Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Czwórka rybaków wróciła na Plac Karczemny schodząc nań zupełnie innymi ulicami i podpytując mijanych przechodniów o drogę. Chociaż wszyscy prócz Łamignata rozglądali się bacznie wokół w poszukiwaniu najmniejszego śladu Wurzzta, Ayheera lub któregoś z czcicieli Katana, miłosierni bogowie najwyraźniej Buratarczykom sprzyjali.
Przeciąwszy labirynt ulic Placu w poprzek, młodzieńcy przedostali się z powrotem do portu, zostawiając za sobą gwar głosów i ścisk ciał na uliczkach, witając w zamian znajomy zapach wody, łopot żagli i poskrzypywanie takielunku.
W porcie również panował ruch, ale rybacy czuli się tutaj bardziej na miejscu, krążąc nie wśród bogato odzianych przechodniów, a zwykłych dokerów, poławiaczy małży i marynarzy.
- Jakie wielgachne te statki - zdumiał się kolejny raz z rzędu Pchełek, idący skrajem nabrzeża w cieniu rzucanym przez wielką kogę - U nas łódkę parę dni trzeba zbijać, w paru się męczyć, a przecie ona malućka taka! A taki statek toby Jemioła chyba do końca życia klecił, co?
- Na łódki popatruj, a nie na statki - ofuknął złodzieja Trzęsikęsek, wyraźnie rozdrażniony i coraz bardziej rozczarowany. Pchełek i Gusłek wcale mu się nie dziwili, bo i ich nogi bolały coraz bardziej od pozornie niekończącego się wędrowania. Słońce zaczęło już opadać za ciemniejące blanki Pałacu Katana wieszcząc rychłe nadejście wieczoru, a oni wciąż ani nie natrafili na jakikolwiek ślad Krzesimira i Sękacza ani nawet nie zdążyli odszukać Maskacza, bez wątpienia przestępującego nerwowo z nogi na nogę przed faktorią Michelona.
- Cosik mi się widzi, że nic z tego nie wyjdzie - wzruszył ramionami Gusłek, poddając się ostatecznie zwątpieniu - Pewnikiem my ani połowy pomostów jeszcze nie zwidzieli, a tu zaraz noc będzie, spoczynku trza nam gdzieś poszukać, Zagera odnaleźć. I w brzuchu mi już poburkuje, głodnym strasznie.
- A taką pięknistą flagę im dziewki naszykowały - powiedział zupełnie od rzeczy Łamignat, wrzucający z niegasnącym zapałem do wody rozkruszone kawałki bruku - Taka śliczna była, wilczy łeb na modrym, a wokół liście dębowe, a ktoś zerwał i za burtę wyciepł. Oj, nieładnie!
- Co ty gadasz? - zainteresował się słabo Gusłek - Skąd ci nagle do łba przyszła myśl o fladze z łódki Krzesimira? Skąd ci w ogóle te wszytkie dziwne myśli przychodzą, co?
- Olaboga, ja nie wiem, jam nie kumaty - rozłożył ramiona Łamignat - A o fladze żem pomyślał, bo tam przecie na wodzie pływa, jako szmata jakaś, a przecie taka piękna była.
Pozostali trzej rybacy dosłownie skamienieli spojrzawszy w stronę wskazaną przez osiłka.
Kilka metrów od pomostu na powierzchni wody unosiła się niewielka błękitna flaga przedstawiająca stylizowany wilczy łeb okolony wieńcem z dębowych liści.
Ta sama, którą wydziergały jesiennymi wieczorami Kraśka i Perełka, a z której do łez zaśmiewali się Trzęsikęsek i Łuczka, boć kto to widział, żeby na rybackiej łódce wilczy łeb wywieszać, któren tak do tego fachu pasuje jako pięść do nosa! |
|