Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Lordsholm, Portica District, dzień 1, 09.44 czasu lokalnego
Brat Lucien podniósł własną rękawicę dając Mrocznemu Aniołowi do zrozumienia, że odpowiedź na jego pytanie padnie za chwilę. Apotekariusz rozważał coś naprędce w myślach, potem kolejnym myślowym impulsem włączył ponownie kanał łączności zarezerwowany dla agentki Ordo Xenos.
- Wstrzymaj się z otwieraniem dużego prezentu, być może znajdę dla ciebie nożyczki - rzucił w eter Ultramarine, przechodząc jednocześnie w kierunku szerokiej klatki schodowej i spoglądając w dół na skąpane w czerwonej poświacie awaryjnych lamp stopnie.
- Potwierdzam - padła lakoniczna odpowiedź, po czym połączenie zostało przerwane. Optyczne autozmysły w hełmie Luciena nie zarejestrowały żadnych sygnatur żywych istot w polu widzenia Marine, ale na półpiętrze zakonnik dostrzegł trzy skulone nienaturalnie ludzkie sylwetki w strojach powstańczych wojsk, ewidentnie martwe i porzucone w tym miejscu na pastwę losu. Gdzieś z dołu dobiegał go stłumiony metrami ziemi i betonu trzask wystrzałów, będący mieszaniną szczęku laserów i huku Gallantów.
- Schodzimy schodami - zdecydował apotekariusz zdejmując ponownie z uchwytu łańcuchowy miecz, ale nie uruchamiając na razie jego ostrza, charakterystyczny pomruk broni mógł bowiem przedwcześnie zaalarmować znajdujących się w podziemiach kompleksu buntowników - Najpierw pierwszy poziom, zabezpieczenie obszaru wokół klatki schodowej, ewentualna eksterminacja świadków naszej obecności.
- Lojalistów też? - zaśmiał się ironicznie brat Gregor, przesuwając rygiel zamka swego odblokowanego boltera i wprowadzając do lufy potężnej broni pierwszy pocisk.
- Lojalistów nie - odpowiedział Lucien - O ile będziemy w stanie odróżnić jednych od drugich. Odwaga i honor!
Mroczny Anioł bez słowa ruszył jako pierwszy w dół klatki, jego włączona w ułamku sekundy energetyczna rękawica jarzyła się niewielkimi łukami generowanej przez urządzenie energii. Lucien zeskoczył w dół jako drugi, ubezpieczany przez oglądającego się cały czas za siebie Gregora. Chociaż w obrębie recepcji oraz całego placu załadunkowego nie było już prawdopodobnie ani jednego żywego buntownika, Burzowy Strażnik nie zamierzał dać się zaskoczyć jakiemuś odwodowi rebeliantów nadciągającemu z głębi kompleksu. Takie niedopatrzenie byłoby plamą na honorze wrażliwego pod tym względem zakonnika.
Mijając leżące na półpiętrze ciała apotekariusz przesunął wzrokiem po ich ranach; wypalonych w torsach i udach okrągłych otworach o osmalonych krawędziach, będących śladami po śmiertelnych trafieniach z laserów. Wiedziony nagłym impulsem Ultramarine przełączył radiokomunikator na pasmo używane przez lojalistycznych żołnierzy, przekazane mu chwilę wcześniej przez Skolda. Głośniki w hełmie Luciena eksplodowały w tej samej sekundzie, atakując jego uszy kakofonią zdesperowanych, wielokroć dźwięczących histerią ludzkich głosów, punktowanych ogłuszającym w ciasnej przestrzeni hukiem wystrzałów.
- Odcięli nas od wind! Druga sekcja wybita!
- Mówi Keefer! Siódemka ze mną, na koniec korytarza! Dyscyplina radiowa!
- Wszyscy zginiecie! Nie wolno się przeciwstawiać Panu Ciemności i Śmierci!
- Pierdolcie się! Chodźcie po mnie, kutasy, tylko chodźcie!
- Gdzie jest Fuentes?! Gdzie jest Fuentes?!
Apotekariusz włączył filtry sensorów akustycznych ekranując część niepożądanych dźwięków i wsłuchując się bacznie w pozostałe. Elias dotarł do pierwszego podziemnego poziomu, wychynął z klatki schodowej na szeroki betonowy korytarz biegnący w obu kierunkach i stykający się z wielkimi halami towarowymi o rozwartych szeroko drzwiach. W stęchłym powietrzu unosił się wyraźny zapach spalenizny, rejestrowany przez czujniki siłowych pancerzy, ale Lucien nie dostrzegał nigdzie w pobliżu ognia. W zasięgu jego wzroku leżało kilkanaście ludzkich ciał, ale wszystkie dawno już straciły swą ciepłotę. Marine uznał, że ludzie ci, noszący zarówno mundury SOP jak i ubrania buntowników, zginęli dobre dziesięć do dwunastu godzin temu, podczas walk mających zepchnąć obrońców jeszcze niżej w głąb podziemnego kompleksu.
- Brak śladów życia! - zameldował brat Gregor, ale odgłosy strzelaniny dowodziły jawnie tego, że starcia toczyły się nie tylko na niższym poziomie, ale również na pierwszym piętrze, gdzieś w głębi rozległych, pogrążonych w półmroku magazynów. Apotekariusz odwrócił się w miejscu spoglądając do jednej z otwartych hal i dostrzegając wysokie na kilkadziesiąt metrów metalowe regały, na których tkwiły setki prostokątnych skrzyń, w tej samej jednak chwili w głębi korytarza pojawili się nagle gnający na złamanie karku ludzie, biegający w stronę klatki schodowej z bronią w rękach.
Noszący czarne pancerze Marines zdali im się w pierwszej chwili cieniami, dziwną grą światła w czerwonawym półmroku korytarza, ale kiedy na ceramitowej powierzchni energetycznej rękawicy Eliasa zajaśniały sporadyczne łuki energii, znajdujący się w przedzie kilkunastoosobowej grupy ludzie pojęli znienacka, że coś jest nie tak.
- Co to jest?! - wrzasnął pierwszy z nich, z trudem wyhamowując i przypadając na jedno kolano. Optyczne autozmysły Luciena, doskonale sprawdzające się w tak ograniczonym oświetleniu, natychmiast zidentyfikowały trzymaną w rękach człowieka broń jako laserowy karabin, obramowując ją czerwonym konturem. Sekundę później identyczne kontury pojawiły się na wizjerach hełmu apotekariusza na wysokości obrazu pozostałych ludzi. |
|