Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
- Jeden był albo więcej? – zmarszczył czoło sierżant, gwizdnięciem osadzając w miejscu swoich podkomendnych – I jak wyglądał? Broń miał?
- Wielki i wredny z gęby, że olaboga! – Gusłek wzniósł ręce ku niebiosom przybierając jednocześnie trwożny wyraz twarzy – Jam jest zwykły świątynny posługacz, mości panie, toć nic to dziwnego, że mnię przeląkł ten drab, na pewno bezbożnik. Nóż miał abo co większego to było, już nie pomnę, a ślady na nim krwawe zoczyłem, aż posoka kapała. Uciekał na złamanie karku, toć pewne, że coś miał na sumieniu, zbrodzień jeden!
- Dobrze, dobrze, już się tak nie lękaj, w dobreś ręce trafił – sierżant podniósł pięć palców, a potem wskazał dłonią wylot bocznej uliczki, w której zniknął rzekomy uciekinier. Pięciu najbliższych strażników zawróciło natychmiast w miejscu, podbiegło do podoficera otaczając go ciasnym półkręgiem – Duży, wredna morda, z kosą w łapie, najpewniej ubrudzoną posoką. Tam pobiegł. Sprawdźcie ulicę do dwóch skrzyżowań w głąb, bo nie chcę, żeby mi przypadkiem kogoś dźgnął po drodze.
Strażnicy odczepili od pasów swe okręcone rzemieniami pałki i pobiegli bez zbędnych słów we wskazanym kierunku, uważnie się rozglądając na boki.
- Pomagier świątynny, powiadasz? – zadumał się sierżant – I obaj żeście tacy strachliwi, że jeden obwieś z nożem was o dreszcze przyprawił. Oj, miętcy jesteście jak dziewczynki. A jakiej ty świątyni służysz, przyjacielu, skoro rybacki oścień przy sobie nosisz i po co ci ten drąg, hę? Pomiarkuj sobie, iż nie zapytaję z czystej ciekawości, tylko ze służbowego obowiązku, bo tu się ostanio kręciło paru łachmytów, co ryby z magazynu kradli.
- Panie złoty – załamał ręce Gusłek, układając śpiesznie w myślach w miarę składną, a przy tym do szczętu fałszywą historyjkę – Jam rybak przyjezdny, zza Jeziora. Skromny pomocnik w świątyni Piana, takiej małej, wioskowej, cztery deski na krzyż i ołtarzyk. Z ziomkami żem przypłynął, bo ziarno, owce, a kozy mielimy kupić, coby z wełny i mleka dziesięcinę u elejata spłacić. A żem pierwszy raz tukej, tom sobie pomiarkował, że mus mi jakie miastowe świątynie pooglądać, bo przyjezdni w naszej wiosce zawsze prawią, jakie to bogate i dostojne przybytki w Ostrogarze. Reszta wiary na targowiskach się kręci, owcom w pyski zagląda, a kozy za cycki ciąga, a jam wziąłem tego oto druha, co lekko na umyśle słabowity, coby z okazyji skorzystać, a wszytko pięknie se na własne oczyska obejrzeć.
- Dobra, dobra, kmiotku, aż tak dokładnie nie musisz się spowiadać – machnął uspokajająco ręką sierżant – Daj pozór na przyszłość, by się nie wciągnąć w jaką paskudną opresję, a jak pomocy będziesz potrzebował, to straży wzywaj, nie próbuj na własną rękę sprawiedliwości dochodzić, bo to nie prowincja, tu się prawa przestrzega i wedle niego postępuje. Bywaj i niech cię bogowie mają w swych łaskach.
- Wielkie dzięki, szlachetny panie i błogosławieństwo Piana z tobą – wyjąkał Gusłek patrząc jak podoficer macha ręką na pozostałych czterech strażników każąc im podjąć marsz w stronę ryneczku. |
|