regimentu PDF spod świątyni są teraz ekwiwalentem hordy z Magnitude 60. Jeśli po drodze natraficie na hordę heretyków o Magnitude 100 i rzucicie na nią swoich sojuszników, polegną oni ku chwale Imperium redukując Magnitude wroga do 40. To takie małe objaśnienie, dzięki któremu być może nie będziecie patrzeć na tych ludzi jako pozbawiony znaczenia koloryt w tle, tylko narzędzie skutecznego działania w szerszym ujęciu scenariusza (pamiętajcie, że musicie znaleźć i zabić Broodlorda w mieście, po którym szaleje trzydzieści tysięcy buntowników, a do tego dochodzą jeszcze genokrady ze stada alfy).
Wy naturalnie nie możecie operować pojęciami hord i Magnitude, ale dzięki swemu bojowemu doświadczeniu Wasi bohaterowie będą w stanie szybko oszacować liczebność sił wroga i sojuszniczych (poprzez odpowiednie wstawki fabularne MG), więc spodziewajcie się raczej opisów w stylu „Towarzyszące Wam dwa plutony PDF powinny wystarczyć do eliminacji nieprzyjaciela w sile kompanii w takim albo takim miejscu, ale ich straty wyniosą dobre pięćdziesiąt procent”. W ten sposób ja zachowam dla siebie abstrakcyjne pojęcia Magnitude, a Wy będziecie mieli nieco bardziej realistyczny (o ile w ogólne można tu mówić o realizmie) podgląd na pole walki. |
|
|
|
|