RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Traveller -> TR - Godzina Chwały Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 16, 17, 18 ... 32, 33, 34  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Wto 23:48, 02 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.17, tunel komunikacyjny Maglev-17

- Och, Jezu, dlaczego granaty są nielegalne?! - jęknął do siebie samego Max, wspierając się na lufie lasera niczym na prowizorycznej kuli. Przestrzelona łydka mocno krwawiła i potwornie bolała, ale kość wydawała się nieuszkodzona - Wiej stąd, chłopie, wiej!

- Dwójka do środka, zneutral... - przechwycony przez słuchawki skafandra przekaz radiowy zgasł w ułamku chwili, zastąpiony statycznymi szumami. Inżynier wiedział, co się stało. Napastnicy nie używali profesjonalnych wojskowych scramblerów, bo były niedostępne dla cywilów i z natury nielegalne, ale ich komunikatory zostały zsynchronizowane ze sobą za pomocą specjalistycznego oprogramowania i zmieniały automatycznie co kilka sekund obsługiwaną częstotliwość, wszystkie jednocześnie, co czyniło ręczny podsłuch praktycznie niemożliwym, bo pozostając w miejscu i kręcąc gałką modułu łączności Max zarobiłby kulę w głowę najpewniej jeszcze przed odszukaniem aktualnie używanego przez zabójców kanału.

Złapał pośpiesznie za najbliższą szafkę, uwiesił się na niej przechylając mebel i posyłając go wprost na wejście do pomieszczenia. Metalowa szafka grzmotnęła z ogłuszającym hukiem o futrynę drzwi, ściągając na siebie momentalnie kilka krótkich serii z automatów.

- Nie, nie, Maksiu, ci goście nie żartują! - wycedził przez zęby inżynier, podskakując na zdrowej nodze w nadziei na szybkie dostanie się do przeciwnych drzwi. Wykorzystując wciąż laser jako kulę, wyszarpnął z pokrowca na udzie swój pistolet, przeładował go nieporadnie.

Do wychodzących na jakiś ciemny podjazd drzwi miał zaledwie metr. Kątem oka zauważył jakieś poruszenie za blokującą przejście szafką, usłyszał zgrzyt metalu.

Pierwszy napastnik wysuwał się właśnie zza futryny, z przyłożonym do ramienia automatem, w nasuniętych na hełm goglach, które nadawały mu owadziego wyglądu.

- Arrrgh! - wrzasnął Max podrywając lufę pistoletu i pociągając kilkakrotnie za jego spust. Nie celował, nie miał na to czasu, pistolet maszynowy fałszywego ratownika zdecydowanie przewyższał szybkostrzelnością jego własną broń. Dwie kule wbiły się z jękliwym dźwiękiem w drzwiczki szafki, trzecia roztrzaskała ceramiczną płytkę na odległość dłoni od głowy napastnika.

Czwarta, pierwsza wystrzelona z zamiarem trafienia konkretnego celu, przedziurawiła wiszącą na ścianie przy drzwiach gaśnicę. Urządzenie wybuchło z niskim hukiem, rozbryzgując wszędzie wokół gęstą pianę i drobne, ale ostre kawałki obudowy.

Wystrzelona na oślep seria poszła zbyt wysoko, poznaczyła ściegiem otworów ścianę dobre półtora metrów od Maxa.

Inżynier rzucił się za próg szatni, przywarł plecami do ściany po drugiej stronie futryny, wyjrzał za nią ostrożnie, spojrzał do środka nad lufą pistoletu.

W warunkach zmniejszonego ciążenia grudki piany nie opadły od razu na podłogę pomieszczenia, tylko utworzyły w powietrzu gęstą chmurę, której nie mogły spenetrować żadne sensory. Spomiędzy tej białej zawiesiny wystawała obudowa przewróconej szafki na ubrania, przesuwająca się pod wpływem napierającego na nią ludzkiego ciała.

Zamachowcy nie dali za wygraną, zdecydowani sforsować przeszkodę i dorwać swą ofiarę.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 0:34, 03 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.17, kokpit FCS Aurora

Zakładając, że procedura startu jest z definicji bezpieczniejsza od lądowania, John zwiększył od razu moc silników korekcyjnych, pchających Aurorę pionowym wektorem w górę, cały czas w stanie zawisu nad platformą lądowiska. Ustawiony na maksymalnym zbliżeniu Simplex popiskiwał szaleńczo wyłapując w ogłupiającej czujniki chmurze pyłu coraz to nowe sygnały, zdradzające obecność wiszących na niskiej orbicie masywnych obiektów.

Świadom realnego ryzyka zderzenia, nawigator rzucał ustawicznie w eter ostrzeżenie o swym starcie, łudząc się nadzieją, że jednostki ratowników znajdowały się ponad górnymi warstwami księżycowego pyłu.

Wznoszący się na słupach niebieskich gazów napędowych Arrow wypadł znienacka w lodowatą, bezkresną i krystalicznie czystą czerń kosmosu. Wnętrze kokpitu wypełnił natychmiast terkot alarmu zbliżeniowego. John palnął otwartą dłonią w jego wyłącznik, zmniejszył ciąg napędu.

- FCS Aurora, mamy cię na wizualu! - w komunikatorze rozległ się podekscytowany głos jakiegoś mężczyzny - Wytrać prędkość, znajdujesz się w ekstremalnie kolizyjnej strefie!

Rzut okiem na ekran radaru potwierdził ostrzeżenie rozmówcy. John ujrzał pulsujące wszędzie wkoło sygnatury blisko dwudziestu statków, wiszących ponad kraterem Oculus City. Za prawym oknem kokpitu ujrzał majestatycznie wielką burtę Khorata, drugi frachtowiec Astral Mining znajdował się co prawda poza polem widzenia nawigatora, ale John bynajmniej nie przeoczył jego wielkiej sygnatury rysującej się w pełnej krasie na wyświetlaczu Simplexa. Liczne ikony transponderów identyfikowały kilkanaście statków ivendońskiej Obrony Cywilnej. Były to maszyny różnego typu, od lekkich wahadłowców typu Bluebird po ciężkie promy towarowe załadowane specjalistycznymi robotami ratunkowymi.

- Centrum kryzysowe, mamy Aurorę! Wyszła ponad pył!

- FCS Aurora, zgłoście się! Mówi Kontrola Lotów Ivendo! FCS Aurora, zgłoście się!

John zatrzymał towarowiec w bezruchu, westchnął z autentyczną ulgą, potem zaś złapał za mikrofon modułu łączności.

- Mówi John Kowalsky, oficer nawigacyjny - powiedział artykułując wyraźnie słowa - Mam na pokładzie zgraną z miejskiej sieci kompilację danych na temat uszkodzeń kolonii. Przystępuję do emisji przekazu za pomocą nadajników radiowych.

- Świetnie, John, doskonała robota! - w głosie kontrolera zabrzmiała dzika radość i ekscytacja - Kontrola Lotów do wszystkich! Rejestrujcie dane, które za moment zacznie emitować Aurora! John, jak wygląda sytuacja na dole? Co się stało?

- Wypadek promu towarowego. Doszło do eksplozji, a ta wywołała wstrząsy sejsmiczne. Kontrola, to katastrofa na ogromną skalę, musicie ściągnąć znacznie więcej maszyn i specjalistów. Nawiązaliśmy łączność z obsadą wieży w kosmodromie, oni przekazali nam szczegółowe informacje o zniszczeniach. Liczba ofiar może iść w setki.

- Dobry Boże - odpowiedział po chwili dyspozytor przestrzeni systemowej - Dzięki za ostrzeżenie, wojskowi z Basaana będą tu do dwudziestu minut, mają ciężki sprzęt.

John zerknął na ekran Simplexa, odnotował w pamięci sygnatury blisko trzydziestu federalnych transportowców i statków medycznych zmierzających w perfekcyjnym szyku ku Mariposie.

- FCS Aurora, to FAS Orfeo - w eterze odezwał się znajomy głos pilota, który omal nie wylądował Johnowi na głowie - Jak możemy tam wylądować?

- W chwili obecnej tylko pojedynczo, maszyna po maszynie - odpowiedział nawigator - Zaprogramujcie sobie w komputerach manewrowych pionowy wektor podejścia wyśrodkowany na moim statku. Przemieszczając się wzdłuż niego traficie na nieuszkodzoną platformę startową. Mam na dole swoich ludzi, którzy próbują odpalić kompensatory grawitacyjne w kosmoporcie, ale na razie pył wciąż się utrzymuje. My sami omal nie rozwaliliśmy statku podczas lądowania, bo trzęsienie ziemi przesunęło niektóre konstrukcje.

- John, dziękuję za sugestię - ton koordynatora operacji znów przybrał opanowanego profesjonalnego wyrazu, zniknęły z niego okazane chwilę wcześniej emocje - Do wszystkich jednostek ratunkowych, przejąć raport sytuacyjny z Aurory i rozpocząć procedurę pojedynczego wyładunku ekip ratunkowych na wskazanym przez oficera Kowalskiego lądowisku. Za sześćdziesiąt sekund otrzymacie zaktualizowane zestawy poleceń oraz listę kolejności lądowania.

John spojrzał na swoje dłonie i dopiero wtedy uświadomił sobie, że leciutko drgały. Od chwili lądowania na Mariposie do ponownego wyjścia w próżnię nawigator znajdował się w stanie silnego stresu, a teraz jego organizm zaczynał na ów stan skrajnego napięcia reagować.

- Cholera, za stary już na to jestem - mruknął do siebie samego pogłaśniając jednocześnie komunikator i odpinając uprząż antyurazową. Wstał nieco chwiejnie z fotela, a potem poczłapał w stronę korytarzyka, by napić się zasłużonej kawy.

Jego myśli wciąż krążyły wokół pozostawionych na dnie krateru wspólników i pasażerów.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 10:47, 03 Cze 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





Szatnia? To nie wróży dobrze. Jak jest jakieś wyjście/drzwi/cokolwiek to tam biegnę. Poślę może dwa-trzy pociski w tumult przy szafce. Nawet jak nie zranię, to może przyszpili ich na sekundę, dwie i nie będą przez ten czas suwać szafki.

Jeśli nie ma już gdzie uciekać - postaram się tylko znaleźć jakaś osłonę, oprę nią laser, samemu klapnę jak najniżej i zabawimy się w dwa ognie. Z pistoletu i lasera na raz. Strzelając w to co będzie się wyłaniać z piany/drzwi wejściowych powinienem poważnie ranić choć kilku przed śmiercią.

...chyba, że jest tu gdzieś jeszcze jedna gaśnica. Po wymianie ognia i odpaleniu jej piana pokryje pomieszczenie. Odczołgać się od swojej pozycji i udawać martwego. Ale chyba w tym pomieszczeniu juz takich luksusów nie będzie. Może jakby były jakieś zwłoki tutaj... Ale tez nie bedę mial czasu sie przebrac..

Podsumowując - jak się da uciekam i strzelam by zabić, po drodze wywalając wszystko jak do tej pory. Jak się nie da - zostaje i walczę do końca. W tej sytuacji zaciemnienie pokoju i później oślepienie latarka będzie gut. Choć wole uciekać ;p
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 21:46, 03 Cze 2009
Karina
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kresh'ta
Płeć: Kobieta





Patrzyła z ukosa na jego wyciągniętą dłoń. Przygryzła lekko wargę.

-Mogłeś to zrobić, zanim rzucałeś mną o ziemię. - Mruknęła, po czym z lekkim wahaniem odwzajemniła gest.

Podając mężczyźnie dłoń przyjrzała mu się uważnie, bardziej spokojnie. Z większym zaufaniem spojrzała mu w oczy.

Intrygowała ją jego postać. Jego słowa brzmiały szczerze, choć dziewczyna nie była pewna, w co wierzyć. Z reguły nie wierzyła nikomu.

Otrząsnęła się z zamyślenia i lekko zmieszana pod jego przenikliwym spojrzeniem odwróciła wzrok. Zrobiła kilka kroków w stronę leżącego na ziemi tasera.

-Nie będziesz miał nic przeciwko, prawda? -Spytała i, nie oczekując w sumie odpowiedzi, schyliła się po broń.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 10:04, 06 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.18, rafineria Borsalis

Zacisnęła palce na taserze napinając jednocześnie wszystkie mięśnie, spodziewając się podświadomie, że wbrew wszystkiemu Gordon Corey zmieni zdanie i strzeli jej bez ostrzeżenia w plecy.

Nic takiego nie nastąpiło. Wyprostowała się, spojrzała ponownie na mężczyznę. Widoczne za osłoną hełmu oczy lustrowały ją przenikliwym wzrokiem, ale pistolet skierowany był lufą ku podłodze, trzymany w opuszczonej swobodnie ręce.

- Jak wygląda sytuacja na górze? - zapytał Corey - Czy zaczęto już akcję ratunkową?

- Chyba tak - wzruszyła ramionami Anna, czując lekki dreszcz na myśl o tym, że chwilę wcześniej poważnie rozważała możliwość zabicia swego rozmówcy - Wylądowaliśmy jako pierwsi, ale kapitan mówił coś o innych ekipach ratunkowych w drodze. Mówiąc szczerze, jestem trochę zaskoczona, że w ogóle pozwolił mi i bratu opuścić pokład, na początku nawet nie chcieli słuchać o tym, żebyśmy pomogli.

- Byłaś pasażerką? - zapytał Corey, a w jego głosie ponownie zadźwięczała nutka podejrzliwości - Razem z bratem?

- Tak - Anna skinęła ponownie głową, nie wiedząc co prawda, dokąd zmierzała ta konwersacja, ale też nie widząc na razie powodu uzasadniającego kłamstwo - Lecieliśmy w trójkę z Ivendo na Rhise, ja z bratem i jeszcze jeden gość.

- Czyli nie znasz załogi tego towarowca? - pomimo zasłaniającego wiele detali skafandra dziewczyna wyczuła intuicyjnie, że Corey znów zesztywniał - Poznałaś ich dopiero podczas lotu?

- Owszem, ale wydają się w porządku - odpowiedziała ostrożnie Anna - Mogli odmówić udziału w akcji, a mimo to wylądowali na oślep, w tej zawiesinie, o mało nie rozbili przy tym statku.

- Faktycznie, to autentyczne bohaterstwo... albo determinacja - odparł powoli mężczyzna. Anna nie była tego pewna, ale odniosła wrażenie, że w tonie wicedyrektora pojawiła się nutka sarkazmu - Lekki towarowiec wystarczy, żeby wziąć na pokład do kilkunastu ludzi. I ładunek.

- Jaki ładunek? - zapytała nie rozumiejąc sensu tej wypowiedzi.

- Nieważne - Corey uciął pytanie machnięciem uzbrojonej w pistolet dłoni - Chodź ze mną, zaprowadź mnie na lądowisko. Chcę obejrzeć jak najszybciej ten wasz stateczek.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 10:25, 06 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.18, tunel komunikacyjny Maglev-17

Posykujący z bólu Max obejrzał się za siebie, ponad ramieniem. Jego zdesperowany wyrok napotkał szeroką rampę biegnącą gdzieś w górę, na wyższy poziom kompleksu, zapewne na położony gdzie wyżej podziemny parking.

Słysząc ostry trzask upadającej szafki stanął na szeroko rozstawionych nogach, chociaż ból promieniujący z rany omal nie odebrał mu przytomności. Podniósł laser prawą ręką opierając go o biodro, w lewej trzymał pistolet.

Spomiędzy białej chmury gaśniczej pianki wychynęły ludzkie nogi oraz oblepiony gęstą substancją zarys pistoletu maszynowego. Sekundę później Max ujrzał pierwszego napastnika, próbującego otrzeć wizjer z piany i dojrzeć jak najszybciej ofiarę.

Inżynier nie dał mu ku temu żadnych szans. Zaczął strzelać z obu broni jednocześnie, niczym jakiś heros z federalnych filmów propagandowych kręconych masowo podczas ostatniej wojny z Sakkrami. Dwie pistoletowe kule chybiły celu, wbiły się z wizgiem w ścianę szatni, ale nitka laserowego światła ugodziła rzekomego ratownika prosto w tors, przepalając gruby kombinezon i odrzucając mężczyznę w tył w groteskowo zwolnionym tempie, charakterystycznym dla ruchów wykonywanych w środowisku o niskiej grawitacji. Uwolniony ładunek energii kinetycznej cisnął ciałem napastnika z powrotem w lepką chmurę piany, jego pistolet maszynowy zaterkotał, kiedy palec mężczyzny zacisnął się spazmatycznie na spuście broni.

Max cofnął się czym prędzej za futrynę, nie chcąc wystawiać się na przypadkowe trafienie. Zerknął raz jeszcze w stronę rampy parkingowej, pogrążonej w półmroku dającym złudne poczucie bezpieczeństwa - złudne, ponieważ fałszywi ratownicy posiadali noktowizjery. Inżynier pojął w ułamku chwili jak wielkim ryzykiem byłaby dla niego ewentualna próba ucieczki w górę parkingu.

Pokonując niewielką szatnię napastnicy dotarliby do jej tylnego wyjścia mniej więcej wtedy, kiedy Max byłby w połowie rampy, pozbawiony osłony i wystawiony pod ich lufy niczym hologram na strzelnicy.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 17:11, 06 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.18, podziemna promenada imienia Roodweilera

Robinson i Zarros przyśpieszyli kroku, bo świadomość ludzkiej obecności gdzieś w głębi promenady dodała im znienacka ożywienia. Obaj nasunęli na oczy noktowizory, doskonale sprawdzające się w ciemnym otoczeniu pozbawionym sprawnych systemów energetycznych.

Ślady w pylistym podłożu prowadziły środkiem tunelu wprost ku kopule stanowiącej siedzibę mariposańskich instytucji korporacyjnych. Nathaniel pochylił się przy jednym z nich na chwilę, spoglądając na widniejący obok odcisku buta prostokątny mały ślad, który Mikaelowi z niczym się nie potrafił skojarzyć.

- Coś nie tak? - zapytał Zarros, nieco zaniepokojony wstrzymanym marszem i dziwnym zachowaniem towarzysza.

- Nie, wszystko gra - odpowiedział Robinson podnosząc się z kolan - Chodźmy dalej.

Szeroki korytarz przeszedł nagle w rozległą kopułę, której przeszklona górna część wyrastała ponad poziom księżycowego gruntu. Mikael gwizdnął przez zęby widząc liczne budynki wznoszące się na podobieństwo miejskich tarasów ku sklepieniu budowli, połączone przerzuconymi wysoko w górze pomostami i torami kolejki.

- Powinno tu ocaleć sporo ludzi, temperatura wciąż mieści się w normie - orzekł Nath rozglądając się po zamkniętych szczelnie roletach w biurowych kompleksach - Najpewniej są zamknięci w głębi pomieszczeń, tego rodzaju biura posiadają awaryjne systemy podtrzymywania życia, dokładnie takie same jak u naszego senatora. Coś mi mówi, że ratownicy wyciągną stąd całą masę przerażonych, ale żywych ludzi.

- I Bogu dzięki - odparł szczerze Mikael - Rzygać mi się chce na wspomnienie tamtego sklepu...

Nath skinął ze zrozumieniem głową, poklepał towarzysza po ramieniu chcąc mu dodać tym gestem otuchy. Otworzył co prawda usta, by coś jeszcze powiedzieć, ale zamknął je dostrzegając poruszenie gdzieś z przodu.

Dostrzegł grupkę pięciu czy sześciu osób wychodzących przez hermetyczny właz jakiegoś korporacyjnego budynku. Krawędzie nieregularnego otworu wejściowego pulsowały poświatą na szkłach noktowizora, wciąż jeszcze gorące po użyciu wysokoprężnego palnika do cięcia metalu. Trzy pierwsze postacie były na zewnątrz budynku, na szerokiej ulicy przecinającej w poprzek kopułę.

Dwie inne właśnie wychodziły ze środka, trzymając między sobą trzecią postać, wiszącą bezwładnie w ich ramionach.

- Wyciągają najciężej poszkodowanych! - ucieszył się Mikael robiąc krok do przodu z zamiarem zwrócenia na siebie uwagi ratowników. Nath osadził go w miejscu tknięty złym przeczuciem.

Chwilę wcześniej odniósł wrażenie, że jeden z idących przodem ratowników oparł się w trakcie marszu o jakiegoś rodzaju broń, dowodem ku temu mógł być charakterystyczny znak w pyle znaleziony tuż obok odcisku buta, przywodzący Robinsonowi na myśl spodnią część kolby.

Wiedząc, czego w pierwszej kolejności szukać, Nathaniel natychmiast zauważył, że piątka sprawnych fizycznie postaci nosiła broń długą, chociaż ze względu na sporą odległość mężczyzna nie potrafił rozpoznać jej typu.

Chociaż planetarne służby ratunkowe zazwyczaj należały do systemowej Obrony Cywilnej i posiadały z tego tytułu ograniczony dostęp do broni, Nath nie potrafił sobie wyobrazić powodu, dla którego na Mariposie mieliby lądować uzbrojeni ratownicy.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 19:17, 06 Cze 2009
Freeks
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław/Świdnica





-Jednego mniej - jeszcze tylko ośmiu. Kurna, łatwizna Gnojki! Rampa, pewnie na parking. Dobrze byłoby się tam bronic, dużo wozów, wraków, może trupy wśród których będzie można się ukryć...

Innego wyjścia pewnie nie ma? Jak ten trup opróżni już magazynek, To przyczaję się przy futrynie, by dawała mi jakąś osłonę i spróbuję kolejnego ściągnąć. Albo ruszą szturmem dwóch - trzech, albo znów jednego poślą. Przyszpilić ich ogniem i zwiewamy na rampę. Pierwszy który wejdzie na widok spotka sie z kulami, gdy będę szedł po rampie. Później latarką w oczy. Jak przyszpilą jednak ogniem to padam na ziemię, omiatam im wizjery lornetką i strzelam. Na parkingu będę prawie bezpieczny, a w szatni to prędzej czy później piana opadnie i cóż...

W każdym razie - Za Federacje! Twisted Evil
(i własne życie, jak się uda Razz)


Ostatnio zmieniony przez Freeks dnia Sob 19:19, 06 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 6:23, 07 Cze 2009
namakemono
Gracz Roku 2009
 
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 838
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna





Robinson znalazł prowizoryczną zasłonę i pociągając za sobą Zarosa przyklęknął za nią. Nie miał zamiaru zostać zauważonym przez tych pseudoratowników zanim się nie dowie, o co tu chodzi.

– Mikael, posłuchaj mnie uważnie. Wrócisz na Aurorę i dopilnujesz, żeby wystrzelono kolejną boję komunikacyjną. Nie ufaj nikomu, poza załogą Aurory. Musisz przekazać na orbitę, że na miejscu katastrofy operują uzbrojeni ludzie w kombinezonach służb ratunkowych. Tak więc prawdopodobnie mieliśmy tu do czynienia z zamachem terrorystycznym, który miał na celu wywołanie zamieszania maskującego prawdziwy cel zamachowców. Mam przeczucie, że ten jegomość, którego za sobą ciągnęli, to nie kto inny, tylko pan senator. Być może jest ich celem, a być może tylko ma być przepustką, bo prom z nim na pokładzie z pewnością będzie miał priorytet i nikt nie śmie go zatrzymać. Dlatego należy blokować wszystkie opuszczające miejsce katastrofy statki. Oczywiście jest bardzo prawdopodobne, że zbiry mają wspólników na orbicie, ale ujawnienie ich obecności powinno wystarczająco napsuć im krwi. Musicie pomyśleć co z tym zrobić dalej. A ja pójdę za nimi. Zobaczę dokąd idą, może uda mi się trochę pokrzyżować im szyki.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 14:50, 07 Cze 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Drobna sugestią nieobecnego napomknąć pragnę, że do Niebieskich ptaszków po boje macie bliżej niż do Aurrory.
Bo, że jej nie ma oczywiście wiedzieć nie możecie Sad


Owszem, ale te z Bluebirdów są czyste, a ta Twoja nagrana i na dodatek ciągle podłączona do kompa - z punktu widzenia Natha lepiej jest faktycznie skoczyć na Aurorę, bo w Bluebirdzie nie ma możliwości nagrania na boi własnego komunikatu (ich pokładowe instrumenty przecież nie działają, nie ma karty rozruchowej promu).
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 18:58, 07 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.21, kokpit FCS Aurora

John usiadł z kubkiem kawy w fotelu, tym razem nie bawiąc się w zapinanie uprzęży antyurazowej. Upił wielki haust mocnego napoju i odłożywszy kubek w uchwyt na prawym podłokietniku fotela zaczął stukać w klawiaturę swej stacji roboczej. Zmieniając skalę pomiaru radarowego sprawdził stopień zatłoczenia przestrzeni pomiędzy Ivendo i Mariposą. Z odczytów pracującego na pełnej mocy Simplexa wynikało, że oprócz dwóch ciężkich frachtowców Astral Mining na orbicie parkingowej księżyca znalazło się na razie siedemnaście jednostek ratunkowych: dwanaście lekkich wahadłowców typu Bluebird oraz pięć ciężkich promów transportowych HC-3 Dromader, przewożących na pokładach specjalistyczne roboty do odkopywania zawalisk.

Pierwszy z Bluebirdów, noszący znajomą już nawigatorowi sygnaturę FAS Orfeo, zniknął chwilę wcześniej w chmurach księżycowego pyłu zasłaniających szczelnie krajobraz krateru. Maszyna zeszła w stronę Oculus City po trajektorii wyliczonej w oparciu o wektor startowy Aurory, zmierzając wprost na zwolnione przez Johna lądowisko.

Nawigator ściszył nieco główny komunikator, rozbrzmiewający feerią podekscytowanych ludzkich głosów, napił się kawy, a potem zmienił skalę radaru przyglądając się dalszemu otoczeniu Arrowa. W odległości piętnastu minut lotu zauważył sygnatury szesnastu wojskowych promów wielozadaniowych typu Space King MC-8, lecących w obstawie ośmiu Hammerheadów. Baza danych Aurory nie udostępniała danych technicznych maszyn wojskowych, ale John obliczył na podstawie swej praktycznej wiedzy, że lecące w stronę Mariposy Space Kingi mogły przewozić na pokładach w sumie ponad czterystu żołnierzy ze służb inżynieryjnych Federacji oraz kilkadziesiąt robotów ratunkowych.

Niską orbitę Ivendo opuszczały w tym samym czasie następne promy ratunkowe ściągnięte przez Kontrolę Lotów, liczące ponad pięćdziesiąt maszyn HC-3 Dromader w wersji pasażerskiej, zdolne zabrać na pokład pięćdziesiąt osób jednocześnie. John odetchnął z ulgą widząc te ikony migoczące na ekranie radaru - odległa o kilkadziesiąt minut lotu armada wystarczała w zupełności, by wywieźć z Oculusa wszystkich mieszkańców kolonii.

Ratunek był w drodze i to znaczący. Uwięzieni w kraterze ludzie musieli tylko przetrwać następną godzinę. John westchnął ciężko na myśl o dantejskich scenach rozgrywających się teraz w podziemnych sekcjach kolonii, zwiększył głośność komunikatora nasłuchując radiowych transmisji ratowników.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 21:37, 07 Cze 2009
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Miszczu jeszcze jedno przypomnienie - nie chce się im mieszać w akcję, ale przypominam o potrzebie usunięcia tego TIIIIIIT pyłu. Znacznie to przyspieszy przepustowość w zrzucie ratowników.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 21:50, 09 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.21, tunel komunikacyjny Maglev-17

Chociaż od zastrzelenia pierwszego napastnika minęły zaledwie trzy minuty, podniecony Max przekonany był, że czeka na kolejny ruch anonimowych zabójców dobrą godzinę z okładem.

Atak nie nastąpił, ku jego ogromnemu zaskoczeniu. W pewnym momencie chmura opadającej powolutku piany poruszyła się zdradzając czyjąś obecność, toteż inżynier wystrzelił dwa razy z lasera prosto w jej środek, w dzikiej nadziei na trafienie niewidocznego celu. Czy faktycznie mu się to udało, nie miał pojęcia, za to chwilę później wystające z piany nogi pierwszej ofiary zniknęły nagle wciągnięte za próg szatni wiodący ku peronowi.

Max przełknął mimowolnie ślinę, dopiero teraz uświadamiając sobie, że padł nieoczekiwanie ofiarą zamachu na swoje życie, zaatakowany przez zupełnie mu obcych ludzi w uniformach ivendońskich służb ratunkowych.

Otarł się o śmierć, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Gdyby nie zareagował w instynktowny sposób i z niebywałym refleksem, którego istnienia nawet u siebie nie podejrzewał, pewnie leżałby już martwy na peronie stacyjki, przeszyty kulami wystrzelonymi z automatów napastników.

Kim byli ci ludzie? Dlaczego nosili broń i gotowi byli w tak bezwzględny sposób jej używać? Maxowi stanęły natychmiast przed oczami potrzaskane płyty układów sterujących antygrawitacyjnymi kompensatorami. Na ich widok od razu zaczął podejrzewać akt sabotażu, ale nigdy nie przyszłoby mu na myśl, że chwilę potem ktoś dokona brutalnego zamachu na jego życie.

Fakt, że właśnie zastrzelił jednego z tych drani tylko nieznacznie poprawił mu humor.

Max orientował się nieco w sytuacji politycznej okolicznych systemów i wiedział, że rejon Ivendo należał do relatywnie bezpiecznych obszarów. Terroryści pokroju kinseyowców czy religijni fanatycy należeli tu do autentycznej rzadkości, bo federalna flota i służby bezpieczeństwa bardzo skrupulatnie strzegły ładu i porządku w tej części podsektora. Z tego samego powodu Max nie potrafił zbytnio uwierzyć w operację antyfederalną zmontowaną przez wrogi ludziom wywiad obcej cywilizacji - takie incydenty się rzecz jasna zdarzały, ale Mariposa wydawała się wyjątkowo nieprzystosowana do spektakularnej w skutkach operacji odwetowej.

Nie, instynkt podpowiadał inżynierowi, że chodziło tutaj o zupełnie coś innego.

W szatni nic się nie działo, toteż inżynier postawił na szali swe życie, odłożył pod ścianę laser, a potem zaczął szaleńczymi ruchami przeładowywać pistolet. Miał co prawda w magazynku jeszcze dwie kule, ale wolał założyć nowy, pełny, by w razie nagłego zagrożenia nie tracić na to czasu w środku strzelaniny.

Przeładował pistolet, uśmiechnął się w diaboliczny sposób czując ściekające po twarzy krople potu. Jeden nabój w lufie, osiem w magazynku i bateria na dwadzieścia cztery strzały w laserze.

No, chodźcie, skurczybyki!


Minęły następne dwie minuty, ale po prześladowcach Maxa zaginął wszelki ślad.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 0:13, 10 Cze 2009
Karina
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kresh'ta
Płeć: Kobieta





Wiedziała zawsze o tym, że kobieta jest zmienną, ale jeszcze nigdy nie zmieniała swojego zdania o kimś w tak błyskawicznym tempie tak wiele razy. I to tak skrajnie. Ten mężczyzna wywoływał u niej masę przeciwnych odczuć, których sama nie potrafiła do końca zrozumieć. I zaczęło ją to trochę niepokoić, bo przeważnie kierowała nią intuicja, która podpowiadała jej, co robić, a teraz- nic. Pustka. Co prawda zdarzało jej się już tracić dla facetów głowę, nawet dosyć często, ale teraz? Nie, nie, nie. W żadnym wypadku. Problem tkwi gdzie indziej. Jeśli nie w niej, to w Gordonie Coreyu.

Dostrzegała w nim jakąś przebiegłość, tajemniczość. I inteligencję, cholernie wysoką inteligencję. Nie potrafiła odgadnąć jego zamiarów i najwidoczniej on sobie tego nie życzył. Przez cały czas miała wrażenie, jakby nią sterował. Obydwoje mieli broń, ale on miał przewagę. Wiedziała to i czuła, że on też to wie.

O czym niepokojącym mówił? Dlaczego taka była jego reakcja na obcy statek, na to, że Zarros mogła nie znać załogi? Skąd ta nieufność dla grupy ratowniczej? Coś tu nie gra. Czuła, że coś pomija, coś kluczowego. Tylko co?

Widziała, że mężczyzna od początku był nieufny. Ale nie ze zwykłego strachu, jak ona. Trzymał na biurku broń, bez powodu? I te pytania. One nie były przypadkowe, kierował je na coś konkretnego, coś zakładał już od początku.

Pytał, czy spotkali żywych ludzi... Kto może zagrać w takiej sytuacji, przy tylu ofiarach?

Olśniło ją. Więc jednak terroryści?

Wcześniej nie dopuszczała do siebie tej myśli na poważnie. To był czarny scenariusz. Coreyowi nie ufała z czystego strachu, a porównała go do terrorysty tak naprawdę tylko przez moment, wyolbrzymiając sytuację i nie przykładając do tego żadnej wagi.

A teraz zaczęła dostrzegać drugie dno tej sprawy. Wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało. Skąd miała wiedzieć, po której on jest stronie? To, co mówił wskazywało na to, że po tej "dobrej", ale nie mogła mieć pewności, czy nie mówił tego właśnie po to, by mu zaufała.

-Dobrze, chodź - powiedziała kierując się do wyjścia. Wiedziała, że musiała się zgodzić, ale chciała jak najbardziej przedłużyć drogę do statku.

-Powiedz mi, o jaki ładunku mówiłeś.


Ładnie, naprawdę! Elegancko rozpisany wątek psychologiczny, podoba mi się!


Ostatnio zmieniony przez Karina dnia Śro 9:58, 10 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 0:20, 10 Cze 2009
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





8 lutego 2309, godz. 11.25, dzielnica korporacyjna Oculus City

Nathaniel odczekał, aż wycofujący się ostrożnie Mikael zniknie w głębi promenady, nie spuszczając przy tym z oczu grupy ludzi kręcących się przy wejściu do korporacyjnej dyrekcji. Prowadzony przez ratowników człowiek miał na sobie taki sam kombinezon jak oni, ale wydawał się nie należeć do zespołu, bo Nath mógłby przysiąc, że mężczyzna stawiał trzymającym go pod ramiona ratownikom opór.

Chwilę później Robinson zyskał potwierdzenie dla swych podejrzeń. Szamotanina przy wejściu nagle ustała, bo jeden z ratowników uległ w końcu emocjom i zdzielił więźnia w kark kolbą broni. Bezwładny człowiek został szybko powleczony w głąb bocznego tunelu, osłaniany przez trzech pozostałych napastników, omiatających otoczenie wokół siebie lufami automatycznych karabinków. Nathaniel pozostawał przez cały czas w bezruchu, w ciemnym kącie przy jednym z biur, toteż odetchnął z ulgą uświadamiając sobie, że grupa podejrzanych osobników oddaliła się spod biura senatora nie zauważywszy wcale jego obecności.

Trzymany w rękach laser, taki sam CL-14 jak broń zabrana z Aurory przez Maxa, ciążył mężczyźnie miast przynieść mu otuchę. Robinson wyczuwał poważne zagrożenie, nie tylko dla siebie, ale i życia wielu innych ludzi wokół, posiadał jednak bardzo mało informacji taktycznych, by podjąć zdecydowane działanie. W oficerze pokładowym cywilnej floty odzywał się ponownie były żołnierz dywizji planetarno-desantowej. Stawiając ostrożnie kroki posuwał się do przodu wzdłuż ściany, gotów przywrzeć do niej na widok powracających intruzów.

W kopule panowała cisza przerywana jedynie poskrzypywaniem nadwerężonych metalowych dźwigarów wspierających jej masywne ściany. Nath dotarł do skrzyżowania ulicy z tunelem, w który zagłębili się uzbrojeni ludzie, wystawił za róg ściany głowę zerkają szybko w tamtym kierunku.

Dostrzegł jedynie zniekształcone malejące cienie rzucane na bok tunelu przez lampy, świadczące o obecności oddalających się szybko ludzi.

Robinson wyślizgnął się zza narożnika, przyklęknął na jedno kolano, by pomniejszyć w razie nagłej strzelaniny swą sylwetkę, zmarszczył czoło myśląc gorączkowo nad kolejnym posunięciem.

Na wprost siebie, po przeciwnej stronie skrzyżowania, widział ciemny otwór wycięty w śluzie biura za pomocą ciężkiego palnika. Z odczytów skafandra wynikało, że w kopule panowała bardzo niska temperatura, zresztą Nath odczuwał ten chłód pomimo grubej warstwy ochronnego tworzywa, z którego wykonano jego strój. Napastnicy wyprowadzili z biura jedynie senatora, to zaś pociągało za sobą pełne niepokoju pytanie o los jego współpracowników.

Mężczyzna przekręcił głowę w bok, spojrzał znów w głąb tunelu nie potrafiąc zdecydować, gdzie ruszyć.
Zobacz profil autora
TR - Godzina Chwały
Forum RPG online Strona Główna -> Traveller
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 17 z 34  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 16, 17, 18 ... 32, 33, 34  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin