Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Pchełek wygramolił się niezdarnie z wyrka pomimo dzikiego oporu lubieżnej niewiasty, próbującej obłapić go naprędce i wciągnąć z powrotem na lepką od potu pościel.
- Miła moja, dość tych swawoli – wybronił się młodzian, szybko dając nogę w drugi kąt pokoju, gdzie praczka cisnęła jego zdarte z oblubieńca portki – Ledwiem z głodu ruchawy, Pian mi świadkiem! Jak czego zaraz nie wkminię, iście żadnego ze mnie nie będzie pożytku, a tak namiętna białogłowa potrzebuje ogiera czystej wody, nie chuchrzaka!
Lukrecja z rozczarowaniem przyjęła oświadczyny kochanka z łapanki, zrobiła nadąsaną minę, ale puściła rybaka sięgając po własny przyodziewek.
- Niechaj ci będzie, mój ty – zaśmiała się w mało urokliwy sposób, niezbyt pociągający głównie przez wzgląd na swoje czterdzieści lat na karku i związane z nimi liczne zmarszczki. Przyglądając się kobiecie z ukosa, ubierający portki Pchełek pogratulował sobie w duchu niezwykłego wyczynu, bo nigdy wcześniej nawet by nie sądził, że sprawdzi się w obliczu tak nieatrakcyjnego wyzwania.
Chwilę później, wciąż jeszcze spocony, ale już ubrany i odgrodzony od praczki bezpiecznym blatem drewnianego stołu, pożerał z donośnym mlaskaniem ogórki w śmietanie i kawał zimnej pieczeni, popijając to wszystko piwem domowej roboty.
- Ależci pychota! – wymamrotał z pełnymi ustami – Ogórki i piwo, pewnikiem mi trzewia poskręca, ale niech tam, pychota.
- A papaj, papaj, kochanieńki – Lukrecja złapała młodzieńca pod stołem za kolano, ścisnęła je niczym kowal kleszczami kawał żelaza – Jak ci zasmakuje, możno częścij zaglądniesz do miłej wdówki?
Pchełek zakrztusił się łykiem piwa, ale szybko odzyskał dech, zachował twarz posyłając mieszczce flirciarski uśmiech.
- Jak Arianna sił doda, nader chętnie, a gorliwie – oświadczył żując jednocześnie kawał mięsa – Ale rzeknij mi, miła, coś więcej o tych obwiesiach z drugiej strony ulicy? Naprzykrzają ci się? Ubliżają uczciwej niewiaście, kurwie syny jedne?
- A wieszże, żeś dobrze pomiarkował! – Ostrogarka pociemniała po twarzy, zmarszczyła czoło – Odrzyskóra to pies nad psy, złodziej, a przy tym raptus i gwałtownik! Nie ma dnia, coby kogo po gębie nie obił albo i zadźgał w ciemnym kącie! Ty tam lepiej się tym człekiem nic, a nic nie interesowuj, bo se jeno biedy napytasz, a jakiego nieszczęścia.
- Znaczy się, istny zbój miastowy z niego? – Pchełek wciąż dbał o to, by mieć pełne usta, ale mimo intynsywnego gryzienia i żucia cały czas umiejętnie prowadził rozmowę – Ale przecie sam on jeden, prawda to? Nie możecie skrzyknąć chłopa z calusieńskiej ulicy, razem mu grzbiet wykarbować, w beczkę wsadzić i do jeziora?
- Och, nie gadaj tak głośno, bo jeszcze ktosik usłyszy – zatroskała się jeszcze bardziej Lukrecja, spozierając jednocześnie ku zamkniętym drzwiom swego mieszkanka – On tu wszystkim trzęsie, a podobno ma jakoweś koneksyje w podzamczu. Niektóre ludziska gadają, że po cichaczu niewolników łapie, przyjezdnych pewnikiem, że ich sprzedaje za grubaśne dutki na pogańskie obrzędy w świątyniach złych bogów abo na walki na śmierć i życie, co to podobno bogate pany się w nich lubują, rozlaną krew chłepcą razem z winem.
- Jużci, nie jeno zbój, ale i zbrodzień – burknął Pchełek – I nikt go nie tyka, straż go na szafot nie wlecze?
- Kochanieńki, ten psubrat bogatego, a władnego nie ukrzywdzi, za łebski jest ku temu. On jeno biednych wyzyskuje, a przecie biedny taki do grodzkiego sędzia nie polezie, bo się nie ma czym opłacić – odparła Lukrecja – A ma przy sobie drabów, a oprychów, co jeden, to z gęby szpetniejszy, nic, a nic do cię nie podobny, kochasiu. Z tuzin ich przy nim siedzi, w tej ruderze naprzeciwko albo po mieście się włóczą, porządnych ludzi zaczepiają, nożami straszą. |
|