RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms -> W górach Wyrmwallu Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 39, 40, 41  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Śro 16:42, 03 Paź 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





- Czemu go uciszacie? - Spytał wozaków Degrata - Nuże kamracie, powiedz czego możemy się spodziewać na szlaku! Zawsze lepiej być przygotowanym niż zaskoczonym na nagłe spotkanie.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 13:01, 04 Paź 2007
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






Woods przerwał rozmyślania i nadstawił ucha. Rozmowa zaczynała wchodzić na interesujące tory. Broń palna go nie interesowała. Huk wystrzału niezbyt celnej broni skutecznie ostrzegał wszystkich dookoła o pozycji strzelca.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 15:18, 05 Paź 2007
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





-Słyszałem o tych bestiach. Ponoć potrafią posługiwać się nawet bronią palną! Hah! Łatwiej takiemu stworowi zdobyć karabin, niż człowiekowi...jeśli to prawda, to niech nas Morrow, czy inny tam, dobrze strzeże - już raz tak zlekceważyliśmy trolle i widać, co się później narobiło...chociaż...trzeba przyznać, umieją walczyć o swoje...

Theoffrey nie raz już słyszał wiekowe opowieści o pradawnym przymierzu pomiędzy wszystkimi rasami, stąpającymi po zachodnim Immorenie. Lecz to ludzie pierwsi zdradzili, pierwsi ogłosili się "właścicielami" ich wspólnych ziem i pierwsi starali się wygnać pozostałe nacje poza zachodnią część kontynentu. Trolle, najliczniejsza grupa zaraz po ludziach, nie mogła znieść tej zniewagi - wojna pomiędzy obydwiema rasami toczy się bez ustanku po dziś dzień. Mimo, że na codzień można spotkać trolle współpracujące z ludźmi, to znacznie większa ich liczba skryta jest w gęstwinach leśnych ostępów Ciernistej Kniei i Wyrmwallu...
Moggs słyszał już kiedyś o współpracy pomiędzy dzikunami,a trollami...nie wiedział, jakie skutki mógł przynieść taki sojusz ,lecz jednego był pewien - jeżeli żywi się taką niechęć do leśnych świń, to żywi się ją także i do trolli.

-Rutger, słyszałeś może o trollach w tych gęstwinach? Ot, jeśli już rozmawiamy na ten temat, to ciekawi mnie cóż to takiego możemy jeszcze napotkać na swej drodze...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 20:14, 05 Paź 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Rutger Woods pokręcił przecząco słysząc pytanie Morridańczyka.

- W tym regionie nieczęsto można spotkać trolle, nie wiedzieć czemu one nie osiedlają się w górach. My jesteśmy na pogórzu, więc najbardziej zagrażają nam stada wilków, wrzaskuny albo kopniki. Jeżłacze są groźniejsze, ale znacznie rzadsze. Jutro powinniśmy się znaleźć wyżej, w górach, tam trzeba mieć baczenie na bogriny, to ich królestwo. Ale trolli tutaj nie musimy się lękać, a przynajmniej dotąd nie trzeba było.

- Wolałbym trollowi czoła stawić niż tym przeklętym komarom – Deegan machnął ręką opędzając się od natarczywych owadów. Faktycznie, wraz z zapadnięciem zmierzchu wokół ogniska zaroiło się od niewielkich komarów, brzęczących irytująco nad uchem i kąsających ludzi w dogodnym momencie.

- Gryzą jak wściekłe – zgodził się Woods – Ale może znajdę na nie jutro jakiś sposób...

Tropiciel urwał, bo Teofrey Moggs poruszył się znienacka z wyrazem zaskoczenia na twarzy i wsadził rękę pod płaszcz jakby czegoś tam szukał. Morridańczyk przekręcił się na brzuch, wyciągając się na kocu i chrząkając przez chwilę z zakłopotaniem. Kiedy wyciągnął rękę z powrotem, wzruszył tylko przepraszająco ramionami.

- Ta – zaśmiał się Phineas – Dajcie pozór na mrówki, wizje i skolopendry, bo te, choć od trolli dużo mniejsze, też potrafią gryźć.

Moggs nic nie odrzekł, parsknął tylko przez nos, dorzucił jedną dłonią kilka szczap do płomieni.

- Jaki to sposób można wynaleźć w jedną chwilę na komary, mości panie, jeśli to aby nie jaki sekret? – spytał Woodsa Anselm.

- Liście czerwonych polipów – odrzekł morridański myśliwy – Tam, gdzieśmy postój dziś robili, rosło ich kilka krzaków. Jak się je w ogień wrzuci, spalane wydzielają zapach, który odstrasza owady. Chciałem ich trochę zerwać, aleście narobili rwetesu z Kerriganem i całkiem mi to potem z głowy wyleciało.

- Widzicie, panie czarowniku, uratowaliście jednego z waszych kompanów od niechybnej śmierci i za ten gest szlachetny wszystkich nas teraz komary zeżrą ze szczętem – Phineas wypowiedział te słowa z wyraźnym rozbawieniem, ale jego oblicze spoważniało w ułamku chwili, kiedy spojrzał w stronę Thurianina – Co to się wam stało, mości panie?!

Zaalarmowani tonem głosu furmana, pozostali mężczyźni wlepili wzrok w oblicze Dernavana. Chociaż blask ogniska nie rozświetlał do końca ciemności, wszyscy spostrzegli z miejsca niewielką ciemną linię biegnącą od nosa czarownika aż po jego podbródek. Kiedy Marcus podniósł dłoń ku nozdrzom, rozmazał linię natychmiast po skórze.

- Nic to – burknął Thurianin – Musiała mi żyłka pęknąć, to tylko drobny krwotok, zaraz ustanie. Pewnie efekt zmęczenia.

- Z takimi rzeczami nie wolno lekce postępować, mości panie – odrzekł Phineas – Pora już późna, a droga jeszcze daleka. Ustalmy warty i pora spać.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 20:59, 05 Paź 2007
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






Cena magii, mości Marcus? - spytał Woods
Idę się rozejrzeć, kto wie co czai się w mroku - rzucił wstając.
Chwycił oszczep i zniknął w mroku wychodząc z kręgu rozświetlonego blaskiem rzucanym przez ognisko.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 13:27, 06 Paź 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Idźcie spać wszyscy – machnął dłonią Deegan – My popilnujemy na zmiany, nam nocka w lesie nieobca. Po was zaraz widać, bez urazy, żeście miastowi. Byle jaka gałązka w chaszczach trzaśnie i będziecie raban podnosić, wrzeszczeć głośniej od wrzaskuna. Ten wasz kompan może nam pomóc jak zechce, poznać po nim człeka, co po puszczy już łaził – furman obejrzał się w kierunku, w którym odszedł Rutger Woods - Reszta niech się lepiej dobrze wyśpi, bo jutro w zamian będziecie te skrzynie wyładowywać w osadzie. Ciężkie są diabelnie, toż to wszystko bez mała kute żelastwo.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 13:29, 06 Paź 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Górny Wyrmwall, 9 solesh 602 AR, początek dnia

Noc minęła szybko, zbyt szybko: niektórzy mężczyźni daliby głowę, że dopiero co zasnęli, a już przyszło im zwlekać się z wilgotnych posłań. Wartownicy zmieniali się w umówionych wcześniej odstępach czasu, ale łaskawa opatrzność sprawiła, że rozświetlane blaskiem gwiazd ciemności nie nawiedził żaden nocny koszmar, żaden zwabiony blaskiem płomieni drapieżnik. Ognisko dawno zgasło, mokry popiół nie dawał żadnego ciepła. Słońce wciąż kryło się za szczytami gór i tylko mdły blask świtu rozjaśniał półmrok czający się wśród gęstych chaszczy lasu.

Śniadanie nie należało do wyjątkowo smakowitych, stanowiło powtórkę z poprzedniego dnia. Czerstwy chleb, solone mięso, trochę warzyw oraz po surowym jajku na głowę do wypicia. Phineas wyciągnął bukłak i kilka metalowych kubków, rozlał do nich po naparstku wódki. Alkohol spłynął w gardła wędrowców, rozgrzał nieco ich zdrętwiałe ciała, ale humorów specjalnie nie poprawił. Poranna rosa zdążyła przemoczyć płaszcze i wierzchnie części ubrań, zawilgociła też koce.

Furmani pozbierali swoje rzeczy, wrzucili je na wozy, zaprzęgli nakarmione uprzednio konie. Deegan i Anselm narąbali naprędce stertę szczap drewna i schowali ją do wnęki w skalnym zboczu. Phineas gwizdnął wzywając pasażerów do wsiadania.

Chcecie coś z rana załatwić albo obgadać, zanim konwój ruszy w dalszą drogę czy też po prostu wyruszamy?
Za pewnik przyjmuję jedynie, iż Rutger Woods zaraz po śniadaniu udał się w pobliskie chaszcze w poszukiwaniu czerwonych polipów, po czym powrócił ze sporym ich pękiem.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 18:12, 06 Paź 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Po kilku godzinach podróży szlak zaczął piąć się stromo w górę, wił się pomiędzy masywnymi bryłami skał wyrastającymi z coraz rzadziej zalesionej ziemi. Mężczyźni widzieli już gołym okiem górujące ponad nimi nagie turnie i szczyty rozległych masywów Wyrmwallu, smagane skowyczącym zimnym wiatrem. Gleba stawała się coraz bardziej kamienista, drzewa zastąpiły kolczaste krzaki, ustępujące miejsca mchom i porostom. Tu i ówdzie można było dostrzec śmigające po żlebach stada górskich kozic i muflonów, w powietrzu niosły się ostre pokrzykiwania drapieżnych ptaków.

- Już niedaleko - mruknął uspokajająco Deegan, powożący ostatnim zaprzęgiem w towarzystwie Woodsa i Degraty. Jasnowłosy woźnica obserwował kątem oka wiercącego się na koźle Morridańczyka, widać nienawykłego do tak długich podróży na siedząco, uśmiechał się nieznacznie, bez złośliwości, raczej z pobłażaniem. Tropiciel nic nie odpowiedział, pokiwał tylko głową.

- Tutejsi nie mają wielu okazji do spotkań z obcymi - ciągnął dalej Deegan - Musicie im wybaczyć, jeśli popełnią jakiś nietakt. To dobrzy ludzie, ale trochę... nieobyci. Czego zresztą innego można oczekiwać po górnikach, którzy ledwie umieją się podpisać, a do Fharinu wyjeżdżają raz na pięć lat, by kupić żonom i dzieciom wymarzone latami prezenty. To surowe góry, dają swym mieszkańcom szkołę życia, której się nie zapomina. Liczne skarby leżą pod tymi skałami: żelazo, srebro, złoto, ale Wyrmwall drogo każe sobie za nie płacić.

Falchi Degrata nie wątpił w prawdziwość tych słów. Mieszkający nad brzegiem oceanu Ordyjczyk nie przywykł do widoku tak ogromnych gór, skala otoczenia wyraźnie go przytłaczała. Widząc nagie turnie, strome żleby i porośnięte rzadką roślinnością hale Degrata nie potrafił sobie wyobrazić życia codziennego w tak nieprzyjaznej okolicy. Mężczyzna nie miał pojęcia, co tutejsi górnicy jadali - poza porostami i kozim mięsem.

- Daleko od domu ? - zapytał Deegan - U was nie ma chyba tak wysokich łańcuchów górskich jak Wyrmwall, co ? Powiedz mi, Ordyjczyku, bo mnie ciekawość nieco trapi, jak właściwie zawędrowałeś do wschodniego Midlundu ? Spotykamy tutaj kilka razy do roku Almaryjczyków, w szczególności handlarzy końmi z Almandoru, którzy przedostają się jakoś przez Ciernistą Puszczę, ale tyś jest marynarz, widać to po kroku i zachowaniu. Zatem pewnie mieszkałeś wcześniej na wybrzeżu Hethy lub Cosetio. Trafiłem ?

- Carre Dova, Hetha - odparł nieco ostrożnym tonem Falchi - Pływałem przez wiele lat na żaglowcach królewskiej floty, potem zaciągnąłem się pod żagle prywatnej eskadry lorda Conora Lochlana. Kiedy nasz okręt wpadł na skały nieco poniżej Pięciu Palców, wylądowałem razem z resztą rozbitków na wybrzeżu Cygnaru. Większość z moich druhów wróciła z powrotem do Ordu na pokładzie jednego z cygnarskich szkunerów, ale ja poszedłem w drugą stronę, na wschód. Usłyszałem o żyłach złota odkrytych w pobliżu Bainsmarketu. Podróż trochę trwała, czasami robiłem sobie przerwy pracując tu i ówdzie, a kiedy już dotarłem do Smoczego Grzbietu, okazało się, że złota tam tyle, co gobber napłakał. Zarabiałem na życie w Bainsmarkecie, potem w Fharinie... no i jestem tutaj.

- Słyszałem o złocie w paśmie Smoczego Grzbietu - roześmiał się cicho Deegan, najwyraźniej bardzo obyty w sprawach północnego Cygnaru - Niektórzy powiadają, że był to tylko wybieg diuka Kielona Ebonharta IV, pana na Falku, mający ściągnąć w okolice Smoczego Grzbietu rzesze osadników marzących o zdobyciu własnych samorodków, a przy okazji mogących posłużyć za pierwszą linię oporu w razie najazdu ze strony Protektoratu. Dwór Kielona poszedł rzecz jasna w zaparte twierdząc, że nie ma z tym nic wspólnego. Miejscowe żyły złota szybko się wyczerpały, ale wielu tobie podobnych przyjezdnych pozostało.

- Fortel czy nie, dość się nasłuchałem o żyłach kruszcu w północnym Wyrmwallu i myślę, że prędzej czy później sam trafię na własne samorodki - mruknął Degrata zerkając jednocześnie w stronę otwierającej się po prawej stronie traktu przepaści.

- Ku temu trza ci sita i stania po kolana w zimnym potoku, a nie jeżdżenia na wozie - odezwał się znienacka Rutger Woods, dotąd pogrążony w nostalgicznym zamyśleniu. Deegan i Degrata spojrzeli na niego przez ramię. Morridańczyk siedział na jednej z drewnianych pak, z przyłożoną do twarzy ręką i zmrużonymi oczami. Obserwował coś w górze, pośród niknących w chmurach najwyższych wierzchołków masywu - Pogoda może się zmienić, spójrzcie tylko na kolor lodowych czap, tam, po prawej. Jeszcze chwilę temu się świeciły w słońcu, a teraz pociemniały, nie błyszczą. Na tej wysokości śnieżna zadymka trafia się często, bez ostrzeżenia. Zdarzało mi się widzieć chwatów, którzy w słoneczny dzień ruszali na szlak w tych okolicach, a potem karawany znajdowały ich trupy. Patrzysz na takiego i jakieś tutaj przyjezdny, to nie wiesz nawet na co nieborak zszedł, bo na ciele ani śladu ran, a szronu też już nie ma, słońce go roztopiło.

- Zadymką się nie troskajcie, do osady zostało nam trochę drogi - pokiwał głową Deegan - Zresztą Phineas cicho siedzi, zaprzęgu nie popędza, a on zna te góry lepiej niż siebie samego. Znaczy się, nic złego nam nie grozi.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 18:16, 06 Paź 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Przełęcz Duvika, 9 solesh 602 AR, wczesne popołudnie

Górnicza osada ukazała się oczom podróżnych znienacka, wysunęła się cichaczem zza łuku skalnego wzniesienia. Szlak biegł w tym miejscu wokół stromego uskoku i zabudowania kryły się za popękanymi skałami, położone w głębi niewielkiej kotliny. Phineas wstrzymał swój zaprzęg, spojrzał w dół zagłębienia terenu, w jego ślady poszli pozostali mężczyźni. Kilkanaście kanciastych chat o kamiennych ścianach i krytych drewnem dachach tuliło się do siebie, otaczał je niewielki częstokół z zaostrzonych pali. Z kominów unosiły się wąskie smużki dymu, rozwiewane podmuchami zimnego wiatru. Moggs stanął na koźle swego wozu, wytężył wzrok dostrzegając gromadkę dzieci kręcących się nad płynącym przez wioskę strumieniem. Pilnowało je kilka kobiet, robiących przy okazji w lodowatej wodzie pranie. W powietrzu niósł się ledwie słyszalny dźwięk ludzkich głosów i poszczekiwanie psów.

- Nie widać mężczyzn - zauważył Rutger Woods - Same baby i dzieciaki.

- Środek dnia, pewnie są w kopalni - odpowiedział Deegan - Tutejszy naczelnik, Luan Aghamore, trzyma swoich ludzi twardą ręką, nie ma tu miejsca dla niebieskich ptaków i darmozjadów. Nie pracujesz tylko wtedy, kiedy jesteś chory albo z okazji jakiegoś święta.

- Co tutaj kopią ? - zainteresował się morridański zwiadowca.

- Głównie żelazo, czasami trafiają im się małe pokłady srebra. Sprzedają urobek Konsorcjum z Bainsmarketu lub wymieniają na żywność i narzędzia. To spokojna osada, daleko stąd do miast i traktów kupieckich, dlatego miejscowi są trochę... zacofani - odpowiedział Deegan.

Wozy wjechały do wioski przez otwartą szeroko bramę, zgraja psów opadła zaprzęgi ujadając donośnie, dopóki kilku wyrostków nie przepędziło ich kamieniami i kijami. Młodsze dzieci na widok obcych pierzchnęły do domów, ich matki stanęły w progach obserwując przyjezdnych w milczeniu. Furmani Kompanii bez wątpienia bywali już w osadzie, bo bez zbędnej gadaniny podprowadzili swe wozy tuż pod zamknięty na wielką kłódkę drewniany magazyn.

- No to czeka nas teraz rozładunek tego wszystkiego - powiedział Anselm spoglądając znacząco na swą eskortę. Phineas przywiązał lejce do kozła, zeskoczył z wozu i ruszył w stronę nadchodzącej z przeciwka kobiety w średnim wieku.

- Meara, dobrze cię znowu ujrzeć - furman podniósł w powitalnym geście rękę.

Kobieta zatrzymała się kilka kroków przed swym gościem, skrzyżowała ręce na piersiach. Miała około czterdziestu lat, pociętą zmarszczkami ogorzałą twarz, która niegdyś musiała odznaczać się niepospolitą urodą, teraz jednak nie przyciągała już zbyt wielu męskich spojrzeń. Jej surowe niebieskie oczy sprawiały wrażenie zamglonych, cała sylwetka wydawała się uginać pod jakimś ciężarem.

- Phineas, wiele miesięcy minęło od twojej ostatniej wizyty - oświadczyła głosem, w którym oprócz autentycznej radości pobrzmiewało wahanie oraz coś niepokojąco kojarzącego się z cierpieniem - Spóźniliście się z dostawą.

- Nie mieliśmy części, które Luan potrzebował, dopiero niedawno przyszły z Bainsmarketu. Przywiozłem wszystko, co zamówiliście. Twój mąż jest dziś w kopalni?

Meara Aghamore zgarbiła się jeszcze bardziej, postąpiła krok do przodu, ale zaraz stanęła ponownie, jakby rozdarta sprzecznymi emocjami.

- Mój mąż... - oderwała wzrok od twarzy woźnicy, przesunęła spojrzeniem po otaczających kotlinę szczytach gór - Mój mąż... Wejdź do domu, Phineasie. Wejdźcie wszyscy, tam porozmawiamy, potem rozładujecie to, co przywieźliście, jeśli będziecie uważali, że jest to nadal konieczne. Duff, Fagan, wyprzęgnijcie konie i zapędźcie do zagrody! Regan, pędem do domu, strawę naszykować dla gości!

W ostrym głosie żony naczelnika pobrzmiewał autorytet, którego nikt z pozostałych mieszkańców osady najwyraźniej nie zamierzał kwestionować. Dwóch odpędzających psy nastoletnich chłopaków, kiepsko ostrzyżonych, o umorusanych ziemią ubraniach, cisnęło pod nogi swe kije i pobiegło w stronę zaprzęgów biorąc się za oporządzanie koni. Młoda dziewczyna, na oko piętnastoletnia, znikła bez słowa w otwartych drzwiach największego budynku.

Meara wykonała dłonią zapraszający gest, wskazała nią wejście do chaty, do której wpadła Regan. Phineas ruszył przodem z zafrasowaną miną, w ślad za nim udał się Anselm. Deegan przepuścił przed sobą najemników, obrzucił wzrokiem opustoszałą osadę, widniejące za oknami domów twarze dzieci, targaną podmuchami wiatru bramę.

Wnętrze domu było wyłożone drewnem. Pokój gościnny okazał się skąpo umeblowany, ale schludny. Ozdoby ograniczały się do kolorowych zasłon w oknach, kunsztownie rzeźbionej figurki Morrowa umieszczonej w miniaturowym ołtarzyku stojącym na jednej z kilku półek oraz zakrzywionej szabli o dziwnych ornamentach w formie liści, wiszącej na tle tkanego ręcznie kobierca o egzotycznych, obcych gościom wzorach. Ostrze szabli było uszkodzone, naznaczone kilkoma szczerbami, lecz mimo to lśniło gładkością.

Gospodyni poprosiła mężczyzn, by zajęli miejsca na obitych materiałem krzesłach ustawionych wokół prostokątnego stołu, toteż wszyscy usiedli bez słowa, nerwowi i niespokojni. Zachowanie Meary Aghamore nie wieściło niczego dobrego, podobnie jak jej posępna mina i nieobecne chwilami spojrzenie.

- Mearo, nie trzymaj nas w niepewności - Phineas, dotąd uchodzący w oczach najmitów za człowieka co najmniej prostackiego, odezwał się do kobiety tonem łagodnym, ale stanowczym - Co stało się z Luanem?

Żona naczelnika milczała przez chwilę stojąc u szczytu stołu, przesunęła po twarzach spoglądających na nią mężczyzn.

- Nie wiem, Phineasie, Morrow mi świadkiem - odparła w końcu lekko łamiącym się głosem - Lecz pozwólcie mi opowiedzieć wszystko od początku... Zaczęło się to jakieś cztery miesiące temu, po pierwszym tygodniu trineusa. Dugger, Jonas, stary Brogan, jego synowie Gervin i Gralan... potem sam Luan. Wracali wieczorami z kopalni z gorączką, nie potrafili ugasić pragnienia. Mój mąż myślał, że to przeziębienie, dnie wciąż były zimne, zwłaszcza o poranku, wiosna przyszła tego roku później niż zazwyczaj. Posłał umyślnego do Fharinu z zamówieniem na części zamienne uważając, że żadne leki nie będą nam potrzebne. Potem pojawiły się pęcherze, na rękach, nogach... początkowo małe, ale cały czas rosły, pękały. Brogan umarł pierwszy, miesiąc temu z okładem, potem Dugger, który kaszlał tak strasznie, że aż krwią pluł. Luan zabronił ludziom opuszczać Przełęcz. Znasz go, Phineasie, wiesz jaki on jest. Bał się, że ktoś wyniesie zarazę do Fharinu iBainsmarketu, a odpowiedzialność za cierpienia ludzi spadnie na jego głowę. Luan nigdy by na to nie pozwolił, zbyt wiele w nim tkwiło upartego honoru... zbyt wiele, tak teraz myślę. Tylko Jonas się wyłamał, nie usłuchał. Uciekł jednej nocy, ale znaleźliśmy jego ciało parę dni później. Zasłabł, spadł z uskoku, zabił się na miejscu. Zmarło też kilka dzieci i kobiet, a wielu spośród nas wciąż choruje, nie opuszcza chat.

Wiem, wiem, ostatnie posty to przerażający swymi rozmiarami update storylinii, ale postanowiłem pchnąć akcję znacząco do przodu (na szlaku w zasadzie i tak nic Wam nie groziło, może poza Wami samymi - kto wie, czy jeszcze ktoś z Was nie zamierzał zrobić krzywdy innemu z graczy Laughing ). Ponieważ teraz na pierwszą linię wkracza znów interakcja z NPC-ami, przypominam o wczuciu się w klimat sesji i odpowiednim zagraniu postaci: jeśli chcecie zadać pytania Mearze, to przemyślcie je i wypiszcie w krótkich postach, a ja z tych pytań opracuję fabularyzowaną rozmowę z żoną naczelnika.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 21:04, 06 Paź 2007
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





-Czy któreś z miast zostało juz powiadomione? Ta plaga nie może pozostać na długo tajemnicą Waszej osady. Wkrótce pogłoski o niej mogą rozejść się po wielu miastach i wsiach równin...może okazać się, że zostaniecie pozbawieni jakiejkolwiek pomocy...

Sprawa tajemniczej plagi nie była prosta do rozwiązania. Znacznie łatwiej byłoby uzyskać pomoc ,zamieszkując niższe partie gór, lub same równiny Wyrmwallu - jednak, jeśli chodziło o położoną wysoko w górach wioskę, mogło okazać się, że w niczyim interesie będzie zajęcie się jej sprawą. Należało uzyskać jak najszybszą pomoc, aby nie dopuścić do rozprzestrzenienia się choroby.

-Ah, przepraszam bardzo, nie przedstawiłem się. Theoffrey Moggs. Wraz z czterema...ekhm...trzema zasiadającymi tu kompanami eksortujemy ową karawanę. Jesteśmy do waszych usług.

Moggs chciał wywrzeć na kobiecie dobre wrażenie, stąd zaoferował pomoc, nawet gdyby nie była ona ani potrzebna, ani wskazana.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 21:47, 06 Paź 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Degrata rozsiadł się wygodnie na krześle i z zaciekawieniem oglądał wnętrze domu. Miejscowe problemy wieśniaków czy innych górników nie obchodziły go. Nie widział sensu narażać życie za darmo. A skoro póki co nie padła żadna propozycja zapłaty za powstrzymanie jakiejś tam zarazy, to jego nie interesowało to ani trochę.

"Do waszych usług? Mów za siebie Moggs..." pomyślał tylko. "A skoro panuje tu jakaś cholerna zaraza to róbmy swoje i wynośmy się czym prędzej z tej dziury..."
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 12:58, 07 Paź 2007
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






Woods rozejrzał się zasępiony po twarzach kompanów. Choroby w głuszy należały do rzadkości i jak każda nieznana rzecz budziły jego niepokój. Nie miał ochoty narażać się niepotrzebnie.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 14:42, 07 Paź 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Panuje tu zaraza ?! - Anselm pokręcił z niedowierzaniem głową, odsunął nieco od stołu krzesło jakby zamierzał wycofać się w stronę drzwi.

- Panuje tu choroba, która potrafi zabijać - odparła Meara, podziękowawszy uprzednio skinieniem głowy Moggsowi za jego uprzejme słowa - Aideen, nasza zielarka, próbowała wszystkich swych naparów i maści. Zdołała część chorych wyleczyć, niektórym jednak nie pomogła. Luan kazał pochować zmarłych za osadą, sami odprawiliśmy odpowiednią ceremonię modląc się za ich dusze. Ci mężczyźni, którzy mieli w sobie dość sił wciąż pracowali w kopalni. Dwa tygodnie temu poszli tam ostatni raz, od tego czasu ich nie widzieliśmy. Modlę się dziennie do Morrowa o to, by ich oszczędził, ale mam straszne przeczucia.

- Poszli do kopalni i nie wrócili? - zapytał Deegan - Ilu ich było?

- Luan, synowie Brogana i jeszcze siedmiu innych. Mieli być przed zmierzchem z powrotem. Następnego dnia poszłam tam sama, ale w połowie drogi zawróciłam.

- Coś cię przelękło? - Phineas pierwszy dostrzegł błysk strachu w oczach kobiety.

- Tak - odpowiedziała drżącym tonem Meara. Otworzywszy pobliską szafkę wyjęła z niej jakiś zawinięty w materiał przedmiot. Trzymając go za brzegi szmatki, z wyraźnym wstrętem i lękiem, położyła obiekt przed Phineasem. Woźnica zmarszczył nos czując bijący od pakunku zapach, rozwinął materiał i wciągnął z sykiem powietrze.

- Niech nas Morrow strzeże! - Anselm wstał z krzesła nie odrywając wzroku od pakunku, nakreślił w powietrzu run chroniący przed złymi duchami.

Na płachcie poplamionego materiału leżał naszyjnik wykonany z ludzkich palców i uszu, obciętych tępymi narzędziami i nawleczonych na wąski rzemyk. Odór gnijącego mięsa bił w nozdrza mężczyzn, napawał wstrętem. Meara spoglądała na upiorną ozdobę z pełną rezygnacji rozpaczą, dłonie uniosła ku skrzywionej w grymasie ledwie powstrzymywanego płaczu twarzy.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 16:28, 07 Paź 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Degratę wyrwało z zamyślenia nagłe zainteresowanie towarzyszy tajemniczym przedmiotem. Spojrzał na stół i zobaczył naszyjnik.

- Hmmm ciekawe, widać macie tu jakiegoś wyjątkowo zwyrodniałego mordercę. Może nawet jakiegoś złego czarownika czy nekromantę jeśli dołożyć do tego zarazę, co pan powiesz panie Marcus?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 17:03, 07 Paź 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Markus przyjrzał sie naszyjnikowi, rzucił karcące spojrzenie Degracie odzywając się do Anselma.
- Nie widzę powodu żebyśmy wszyscy sie tu narażali. Proponuję rozładować wozy i odesłać jeden lub samego woźnice wierzchem do Farinu w celu powiadomienia władz. Jeśli ktoś uważa, że sprawa go nie dotyczy lub za bardzo sie leka także może odjechać. Ja chciałbym porozmawiać z tą zielarka o której mówiłaś Pani jeśli to mozliwe. - ostatnim zdaniem zwrócił sie do kobiety.
Zobacz profil autora
W górach Wyrmwallu
Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 8 z 41  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 39, 40, 41  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin