RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms -> Czerwone Złoto Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 41, 42, 43  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Nie 14:20, 10 Lut 2008
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Markus obrzucił wzrokiem kolumnę wozów, przyglądając sie uważniej wsiadającym na nie ludziom (!).
- No i znowu na bezludzie - mruknął do siebie - a już się przyzwyczajałem do miejskich wygód...
Podszedł do drugiego wozu i załadował sie na kozioł (o ile jest jeszcze wolny). Uśmiechnął sie do woźnicy, opatulił płaszczem i ułożył w miarę najwygodniej.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 14:50, 10 Lut 2008
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





Siadam na jednym z dwóch pierwszych wozów, wraz z grupką najemników, będącymi członkami naszej drużyny
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 17:12, 10 Lut 2008
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





-Miło mi poznać. -Magnus wyciągnoł się jaknajwygodniej na koźle, starając się przy tym zostawić woźnicy jak najwiecej miejsca. -Helstrom. Magnus Helstrom.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 12:17, 11 Lut 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Baty strzeliły donośnie i kawalkada wozów potoczyła się po bruku zmierzając pod wskazany przez Rutgera Woodsa adres magazynu z żywnością. Na ulicach nie było dużego ruchu, toteż furmani mogli sobie pozwolić na nieco szybszą jazdę, ku zgorszeniu niektórych pasażerów, nie mogących się zdrzemnąć z powodu podskakujących na kostkach brukowych zaprzęgów. Nikt nie podnosił jednak głosu, pozwalając sobie co najwyżej na mamrotane pod nosami przekleństwa.

Magazyn był już otwarty, grupka ziewających szeroko młodzików zaczęła wystawiać na rampę budynku owinięte w szary papier i obwiązane sznurkiem paczki, obserwowana czujnym wzrokiem nadzorcy. Nadzorca ów zwrócił na siebie z miejsca uwagę braci Bradiganów, albowiem górale nie zdążyli poznać jeszcze wszystkich tajemnic kosmopolitycznego Fharinu i widok kierownika magazynu bezgranicznie ich zaskoczył.

A zaskoczenie owo brało się stąd, że nadzorca nie był człowiekiem. Siegający swym pomagierom zaledwie do pasa, ubrany w szytą na miarę kamizelkę kierownik okazał się gobberem – zwinnym stworkiem o okrągłej łysej czaszce, sterczących na boki nietoperzowatych uszach i bursztynowych ślepiach. Szeroka paszcza sprawiała mimowolne wrażenie, jakby jej posiadacz ustawicznie się z czegoś śmiał, wrażeniu temu przeczył jednak poważny wyraz ślepiów nadzorcy, śledzącego uważnie procedurę wydawania towaru i rozprawiającego przy tym chrapliwym głosem z Rutgerem Woodsem.

- Coraz więcej się tego tałatajstwa w miastach panoszy – mruknął cicho jeden ze zbieraczy, siedzący przy bliźniakach i widzący ich zainteresowanie gobberem – Nieludź jeden z drugim, gobrysy, trollaki i ogruny. Wszystkie do miast się pchają, robotę nam odbierają, nawet nam zaczynają kierowniczyć, tałatajstwo. A najgorsze to właśnie te gobbery, języka się uczą tak szybko, że to się wręcz w łepetynie nie mieści. Patrzajcie sami, panowie, na tego tam – zbieracz, starszy wiekiem mężczyzna o pooranej zmarszczkami twarzy i skrzywionym, wielokroć widać łamanym nosie, wskazał łokciem kierownika zmiany – Jak się puszy, nieludź jeden. Tylko dlatego, że normalny człowiek pisać i czytać nie umie, to mu takiej roboty nikt nie da, kupcy wolą ich brać na służbę, bo podobno ich dać się edykuować czy jakoś tam.. znaczy się, uczyć.

Bliźniacy nic nie odrzekli, wciąż nie spuszczając wzroku z dalekiego pobratymca górskich bogrinów, które nie tak dawno omal nie pozbawiły ich życia. Jeśli nawet gobber zauważył ich zainteresowanie, w niczym nie dał po sobie poznać, że robi to na nim jakiekolwiek wrażenie. Dopilnowawszy wydania wszystkich paczek, załadowanych następnie na furmanki przez zbieraczy, nadzorca wręczył Woodsowi jakiś papier, który ten po pobieżnej lekturze podpisał. Schyliwszy się nisko Morridańczyk uścisnął rękę – czy też raczej łapę – nadzorcy, po czym przeskoczył z rampy magazynu na kozioł pierwszego wozu. Deegan cmoknął na konie, smagnął ich zady lekko lejcami i zaprzęgi ruszyły wśród stukotu kopyt w dalszą drogę.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 15:06, 11 Lut 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Wozy wytoczyły się na trakt Północną Bramą, dobrze już znaną grupie najemników z czasów poprzedniej wyprawy. Odprawa celna i tym razem okazała się nad wyraz szybka, chociaż grupka strażników miejskich z wyraźną podejrzliwością spozierała na pełne ludzi zaprzęgi, wytykając palcami co poniektórych zbieraczy, ci zaś na widok okazywanego im zainteresowania szybko odwracali twarze lub kładli się pomiędzy workami z prowiantem udając sen. Moggs, Dernavan i Woods nie omieszkali zakarbować sobie w pamięci twarzy tych zbieraczy, którzy zwrócili na siebie podejrzliwą uwagę celników, zresztą siedzący na kozłach przedostatniego i ostatniego wozu Mal Gilber i Magnus Helstrom również spoglądali badawczo w ich stronę, co zdradzało profesjonalne podejście obu armigerów do zleconego im zadania. Wspólnicy zdawali sobie sprawę z faktu, że w szeregi sporej grupy pracowników – i tak już tworzących malowniczą kompanię włóczykijów, opojów i obdartusów – mogli bez trudu przeniknąć bardziej niebezpieczni dla swego otoczenia kryminaliści, chcący być może na jakiś czas zniknąć z ulic Fharinu.

Konwój przejechał pod uniesionymi w górę masywnymi kratami Bramy, zniknął na chwilę w cieniu rzucanym przez potężne miejskie mury. Bracia Bradiganowie mimo szczerych wysiłków i tym razem nie zdołali ukryć swego oszołomienia na widok opasujących Fharin fortyfikacji. Zadzierając wysoko głowy śledzili wzrokiem białe blanki patrolowane przez setki żołnierzy miejskiego garnizonu, lśniące w promieniach słońca lufy dział i łopoczące na porannym wietrze proporce z insygniami rodu Runewood, od pokoleń namiestników tej prowincji.

- Z góry widok jest jeszcze przedniejszy – oświadczył jeden ze zbieraczy, szczerząc zęby w uśmiechu człeka bywałego w świecie i kiwając głową z wyraźnie protekcjonalną miną.

- Nie bajdurzyj, żeś tam był – parsknął natychmiast jego sąsiad, drab w śmierdzącym nieco baranim kożuchu, dziwnie nie pasującym do zjeżdżającej mu co chwila na nos skórzanej mycki – Tam takiego jełopa nikt nie wpuści, regulamin nie pozwala.

- A skąd to wiesz, może sam żeś się tam pchał, baranie? – zacietrzewił się z miejsca światowy bywalec, dotknięty do żywego niedowierzaniem draba w kożuchu – Mam ci ja znajomka, co w garnizonie służy, swojak z tej samej wioski. Miał kiedyś wartę wieczorem, tośmy się zgadali, dał mi wejść na chwilę za flaszkę bimbru, co to my ją potem razem z sierżantem na baszcie obrócili.

- Ty mnie od baranów nie wyzywaj, suczy chwoście – kożuch pogroził rozmówcy zaciśniętą w kułak pięścią – Ceń se te swoje kiełki, bo jak ci je raz wybiję, to już ci nie odrosną. Bezzębni u dziewuch małe mają powodzenie, ale ktoś mi mówił, że są na mieście tacy, co to im pono lepsze męskie ciało od babskiego. Tacy podobno bardzo sobie cenią bezzębnych gołąbeczków, bo oni podobno bezpieczniejsi od tych z zębami, nie odgryzą przez przypadek tego, co im się w gębę wepchnie.

Pozostali zbieracze roześmiali się niemile, ze złośliwością. Dragan i Arland patrzyli w milczeniu na poczerwieniałych dyskutantów, ciekawi widać tego jak dalece posuną się obaj we wzajemnych inwektywach. Marcus i Teofrey, rozmawiający ze sobą po cicho na koźle wozu, obejrzeli się w końcu do tyłu wyrwani z ożywionej dyskusji podniesionymi głosami pasażerów.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 20:48, 11 Lut 2008
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





-Zamknąć się wy dwaj. -Przez odgłos jadących wozów przebił się głos Magnusa. -Nie najeto was do prania się po gębach, więc wszystkie animozje zostawcie do powrotu.

Wyprostował się na koźle patrząc w stronę oponentów.

-Zaczyna się. Jeszcze z miasta na milę nie ujechaliśmy jak juz ktoś sobie do gardłeł skacze. -Westchnoł cicho. -Jak wrócimy za tydzień to możecie się nawet dla mojej przyjemności pozabijać. Ale teraz żadnych rękoczynów i gróźb.


Ostatnio zmieniony przez Bestia dnia Pon 22:58, 11 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 0:14, 12 Lut 2008
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





-Ehhh, coś kiepsko widzę to nasze krzakobranie... - rzekł Theoffrey, oglądając się na bandę podejrzanych osobników, jadących na pozostałych furmankach. Widok był raczej mało imponujący, stąd Moggs obrócił się po chwili w kierunku jazdy, podziwiając majaczące przed nimi górskie masywy Wyrmwallu.
-Cygarko? - spytał Theoffrey towarzyszących mu najemników, jadących na tej samej furmance, wyciągając tym samym z głębokiej kieszeni swojego płaszcza nowe pudełko pełne aromatycznych cygar nabytych kilka dni temu na jednym z fharińskich targów. Mimo, że dobre maniery nakazywały mu poczęstować swych towarzyszy, to tak naprawdę wcale nie miał na to ochoty - cygara były doprawdy wyśmienite.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 10:45, 12 Lut 2008
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Markus tylko ze skrzywieniem zapadł się głębiej w swój płaszcz. -Po co ja się dałem no to namówić? Tyle kasy pójdzie w błoto - mruczał pod nosem. Przymknąwszy oczy zaczoł w myślach konstruować maszynę do zbierania ziół - lepszą tańszą i wydajniejszą od tej bandy na wozach...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 11:12, 12 Lut 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Uprzejma propozycja Moggsa spotkała się ku jego zgrozie z owacyjnym odzewem. Po cygara sięgnęło nie tylko czterech siedzących na wozie zbieraczy, ale i furman, toteż po chwili zawartość pudełka Morridańczyka zmniejszyła się do połowy. Bracia Bradigan nawet nie spojrzeli w stronę używki, Dernavan podziękował przeczącym kiwnięciem głową.

- Wielkie dzięki, szanowny panie – oświadczył barani kożuch, wyczarowując niczym sztukmistrz metalową zapalniczkę – Nic tak człowiekowi humoru nie poprawia jak porządny dymek z rana.

- A co tam w łapie trzymasz? – zapytał go siedzący obok towarzysz podróży, niski Morridańczyk o okrągłej twarzy i skrzących się zawadiacką wesołością oczach, drapiący się co chwila po gęstych skołtunionych włosach – Piersióweczka?

- Gdzie tam piersióweczka, kpie niemyty – żachnął się kożuch – Patrzaj, a dobrze gały wytrzeszczaj, bo drugiej takiej możesz długo nie uwidzieć. To się nazywa zapalniczka, kumasz? Zapalniczka, bo zapala! Dobre, nie? Cudo z Merciru, dopiero co sprowadzone z południa. Drogie toto jak cholera, gorzały na dwa tygodnie mógłbym za nią dostać.

- I tak sobie żeś ją kupił, co? – kudłaty Morridańczyk widać nie przejął się zanadto karczemnymi manierami zbieracza w baranim kożuchu – Na zapalniczkę cię stać, a w góry jedziesz trawę kosić?

- Nie kupiłem – kożuch wyszczerzył żółte od tytoniu zęby – Ja ją... znalazłem.

Absurdalne wyjaśnienie z miejsca wywołało kolejny wybuch wesołości najmitów. Kożuch skrzesał swym narzędziem ogień i po kolei zapalił cygara wszystkich pasażerów, od Moggsa naturalnie poczynając. Przez chwilę na wozie panowała pełna lubości cisza, a szóstka miłośników tytoniu rozkoszowała się smakiem używki.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 13:26, 12 Lut 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Znalazłszy się poza miejskimi murami Deegan narzucił koniom większe tempo, wozy przyśpieszyły oddalając się coraz bardziej od Fharinu, pozostawiając za sobą białe mury i widoczne ponad nimi kopuły gubernatorskiego pałacu.

Na wiodącym do Bainsmarketu trakcie panował od świtu ożywiony ruch, toteż uczestnicy zielarskiej ekspedycji nie czuli się osamotnieni. W stronę Fharinu ciągnęli sznurem chłopi z okolicznych wiosek, niosący na sprzedaż płody rolne i wyroby rzemieślnicze pośledniego sortu – i Rutger Woods szybko zmuszony został do podniesienia głosu na zbieraczy jadących jego zaprzęgiem, albowiem dwaj z nich z upodobaniem pluli pod nogi mijanych wieśniaków i rzucali pod ich adresem mało pochlebnymi komentarzami. W drugą stronę, na północ, sunęły poskrzypujące wozy wyładowane towarami przeznaczonymi na targowiska Bainsmarketu. Gdzieniegdzie trafiała się grupka konnych, zazwyczaj mężczyzn w kapeluszach z odznakami straży kolejowej, wlokąca się leniwie wzdłuż torowiska. Raz czy dwa poboczem traktu przemknął konny goniec, pędzący ku stolicy północnego Midlundu z ważną pocztą dyplomatyczną: pod jego adresem również padło kilka niewybrednych wyzwisk, bo wzniecony kopytami konia kurz bardzo się zbieraczom nie spodobał.

Skrajnie odmienne emocje wywołał za to nadjeżdżający od strony północy parowóz. Ciągnąca sznur towarowych wagonów lokomotywa wprawiła pasażerów furmanek w dzikie ożywienie: najmici powstawali czym prędzej na nogi, gapiąc się z fascynacją na pociąg i dyskutując pomiędzy sobą głośno. Na trzecim wozie konwoju doszło przy tym do nieszczęśliwego wypadku, bo garnący się czym prędzej ku prawej burcie furmanki pasażerowie wypchnęli niechcący na zewnątrz jednego z kompanów. Zbieracz – tęgi Midlunder o nalanej twarzy i sporych rozmiarów łysinie – grzmotnął z gromkim jękiem o ziemię i już się z niej nie podniósł. Sturlawszy się z traktu w porośnięty trawą rów odwadniający najmita zaczął wrzeszczeć i kląć na przemian, trzymając się oburącz za rozbity nos i nie wykazując żadnej ochoty do podniesienia się na nogi.

- Stać tam z przodu! – ryknął inny z jadących zaprzęgiem zbieraczy, wyraźnie walcząc z atakiem śmiechu – Człowiek za burtą!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 21:39, 12 Lut 2008
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





-Co tam znowu? -Magnus odwrócił się w stronę leżącego mężczyzny, przyglądając mu się przez chwilę. Usmiechnoł się do siebie. -Jak żyje niech wraca na wóz.

Łysawy Midlunder przestał jęczeć, spojrzał w zamian na Helstroma pełnym jadu wzrokiem. Thuriański najemnik stanął na koźle wozu odrzucając w bok połę płaszcza i kładąc prawą dłoń na kolbie tkwiącego w olstrze Pepperboxa. Gest ten, choć nie poparty żadnym słowem, w zupełności wystarczył. Mamroczący pod nosem przekleństwa zbieracz wygramolił się z rowu, smarkając przez palce krwią i łypiąc wściekłymi oczami na pękających ze śmiechu towarzyszy podróży. Kiedy usiadł na samym krańcu zaprzęgu, obrażony na cały świat i odgrodzony od swych kompanów paczkami z prowiantem, Magnus pomachał dłonią w kierunku spozierającego przez ramię Deegana dając mu znać, że może ruszać w drogę. Mal Gilber, choć osobiście za trzeci wóz konwoju odpowiedzialny, słowem się w trakcie całego tego incydentu nie odezwał, śledził jedynie wzrokiem to łysawego pechowca, to stanowczo sobie poczynającego Helstroma.

- Twardo ich trzymasz – powiedział do Magnusa ściszonym głosem Kell Talbot, kiedy wóz potoczył się do przodu – Tak trzeba, bo to iście dzika banda, ale uważaj na swoje plecy. Wyglądają mi na mściwych i pamiętliwych ludzi, lepiej zbyt mocno z nimi nie zadzierać.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 12:21, 13 Lut 2008
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kiedy białe mury Fharinu znikły za coraz liczniejszymi zagajnikami, a uprawne ziemie i strzechy chłopskich zagród zastąpione zostały porośniętymi gęsto łagodnymi wzgórzami, zbieracze przełamali wzajemną nieufność i podejrzliwość, wdając się w ożywione dyskusje, a nawet zbiorowe śpiewy. Teo, Markus i bracia Bradigan szybko poznali z imienia każdego z pasażerów, dowiadując się nadto, iż Cullin w baranim kożuchu pracował jeszcze tydzień temu u grabarza i został przezeń niesprawiedliwie zwolniony za rzekome picie na umór. Kudłaty i wesoły Morridańczyk Fergus opowiedział wszystkim jak to musiał zrezygnować ze spółki kominiarskiej po tym, kiedy wspólnik przyłapał go chędożeniu własnej żony, budząc pikatnymi szczegółami powszechną wesołość zbieraczy.

Ruch na trakcie zelżał nieco, ale kawalkada wozów wciąż mijała podróżujących w stronę Fharinu ludzi, raz natrafiając nawet na grupę drwali, wśród których jeden z najmitów wypatrzył swego znajomka. Nie zważając na jadące dalej zaprzęgi człek ów wyskoczył z pierwszego wozu, po czym zaczął się ściskać z kumotrem i jego towarzyszami ku nieskrywanej irytacji Rutgera Woodsa. Zapędzenie niesfornego zbieracza na wóz zajęło nieco czasu, tym bardziej, że ucieszeni nieoczekiwanym spotkaniem drwale zaczęli spraszać wszystkich na popas i długo nie przyjmowali do wiadomości stanowczej odmowy Woodsa.

Kilka godzin później sunące w cieniu rozłożystych drzew wozy zatrzymały się na polecenie Woodsa, studiującego wraz z Deeganem papierową mapę. Na trakcie akurat panował spokój, słońce stało wysoko sięgając swymi promieniami przez listowie i przyjemnie grzejąc ciała wyciągniętych na furmankach ludzi. Kiedy Rutger odwrócił się ku swym jadącym na pozostałych wozach wspólnikom przywołując ich ruchami ręki, zbieracze skorzystali z okazji do rozprostowania kości i opróżnienia pęcherzy, zeskakując czym prędzej z furmanek i rozłażąc się po trakcie. Obsikawszy pobliskie krzaki większość z nich walnęła się z miejsca na gęstą trawę, zakładając ręce pod głowy i ucinając krótką drzemkę.

Woods odczekał, aż podejdą do niego Markus, Teofrey i bracia Bradigan, rozpostarł swoją mapę na koźle zaprzęgu tak, by wszyscy dobrze ją widzieli. Mal Gilber i Malcolm Helstrom zaczęli krążyć pozornie leniwym krokiem wzdłuż rzędu wozów, uważnie obserwując swych podopiecznych i gęste poszycie lasu.

- Trzeba poczynić pewne ustalenia – powiedział Rutger – Według mnie czas najwyższy, abyśmy zjechali z traktu kupieckiego, zaraz południe będzie. Milę dalej od traktu odbija w góry droga, którą można dojechać aż do pasiek bartników, dwa dni drogi stąd, ona z kolei ma kilka innych odnóg. Liczę, że jutro koło południa będziemy już wystarczająco wysoko na pogórzu, żeby natrafić na łąki, a w tym regionie zawsze rosło dużo czerwonych polipów. Lecz najpierw mi powiedzcie, co myślicie o tych łapserdakach? Przyznam szczerze, że wczoraj w karczmie dużo lepiej wyglądali, niż teraz. Trzeba ich będzie krótko za mordy trzymać, przynajmniej niektórych.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 13:47, 13 Lut 2008
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





-Co tu dużo mówić. Banda obwiesiów. -Magnus odpalił cygaretkę, częstując pozostałych. -Mam nadzieje że dobitnie wytłumaczyliście im co maja robić, bo boje się że zbuntuja się po pierwszych 3 dniach.

Magnus zaciągnoł się z lubością aromatycznym, wiśniowym dymem. Popatrzył po pozostałych.

-Wynotowałem w pamieci tych z mojego wozu, na których uwagę zwróciła straż miejska, ale obawiam sie że ci mogą nie byc najgorsi. -Ponownie zaciągnoł się dymem. -Nie wiem czy nie lepiej było pogadać z jakąś gildią, albo nająć pracowników ze wśi, co teraz tłumnie przybywaja do Fahrinu. Moim zdaniem czeka nas ciężkie 2 tygodnie.

Magnus wpółświadomym ruchem, przeciągnoł czubkami palców po pistolecie.

-Panie Gilber, panie Woods. -Odwrócił głowę po kolei do każdego z wymienionych. -Jak wasi pasażerowie?


Dlaczego ludzi zwracaja się do mnie Malcolm?? Przeciez nawet w podpisie mam Magnus Very Happy I jak my w końcu jechaliśmy na tych wozach, skoro Gilber jest odpowiedzialny za 3 a podobno jechał na 2??

Malcolm to mój błąd, zaraz to poprawię. Podział na wozach: jedynka Woods, Deegan i zbieracze, dwójka Dernavan, Moggs, bracia Bradigan i zbieracze, trójka Gilber i zbieracze, czwórka Helstrom i zbieracze.


Ostatnio zmieniony przez Bestia dnia Śro 14:06, 13 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 17:28, 13 Lut 2008
Xeratus
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Arland wzial od Magnusa cygaretke ale nie zapalil jej, schowal za uchem.

-Dziekuje.

Usmiechnal sie i zaczal bacznie spogladac na piekne widoki, szczegolna uwage mlodego Arlanda prtzyciagnela widniejaca w oddali katedra.

- Cud czlowieka czy cud boski? Rzucil retorycznie Arland po czym obrucil sie w strone brata i rzekl.

- Brat pytaja nas o towarzyszy tak jak by to zwierzeta byly a to ludzie rozumne przecie, moze i troche nieswiadomi ale ludzie jednak i niby, ze zapalniczki nie widzieli - usmiechnol sie w strone Magnusa.

W wolnym momencie zdedytuję Ci trochę post, bo katedra parę godzin temu znikła z pola widzenia Laughing jesteście w puszczy Laughing


Ostatnio zmieniony przez Xeratus dnia Śro 17:41, 13 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 18:04, 13 Lut 2008
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Mal zbliżył się do Woodsa.

- Panie Woods, te chłopy bardziej nadawałyby sie do bandyckich napadów niż do pracy jaką im zaproponowaliście. Nim dokonaliście zaciągu należało się z nami, mam tu na myśli pana Helstroma i mnie, rozmówić. Odpowiadamy za bezpieczeństwo więc powinniśmy mieć jakiś wpływ na wszystko co się tu dzieje.

Gilber spojrzał na towarzyszy Woodsa i z lekkim uśmiechem dodał:

- Zaczynam myśleć, że nie wynajęto nas dla ochrony tej inwestycji tylko panów.
Zobacz profil autora
Czerwone Złoto
Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 7 z 43  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 41, 42, 43  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin