Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Pchełek wymierzył Łamignatowi potężnego w zamierzeniu kuksańca, ale osiłek ledwie zarejestrował zmysłami fakt, że ktoś go trącił w żebra.
- Na co czekasz, psiamać? Łapaj ten tobołek, żwawo! – syknął złodziej rzucając się jednocześnie biegiem w drugą stronę, chcąc jak najszybciej dostać się do kamiennego nabrzeża i wejścia na drugi pomost. Znajdujący się w jego połowie inkasent portowy przystanął w miejscu, spojrzał na pędzącego na złamanie karku rybaka z niechęcią, potem obejrzał się przez ramię na kupca i jego ochroniarza.
- Czego chceta?! – zawołał rozkładając jednocześnie szeroko ręce w geście świadczącym o braku czasu – Mus mi do kapitanatu!
Głośny plusk przykuł z miejsca uwagę wszystkich. Ważący prawie tyle, co koń Łamignat runął w portowy basen młócąc ramionami brudną wodę i zmierzając pośród rozbryzgów piany ku tonącemu tobołkowi z króliczych skórek. Siedzący w łódce ochroniarz wypuścił z rąk wiosła, wstał z ławeczki spoglądając na żwawego pływaka szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.
Widząc jawną desperację człowieka w wodzie oraz jego trzech wbiegających na pomost kompanów, machających rękami na znak, iż chcą porozmawiać, inkasent wycofał się przezornie pomiędzy kupca i jego pachołka. Przywołany ostrym słowem, mężczyzna z łódki wspiął się czym prędzej na pomost, występując wraz z towarzyszem o krok przed pryncypała i kładąc dłoń na rękojeści przypasanej do boku szabli.
- Czego chceta, chłopy? – powtórzył inkasent, kiedy zdyszani młodzieńcy dobiegli do grupki ludzi tarasując im przejście na nadbrzeże – Jak zwady szukacie, toście źle trafili, bom jest persona urzędowa i pod ochroną prawa!
- Raczcie wybaczyć, pany złote – sapnął Pchełek – Nam mus z wami pogadać, w sprawie wielce wagowej, a gardłowej.
- Wagowej, a gardłowej? – powtórzył nieco ironicznie kupiec, ujmując się pod pachy i spozierając na ubogo ubranych rybaków z protekcjonalną ciekawością – Domyślam się, o co wam idzie, ale muszę odrzeknąć szczerze, że nikogo do terminu nie biorę, zwłaszcza obdartusów bez rekomendacyji.
- My pracy nie szukamy, panie złoty – zaprzeczył gwałtownym ruchem głowy Pchełek – Idzie nam o tę łódkę. Wasza ona?
- Ano moja – uśmiechnął się nieco szerzej kupiec – Od paru chwil, ale to się rychło może zmienić, jeśli chcecie ją odkupić. Pierwszorzędna robota szkutnika, chociaż na pozór sprawia wrażenie prostackiej w wykonaniu. Spójrzcie na dulki, metalowe, kadłub dobrze wysmołowany. Jeśli dacie za nią pięć sztuk złota, jest wasza choćby zaraz.
Kupiec przerwał dość ożywioną prezentację, przesunął się o kilka kroków w bok, by wspinający się na pomost Łamignat przypadkiem nie ochlapał go wodą. Ociekający od stóp do głowy osiłek wyszczerzył radośnie zęby, rzucił w ręce Trzęsikęska futrzany tobołek, potem zaś jął z wielkim entuzjazmem wytrząsać wodę z uszu, potrząsając głową jak szalony.
- Szkolony do aportowania? – zapytał z ogromnym zainteresowaniem mieszaniec w kupieckim stroju – Nie zaprzeczę, żem zaciekawiony. Nie wygląda na specjalnie bystrego, ale widać, że krzepki i usłuchliwy. Ma któryś z was do niego prawa?
Rybacy nic w pierwszej chwili nie odpowiedzieli, nie zrozumieli bowiem sensu dziwacznego pytania – pojął je za to inkasent.
- Panie Tarrih, zmiłujcie się, bo mnie za uszy wytargają w biurze – wybuchnął urzędnik – Jak chcecie łodzią kupczyć, to raz dwa i piszmy nowe kwity, bo mi śpieszno. A handlem niewolnikami zajmujcie się potem do woli, choćby i przez całą noc, jeśli wola taka wasza, ale już beze mnie.
- To jak będzie, dobrzy ludkowie? – klasnął w dłonie pan Tarrih – Pięć złotych i łódź wasza? |
|