Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Gusłek wyłamał sobie palce splecionych ciasno dłoni, potem zaczął targać bezwiednie za frędzel rozdartej nieznacznie kapoty, z każdym ruchem ręki powiększając dziurę. Nowicjusz martwił się niepomiernie zarówno o Pchełka jak i pozostałych dwóch kompanów, którzy zniknęli we wnętrzu sklepu Kostropatego i dotąd nie wyszli. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności ów handlowy przybytek nie cieszył się dużą popularnością, bo od chwili wyjścia Wyrwichwasta żaden przechodzień nie wykazał cienia zainteresowania drewnianym szyldem, na którym jakiś grafoman nieporadnie wymalował czarną farbą łódkę i kotwicę, bo Gusłek nie potrafił sobie nawet wyobrazić konsekwencji obicia przez Łamignata jakiegoś przypadkowego klienta. To było miasto, tutaj zupełnie inaczej egzekwowano prawo, a cakiem niedawno widziana scena egzekucji dogłębnie nowicjuszem wstrząsnęła. Skoro tutaj wieszano ludzi iście hurtem i całymi kupami, to przyjezdnemu łatwo było popaść w rozstrój nerwowy na samą myśl o zatargu z ostrogarskim wymiarem sprawiedliwości.
A Gusłek czuł, że tajemnicze zniknięcie Krzesimira i Sękacza coraz bardziej zbliżało szukających ich ziomków do mrocznej i cuchnącej zatargiem z prawem prawdy, której odkrycie mogło wstrząsnąć całą rybacką społecznością. Co takiego uczyniły te łapserdaki, że los skrzyżował ich drogi z indywiduami pokroju Kostropatego i Wyrwichwasta? Gusłek znał Krzesimira i Sękacza nieco, zdarzało mu się z obydwoma na połów wypływać, składali też zwyczajowe ofiary w kapliczce Piana. Spokojni to byli ludzie, przed trzydziestką, bez żon i dzieci, ale oddani swej pracy i starszyźnie Burat-aru. Zresztą, gdyby było inaczej, gdyby Męczywór nie pokładał w nich swojej ufności, nigdy nie popłynęliby do Ostrogaru z całym srebrem starszyzny.
- Hukać czy kwiczeć? – odezwał się nagle Trzęsikęsek, tonem po części sarkastycznym, po części głęboko niespokojnym. Nie rozumiejący sensu tego pytania nowicjusz podążył wzrokiem za dyskretnie wystawionym palcem myśliwego i zesztywniał napotkawszy spojrzeniem grupę zbrojnych idących nieśpiesznym krokiem uliczką.
Było ich pięciu czy sześciu, w skórzniach i pod mieczami, na głowach mieli zaś płaskie kapaliny podobne do hełmów noszonych przez strażników miejskich. W oczach Gusłka jawili się wojskowymi na żołdzie orków, nie zaś strażnikami, bo nie mieli pałek, a na ramionach nosili niewielkie puklerze obite metalową blachą.
- Co to za jedni? – zapytał Trzęsikęsek udając jednocześnie, że wcale na niepokojących przybyszów nie spogląda – Szukają nas?
- Cichaj – odparł Gusłek – Patrzaj jak między sobą rozprawiają, jak na dziewki oczyskami łypią. Pewnikiem zbrojni jakowyś w służbie możnego pana, swawoli szukają abo haustu świeżego powietrza. |
|