RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms -> W górach Wyrmwallu Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 39, 40, 41  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Czw 21:36, 27 Wrz 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Tylko Teofrey Moggs i jeden z furmanów ujrzeli dokładnie to, co wydarzyło się w następnej sekundzie. Myszkujący na jednym z wozów Marcus Dernavan odwrócił głowę w kierunku kłócących się najmitów w chwili, kiedy Ordyjczyk siadał na swoim miejscu. Widząc ruszającego do przodu Kerrigana Thurianin pojął z miejsca, że żołnierz nie żartuje. Podniósł błyskawicznie prawą dłoń i wycelował palec wskazujący w postać Midlundera. Na czubku jego palca zmaterializowało się znienacka coś, co w ułamku chwili urosło do postaci kuli światła rozmiarów zaciśniętej męskiej pięści. Niezwykły ów obiekt oderwał się od ręki mechanika i przemknął w powietrzu tak szybko, że pozostali członkowie konwoju spostrzegli jedynie rozmazaną niebieskobiałą smugę sypiącą za sobą rzadkimi iskrami.

Kulka uderzyła rozpędzonego Midlundera w okryty kolczugą prawy bark w chwili, kiedy ten zaczął opuszczać broń w kierunku odtaczającego się na bok Degraty. Kerrigan wyprężył się konwulsyjnie, łuki niebieskiej energii zaczęły skakać po jego ciele sypiąc iskrami. Targany spazmami człowiek runął na ziemię, wypuszczony z dłoni miecz zafurkotał w powietrzu omal nie trafiając rękojeścią w głowę najstarszego wiekiem furmana. Kiedy energetyczne wyładowania przygasły nieco pośród suchych trzasków, Midlunder przestał orać rozcapierzonymi palcami ziemię, przewrócił się na brzuch i zwymiotował.

- Ładunek o regulowanym potencjale – powiedział głośno Marcus Dernavan – Skuteczny w każdym przypadku, zaś wyjątkowo efektywny wobec ludzi z metalowymi elementami ubioru. Chociaż pewnie tego nie wiesz, metal to doskonały przewodnik energii. Potrafię tak zmodyfikować ten czar, by zabił człowieka i wcale nie byłaby to lekka śmierć. Mogę go osłabić do poziomu, w którym wypali człowiekowi nerwy wzroku i słuchu, a wtedy stanie się on ludzkim wrakiem. Mogę też jedynie trochę przypalić ofiarę, właśnie tak jak teraz.

Kerrigan oparł się o koło wozu, usiadł nieporadnie na ziemi. Z wielu miejsc na jego ciele, w szczególności dłoni i twarzy, unosiły się smużki dymu.

- Czarownik! – wykrztusił w końcu jeden z furmanów krzyżując dłonie w geście ochrony przed złem.

- Chciałeś zabić tego człowieka ciosem w plecy – ciągnął nieporuszony tą reakcją Thurianin – Mord to czyn naganny pod każdym względem, tak nas uczą kapłani Morrowa. Bądź mi wdzięcznym za tę interwencję, być może bowiem właśnie uratowałem twoją duszę przed potępieniem. A teraz wyciągnij powoli nóż i rzuć go za siebie.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 10:10, 29 Wrz 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Degrata, zresztą podobnie jak wszyscy towarzysze, był cholernie zdziwiony widząc czyny Marcusa. Wcześniej brał go za zwykłego włóczęgę i żebraka ale w świetle nowych informacji... cóż było nie było pewnie uratował mu życie. A jeśli już mowa o życiu...

Ordyjczyk spojrzał za dumnego Angusa Kerrigana, wijącego się teraz z bólu po ziemi i rzygającego jak kot resztkami swojego posiłku. Falchi stanął nad mężczyzną i cicho rzekł:

- Powinienem go zarżnąć jak psa... gdy wrócimy z przełęczy Duvika zapłaci mi za to...

Degrata spojrzał na Marcusa i lekko skinął głową w ramach podzięki.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 10:39, 29 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Ty tam się tak na niego nie gap – najstarszy z furmanów, Phineas, podszedł bliżej Ordyjczyka, z dłonią położoną na wsuniętym ponownie za pas kordzie – Jakbyś gębę umiał zawartą trzymać, a nie chlapał ozorem na obie strony, tobyśmy ani kłopotu z tym tutaj nie mieli ani tych sztuczek magicznych.

- Mnie wcale nie dziw, że cię chciał chlasnąć, skoroś mu nożem groził – wtrącił drugi woźnica – Obaj żeście są po jednych pieniądzach, obu was najlepiej by chyba do dyszla przywiązać i wozy kazać ciągać, bo skoroście tacy krwecy do chlastania nożami, to my i o nasze gardła bojaźliwi. Strach tera będzie po nocach spać. Co powiecie, panie czarowniku, brać ich obu w łyki, opryszków jednych?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 10:58, 29 Wrz 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Marcus pogrzebał w plecaku i podszedł do Kerrigana wręczając mu mały pojemniczek z maścią.

- Masz, to pomoże na ból.

Wcisnął mu puzderko w dłoń.

- a jeśli nie powściągniesz języka przy następnej okazji nie masz co liczyć na moją pomoc - ostatnie słowa skierował do Degrata.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 11:29, 29 Wrz 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Degrata przygryzł sobie język, żeby nie rzucić jakiejś obelżywej uwagi w stronę furmana. Tych chłopów nie bał się wcale i pewnie wycięcie ich w pień nie sprawiłoby mu wielkiego kłopotu ale Marcus... cóż czarownik był groźny i Falchi nie zamierzał przekonać się na własnej skórze jak smakują jego palące czary...

Pokiwał tylko głową dając znak, że rozumie ostrzeżenie i skiwerował się na swoje posłanie na wozie modląc się o szybkie zakończenie tej podróży. Pobyt na lądzie wyraźnie mu nie służył...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 16:06, 29 Wrz 2007
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





Fakt, cała ta piorunująca scena wywołała u Theoffrey'a Moggsa lekki dreszczyk emocji, lecz nic poza tym. Nadal siedział w wygodnej dla siebie pozycji w swojej bryczce i z zaciekawieniem przyglądał się całemu zdarzeniu. Wiedział, że Marcus Dernavan nie był zwyczajnym włóczęgą. Ani mechanikiem. Tajemnicza księga, przytroczona do pasa, zwykle tak kurczowo trzymana przez właściciela, nie mogła być zwyczajnym pamiętnikiem. Nie miał jednak zamiaru dalej wnikać w jej zawartość - w chwili obecnej, kiedy wszyscy zorientowali się, że Marcus nie jest zwyczajnym obieżyświatem, nie miało to większego sensu.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 2:30, 30 Wrz 2007
Bestia
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 06 Wrz 2007
Posty: 610
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sosnowiec
Płeć: Mężczyzna





Kerrigan zebrał sie z ziemi. Podszedł do wozu na którym jechał. Zarzucił sobie plecak na ramię i powędrował bez pożegnania w stronę Fahrinu.


Na tym kończy się mój udział w sesji. Dziekuje bardzo, ale nie zamierzam odgrywac wioskowego głupka któremu dano do ręki pałkę. Słuzyłem w armii więc oczywistym jest że wybrałem sobie broń której nie umiem używać, tj miecz, kiedy odszedłem do cywila. Dzieki bardzo za taka postać. Równie naciagane byłoby rozwiazanie tej sytuacji przez upadek meteorytu.
Natomiast jeżeli ktokolwiek z Was kiedykolwiek walczył na miecze to powinien wiedzieć że moja ocena przewagi nie była błędem. Nóż nie ma szans z mieczem na otwartym terenie. Sorry.
Z koleji dla mnie nauczka jest taka żeby nie przyłączać sie w srodku sesji bez mozliwości wyboru postaci, bo jak sie okazuje trafił mi się debil co nawet własnej broni nie zna. Troche logiki przy tworzeniu postaci. Jakby doszło do walki z jakimiś NPC'ami to co? Kerrigan zabije sie sam bo nie umie walczyć mieczem? Nie, dzięki bardzo. Jak chcesz Keth to prowadz sobie te postac za mnie, ale sam sobie stworzyłes bezwartościowego członka druzyny.
Poinformujcie mnie jak bedziecie zaczynac coś od początku to wtedy chętnie zagram.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 9:49, 30 Wrz 2007
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





Moggs, pogryzając chleb z cebulą, popatrzył się z satysfakcją i ulgą na odchodzącą postać. Nie było mu go ani trochę żal. Theoffrey był człowiekiem ,dla którego walka stała na drugim planie - krzykliwy i napastliwy wojak nigdy nie pasował do tej drużyny i Moggs miał co do tego pewność odkąd go poznał. Wszczynane przez niego kłótnie i bójki całkowicie rujnowały jego reputację.
-No to mamy kilka kolejnych koron do podziału. - Moggs jeszcze raz obejrzał się na małą już postać oddalającego się żołnierza...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 11:57, 30 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Szkoda trochę chłopa, do zmierzchu na trakt wrócić nie zdąży – burknął Phineas – Tutaj po nocy samemu niebezpiecznie, a on nie w pełni sił, patrzajcie, ciągle jeszcze trochę dymi... Ale jego wybór, takiego raptusa lepiej na siłę nie zatrzymywać, jeszcze znowu mu coś do łba strzeli. Pakuj worki, Anselm, w drogę trza.

Phineas zakończył postój gwizdając znacząco i wzywając eskortę do wsiadania na wozy. Strzeliły baty i zaprzęgi potoczyły się w dalszą drogę, podskakując na wyboistym trakcie.

Masywna sylwetka Angusa Kerrigana zdążyła już zniknąć za drzewami.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 12:00, 30 Wrz 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Górny Wyrmwall, 8 solesh 602 AR, późne popołudnie

Ciągnąca się po obu stronach szlaku puszcza stawała się coraz gęściejsza, rozłożyste gałęzie drzew stykały się ze sobą ponad drogą tworząc nad głowami podróżników zielone sklepienie. Promienie słońca przebijały się z trudem przez liściastą zasłonę, wśród grubych pni wiekowych dębów, buków i brzóz panował pełen głębokich cieni półmrok. Las rozbrzmiewał dźwiękami ptasich śpiewów, trzepotem skrzydeł, dobiegającymi z gęstwiny pomrukami, piskami i trzaskiem łamanych patyków. Kilka razy trakt przecięło stadko saren, umykających w pośpiechu tuż przed nosami pochrapujących koni, raz grupka włochatych dzików opuściła drogę fukając ostentacyjnie. Sroki i sójki darły się w niebogłosy, płosząc przy okazji liczne wiewiórki i inne drobne gryzonie myszkujące w leśnym poszyciu.

Furmani sprawiali wrażenie spokojnych i równie małomównych jak zazwyczaj, ale najmici szybko zauważyli, że każdy z mężczyzn położył sobie na koźle kord lub nadziak, umieszczony tak, by w razie potrzeby można było natychmiast po niego sięgnąć. Górny Wyrmwall wciąż pozostawał dziką, nieokiełznaną przez ludzi krainą, wkraczający na ten obszar wędrowcy często padali ofiarą kapryśnej pogody lub drapieżników. Czasami szybkie sięgnięcie po broń mogło uratować życie, czujność w tych okolicach zawsze popłacała. Królewscy żołnierze zaglądali do odludnych górskich wiosek ledwie kilka razy na rok, zazwyczaj w charakterze eskorty poborców podatkowych. Wiosną ludzkie sadyby odcinała od reszty cywilizacji fala roztopów, zimą śnieżyce i mróz. Natura kształtowała serca żyjących w dziczy drwali, bartników i myśliwych, hartowała ich, ale zarazem uczyła nieufności i dystansu do innych ludzi.

Tarcza słońca szybko przesunęła się po bezchmurnym niebie, ledwie dostrzegalnym ponad koronami drzew, zaczęła opadać poza łańcuch górskich szczytów. Półmrok lasu zaczął się pogłębiać, cienie wydłużać, odgłosy tajemniczej aktywności w gęstwinie nabrały bardziej niepokojących tonów - raz czy dwa echem poniosło się wilcze wycie, coś gdzieś porykiwało groźnie, w krzakach rozlegało się co chwila ostrzegawcze parskanie.

Kilka chwil przed całkowitym zapadnięciem zmroku furmani zatrzymali się na kolejny postój, zeskakując z kozłów, wyprzęgając szybko konie i pętając im przednie nogi. Wybrane przez nich miejsce było załomem w porośniętej mchem skalnej ścianie, biegnącej wzdłuż prawej strony traktu. Ognisko zostało rozpalone w przeciągu kilku minut, jeden woźnica przytargał z niewielkiej jamy w skale stertę narąbanego wcześniej i ukrytego w załomie drewna, drugi skrzesał naprędce ogień. Płomienie zatrzeszczały żarłocznie, mrok coraz późniejszego wieczoru rozjaśniła ciepła poświata. Nieznany wciąż z imienia ziomek Phineasa wyciągnął spod kozła metalowy kociołek, zabrał się bez słowa za gotowanie zupy.

Najemnicy zeskoczyli z wozów chwilę po woźnicach, nieco zaskoczeni obrotnością furmanów. Nim rozprostowali kości i przeczesali najbliższe otoczenie obozowiska, posiłek był już prawie gotowy. Phineas wyjął ze swojego tobołka komplet łyżek, ku zaskoczeniu wszystkich machnął z niechęcią w kierunku czwórki pasażerów zapraszając ich do wspólnego posiłku.

Kociołek pełen pachnącego wspaniale gulaszu został opróżniony w błyskawicznym tempie, nikt nie tracił czasu na rozmowy, więc kolacji towarzyszyły jedynie odgłosy siorbania i posykiwanie tych, którym gulasz parzył języki. Dopiero kiedy wylizany do czysta kociołek wylądował na stercie kamieni przy ognisku, a najedzeni mężczyźni wyciągnęli się z zadowoleniem na kocach, pomiędzy członkami karawany nawiązała się luźna konwersacja.[/list]
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 13:35, 30 Wrz 2007
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





-A wiecie...nawet mi go trochę brakuje. A zresztą... - Westchnął Theoffrey, którego emocje związane z minioną walką opadły wraz z najedzeniem się do syta przepysznego gulaszu.
Grupka ludzi spędziła ze sobą zaledwie dwa dni, jednak Moggs czuł się do niej niezwykle przywiązany. Mimo, że jego fach nakazywał mu skrywanie wszelkich uczuć, to był on człowiekiem dość emocjolanym. Łatwo nawiązywał kontkty z ludźmi i był otwarty na każdego z nich. Stąd w duchu ciężko było mu rozstać się jednym z towarzyszy podróży.

Bajdełej, gdzie jest Woods? Bo coś od kilku stron o nim zupełnie cicho.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 22:08, 30 Wrz 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- No i dzionek mamy za sobą.. - Marcus przeciągnął się i rozejrzał po zgromadzonych przy ogniu. - Jakie ciekawostki czekają nas jutro? - zwrócił pytanie do przywódcy wozaków.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 12:59, 01 Paź 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





Degracie ani trochę nie brakowało Kerrigana. Wcale by się nie przejął gdyby w drodze powrotnej do Fharinu znaleźli jego szczątki rozszarpane przez dzikie zwierzęta lub zmasakrowane przez bandytów.

Jednak od ostatniego postoju Falchi nieco przycichł. Wiedział, że jeszcze jedna taka historia może skończyć się dla niego niezbyt przyjemnie. Przez całą drogę skupił się na obserwacji terenu. Teraz, siedząc wraz z towarzyszami na postoju po raz pierwszy się odezwał:

- Czemu mi pomogłeś panie Dernavan? Jestem ci za to wdzięczny i z pewnością kiedyś się odwdzięczę, ale nie sądzę żeby moje życie było na tyle cenne żeby je ratować. A i Kerrigan nie zasłużył żeby traktować go tak ostro. Nie potrzebnie go podjudzałem...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 13:30, 01 Paź 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





-Życie jest zbyt cennym dobrem by nim szastać - odparł cicho Marcus - a strata kolejnego sprzymierzeńca w misji też nie była dobra. Zwłaszcza w tym pustkowiu. A jak już mówiłem mord nie leży mej naturze.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 15:55, 03 Paź 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Dobrze powiedziane, mości panie. Życie ludzkie cenne jest na tym odludziu. A bo to wiadomo, co tam w chaszczach siedzi? – odburknął Phineas – Bogrysy się tu kręcą czasami, na wrzaskuna też można natrafić. Zresztą wszystkie one kurwie syny i tak milsze mi są od jeżłacza, oby nas Morrow strzegł przed tym plugastwem.

Przy ognisku zapadła chwila milczenia, spędzona przez większość najmitów na dumaniu, czym takim właściwie był ów diaboliczny jeżłacz. Tylko Woods pokiwał głową słysząc miano bestii, podparł brodę dłońmi wpatrując się w płomienie ogniska. Ciszę przerwał w końcu morridański nożownik, nie nawykły widać do przeciągającego się milczenia.

- Widzieliście rano te karabiny piechurów okopowych? - Teofrey Moggs oblizał usta z resztek gulaszu i popił posiłek haustem piwa ze swego skórzanego bukłaka - Wiele bym dał, żeby dostać coś takiego w swoje ręce.

- Karabiny prochowe z Radliffe Gunwerks albo Clockwerks Arms - odezwał się nieoczekiwanie trzeci z furmanów, niski mężczyzna o płowej grzywie, zadartym nosie i inteligentnych iskierkach w oczach. Ponieważ nie odzywał się zbyt często, najmici dość późno zauważyli, że w przeciwieństwie do swych kompanów nie mówi dialektem górali, tylko poprawną mową o niemal literackim brzmieniu, co świadczyło niezbicie o edukacji wyniesionej zapewne z przykościelnej szkółki - Produkują je na zamówienie armii, również w Corvis, na licencji. Wiele byś dał, powiadasz? To zależy od tego, jaką sumę uważasz za wielką. Komendantura w Forcie Falk płaci za jeden karabin pięćset koron. Gdybyś chciał kupić coś takiego z drugiej ręki, dołóż do tej ceny jeszcze ze dwieście koron, a uważaj przy tym, żeby cię nikt nie złapał. Na prawie każdym karabinie tego typu wybity jest numer seryjny, bo produkuje się je wyłącznie dla wojska. Przyłapią cię z taką bronią i zawiśniesz na szubienicy za kradzież mienia królewskiej armii.

Furman mówił niskim, pewnym siebie głosem, ze spokojem zdradzającym znajomość rzeczy. Jego niecodzienna elokwencja bardzo zaskakiwała w zestawieniu z prostym ubiorem i plebejskim zawodem.

- A skąd tyś tak obyty w tym temacie, bracie? - odparł Moggs, spoglądając błyszczącymi ciekawością oczami na rozmówcę.

- Mój wuj pracuje w Corvis w Zbrojowni Pitta, oni też wykupili licencję Radliffe. Bywałem tam nieraz, widziałem warsztaty. A Kompania wysyłała mnie parę razy z dostawami do Fortu Falk. Znam tam niejednego oficera, wiele słyszałem i widziałem. Nie jestem twoim bratem, człowieku, ale możesz mnie nazywać Deegan.

- To byś więcej kłopotów miał z tym karabinem niż pożytku z niego - chrząknął oparty plecami o pobliski głaz Phineas, nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi kompana – Chyba, żebyś go oddał do przeróbki. Taki numer to można zetrzeć, kolbę wymienić, ale to by sporo kosztowało. Już pięćset koron to kupa forsy, zwłaszcza jeśli na boku drą z ciebie jeszcze fharińscy karczmarze.

- On pytał o karabiny wojskowe - odparł wyjaśniającym tonem Deegan - Za czterysta koron możesz dostać używany muszkiet, ale to dość niecelna broń, a przy tym uciążliwa w obsłudze, bo musisz ją ładować od przodu przez lufę. Zanim przygotujesz drugą kulę do wystrzelenia, przeciwnik zdąży cię dwa razy przebić strzałą albo bełtem. No i są jeszcze karabiny z prochową podsypką i lontem, trochę tańsze od muszkietów, ale bardziej od nich zawodne.

- Ja tam w tych waszych samopałach nic przydatnego nie widzę - wtrącił się do rozmowy trzeci woźnica, mało sympatyczny mężczyzna o grubo ciosanych rysach twarzy i imieniu Anselm - Co mi po tym, że biją dużo dalej niż łuki? Kupa huku i jaki kurwi syn zara wie, gdzieżeś się zaszył. No i trza czasu na ładowanie. A w lesie karabin z kuszą równać się nie może, kusza w użyciu poręczniejsza, łatwiej nią obracać w gęstwinie i wystarcza, żeby bełtem przebić kolczugę.

- W gęstwinie to może i tak, ale na otwartym polu to już muszkiet lepszy, zwłaszcza że kula szybciej od strzały leci! - zaoponował Teofrey Moggs, żywo zainteresowany rozwijającą się dyskusją.

- A kusza to po ile chodzi ? - zainteresował się Falchi Degrata, ssący dotąd w zamyśleniu odarty z kory patyczek.

- Bo ja wiem, z trzydzieści koron, może czterdzieści, zależy od tego, jak ciężką chcesz kupić - odpowiedział Deegan - I gdzie kupujesz. Kusza krasnoludzkiej roboty to prawdziwe cacko, aż się dusza śmieje, kiedy coś takiego w ręce weźmiesz, ale trudno je znaleźć i jeszcze sporo musisz przepłacić.

- A co z pistoletami? - nie ustępował Moggs - Chyba są łatwiejsze w użyciu od karabinów, co? Powiedz coś o nich, Deegan. Widziałem w Fharinie paru oficerów z pistoletami przy pasie, a i niektórzy strażnicy miejscy je noszą, że już szlacheckich pojedynków na śmierć i życie nie wspominam.

- Z pistoletem jest ten sam kłopot jak z karabinem, proch może się zamoczyć, musisz go mieszać w odpowiednich proporcjach, czarny z czerwonym, a jak się pomylisz, to ci wybuch może palce oberwać. Tyle, że pistolet mniej kosztuje, dostaniesz go już za sto pięćdziesiąt, dwieście koron, zwłaszcza jeśli kupujesz jaką tanią podróbkę.

Marcus Dernavan spojrzał w niebo roziskrzone mrowiem gwiazd, przysłonił usta na chwilę nie potrafiąc powstrzymać wywołanego zmęczeniem ziewnięcia.

- A ja wam tyle powiem, że najlepiej czuję się z mieczem – czarownik oderwał wzrok od dwóch jasnych księżycowych tarcz, przeniósł spojrzenie na rozmówców - Swego czasu ćwiczyłem fechtunek, bo mój szacowny rodzic wielce na to nalegał, chociaż ja malcem będąc bardziej do młotka i piły lgnąłem. Karabiny to dla mnie, panowie, wielka niewiadoma, rzekłbym nawet: czarna magia – Thurianin wyszczerzył zęby rad z zabawnej gry słów, poklepał rękojeść schowanego w pochwie miecza.

- Brrr, moście panie, tego słowa nawet nie wymawiajcie. Magia, tfu - Anselm splunął siarczyście do ogniska, otarł sobie usta rękawem bluzy – Człek pobożny nawet o magii nie wspomina, bo to plugawe praktyki i bogu obce. Wy tam, panie czarowniku, nie bierzcie sobie mojej gadki osobiście, boście człek pobożny i edukowany, zara to widać jak kto na was spojrzy. Jakeście temu wojakowi prawili o grzechu zabójstwu i tego tam, tom z miejsca zmiarkował, że ni chybi ze szlachetnym panem przyszło nam przestawać. Ale nie wszyscy tacy jak wy są, nie wszyscy. Kapłani już dawno powinni wszystkie te kolegia i szkoły czarostwa z dymem puścić, popioły solą zasypać. Że też Morrow pozwala na takie występki, na takie bezbożne praktyki, sam uwierzyć nie mogę.

- Cicho bądź, Anselm - syknął ostrzegawczo Deegan, uniósł zaczepnie głowę - Niczego się o magii dowiedzieć nie chcesz, bo ci wioskowy kleryk wbił do tego zakutego łba, że magia to zło i plugastwo.

- A co dobrego masz z tych czarowników, tych znachorów za trzy miedziaki, co choremu sprzedają bezwstydnie proszki leczące wszystko, chłopom obiecują sprowadzać w czas suszy deszcze, a królom szepcą do uszu bezecne rady i przeciw klerowi ich nastawiają? Jakby tak wszyscy byli jak ten tutaj nasz pan czarownik, to bym złego słowa nie rzekł!

- Waż ty te swoje słowa, Anselm, aby się miarka nie przebrała. Ja tam do ciebie nic nie mam, ale króla przy mnie nie obrażaj - obruszył się Phileas - Król Leto to dobry pan, a o magach też złego słowa powiedzieć nie mogę. Parę lat temu widziałem jak jedna przejezdna czarodziejka leczyła w zapadłej wiosce pod Corvis chorych wieśniaków. Sama omal nie obumarła wtedy, a złamanej korony nie wzięła, słów podziękowania nie chciała słuchać. Odjechała po tygodniu i nikt nawet się nie dowiedział jak jej na imię było.

Przy ognisku ponownie zapadła cisza, przy czym wszyscy spozierali z ukosa na Dernavana, ani chybi spodziewając się ostrej reakcji na wypowiedziane przez Anselma słowa. Lecz thuriański czarownik spoglądał w płomienie z pozbawioną emocji miną, albo kompletnie nic sobie z opinii furmana nie robiąc albo też dopiero szykując jakąś wyrafinowaną zemstę, która miała się dopiero objawić w przyszłości.

- Ta, czarodziejki - Moggs przeciągnął się niczym kot, oblizał znacząco usta - Miałem okazję parę razy przyjrzeć się takiej czarodziejce. Nie wiem, kto im te stroje szyje, ale suknie tak się po ciałach im leją jakby to druga skóra była. A stroje do jazdy konnej widzieliście? Przed kolegium w Fharinie widziałem raz dwie młode dziewczyny, chyba nowicjuszki. Kosy aż po tyłki, kruczoczarne, aż ręka sama skakała, żeby palcami je przeczesać.

- Trza było spróbować - roześmiał się Phineas - Nie słyszałżeś, że tym, co macają czarodziejki, ręce porastają szczeciną, a nosy zmieniają się w świńskie ryje? Byś teraz wyglądał jak jaki półdzikun, którego ojciec zdybał chłopkę w polu kapusty i skorzystał z okazji!

- O dzikunach też nie wspominajcie - Anselm przeciągnął wzrokiem po mrocznej gęstwinie majaczącej poza linią światła padającego z ogniska - Jeszcze złego z lasu wywołacie. Wy tu się z dzikunów podśmiewacie, a za chwilę szczeciniasty ryj wam w oczy zajrzy i co wtedy? Nawet za broń złapać nie zdążycie, tylko się w gacie sfajdacie.

- A to dopiero by było jak byśmy się wszyscy posrali z przerażenia... wszelki zwierz by pomykał jak zając, gdy go na ogon nadepnąć! Coś pan taki strachliwy, panie Anselm? Dzikuny nie dzikuny, węch ni chybi też mają - rozbawiony wcześniejszymi słowami Phineasa Falchi Degrata teraz wręcz boki zrywał, po części na widok autentycznego oburzenia na twarzy Anselma, po części wciąż śmiejąc się z komentarza furmana - Czym właściwie jest ten wasz dzikun? Na morzu nie spotkałem się z takim stworzeniem – zapytał, kiedy już opanował śmiech - A co do czarodziejek to i ja widziałem piękne sztuki, tylko dość wysoko noski podnoszą - Ordyjczyk mrugnął znacząco, uśmiechnął się kącikami ust.

- Co wy, dzikuna na morzu chcecie napotkać?! - tym razem to Phineas i Anselm zarechotali szczerze ubawieni.

- To się nie da, mości panie marynarzu - zaczął wyjaśniać Phineas - Dzikuny wodę łukiem omijają, wolą się w błocie tarzać, a do rzeki to lezą jeno po to, by sobie pochłeptać. Zresztą w Ord pewnie nikt ich jeszcze na oczy nie widział, bo paskudy w Wyrmwallu żyją, a w Ciernistej Puszczy, nie słyszałżem jeszcze, aby się w innych lasach pokazywały. Wyglądają...

- Wyglądają jak mieszaniec dzika z człowiekiem - wtrącił rzeczowym tonem Deegan, siedzący przy ognisku ze skrzyżowanymi na piersiach rękami - Mają ciała pokryte szczeciną, łby dzików i racice. Chodzą na dwóch nogach jak ludzie, noszą też coś na podobieństwo skórzanych strojów. Umieją krzesać ogień, budować chatki z drewna i błota, posługiwać się prostymi narzędziami i bronią. Nie lubią ludzi i zazwyczaj zabijają lub przepędzają tych, którzy wkraczają na ich obszar. Niewiele więcej o nich wiadomo, z przyczyn, które przed momentem wymieniłem. Żyją faktycznie tylko w górach Wyrmwallu i w Ciernistej Puszczy, ale szybko się mnożą. Już tu i ówdzie zaczęły wyłazić z puszczy i niszczyć wiejskie poletka, zwłaszcza kartofliska i kukurydzę. Garnizony w Fharinie, Bainsmarkecie i Corvis próbują je tępić, ale dzikuny są sprytne jak na półzwierzęta, niełatwo je w pułapkę złapać. Nie sądzę, aby nam dzisiejszej nocy cokolwiek z ich strony groziło, już prędzej natrafimy tu na wrzaskuny albo wędrowny kril bogrinów.

- Albo wilki albo trolle albo... - zaczął wyliczać śmiertelnie poważnym tonem Anselm.

- Cicho bądź, Anselm - odezwali się równocześnie Phineas i Deegan.
Zobacz profil autora
W górach Wyrmwallu
Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 7 z 41  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 39, 40, 41  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin