RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Warhammer 40K -> Without a Trace Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Wto 10:52, 09 Lut 2010
Makotto
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 03 Gru 2009
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rubieże Zewnętrzne
Płeć: Mężczyzna





Brachus zasłania usta dłonią i marszczy lekko brwi, chcąc tą zamyśloną pozą ukryć uśmieszek na twarzy.

-Wcześniejsza informacja o jego zniknięciu mogłaby nam w dochodzeniu, oraz szybszym odnalezieniu matki, panienki. Ile zaginieć służby zostało pominiete w ogóle? Kilka, kilkanaście, czy też to pierwszy przypadek takiego zniknięcia?

Oczy Ganfańćzyka wrecz wwiercają sie w nią uważnym spojrzeniem. Uwagi na temat akcentu nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia.

Pyta równierz o ewentualne kontakty matki z sąsiadami oraz o miejsca w których lubiła przebywac lub czesto sie pokazywała, dodatków wypytuje o możliwe konflikty i z kim oprócz pracowników niższego szczebla pani Hollins mogła miec zatargi


Ostatnio zmieniony przez Makotto dnia Wto 20:39, 09 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 21:05, 11 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Toya, poddystrykt Lanzerot, 19 julius 831.M41, godz. 21.43

Wnętrze zbudowanej z bloków czarnego kamieni kaplicy pozostawało w głębokim półmroku, rozświetlały je jedynie płomyki dziesiątek woskowych świec wotywnych, kupowanych za półtronówkę przed wejściem do przybytku przez skromnie odzianych i prawie nigdy nie uśmiechających się wiernych.

Lethos Skaggs klęczał przed pozłacanym Orłem zawieszonym na tylnej ścianie kaplicy, z pochyloną ku posadzce głową i przymkniętymi oczami, kończąc bezgłośną recytację psalmu ku chwale świętego Goliarda Męczennika. Zaciśnięta w pięść dłoń mężczyzny spoczęła na kilka sekund na jego okrytej szarą bluzą piersi, dokładnie na wysokości serca.

Podnosząc się z klęczek Skaggs omiótł uważnym spojrzeniem wnętrzem kaplicy, z lekkim ukłuciem w sercu odnotowując rzędy pustych drewnianych ławek i lekko uchylone drzwi wejściowe, zza których sączyła się blada poświata ulicznego oświetlenia. Pora dzienna już minęła, ale przebywający w kaplicy od ponad godziny mężczyzna nie zauważył więcej niż pięciu, sześciu gości, przysiadających na chwilkę w tylnych rzędach lub stawiających na bocznych ołtarzykach świeczki i wychodzących po krótkiej modlitwie. Nawet opiekujący się przybytkiem kleryk zniknął gdzieś bez śladu, zapewne ślęcząc w swym niewielkim przydziałowym mieszkanku nad mizernymi rejestrami wiernych i desperacko szukając rozwiązania dla finansowej zapaści miniaturowej parafii.

Większość bogobojnych mieszkańców wolała odwiedzać świątynię Boga-Imperatora w dystrykcie Shannon, nie zwracając uwagi na podupadające kaplice w ubogich poddystryktach pokroju Lanzerotu. Chwilami Skaggs odnosił przykre wrażenie, że gdyby nie usytowana w Lanzerocie baza Sił Obrony Planetarnej, większość tutejszych obywateli nie posiadałaby żadnego zatrudnienia, a wyludniony poddystrykt przemierzaliby tylko włóczędzy, żebracy i mieszkający na dziko bezdomni.

Lecz Lethos Skaggs lubił tutaj przychodzić, bo wydawało mu się, że w gwarnej i zatłoczonej świątyni w Shannon głos wiernych zanikał pośród ludzkiej wrzawy i donośnych śpiewów chórzystów. Tutaj, w ciemnej i zazwyczaj pustej kapliczce modlący się człowiek przemawiał wprost do Boga-Imperatora.

Mieszkający w Lanzerocie imperialiści nie mieli zbyt wiele, nie zbywało im na pieniądzach, wyżywieniu, lekarstwach, nie posiadali stałej pracy.

Ich największym bogactwem była wiara, a tego nikt nie mógł im odebrać.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 21:17, 11 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Toya, dystrykt Shannon, Dorgal Alley 105, 19 julius 831.M41, godz. 21.43

Chociaż Martha Bothe budziła w Brachusie mieszane uczucia, Ganfańczyk dokładał wszelkich starań, aby jej przypadkiem nie urazić jakimś źle dobranym słowem lub zbyt śmiałym spojrzeniem w głęboki i kuszący swą zawartością dekolt. Venner zdawał sobie sprawę z faktu, że Thorn dalece przewyższał go elokwencją i umiejętnością obchodzenia się z rozkapryszoną arystokracją, jednakże jego zwierzchnik niezmiernie rzadko zabierał głos, jakby dawał Brachusowi do zrozumienia, że pozwala mu przejąć prowadzenie i pełni raczej rolę obserwatora, gotów działać w chwili, kiedy jego podkomendny narobi kłopotów.

Venner uważał w skrytości ducha, że wyniosła kobieta jest wyjątkowo przystojna, toteż najchętniej przełożyłby ją sobie przez kolano, wymierzył kilka siarczystych klapsów w pośladki, a potem zapędził odartą z sukni do sypialni, by tam w spokoju kontynuować zaloty, ale wiedział też doskonale, że ganfiańskie obyczaje w najmniejszym stopniu nie pasowały do surowej scintillijskiej rzeczywistości.

- Nie, nikt więcej nie zaginął – oświadczyła córka Santry Hollis – Moja matka opuściła dom razem ze swoim ochroniarzem, wszyscy pozostali członkowie służby są tutaj... są, Horatio?

- Tak, moja droga – kiwnął głową prawnik Hollisów – Śpieszę panów zapewnić, że tak się właśnie mają sprawy, albowiem sprawdziłem ów fakt osobiście po przybyciu do rezydencji.

- A czy pani matka miała wrogów, którzy byliby powiązani z tym zniknięciem? – kontynuował przesłuchanie Brachus, kątem oka zerkając na siedzącego z kamienną miną Thorna.

- Moja matka miała wielu wrogów – odparła natychmiast Martha Bothe – Trzymała hołotę w tłoczni żelazną ręką, a plebsowi się to nie podoba, oni lubią podnosić łby i pyskować. Parę razy grożono jej śmiercią, a raz próbowano bestialsko zamordować, ale to miało miejsce kilka lat temu. Tamci ludzie... o ile kogoś takiego można ludźmi nazywać, zostali zabici przez obronnego serwitora matki. Od tego czasu mieliśmy spokój, Imperatorowi niechaj będą za to dzięki.

- Pani Hollis nie była darzona sympatią swych podwładnych – wtrącił Horatio Grimms – Ale nikt przecież nie oczekuje miłości ze strony robotników. Ich obowiązkiem jest karna służba Imperium, posługa poprzez ciężką pracę. Do tego zostali stworzeni i takie jest ich powołanie w życiu. Kto podnosi głos lub rękę na lepszych od siebie, obraża Boga-Imperatora i wodzi duszę na pokuszenie. Pani Hollis zawsze twardo się trzymała tej świętej prawdy. A po tym nieszczęsnym zamachu nikt już nie poważył się na kolejne zbrodnicze knowania przeciwko jej osobie.

- I nie mają państwo żadnych podejrzeń mogących naprowadzić nas na trop sprawców? – Brachus zmarszczył nieco czoło, czując jak prosta ścieżka jego dedukcji zmierza ku ślepemu zaułkowi – A czy pani matka nie miała przy sobie osobistego komunikatora? Albo jej ochroniarz?

- Mieli oboje – Matha Bothe po raz pierwszy zdradziła jakiś ślad niepokoju, błyszczący gdzieś w głębi intensywnie niebieskich oczu – Obydwa są wyłączone, od wczoraj próbujemy na nie dzwonić. Otrzymujemy wyłącznie informację jakiegoś Ducha Maszyny, że połączenie nie jest możliwe do zrealizowania, bo odbiornik nie emituje sygnału.

- A kim był ten towarzyszący jej człowiek? – odezwał się spokojnie Thorn, przesuwając paznokciami prawej dłoni po krawędzi lakierowanego stołu – Pokładaliście w nim zaufanie?

- Lenart deWit, bardzo poważny człowiek, bardzo kompetentny – odparł Grimms – O ile się nie mylę, służył w bazie Sił Obrony Planetarnej w Lanzerocie, w stopniu porucznika albo kapitana. Doskonały partner do ćwiczenia szermierki.

- O ile ktoś czerpie przyjemność ze spoufalania się ze służbą – dodała z ewidentną przyganą w głosie panna Bothe – Niemniej muszę przyznać, że deWit bardzo sumiennie podchodził do swoich obowiązków. Matka również miała o nim bardzo wysokie mniemanie, a proszę mi wierzyć, niewielu zdołało w życiu zdobyć jej uznanie - w pretensjonalny ton kobiety wdarła się leciutka nuta żalu zabarwionego goryczą.

- Poproszę panią o numery tych komunikatorów – powiedział Venner.

- Czy to już koniec tej męczącej rozmowy? – odpowiedziała Martha Bothe sięgając jednocześnie po elegancki notesik leżący w wysuniętej ze stołu szufladce – Rozumieją panowie chyba, że nachodzenie nas o tej porze stanowi naruszenie dobrych zwyczajów, więc jeśli to możliwe, chętnie bym panów teraz pożegnała. Jestem roztrzęsiona zniknięciem matki i potrzebuję spokoju.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 22:52, 11 Lut 2010
Makotto
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 03 Gru 2009
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rubieże Zewnętrzne
Płeć: Mężczyzna





Słysząc ton głosu dziewczyny Brachus zwęża nieco źrenice, zainteresowany. Przekrzywia lekko głowe, obserwując jak szlachcianka siega po notes.
-Prosze o wybaczenie panienko, ale chciałbym zadac jeszcze jedno pytanie. Osobiste. Jak wyglądały relacje pańskiej matki z panią i rodzeństwem?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:08, 12 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Toya, dystrykt Shannon, Dorgal Alley 105, 19 julius 831.M41, godz. 21.44

Panna Bothe pochyliła się raptownie w miejscu, a barwę bladości dominująca dotąd na jej wyniosłym obliczu zastąpiła znacznie żywsza i naturalniejsza czerwień.

- Pańskie pytanie jest nie na miejscu i nie zamierzam na nie odpowiadać! – sarknęła kobieta – Proszę się powstrzymać od dalszych tego rodzaju pytań albo złożę na pana skargę! Żadne okoliczności nie usprawiedliwiają tak karygodnego zachowania! Horatio?

- Cóż, wzburzenie pani Bothe jest chyba zrozumiałe – prawnik wzruszył pojednawczo ramionami próbując załagodzić sztucznym uśmiechem nagłe napięcie – Podzielam jej zdanie, że informacje o prywatnych stosunkach pomiędzy moimi klientkami nie mają żadnego znaczenia dla przebiegu tego śledztwa.

Martha Bothe zapisała eleganckim charakterem pisma numery wywoławcze obu komunikatorów, po czym wydarła karteczkę z notesu i przesunęła ją po stole w taki sposób, by uniknąć jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z wyciągającym dłoń po zapiski Vennerem.

- Skoro to wszystko, panowie pozwolą, że ich pożegnam – powiedziała odsuwając krzesło i wstając od stołu. Thorn i Brachus poszli w jej ślad, podobnie zresztą jak Horatio Grimms.

- Horatio odprowadzi panów do wyjścia – oświadczyła pani domu – Życzę sukcesów w dochodzeniu. Niech łaska Boga-Imperatora będzie z panami.

Slade ukłonił się uprzejmie, chociaż jego przenikliwe oczy nie zdradzały żadnych emocji, ruszył w kierunku drzwi bawialni. Venner oddał pannie Bothe nieco niższy ukłon, licząc w duchu na podobny z jej strony oraz możność zerknięcia tym samym raz jeszcze w jej dekolt, kobieta stała jednak wyprostowana jak struna przy stole spoglądając na wychodzących gości lodowatym wzrokiem.

- Dziękujemy za miłe przyjęcie – powiedział Ganfańczyk – Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.

- Pokładam ufność w Złotym Tronie, że oszczędzi mi takiego doświadczenia – odparła Martha Bothe – I proszę teog nie odbierać osobiście, po prostu życzyłabym sobie, aby nie mieli panowie już więcej powodów do kolejnych odwiedzin. Obyście jak najszybciej odnaleźli moją matkę.

- Tego i my sobie życzymy, pani – rzekł Thorn otwierając sobie drzwi bawialni.

Och, parę klapsów w ten tyłeczek, tylko parę, jęknął w duchu rozmarzony Venner, odrywając w końcu wzrok od lodowatej piękności i dołączając szybkim krokiem do swego zwierzchnika. Poprowadzeni przez prawnika, obaj agenci znaleźli się w przeciągu kilku minut przed bramą wejściową domostwa. Brachus odnotował z zadowoleniem w pamięci, że tym razem nie eskortował ich budzący jego respekt obronny serwitor, co świadczyło o przynajmniej szczątkowym zaufaniu gospodarzy do okazanych im odznak Coblast Assay.

Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej, ponieważ w ramach oszczędności władze Shannon wyłączały w trybie cyklu nocnego praktycznie całe oświetlenie. W mroku lśniły wielobarwne neony nocnych klubów i całodobowych jadłodajni, lampy w oknach co majętniejszych obywateli oraz ustawiane tu i ówdzie na parapetach świeczniki.

Thorn i Brachus przeszli na przeciwną stronę ulicy, zatrzymali się przed witryną sklepu z belami drogich tkanin, odprowadzając wzrokiem zmierzającego z powrotem do domu prawnika Grimmsa.

- Szefie, co teraz? – mruknął cicho Venner – Jakieś jeszcze plany na dziś wieczór czy szukamy miejsca do przekimania? Niech mnie Imperator strzeże przed jakimiś tam skargami czy marudzeniem, ale szef na pewno już głodny, co?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 21:10, 12 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Moi drodzy, etap dochodzeniówki u Hollisów mamy już za sobą, czas podjąć nowe decyzje. Pora jest już późna, a ulice ciemne i opustoszałe. W normalnych okolicznościach powinno być na nich więcej przechodniów, głównie klubowiczów i klansterów szukających zadymy, ale po dzisiejszej akcji Magistratum (wywołanej Waszą rozróbą na komisariacie i późniejszymi zamieszkami) wszyscy zaszyli się przezornie w domach, woląc odczekać ten wieczór w domowych pieleszach na wypadek, gdyby miało się coś jeszcze wydarzyć.

Macie teraz opcję udania się na spoczynek (ewentualnie zjedzenia czegoś wcześniej w jakimś syntomlecznym barze), powrót do mieszkania Granta, wizytę u Riggsenów (o tej porze na pewno przywitają Was z szeroko otwartymi ramionami), wizytę w tłoczni Vissers Gord (tam akurat pracują na trzy zmiany, zawsze ktoś się znajdzie do rozmowy). A może macie jakieś inne pomysły?

Dodatkowo chciałbym zwrócić uwagę na mały updacik wprowadzający do przygody nowego gracza, Lethosa Skagssa. Lethos miał pierwotnie zamiar wystartować od samego początku sesji jako trzeci agent ze świeżej komórki Thorna, ale z przyczyn od siebie niezależnych zdołał dołączyć do nas dopiero teraz (na razie biernie śledzi bieg przygody, lecz niebawem z pewnością się to zmieni).
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 22:31, 12 Lut 2010
Makotto
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 03 Gru 2009
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rubieże Zewnętrzne
Płeć: Mężczyzna





Mam iscie głupi pomysł. Trzeba poczekac na kogos ze słuzby jak bedzie opuszcac dom po pracy i wypytac go o stosunki rodzinne państwa Hollins. Cos mi tu smierdzi i to niekoniecznie jedzenie w torbie Brachusa
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 14:15, 13 Lut 2010
Peacemaker
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 07 Sty 2008
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów






Po paru dniach znudziło mi się czekanie na upa, więc zapomniałem troszkę o przygodzie, a teraz Keth nagle zaczął mnie gonić Wink

Przeczytałem...

hmm...chciałbym sprawdzić teczkę tego Lenart deWita - zrobią mi na to na komisariacie czy muszę skorzystać z jakichś 'wejść' bardziej na górze?

Czekanie na członka służby i zastraszenie go nie jest wcale takie głupie. Poczekajmy w granicach rozsądku (też mamy żołądki i też czasem śpimy), pośledźmy go kawałek (żeby przypadkiem się jakiś servitor nie przypałętał Wink ) i gdy będziemy poza zasięgiem kamer to wciągamy go w jakiś zaułek i przepytujemy - zawsze można użyć odznaki korporacji, żeby nie zaczął od razu uciekać Wink

Potem jeść i spać, bo dostaniemy negatywne modyfikatory od MG. Rano obejdziemy pozostałe adresy. Koniecznie sprawdźmy też powiązania tego Wita. Możliwe, że dojdzie nam jakiś świeży trop po przesłuchaniu sługi Smile

Co do rozmowy, którą przegapiłem niemal w całości, to powiedzmy, że nie miałbym (dużo) więcej pytań. Makotto wyczerpał temat na tą chwilę.


Ostatnio zmieniony przez Peacemaker dnia Sob 14:16, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 21:31, 15 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Toya, dystrykt Shannon, Dorgal Alley 105, 19 julius 831.M41, godz. 21.50

Thorn Slade milczał przez chwilę zastanawiając się w myślach nad propozycją Brachusa Vennera, potem ku zaskoczeniu Ganfańczyka kiwnął z aprobatą głową.

- To wcale nie jest taki głupi pomysł – mruknął – Może ktoś ze służby powie nam coś więcej, jeśli się go ogłupi odpowiednią kombinacją słów i błyskania odznaką. Ale nie będziemy wystawać tu pół nocy, bo strasznie już zgłodniałem.

- Szefie... co do tej gadki z tą pańcią... szef się nie wścieka, że tyle pytlałem? – Brachus zerknął z ukosa na swego zwierzchnika, w duchu spodziewając się prędzej czy później ostrej reprymendy.

- Nie mam zastrzeżeń co do tej rozmowy – wzruszył ramionami Thorn – Zadałbym w zasadzie te same pytania.

Obaj mężczyźni cofnęli się w głąb chodnika widząc nadjeżdżający powoli samochód z przyciemnionymi szybami. Wóz przejechał tuż obok, lecz chociaż Venner miał wrażenie, że ktoś uważnie przygląda im się zza okien, wóz nie przystanął obok pary nieruchomych agentów, potoczył się z cichym szumem silnika dalej. Brachus nie znał się na markach scintillijskich samochodów, różnorodność typów i modeli od początku wizyty w Kopcu przyprawiała go o ból głowy. Na Ganf Magna imperialni koloniści mieli do swej dyspozycji zaledwie kilka rodzajów samochodów terenowych, ośmiokołowych ciężarówek i półgąsienicowych ciągników siodłowych, wysoce kompatybilnych ze sobą pod względem uniwersalnych części zamiennych.

- Zapewne nasi przyjaciele z Magistratum – mruknął Thorn udając, że nie zwraca na pojazd najmniejszej uwagi. Kiedy samochód zniknął za rogiem ciemnej uliczki, arbitrator podniósł dłoń do swego komunikatora.

- Slade do Valdeemera, odbiór.

- Słucham, sir? – młody proktor odezwał się niemal natychmiast, pomimo późnej pory wciąż pozostając na nasłuchu, ale brzmieniem swego głosu zdradzając pierwsze oznaki zmęczenia.

- Potrzebne mi wszelkie dostępne informacje na temat Lenarta deWita, ochroniarza Santry Hollis. Powtarzam personalia, Lenart deWit. Według zeznań Marthy Bothe były wojskowy, członek lokalnych Sił Obrony Planetarnej. Zaginął razem z Hollis.

- Zaginął, sir? – zdziwił się Valdeemer – Nikt z rodziny nam tego nie zgłosił, jestem pewien.

- Ja też, Valdeemer – odpowiedział kwaśnym tonem Slade – Panna Bothe ma bardzo instrumentalne podejście do swej służby, więc nie uważała takiego zgłoszenia za zasadne.

- Rozumiem, sir. Spróbuję zebrać te dane jak najszybciej, ale muszę pana uprzedzić, że służbowe łącza w Shannon nie mają zbyt dużej przepustowości, a nasze kogitatory nie należą do młodych wiekiem. Zbieranie informacji może potrwać całą noc.

- Za długo, Valdeemer – oświadczył Thorn – Ten ochroniarz może mieć kluczowe znaczenie dla naszego dochodzenia. Zrób wszystko, co w twej mocy, by ten proces przyśpieszyć, a Bóg-Imperator na pewno ci tego nie zapomni.

- Rozumiem, sir. Tak jest, sir – w głosie oficera dźwięczała granicząca z paniką ostrożność – Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Gdzie mam dostarczyć wydruki?

- Dzwoń, kiedy już będziesz miał cokolwiek. Podstawowe informacje zreferujesz mi drogą radiową, potem zdecyduję, gdzie wyślesz wersję papierową. Bez odbioru.

Thorn rozejrzał się wzdłuż ulicy, w obu jej kierunkach, potem wbił spojrzenie w pulsujące elektryczną poświata okna domostwa Hollisów. Na zewnętrz dystryktu robiło się coraz chłodniej, temperatura spadała wraz z rozpoczęciem cyklu nocnego do poziomu trybu elektrooszczędnego.

- Poczekamy godzinę, ale gdzieś w bramie – zdecydował dowódca komórki – Jeśli będziemy wystawać na widoku, albo lokaj zwieje na sam nasz widok i to tak szybko, że go nie dopadniemy albo zwinie nas jakiś patrol.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 21:33, 15 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Toya, poddystrykt Lanzerot, 19 julius 831.M41, godz. 21.49

Część świec dopaliła się i zgasła, reszta wypełniała kaplicę pełgającymi ognikami. Lethos Skagss uporządkował z przyzwyczajenia nierówno porzucone przy wejściu modlitewniki, ułożył je w jeden rządek, potem omiótł miejsce kultu raz jeszcze badawczym spojrzeniem. Stary pater dbający o kaplicę zwykł zamykać drzwi na klucz przed dwudziestą drugą, ale Skagss nie sądził, by o tak późnej porze ktokolwiek prócz kapłana zajrzał jeszcze do opustoszałego przybytku.

Zapiął mosiężne guziki swego płaszcza i wyszedł na niskie ceglane schodki wiodące ku poziomowi ulicy. Na zewnątrz robiło się coraz zimniej, starożytne termogeneratory ogrzewające monstrualny Kopiec przeszły w tryb energooszczędny pompując milionami kilometrów rur ledwie zagrzane powietrze. Na ulicy świeciła co druga latarnia, przez co spore jej fragmenty tonęły w plamach ciemal całkowitej ciemności.

Mężczyzna zszedł na chodnik, po czym włożył ręce do kieszeni płaszcza i pomaszerował raźnym krokiem w kierunku najbliższego skrzyżowania, chcąc znaleźć się jak najszybciej w swym mały, ale zadbanym mieszkaniu na czwartym piętrze starej kamienicy w tylnej części Lanzerotu. Nie zdążył zrobić tego wieczoru zakupów, a jakoś nie kusiła go konsumpcja paskudnego w smaku prepaku serwowanego w publicznej jadłodajni, toteż postanowił, że uczci kolejny przeżyty dzień postem.

Dotarł do rogu budynku i skręcił w lewo, zwinnie odskakując w bok przed głęboką dziurą ziejącą w miejscu, gdzie ktoś wyrwał dla zabawy kilka kamiennych chodnikowych płytek. Kilkadziesiąt metrów dalej po przeciwnej stronie ulicy stała ze zgaszonym silnikiem, ale włączonymi światłami jakaś sześciokołowa ciężarówka o wysokiej, przesłoniętej brezentem pace. Jej tylna klapa była otwarta, a kilku młodych mężczyzn rozładowywało z pojazdu jakieś podłużne metalowe skrzynie wnosząc je przez uchyloną bramę kamienicy na jej wewnętrzny dziedziniec. Na widok idącego przeciwnym chodnikiem obcego zaprzestali na chwilę pracy, obserwując go z kamiennymi minami.

Mijając uchylone skrzydło bramy Lethos zerknął w bok, z przyzwyczajenia lustrując spojrzeniem otoczenie. W jej wnętrzu, pod półkolistym sklepieniem naznaczonym warstwą wieloletniego brudu spostrzegł dwóch przenoszących na dziedziniec skrzynię ludzi oraz jakiegoś wysokiego mężczyznę o słusznej posturze, który przyciskał do jednej ze ścian klatki niższego od siebie człowieka w robotniczym kombinezonie. Ściśnięty ręką za gardło nieszczęśnik dławił się z poczerwieniałą twarzą, podczas gdy wysoki mężczyzna w skórzanej kurtce spoglądał na niego z góry.

- Jeszcze raz chlapniesz gdzieś ozorem i rozwalę ci łeb, jasne? – warknął napastnik pociągając robotnika w swoim kierunku, a potem pchając go ponownie na ścianę.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 21:33, 15 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Peacemaker, Makotto – będziecie stali na chłodzie przez najbliższą godzinę, a domostwa Hollisów i tak nikt nie opuści. Część świateł w budynku zgaśnie, a za ogrodzeniem pojawi się para mniejszych serwitorów, która zacznie patrolować otoczenie domostwa krążąc wzdłuż żelaznego płotu. Wszystko wskazuje na to, że personel służebny posiada własne kwatery w domostwie, to zaś może oznaczać, że pierwsi jego członkowie opuszczą dom na początku następnego cyklu dziennego, wyruszając na przykład na zakupy. Znajomy Wam już samochód pojawił się na ulicy jeszcze dwa razy, co świadczy o fakcie, że regularnie krąży w okolicy (przejeżdża powoli przed frontonem domostwa Hollisów, ale się nie zatrzymuje).

Proktor Valdeemer jeszcze się nie odezwał, co oznacza, że pilnie stuka w klawiaturę swego wysłużonego kogitatora, a Duch Maszyny niekoniecznie grzecznie z nim współpracuje (tak to już jest, kiedy się pracuje w Magistratum, mundurowi nie mają tak ekspresowego dostępu do danych jak ich koledzy po fachu z Ordo). Lenart deWit wciąż zatem pozostaje dla Was zagadką...

Lethos, oto małe urozmaicenie powrotnego spaceru do domu. Ciężarówka z jakimś towarem, ośmiu nieprzyjemnie wyglądających gości o wysportowanych sylwetkach oraz przerażony frajer, któremu jeden z tych gości porządnie napędził strachu. W tym nędznym poddystrykcie zdarzają się od czasu do czasu takie sytuacje i rozsądni ludzie zwykli udawać, że tego nie widzą. Ponieważ nie wiem jeszcze, czy jesteś rozsądnym ludziem, czekam na ewentualną deklarację w kierunku interwencji (serio?) lub zgodnego z instynktem samozachowawczym szybkiego oddalenia się w swoją stronę.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 23:12, 15 Lut 2010
LethosSkagss
Mistrz Gry
 
Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Valhalli
Płeć: Mężczyzna





Widząc rozgrywającą się przede mną scenę staję w miejscu i wytężam wzrok. Spluwam z pogardą i luzuję miecz w pochwie. Poprawiam swój zakrywający kapłański ornat płaszcz. Ściskam w dłoni święty symbol i obwiązuję go wokół prawej dłoni, która zaciska się na rewolwerze.
- Pokuta Imperatora nie minie żadnego plugawego heretyka. Jego słuszny gniew dosięgnie każdego wroga Ludzkości.- zaczynam intonację jednej ze świętych pieśni. Śpiewam coraz głośniej, w miarę zbliżania się do opryszków. Z moich ust nieprzerwanie płyną słowa świętej litanii. Jeśli ci plugawcy nie ukorzą się przed majestatem Imperatora spotka ich zasłużona kara... Twisted Evil


Dzięki, że dałeś mi jakieś zajęcie Keth
Stojąc w bezpiecznej odległości staram się wyłonić jak najwięcej szczegółów, interesuje mnie przede wszystkim uzbrojenie. To jak szybko będą mogli sięgnąć po broń i jaką dysponują. Jeśli to możliwe pragnę dostrzec również ich przywódcę, to do niego podejdę. Tak, nie jestem rozsądnym ludziem i podchodzę do osobnika wyglądającego na przywódcę. Jednocześnie zaciskam lewą dłoń na rękojeści miecza, prawą natomiast chwytam rewolwer. Nie wyjmuję broni, ale jeśli coś zacznie się psuć wywalę najpierw do dowódcy. Mam załadowane zwykłe kule. Idę powoli, pewnie, niczym oficer IG. Zależy mi na zastraszeniu ich. Walka to ostateczność, jeśli zaczną pyskować blefuję, że mam granat granat i grożę im darmowym lotem na orbitę.
Korzystając z okazji chciałbym zauważyć, że Lethos jest leworęczny, na szczęście podczas tych szkoleń oficerskich na które uczęszczał nauczono go strzelać również prawą ręką, ale już z bronią białą nic nie zdziałano. Dzierżąc miecz w prawej ręce macha nim jak cepem.
Oby spoczęła na Was łaska Imperatora!
Very Happy


Ostatnio zmieniony przez LethosSkagss dnia Wto 18:02, 16 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 20:56, 16 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Krótki rzut taktyczny. Na pace ciężarówki znajduje się dwóch gości przesuwających skrzynie w kierunku klapy, dwóch innych je zdejmuje i kładzie na ziemi. Trzecia para na zmiany z czwartą przenosi ładunek w głąb bramy i gdzieś dalej, w studnię wewnętrznego dziedzińca. Dziewiąty osobnik zastrasza w tym czasie trzymanego za gardło robotnika, najpewniej mieszkańca tej kamienicy.

Wszyscy osobnicy są młodzi, wszyscy wysportowani i wyraźnie zdyscyplinowani (widać to po ich postawie i niemej współpracy pomiędzy sobą). Kurtka każdego wypchana jest w charakterystyczny sposób pod lewą pachą (tutaj chyba nie muszę nic więcej dodawać).

Teraz kilka słów sprostowania odnośnie stanu wyposażenia Lethosa Skagssa podczas tego zwyczajnego wieczornego spaceru. Lethos mieszka w Lanzerocie, gdzie co prawda panuje bieda, ale gdzie gangi nie toczą jeszcze walk ulicznych, a regulatorzy zaglądają od czasu do czasu nie tylko w dzień, ale i w nocy. Posiadanie granatów w tym dystrykcie jest surowo zabronione, podobnie jak ciężkiej broni maszynowej, miotaczy ognia i bomb rozpryskowych. Nadto człowiek noszący przy sobie miecz wzbudza niezdrowie zainteresowanie, zwłaszcza ze strony władz (to nie Podmieście ani zimna zona). Drogą negocjacji gotów jestem zgodzić się na posiadanie ukrytego pod płaszczem rewolweru, od biedy niechby był nawet ten miecz, ale z granatem sprawa nie przejdzie Wink
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 20:59, 16 Lut 2010
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Toya, poddystrykt Lanzerot, 19 julius 831.M41, godz. 21.50

Zajęci rozładunkiem mężczyźni znieruchomieli w pierwszej sekundzie, ale chwilę później ich ręce wślizgnęły się błyskawicznie pod rozpięte kurtki. Chociaż nikt nie wyciągnął z noszonych pod pachami kabur broni, do uszu Lethosa dobiegły charakterystyczne odgłosy przesuwanych bezpieczników. Stojący w bramie wysoki mężczyzna puścił bez słowa swojego więźnia i wyszedł wolnym krokiem na ulicę, lustrując Skagssa przenikliwym spojrzeniem.

Lethos miał teraz sposobność bliżej się mu przyjrzeć, koncentrując swój wzrok na młodej twardej twarzy o ostrych rysach i ciemnych oczach, a także przyciętych bardzo krótko włosach.

- Nie wiem, kim jesteś i lepiej, żebym się tego nie dowiedział – wycedził przez zęby przywódca grupy. Spoglądając ponad jego ramieniem Skagss spostrzegł podnoszącego się z klęczek i śpiesznie zmykającego w mrok człowieka w robotniczym kombinezonie – Odejdź stąd w tej chwili albo poniesiesz ciężkie konsekwencje.

Lethos przesunął wzrokiem po pozostałych mężczyznach, wwiercających się w niego spojrzeniami, stojących w rozkroku z napiętymi mięśniami i ewidentnie gotowych do wyciągnięcia spod kurtek pistoletów. Poza nimi nie było na ulicy śladu żywej duszy, sponiewierany nieszczęśnik zdążył już gdzieś zniknąć pozostawiając swego wybawiciela samego w towarzystwie dziewięciu uzbrojonych przeciwników.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 21:28, 16 Lut 2010
Makotto
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 03 Gru 2009
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Rubieże Zewnętrzne
Płeć: Mężczyzna





Brachus ponuro wkłada reke do torby i z foliówki wyjmuje kawałek niedojedzonego drobiu. Obgryza kostkę, odruchowo podsuwajac worek o mało estetycznej zawartosci Sladeowi.
-Szef sie czestuje. Jak tak patrze to pewnie nikt juz nie wyjdzie. Moze pójdzmy do tego całego hotelu co go nam polecali? W sensie szef, ja znajde w jego okolicy jakis mniejszy, zeby móc obserwowac okolice.
Zobacz profil autora
Without a Trace
Forum RPG online Strona Główna -> Warhammer 40K
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 6 z 11  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin